Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

dyskusje i rozmowy tyczące się dharmy buddyjskiej

Moderatorzy: kunzang, Har-Dao, iwanxxx

Awatar użytkownika
ethan
Senior User
Posty: 842
Rejestracja: sob maja 23, 2009 16:01
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Wspólnota Dzogczen
Lokalizacja: Czysta Kraina

Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: ethan »

Tak pisalem z klawiszem w dziale buddyzm tybetanski i sie zaczalem zastanawiac jak blisko osiagnieciu oswiecenia moze byc mozliwosci popadniecia w szalenstwo. Dosc czesto mozna natrafic na wzmianki ze wielcy jogini tuz przez osiagnieciem urzeczywistnienia tudziez osiagania kolejnych stopni realizacji doswiadczali trudnosci w postaci przerazajacych wizji postaci "nie z tego swiata", slyszenia roznych glosow itd. ogolnie cos co mozna by nazwac objawami schizofrenii, jakis omamy lub halucynacje. Sam Budda Siakjamuni w noc przed osiagnieciem oswiecenia atakowany byl przez demona Mare ktory wizjami pieknych niewiast i przerazajacych demonow staral sie go odwiesc od praktyki. Istnieje wiele podobnych relacji z zycia np. Milarepy lub Dodrupczena. Tak sie zastanawiam tez, czlowiek poprzez praktyke medytacji poszerza swoja wizje i moze doswiadczac cos co wydarza sie w innych swiatach np. w pieklach i stad te obrazy. Tez mi sie przypomina takie przyslowie ze "Najciemniej jest zawsze tuz przed wschodem slonca". I wtedy wóz albo przewóz. Albo sie to pokona i osiagnie kolejny poziom realizacji albo zwariuje z nadmiaru wrazen. Taka mozliwosc rowniez istnieje, sam wsrod znajomych buddystow slyszalem o takich historiach kiedy ktos zaczal wariowac, w jednym skrajnym przypadku goscia musieli wywiezc do szpitala psychiatrycznego, niestety nie wiem ja sie ta historia skonczyla. Moze byc to czasem skutkiem wykonywania praktyki w niewlasciwy sposob ale bardziej mi jednak chodzi tutaj kiedy wszystko robi sie w sposob prawidlowy. Czy w zenie albo therawadzie rowniez sie slyszy o czyms takim i mozna natrafic na relacje wielkich mistrzow ktorzy mieli takie trudnosci? Jak do tego ma sie na przyklad przypadek Drukpy Kunleja ktory nawet doswiadczywszy urzeczywistnienia dzialal w sposob przekraczajacy wszelkie normy spoleczne?

I jeszcze zacytuje Klawisza20 zeby wszystko mialo szerszy kontekst:
klawisz20 pisze:"W tej całej sytuacji obawiam się pewnej rzeczy, aby to jakoś naświetlić chciałbym przytoczyć pewną naukę Dalajlamy, który w publikacji tyt. "Jak praktykować, Jak nadać życiu sens" w przekładzie Joanny Grabiak z 2002 r mówi wyraźnie o potrzebie trudności na ścieżce. Dosłownie posługuje się terminem wroga, dzięki któremu wzrastamy, twierdzi, że.." powinniśmy mieć wroga". Inny przykład daje Chogiam Trungpa "Wolność od duchowego materializmu" str. 210, gdzie Milarepa po powrocie do jaskini staje oko w oko z demonami. Być może nawet tak jak w naukach Padmasambhawy skierowanych do Jeszie Tsogyal, gdzie poruszany jest temat rozpedzania przeszkód na ścieżce od strony mentalności. Instrukcja w odniesieniu do nierozdzielności prany i dualistycznego umysłu. Guru Rinpocze mówi, że Tsogial zostanie zaatakowana przez magiczne przejawy demonicznych sił, ich przyczyną bedzie po prostu dualistyczny umysł. Jako metodę poradzenia sobie z tym, Guru mówi o wprowadzeniu strachu i przerażenia na ścieżkę poprzez utożsamienie sie z nimi, w przeciwnym razie staną sie przeszkodą i będą się wzmacniać. Cyt; " Istotne jest więc użycie przeszkód jako ścieżki" Tak więc mysle, że można powiedzieć, że w pewnym momencie rozwoju trzeba chyba stanąć twarzą do trudności."
http://www.jasnesny.wordpress.com
„Nie oce­niaj suk­ce­su człowieka po tym jak wy­soko się wspiął, lecz jak wy­soko od­bił się od dna.”
Awatar użytkownika
Ras
Posty: 377
Rejestracja: śr cze 27, 2012 17:24
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Dzogchen
Lokalizacja: Kraków

