OK, to pomówmy trochę więcej o reinkarnacji.
O badaniach Iana Stevensona słyszałem już dość dawno i są one tym, co mnie w dużej mierze przekonuje do uznania reinkarnacji.
Tym bardziej, że nie był on jedyną osobą, która takie badania prowadziła - nauka wymaga tego, aby badania zostały powtórzone przez innych, niezależnych naukowców, i ten warunek został tutaj spełniony. Również niektóre z twierdzeń "odrodzonych" osób były nagrywane przed ich zweryfikowaniem (czyli pierwszym kontaktem z rodziną osoby zmarłej, o której "odrodzony" twierdził, że jest jej wcieleniem).
Artykuł z Wikipedii informuje, że "Skeptics and the scientific community in general consider reincarnation research to be pseudoscientific" i żeby być uczciwym względem siebie, zapewne się zapoznam prędzej czy później z krytyką prac Stevensona (choć oba linki z Wiki do niczego konkretnego nie prowadzą).
By the way, wiem, że Wikipedia nie jest żadną wyrocznią (
http://pl.wikipedia.org/wiki/Henryk_Batuta). Sceptyczne podejście jest ważne
.
Także spośród różnych buddyjskich hipotez, wstrzymuję się co do oceny istnienia mocy siddhi oraz kosmologii (31 sfer egzystencji i istot je zamieszkujących). Natomiast reinkarnację mogę uznać za taką tymczasową hipotezę (wystarczająco prawdopodobną jako taką, choć bez ustalenia jeszcze szczegółowego modelu tego procesu).
Również pozostałą "wielką piątkę" Charlesa T. Tarta pozostawiam w sferze zbyt daleko idących spekulacji, tym bardziej, że nie miałem sposobności zapoznać się z zawartością jego książki "The End of Materialism". A chyba warto, biorąc pod uwagę jego osiągnięcia na polu "prawomyślnej" nauki (
http://blog.paradigm-sys.com/wp-content ... t-vita.pdf). Wiadomo, referencje i publikacje nie gwarantują poprawności twierdzeń, ale przynajmniej zwiększają wiarygodność autora, chociażby zwiększając motywację do zapoznania się z pracami (nie jest to ktoś przypadkowy, ale znający naukową metodologię).
108Adamow pisze:W zależności od odkrytego modelu reinkarnacji niezadowoleni są również albo hinduiści (bo model odkryty jest buddyjski) albo buddyści (bo mamy dowód na istnienie atmana). Każdy może sobie dopowiedzieć, przez 5 min dumając, jak będzie wyglądał świat po tej rewelacji.
Czy z takiego samego powodu, że Kościół katolicki nie uznawał kosmologii Kopernika powinniśmy powiedzieć, że teorie Kopernika nie powinny były ujrzeć światła dziennego? Bo któraś ze stron w konflikcie mogłaby być niezadowolona?
Poza tym badania Iana Stevensona jakoś nie wydają się faworyzować żadnego z tych modeli. Trochę brakuje im szczegółowości w tych kwestiach, a tym bardziej teorii wyjaśniającej te zjawiska. Badania te bardziej usiłują wyjaśnić kwestię fundamentalną (coś na zasadzie "to w końcu jest ta reinkarnacja czy jej nie ma?"), nie wdając się w szczegóły, tylko bardziej zdroworozsądkowo zabierając się "od początku".
Na przykład badania te wskazują, że wcale nie jest tak trudno osiągnąć ponownie ludzkie odrodzenie:
As a student of Tibetan Buddhism, I’ve heard the story many times, I bet you’ve heard it too, it was used to say that you’re really luck to get a human reincarnation. [...] I mean, these kids remember very ordinary kinds of lifetimes. So I appreciate the idea that it is good to encourage people to practice when they have the opportunity, but if you are encouraging them with a theory that is false as far as the facts go, I think it’s time to change that particular theory and this is also an example of how basic scientific methods can interact with spiritual beliefs and start to refine them, start to make them more discriminating.
