108Adamow pisze: (choć omijasz tu problem emocji wywoływanych fizjologicznie: co z patologicznym gniewem osoby z uszkodzonymi czołowymi płatami mózgu? Nadpobudliwością chorego na tarczycę? Pożądaniem wynikającym z zaburzeń działania gonad?).
Nie wiem czy rozumiem dokładnie jaki jest cel Twojego wątku - na neurobiologii się nie znam. Zapewne to połączenie umysłu z ciałem i ich wpływanie na siebie jest faktem. Od zarania dziejów ludzie zmieniali swoje stany umysłu poprzez różne rzeczy związane z ciałem. Ciało (nirmanakaja) jest jednym z wymiarów naszej egzystencji, ale nie jedynym. Jest jeszcze sambhogakaja i dharmakaja natomiast nie są one od siebie oderwane, czy jakoś dualne wobec siebie.
Kwestia kontroli emocji jest utopią i brnięciem w różne iluzję. Tym głownie napędza się samsara - znalezieniem sposobu, żeby zawsze czuć się dobrze, poprzez dostarczenie uwarunkowanych bodźców. Na ile coś takiego starcza? Nie lepiej przyjżeć się sobie, temu jak w nas powstaje przywiązanie i do czego doprowadza? Kiedy umysł nie jest już tak bardzo uwiązany to nawet jeżeli pojawia się gniew nie jest on problemem, ponieważ nie pójdą za nim negatywne czyny, a kiedy pojawi się pożądanie nie oznacza iż automatycznie zawładnie ona całym ciałem. Czy taka forma wolności to na początek naprawdę mało?
Oczywiście, ze mało, bo człowiek uważa, że szczęście oznacza iż ciągle się czuje przyjemnie i dobrze.
No i niestety, takie myślenie jest przyczyną znacznej ilości kłopotów głównie dlatego, że nie można utrzymać stanu uwarunkowanego 'dobrze'
To też jest odpowiedź "dlaczego?" Dlatego, że się ma niewłaściwe widzenie a znim, działa się niewłaściwie co końcem daje efekt...jak się łatwo domyslec - niewłaściwy aka cierpienie.
Ma się to nijak do pacjenta z uszkodzonym mózgiem, ale może tyczyć się do pacjenta z tarczycą i gonadami oczywiście
Generalnie, jeżeli chodzi o leczenie poważnych problemów z ciałem i umysłem nie wydaje mi się, abyśmy na forum mieli wystarczające środki i wiedzę, aby takie problemy rozwiązać
108Adamow pisze:
Zauważ: nie pytam w opisywanym modelu o źródło emocji. Pytam o czynniki je wywołujące. To coś innego: nie JAK działają i powstają, ale DLACZEGO. Na pytanie JAK odpowiadasz. Pytanie DLACZEGO to pytanie o powód, dla którego nastąpiło to, co opisujemy w JAK. Co było we współzależnej rzeczywistości przyczyną reakcji emocjonalnej.
Na to "dlaczego?" to jest jeszcze inna bardziej denerwująca odpowiedź
- ze względu na karmę, a ta ze względu na niewiedzę czyli nierozpoznawanie własnej natury.
Co jest pierwszym ogniwem współzależnego powstawania?
Tak buddyzm wygląda w telegraficznym skrócie, niestety, bardzo prosto - "zniweluj niewiedzę, nie będziesz miał problemu - zakończysz cierpienie."
108Adamow pisze:
Dlatego też rodzi się pytanie o opanowanie bodźców powodujących emocje. Nie siedzimy ćwiczebnie bez ruchu, w stabilnym pod względem odgłosów, oświetlenia, dotyku kontekście bez przyczyny. Zalecenia życia monastycznego redukują explicite źródła bodźców, 'podniet'.
Nie jestem mnichem więc nie podążam za zaleceniami życia monastycznego i nie mam jak się wypowiedzieć w tym zakresie. Napewno więcej tutaj powie Har-Dao. Z kwestii które znam, to po prostu temat jest taki, że odpowiednie pozycje ciała, światło, kolory, zapachy itd. wpływają na umysł korzystnie w kontekście medytacji dlatego się ich używa do wspomagania praktyki.
Różne szkoły buddyjske tutaj do tego podchodzą. W ramach ścieżek transformacji, na przykład, organiczanie źródła bodźców będzie działaniem na szkodę ścieżki.
108Adamow pisze:
Uważam, że zupełnie niedoszacowane są czynniki fizjologiczne w kontekście koncepcji tzw. 'umysłu' i 'ego' używanych w buddyzmie. Wynika to z oczywistych powodów historycznych: praktykujący jogin widział, co się dzieje, widział przyczyny tego, co się dzieje, ale bez specjalistycznego zaplecza nie potrafił powiedzieć, DLACZEGO dana akcja powoduje daną reakcję. Neurologia, endokrynologia czy ogólnie fizjologia dała nam nieprawdopodobne narzędzia odpowiadające na pytania typu 'dlaczego w ogóle medytacja działa?' itd. I nie da się już uciec w dualizm ciało - umysł, gdyż sieć powiązań jest tak wyraźna, że już niezaprzeczalna. Lecz wtedy nie da się już mówić beztrosko o 'konstruktach umysłu'. Bo zamanifestowane działanie umysłu może stać na samym końcu długiego łańcucha procesów.
Myślę, że czynniki fizjologiczne są doszacowane i to znacznie (a na Zachodzie sa bardzo często raczej przeszacowane) ale musiałbyś już wejść tu np. w medycynę tybetańską. A temat jest bardzo szeroki. Masz tam całe spektrum tego co i jak na siebie wpływa - łącznie w wpływem subtelnych energii (pran) płynących w kanałach i czakrach oraz wpływach istot innych klas niż ludzkie. W tym świetle fizjologia to tylko jeden z wielu elementów układanki zwanej życiem. Możliwe, iż ta część buddyzmu da Ci lepsze odpowiedzi nt. gonad i tarczycy niż ta część, która zajmuje się pracą stricte z umysłem
Neurologia, endokrynologia czy ogólnie fizjologia nie posiada narzędzi, które pracowały by z praną czy Nagami, mimo iż posiada inne nieprawdopodobne narzędzia. Aczkolwiek i bez tych nieprawdopodobnych narzędzi fizjologi w buddyzmie jest wiadome dlaczego medytacja działa
więc odpowiedź 'dlaczego medytacja działa' nie jest nowa - jest co najwyżej nowa dla tkzw. Zachodu w ramach narzędzi, które i tak częściowo tylko dotykają zagadnienia.
ps.nie rozumiem tego tematu "uciec w dualizm ciało-umysł". O co tutaj chodzi?