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Ras »

Według mnie -> zależy jak podejdziemy do 'demonów' i halucynacji. Daleko mi jeszcze do osiągania takich stanów, ale wydaje mi się, że wystarczy mieć przekonanie, że to tylko złudzenie.
emaho!
podroznik28
Posty: 315
Rejestracja: pn lut 20, 2012 10:27
Płeć: mężczyzna
Tradycja: -

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: podroznik28 »

W buddyzmie tybetańskim praktykuje się wiele recytacji i rytuałów, często mających na celu wyeliminowanie negatywnych sił i przeszkód wizualizowanych w postaci demonów. Podczas wykonywania takich rytuałów praktykujący wyobrażają sobie siebie jako niezwykle potężne i gniewne formy — ma to pomóc w zgromadzeniu energii i wzbudzeniu zaufania w celu przezwyciężenia trudności. Wielki nacisk kładzie się również na techniki medytacyjne służące rozwijaniu miłości i współczucia, w których także używa się wizualizacji.
podroznik28
Posty: 315
Rejestracja: pn lut 20, 2012 10:27
Płeć: mężczyzna
Tradycja: -

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: podroznik28 »

W poście wyżej, którego nie mogłem już edytować powinno być:
W buddyzmie tybetańskim praktykuje się wiele recytacji i rytuałów, często mających na celu wyeliminowanie negatywnych sił i przeszkód wizualizowanych w postaci demonów. Podczas wykonywania takich rytuałów praktykujący wyobrażają sobie siebie jako niezwykle potężne i gniewne formy — ma to pomóc w zgromadzeniu energii i wzbudzeniu zaufania w celu przezwyciężenia trudności. Wielki nacisk kładzie się również na techniki medytacyjne służące rozwijaniu miłości i współczucia, w których także używa się wizualizacji.
- stąd: http://www.berzinarchives.com/web/pl/ar ... dhism.html

Ok więc tak. Jeśli takich praktyk dokonywał to coś musiało pójść nie tak. Coś było z nim nie tak - a nie z tradycją czy też metodą jako taką. Widocznie nie była dla niego.

Powiem tak. IMHO takie praktyki nie są aksjomatyczne, nie są konieczne. To jedna z metod dochodzenia do celu. Akurat Tybetańska Mahajana stosuje takie a nie inne metodologie z przyczyn kulturowo-historyczno-społecznych. Tacy są i robią jak robią.

Są tradycje, które zręczniej potrafią zaprowadzić do celu. Ale każdy wybiera to co mu pasuje.

PS. Post wyżej proszę skasować.
Awatar użytkownika
Asti
Posty: 795
Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Hahayana
Lokalizacja: Łódź

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Asti »

Są tradycje, które zręczniej potrafią zaprowadzić do celu. Ale każdy wybiera to co mu pasuje.
Każda sroka swój ogon chwali ;)

Uważam podobnie ethan, że jest taki moment przed samym oświeceniem, w którym traci się punkt odniesienia i albo się również traci wtedy rozum, albo osiąga się cel. Dla mnie klasycznym zobrazowaniem tego zjawiska jest moment, w którym Budda prosi ziemię i niebo na świadków swojego osiągnięcia - chcąc ugruntować się w tym oszałamiającym momencie.