Również nie wygląda na to (przynajmniej nie znalazłem takich szczegółów), aby cokolwiek jego badania mówiły o ludziach, którzy uzyskali ludzkie odrodzenie, będąc wcześniej wcielonymi jako zwierzęta. (A uznanie zwierząt za czujące istoty to raczej ważny element buddyjskiego współzależnego powstania, o ile dobrze rozumiem jego podstawowe założenia).
Zastanawiało mnie niejednokrotnie, w jaki sposób, według buddyjskich teorii, zwierzęta mogą sobie zapracować na ludzkie wcielenie, poprzez wytworzenie odpowiedniej karmy. Tak się domyślam, że aby była jakakolwiek karma, musi być działanie wolicjonalne (związane z "wolną wolą" - o ile w ogóle jest coś takiego jak wolna wola). Jeśli nie ma wolnej woli, to nie ma również odpowiedzialności za swoje czyny, a prawo karmy to prawo uwzględniające nagrodę i karę (przyjemne skutki właściwych działań i nieprzyjemne niewłaściwych). Chyba, że wolna wola nie jest potrzebna do wytworzenia karmy? A jeśli jest, to w jaki sposób np. mrówka może postępować właściwie lub niewłaściwie, skoro nie ma świadomości, może ma jakiś umysł, ale bazujący tylko na nieświadomych instynktach.
Samo stwierdzenie o istnieniu wolnej woli można próbować obalić. Przykładowo, moralna decyzja (np. o zabiciu bądź nie, we własnej obronie) może wynikać z aktualnie zachodzących w mózgu procesów (wiedzy na temat otoczenia, w którym się ktoś znajduje podejmując daną decyzję; reguł moralnych obowiązujących w środowisku i wynikających z własnego doświadczenia, przemyśleń etc.). To zaś zależy od wcześniejszych czynników i tak możemy się cofnąć do tego, co podstawowe, czyli środowiska, w którym się przyszło wychować (środowiska się nie wybierało, zależy ono od miejsca zamieszkania rodziców i ich doświadczenia) oraz genów (to znów jest zależne od rodziców i czynników "przypadkowych", odpowiedzialnych za różnice między genem rodzeństwa).
Dalej, można próbować zadawać sobie pytanie o wcześniejsze przyczyny, i tak docieramy do pytania z dziedziny fizyki i astronomii, czyli poszukiwanie teorii wyjaśniających sam początek wszechświata i jego prawa (szukając kwantowej teorii grawitacji czy próbując wytłumaczyć, dlaczego początkowy wszechświat miał tak niską entropię, albo bardziej abstrakcyjnych rzeczy, np. jaki jest związek praw matematycznych z fizyką, skoro matematyka jest dziedziną całkowicie abstrakcyjną, a fizyka jednak mówi o prawach w obserwowalnym wszechświecie, używając praw matematycznych; to taka dygresja
).
Także prawo karmy trochę mnie zastanawia w kontekście badań Stevensona. Najwięcej (i to sami autorzy zauważają) jest przypadków osób, które zginęły śmiercią tragiczną. Takie osoby mogą mieć fobie (np. związane z mostami, jeśli ktoś się utopił po upadku z mostu). Ich tragiczna śmierć nie musiała być ich winą (mogła być przypadkiem), a fobie w kolejnym życiu są już rzeczywistym cierpieniem (w sferze psychiki). Choć pewnie dałoby się jakoś to wyjaśnić przyczyną tragicznej śmierci w niewłaściwych czynach w poprzednim lub jeszcze wcześniejszym życiu, choć to nie wynika z badań Stevensona.
Brakuje mi takiej rzeczowej dyskusji (jeśli ktoś zna tego rodzaju materiały, to chętnie się z nimi zapoznam), która byłaby przeprowadzona pomiędzy zagorzałymi przeciwnikami i zwolennikami reinkarnacji. W końcu taki wywiad, jak zacytowany przez 108Adamow, jest przeprowadzony przez osobę sympatyzującą (przynajmniej do pewnego stopnia) z poglądami osoby, z którą wywiad jest przeprowadzany. A w takiej sytuacji mało jest prawdopodobne, żeby któraś ze stron na siłę doszukiwała się dziury w całym, próbowała znaleźć słabe punkty teorii itd. A tylko w ten sposób, czyli nie bojąc się trudnych pytań i nie zbywając ich, da się szukać prawdziwych odpowiedzi.