Niemniej, większości z nas, szaraczków, taka sytuacja nie grozi - szczęśliwe, dobre życie to i tak już wystarczająco duży sukces :)
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
podroznik28
Posty: 315
Rejestracja: pn lut 20, 2012 10:27
Płeć: mężczyzna
Tradycja: -

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: podroznik28 »

Asti pisze:
Są tradycje, które zręczniej potrafią zaprowadzić do celu. Ale każdy wybiera to co mu pasuje.
Każda sroka swój ogon chwali ;)
To nie tak. Każda sroka swój ogon chwali znając tylko swój ogon. Ja zagłębiam się we wszystkie tradycje i je badam. Konkluzja jest taka, że jedni drugich nie zrozumieli skoro są jakieś rzekome różnice. Im bardziej się zagłębiam tym co raz więcej widzę tego, że różnic nie ma - mowa o tym samym jednak właśnie z tego punktu jestem w stanie ujrzeć, że niektóre metodologie są mniej skuteczne od innych - mówię o zręcznych środkach a nie o samym sensie nauk.

Ale masz rację - na każdego działa co innego, z tym że jedna ważna rzecz: powinni być wszyscy tego świadomi i nie tworzyć różnic tylko szanować się wzajemnie.

A co do tego, że przed samym Oświeceniem...nie to nie tak. Ale nic mi do Twojego poglądu. Szkoda energii na sprzeczki.

Pozdrawiam
Awatar użytkownika
Aditya
Posty: 1115
Rejestracja: pn maja 23, 2011 21:13
Płeć: kobieta
Tradycja: buddyzm
Lokalizacja: Wonderland

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Aditya »

ethan pisze:Tak pisalem z klawiszem w dziale buddyzm tybetanski i sie zaczalem zastanawiac jak blisko osiagnieciu oswiecenia moze byc mozliwosci popadniecia w szalenstwo. Dosc czesto mozna natrafic na wzmianki ze wielcy jogini tuz przez osiagnieciem urzeczywistnienia tudziez osiagania kolejnych stopni realizacji doswiadczali trudnosci w postaci przerazajacych wizji postaci "nie z tego swiata", slyszenia roznych glosow itd. ogolnie cos co mozna by nazwac objawami schizofrenii, jakis omamy lub halucynacje. Sam Budda Siakjamuni w noc przed osiagnieciem oswiecenia atakowany byl przez demona Mare ktory wizjami pieknych niewiast i przerazajacych demonow staral sie go odwiesc od praktyki. Istnieje wiele podobnych relacji z zycia np. Milarepy lub Dodrupczena. Tak sie zastanawiam tez, czlowiek poprzez praktyke medytacji poszerza swoja wizje i moze doswiadczac cos co wydarza sie w innych swiatach np. w pieklach i stad te obrazy. Tez mi sie przypomina takie przyslowie ze "Najciemniej jest zawsze tuz przed wschodem slonca". I wtedy wóz albo przewóz. Albo sie to pokona i osiagnie kolejny poziom realizacji albo zwariuje z nadmiaru wrazen. Taka mozliwosc rowniez istnieje, sam wsrod znajomych buddystow slyszalem o takich historiach kiedy ktos zaczal wariowac, w jednym skrajnym przypadku goscia musieli wywiezc do szpitala psychiatrycznego, niestety nie wiem ja sie ta historia skonczyla. Moze byc to czasem skutkiem wykonywania praktyki w niewlasciwy sposob ale bardziej mi jednak chodzi tutaj kiedy wszystko robi sie w sposob prawidlowy. Czy w zenie albo therawadzie rowniez sie slyszy o czyms takim i mozna natrafic na relacje wielkich mistrzow ktorzy mieli takie trudnosci? Jak do tego ma sie na przyklad przypadek Drukpy Kunleja ktory nawet doswiadczywszy urzeczywistnienia dzialal w sposob przekraczajacy wszelkie normy spoleczne?

I jeszcze zacytuje Klawisza20 zeby wszystko mialo szerszy kontekst:
klawisz20 pisze:"W tej całej sytuacji obawiam się pewnej rzeczy, aby to jakoś naświetlić chciałbym przytoczyć pewną naukę Dalajlamy, który w publikacji tyt. "Jak praktykować, Jak nadać życiu sens" w przekładzie Joanny Grabiak z 2002 r mówi wyraźnie o potrzebie trudności na ścieżce. Dosłownie posługuje się terminem wroga, dzięki któremu wzrastamy, twierdzi, że.." powinniśmy mieć wroga". Inny przykład daje Chogiam Trungpa "Wolność od duchowego materializmu" str. 210, gdzie Milarepa po powrocie do jaskini staje oko w oko z demonami. Być może nawet tak jak w naukach Padmasambhawy skierowanych do Jeszie Tsogyal, gdzie poruszany jest temat rozpedzania przeszkód na ścieżce od strony mentalności. Instrukcja w odniesieniu do nierozdzielności prany i dualistycznego umysłu. Guru Rinpocze mówi, że Tsogial zostanie zaatakowana przez magiczne przejawy demonicznych sił, ich przyczyną bedzie po prostu dualistyczny umysł. Jako metodę poradzenia sobie z tym, Guru mówi o wprowadzeniu strachu i przerażenia na ścieżkę poprzez utożsamienie sie z nimi, w przeciwnym razie staną sie przeszkodą i będą się wzmacniać. Cyt; " Istotne jest więc użycie przeszkód jako ścieżki" Tak więc mysle, że można powiedzieć, że w pewnym momencie rozwoju trzeba chyba stanąć twarzą do trudności."
1. A może nie ma czegoś takiego jak choroba psychiczna? Jest tylko zachowanie mniej lub bardziej normalne, zgodne z konwencją, z obyczajami [np homoseksualizm uważano za chorobę psychiczną kiedyś, a jeszcze wcześniej za normę w Grecji]?
2. W mahajanie wszystko jest niczym fatamorgana, czemu więc te wizje nie miałyby być niczym innym?
3. Może te demony to tylko symbole negatywności/splamień, z którymi się "walczy"?

Ad1. Wiem, że już zaraz ktoś odpowie: "Jak to nie ma chorób psychicznych?! A co z ludźmi, którzy smarują ściany kupami?" Po pierwsze to ja się tylko zastanawiam, nie mówię tak, nie mówię nie:) Po drugie, skoro "nie ma nic tak bardzo zmiennego jak umysł", to należałoby uznać pewne odstające od normy zachowania za coś co się pojawia i znika, za kryzysy, które są czymś normalnym i człowiek się z nich podnosi i idzie dalej. Po trzecie, uważam, że jedynie w przypadku gdy osoba stanowi zagrożenie dla innych należałoby ją zamknąć i ewentualnie leczyć.
Motylu!
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
Awatar użytkownika
Asti
Posty: 795
Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Hahayana
Lokalizacja: Łódź

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Asti »

A co do tego, że przed samym Oświeceniem...nie to nie tak. Ale nic mi do Twojego poglądu. Szkoda energii na sprzeczki.
Ja się póki co jeszcze z nikim nie posprzeczałem, więc nie wiem w czym rzecz ;)
Chciałeś powiedzieć, że szkoda czasu na dyskusję?

Objaśnię trochę swoją interpretację - samo doświadczenie nie-ja, doświadczenie swoistej dezintegracji może zakończyć się albo zupełnie nową integracją (oświecenie), albo popadnięciem w obłęd. Nie jest to doświadczenie ugruntowujące, ale rozbijające sztywną konstrukcję koncepcji wraz z jej najważniejszym elementem (ego), co pozbawia psychiki w tym momencie fundamentów. Bez odpowiedniego przygotowania i predyspozycji psychicznych doświadczenie to może prowadzić w moim odczuciu do szaleństwa. Niejednemu mistrzowi w moim odczuciu się solidnie "poprzestawiało". Jakie jest stanowisko theravady w tej kwestii - szczerze mówiąc nie wiem - ale w moim odczuciu trzeba mieć świadomość zagrożeń, jakie niesie za sobą intensywny trening duchowy. Dlatego w moim odczuciu tak ważne jest najpierw solidne ugruntowanie, na poziomie psychologicznym, spójność i stabilna psychika. Bez tych podwalin przedwczesne "doświadczenia" medytacyjne mogą omamić bardziej, wzmocnić projekcje albo zwyczajnie pozbawić delikwenta rozumu. Istotnym dla mnie jest to, że Buddha zanim osiągnął oświecenie był nad wyraz sprawnie funkcjonującym młodzieńcem, nie typem zakompleksionego dziwoląga - i myślę że mu to pomogło. Bez urazy dla zakompleksionych dziwolągów, oni też mają szansę ;)
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
Awatar użytkownika
Aditya
Posty: 1115
Rejestracja: pn maja 23, 2011 21:13
Płeć: kobieta
Tradycja: buddyzm
Lokalizacja: Wonderland