108Adamow pisze:A jeśli się zajmujemy, to i tak nas nikt z getta para- nie wypuści, o Nature raczej nie ma co marzyć. Przynajmniej na razie.
Zacytuję tutaj fragment odnośnie hipnozy (
http://pl.wikipedia.org/wiki/Hipnoza), która też była uznawana za pseudonaukę, a teraz jest naukowo udowodniona (ostatnio widziałem nawet artykuł o hipnozie, jeśli dobrze pamiętam to w polskim wydaniu "Scientific American", czyli "Świata nauki", ale musiałbym poszukać):
W kręgach New Age (Ruchu Nowej Ery) hipnoza bywa przedstawiana jako przykład tajemniczego zjawiska, które dawniej było negowane przez naukowców (a przynajmniej uznawane za całkowicie nieznaczące)[17], a zajmujący się nim badacze byli wyśmiewani. Natomiast obecnie zjawisko to jest przedmiotem poważnych badań naukowych. W związku z tym argumentuje się, że podobnie może być z innymi zjawiskami negowanymi lub lekceważonymi przez współczesną naukę, takimi jak opętania (i ich terapia za pomocą egzorcyzmów), reinkarnacja i wieloma innymi.
Na koniec jeszcze wspomnę o dwóch ciekawych rzeczach, które znalazłem, czytając na ten temat. Jedna z nich to " Children who speak of memories of a previous life as a Buddhist monk" (
http://www.hi.is/~erlendur/english/cort/monks.pdf). Jest to o tyle interesujące, że dotyczy mnichów Theravady, gdzie nie ma tradycji tulku.
Druga to cytat z wywiadu podanego przez 108Adamow (
http://www.buddhistgeeks.com/2010/07/bg ... t-century/).
“The view that all mental processes are necessarily physical processes is a metaphysical assumption, not a scientific fact.”
Czym w takim razie są, jeśli nie fizycznymi procesami? Jak je badać? I jaki jest ich związek z fizycznymi procesami (czyżby wprowadzało to dualizm rzeczywistości, procesy fizyczne vs mentalne)? A przede wszystkim, jak zweryfikować, czy rzeczywiście istnieją?
miluszka pisze:Dla mnie dowodem na istnienie siddhi jest chociażby mój Nauczyciel, który zwykł dzwonić do mnie czy do mojej koleżanki wtedy, jak miałyśmy kłopoty. Wiedział o tym, choć był wtedy w Singapurze czy Sikkimie.( to prawda - nieskromnie powiem, że mam bardzo mocne związki z Nauczycielem). Przypuszczam, że gdyby wiedział o istnieniu fundacji Randiego, to by się bardzo śmiał i powiedział, że ci, co wierzą i tak wierzą, a ci, co nie wierzą, nie uwierzą, choćby się o to potknęli.
Czy nie mógł to być zbieg okoliczności? Albo fałszywe wspomnienie (
http://pl.wikipedia.org/wiki/Fa%C5%82szywe_wspomnienie)? Lub może autosugestia (
http://pl.wikipedia.org/wiki/Autosugestia)? Tego rodzaju wydarzenia mogą być dowodami dla konkretnych osób, nie mogą jednak stanowić dowodów obiektywnych (w żaden sposób nie da się ich odtworzyć czy zweryfikować). A biorąc pod uwagę wyżej wspomniany proces psychiczny (powstawanie fałszywych wspomnień czy nawet zwykłe zbiegi okoliczności) mogą nie być prawdziwymi dowodami również dla tej konkretnej osoby.
A skoro ci, którzy nie wierzą, nie uwierzą, choćby się o to potknęli, to po co Budda nauczał innych ludzi? Przecież nie wierzyli w cztery szlachetne prawdy (skoro jeszcze nikt ich nie głosił, a sami nie byli pratyekabuddami). To by był determinizm taki, jak u kalwinów (u których tylko łaska Boga jest potrzebna do zbawienia; łaska zależy tylko od Boga; pozbawieni łaski zostaną skazani na wieczne męki - to takie uproszczenie, mam nadzieję, że nie zbytnie, ich doktryny o predestynacji).