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Aditya »

Asti pisze: Objaśnię trochę swoją interpretację - samo doświadczenie nie-ja, doświadczenie swoistej dezintegracji może zakończyć się albo zupełnie nową integracją (oświecenie), albo popadnięciem w obłęd. Nie jest to doświadczenie ugruntowujące, ale rozbijające sztywną konstrukcję koncepcji wraz z jej najważniejszym elementem (ego), co pozbawia psychiki w tym momencie fundamentów. Bez odpowiedniego przygotowania i predyspozycji psychicznych doświadczenie to może prowadzić w moim odczuciu do szaleństwa. Niejednemu mistrzowi w moim odczuciu się solidnie "poprzestawiało". Jakie jest stanowisko theravady w tej kwestii - szczerze mówiąc nie wiem - ale w moim odczuciu trzeba mieć świadomość zagrożeń, jakie niesie za sobą intensywny trening duchowy. Dlatego w moim odczuciu tak ważne jest najpierw solidne ugruntowanie, na poziomie psychologicznym, spójność i stabilna psychika. Bez tych podwalin przedwczesne "doświadczenia" medytacyjne mogą omamić bardziej, wzmocnić projekcje albo zwyczajnie pozbawić delikwenta rozumu. Istotnym dla mnie jest to, że Buddha zanim osiągnął oświecenie był nad wyraz sprawnie funkcjonującym młodzieńcem, nie typem zakompleksionego dziwoląga - i myślę że mu to pomogło. Bez urazy dla zakompleksionych dziwolągów, oni też mają szansę ;)
Twoja wypowiedź skojarzyła mi się ze słowami mistrza zen z książki Jodorowskiego, który powiedział: "Intelektualisto, naucz się umierać!" :)
W Therawadzie umysł się powoli oczyszcza z niwaran poprzez kolejne wchłonięcia, więc wydaje mi się, że w momencie przebudzenia nie powinno być już żadnych zagrożeń. Bo to chyba te negatywności stanowią największe zagrożenie.
Motylu!
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
podroznik28
Posty: 315
Rejestracja: pn lut 20, 2012 10:27
Płeć: mężczyzna
Tradycja: -

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: podroznik28 »

Asti pisze:
A co do tego, że przed samym Oświeceniem...nie to nie tak. Ale nic mi do Twojego poglądu. Szkoda energii na sprzeczki.
Ja się póki co jeszcze z nikim nie posprzeczałem, więc nie wiem w czym rzecz ;)
Chciałeś powiedzieć, że szkoda czasu na dyskusję?
Źle to zrozumiałeś. Chodziło mi o to, że nie będę z buciorami wchodził w Twoje mniemanie bo to może wywołać sprzeczkę. Szkoda naszych sił na to, to szkodliwe i niepotrzebne. Tylko to.
Asti pisze: Objaśnię trochę swoją interpretację - samo doświadczenie nie-ja, doświadczenie swoistej dezintegracji może zakończyć się albo zupełnie nową integracją (oświecenie), albo popadnięciem w obłęd. Nie jest to doświadczenie ugruntowujące, ale rozbijające sztywną konstrukcję koncepcji wraz z jej najważniejszym elementem (ego), co pozbawia psychiki w tym momencie fundamentów. Bez odpowiedniego przygotowania i predyspozycji psychicznych doświadczenie to może prowadzić w moim odczuciu do szaleństwa. Niejednemu mistrzowi w moim odczuciu się solidnie "poprzestawiało". Jakie jest stanowisko theravady w tej kwestii - szczerze mówiąc nie wiem - ale w moim odczuciu trzeba mieć świadomość zagrożeń, jakie niesie za sobą intensywny trening duchowy. Dlatego w moim odczuciu tak ważne jest najpierw solidne ugruntowanie, na poziomie psychologicznym, spójność i stabilna psychika. Bez tych podwalin przedwczesne "doświadczenia" medytacyjne mogą omamić bardziej, wzmocnić projekcje albo zwyczajnie pozbawić delikwenta rozumu. Istotnym dla mnie jest to, że Buddha zanim osiągnął oświecenie był nad wyraz sprawnie funkcjonującym młodzieńcem, nie typem zakompleksionego dziwoląga - i myślę że mu to pomogło. Bez urazy dla zakompleksionych dziwolągów, oni też mają szansę ;)
Widzisz Asti, to jest Twoja interpretacja tylko. Tylko i aż. Jakie stanowisko Theravady jest? Nie wiem czy można mówić o jakimś stanowisku. Powiem jak jest. Otóż w Thera metodologia jest właśnie taka, że sama z siebie przygotowuje na takie doświadczenie. Właśnie to jest główna cecha, charakter metod Theravady.

Mało tego, samo doświadczenie nie-ja, czyli realizacja doktryny Anatta (a co za tym idzie Mahajanistycznej Siunjaty i niedualizmu) - bo to wyprowadzone jest wszystko z rdzenia buddyzmu (Paticcasamuppady) - jest osiągnięciem Ścieżki Wstępowania-w-strumień (Sotāpatti-magga) jak i (Owoc Wstępowania-w-strumień (Sotāpatti-phala)).

I w tym momencie miałby ktoś popaść w szaleństwo? Chyba tylko fatalnie praktykujący, niezrównoważony Theravadin. To jest NIEMOŻLIWE. Opieramy się tu na umownej klasyfikacji żeby o czymś mówić i cokolwiek opisać. Tak więc powiem, że jeśli ktoś realizuje pułap Wstępującego w Strumień (Sotāpanna) to ma jeszcze sporo pracy.
Wgląd taki oświeca i na zawsze zmienia życie oraz charakter doświadczającej go osoby. Poprzez Owoc (phala) rozumiane są te momenty świadomości, które jako rezultat Ścieżki następują bezpośrednio po tym wydarzeniu i które w pewnych przypadkach mogą powtarzać się w czasie życia niezliczoną ilość razy.

(I) Poprzez Ścieżkę Wstępowania-w-strumień (Sotāpatti-magga) osoba staje się wolna (podczas gdy przy osiągnięciu Owocu jest wolna) od trzech pierwszych Kajdan (sam.yojana), które przykuwają istoty do istnienia w zmysłowej sferze, czyli

(1) Wiary w Osobowość (sakkāya-dit.t.hi patrz dit.t.hi),
(2) Sceptycznego Wątpienie (vicikicchā),
(3) Przywiązanie do bezpodstawnych Zasad i rytuałów (sīlabbata-parāmāsa, patrz upādāna).

(II) Poprzez Ścieżkę Raz-powracania (Sakadāgāmi-magga) osoba staje się niemal wolna of czwartych i piątych kajdan to znaczy:

(4) Zmysłowego Pragnienia (kāma-cchanda = kāma-rāga, patrz rāga),
(5) Gniewu (byāpāda = dosa, patrz mūla).
(III) Poprzez Ścieżkę Nie-powracania (Anāgāmi-magga) osoba staje się całkowicie wolna od wspomnianych pięciu niższych kajdan.

(IV) Poprzez Ścieżkę Świętości (Arahatta-magga) osoba staje sie wolna od kolejnych pięciu kajdan, to znaczy:

(6) Pragnienia istnienia na sposób subtelnej Materii (rūpa-rāga),
(7) Pragnienia Niematerialnego istnienia (arūpa-rāga),
(8) Dumy (māna),
(9) Niepokoju (uddhacca),
(10) Niewiedzy (avijjā).
Typowy tekst Sutt brzmi następująco: (I) "Po zniknięciu trzech kajdan, mnich osiąga strumień (do Nibbāny) i nie podlega już odradzaniu w niższych światach, jest niezachwiany i jego przeznaczeniem jest pełne oświecenie."

(II) "Po zniknięciu trzech kajdan i zmniejszeniu pragnienia, gniewu i złudzeń powraca jedynie jeszcze raz a po powrocie do świata kładzie kres cierpieniu."

(III) "Po zniknięciu pięciu kajdan pojawia się w wyższym świecie i tam osiąga Nibbānę nigdy nie powracając już z tego świata [do sfery zmysłowej]."

(IV) "Poprzez Wygaśnięcie wszystkich Skaz (āsava-kkhaya) osiąga w tym życiu wyzwolenie umysłu, wyzwolenie poprzez mądrość, które jest wolne od skaz i które on sam zrozumiał i pojął."
Utrata wiary poprzez realizację nie-Ja, czyli ujrzenie tej pozornej integracji, która projektuje JA widząc wszystko jako zdezintegrowane to wstęp do całej sprawy. Jest jeszcze do zrobienia wiele. Przedstawione to zostało w punktach od (4) do (10). Teraz z nowej perspektywy, Sotapanna musi zmierzyć się z tym co pozostało nadal i z tej nowej perspektywy to przerobić. Już jest łatwiej oczywiście bo ciężko jest pokonać zmysłowe pragnienia, gniew, dumę, niepokój/troski, pragnienie istnienia lub nieistnienia etc. gdy na wszystko patrzy się poprzez pryzmat: To moje, to nie moje, to ja, to nie ja etc. Sotapanna ma łatwiej co jest logiczne w drodze do Nibbany - najpierw trzeba pozbyć się głównej przeszkody - czyli rozpoznać błędny proces identyfikowania się z tym co nietrwałe, nie-ja i które powoduje cierpienie a później pozbyć się skalań.

Jeszcze jedno. Były opisy mistrzów ZEN zachowujących się jak szaleńcy. Ale czy to co opisał autor tego wątku było podobne do zachowań tych mistrzów? Nie. Ten pacjent miał głęboko schowane problemy psychologiczne, które wylazły na wierzch w momencie gdy próbował uwolnić się od złudzenia JA.

Na pierwszym lepszym wglądzie mógł się wykoleić i psycha załamała się. Więc nawet Thera by mu nie pomogło z tym, że wyłożyłby się szybciej niż tam ponieważ tutaj od samego począteczku jest praca z tym z psychą.

W ogóle udzielam się w tym wątku ponieważ piszecie w sposób jakby dotyczyło to wszystkich i było regułą. Co jest IMHO szkodliwe. W ogóle dla dobra wszystkich te wątki powinny być mocno wzięte pod uwagę - bo jakiś początkujący może się wystraszyć...wiece...efekt motyla to idealne odzwierciedlenie działania prawa Kammy. Ten wątek może spowodować czyjąś rezygnację z Buddyzmu.

Tytuł: Jak blisko oświecenie może być popadnięciu w szaleństwo? - To jest niedopuszczalne. To jest stawianie sprawy jakby oświecenie było obłożone ryzykiem etc.
podroznik28
Posty: 315
Rejestracja: pn lut 20, 2012 10:27
Płeć: mężczyzna
Tradycja: -

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: podroznik28 »

Jeszcze jedno. Teraz będę bardziej surowy.
I jeszcze zacytuje Klawisza20 zeby wszystko mialo szerszy kontekst:
klawisz20 pisze:"W tej całej sytuacji obawiam się pewnej rzeczy, aby to jakoś naświetlić chciałbym przytoczyć pewną naukę Dalajlamy, który w publikacji tyt. "Jak praktykować, Jak nadać życiu sens" w przekładzie Joanny Grabiak z 2002 r mówi wyraźnie o potrzebie trudności na ścieżce. Dosłownie posługuje się terminem wroga, dzięki któremu wzrastamy, twierdzi, że.." powinniśmy mieć wroga". Inny przykład daje Chogiam Trungpa "Wolność od duchowego materializmu" str. 210, gdzie Milarepa po powrocie do jaskini staje oko w oko z demonami. Być może nawet tak jak w naukach Padmasambhawy skierowanych do Jeszie Tsogyal, gdzie poruszany jest temat rozpedzania przeszkód na ścieżce od strony mentalności. Instrukcja w odniesieniu do nierozdzielności prany i dualistycznego umysłu. Guru Rinpocze mówi, że Tsogial zostanie zaatakowana przez magiczne przejawy demonicznych sił, ich przyczyną bedzie po prostu dualistyczny umysł. Jako metodę poradzenia sobie z tym, Guru mówi o wprowadzeniu strachu i przerażenia na ścieżkę poprzez utożsamienie sie z nimi, w przeciwnym razie staną sie przeszkodą i będą się wzmacniać. Cyt; " Istotne jest więc użycie przeszkód jako ścieżki" Tak więc mysle, że można powiedzieć, że w pewnym momencie rozwoju trzeba chyba stanąć twarzą do trudności."
Te wasze tezy i spekulacje. Guru Rinpocze ma oczywiście rację a wy dodajecie do tego swoje. Właśnie to samo mamy w Theravadzie: "Tsogial zostanie zaatakowana przez magiczne przejawy demonicznych sił, ich przyczyną bedzie po prostu dualistyczny umysł. Jako metodę poradzenia sobie z tym, Guru mówi o wprowadzeniu strachu i przerażenia na ścieżkę poprzez utożsamienie sie z nimi, w przeciwnym razie staną sie przeszkodą i będą się wzmacniać." - demoniczne siły to są przejawy umysłu, wytwór umysłu. Są tak samo realne jak doświadczający - czyli nie istniejące naprawdę bo Puste.
Tak więc mysle, że można powiedzieć, że w pewnym momencie rozwoju trzeba chyba stanąć twarzą do trudności.
Dobrze myśli! Właśnie od samego początku w Thera staje się twarzą w twarz z tym co jest, nie wypiera się ani nie lgnie do trudności jak do wszystkiego - tylko chłodno obserwuje w medytacji a narzędziem jest Uważność. Nie wiem jak w innych tradycjach - wierzę, że tam także staje się twarzą w twarz a każda trudność jest naszym nauczycielem - fajne ujęcie Mahajany, które stosuję.

To tylko potwierdza: koleś miał problem psychiczny, nie poradził sobie w konfrontacji z Prawdą. Takie uwarunkowania, cóż. Jedyne co może zrobić to kontynuować na poziomie gromadzenia zasług i rozwijania postawy Bodhiczitty - żeby zyskać szansę na lepsze warunki do praktyki w przyszłości.

Pozdr.
Awatar użytkownika
ethan
Senior User
Posty: 842
Rejestracja: sob maja 23, 2009 16:01
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Wspólnota Dzogczen
Lokalizacja: Czysta Kraina

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: ethan »

podroznik28 pisze:W ogóle udzielam się w tym wątku ponieważ piszecie w sposób jakby dotyczyło to wszystkich i było regułą. Co jest IMHO szkodliwe. W ogóle dla dobra wszystkich te wątki powinny być mocno wzięte pod uwagę - bo jakiś początkujący może się wystraszyć...wiece...efekt motyla to idealne odzwierciedlenie działania prawa Kammy. Ten wątek może spowodować czyjąś rezygnację z Buddyzmu.

Tytuł: Jak blisko oświecenie może być popadnięciu w szaleństwo? - To jest niedopuszczalne. To jest stawianie sprawy jakby oświecenie było obłożone ryzykiem etc.
Wedlug mnie to sie tak samo odnosi do buddyzmu jak i do innych sciezek, religi. Rowniez w chrzescijanstwie osoby gleboko wierzace moga doswiadczac tego typu przezyc, nierzadko stosujue sie w takich wypadkach egzorcyzmy. Mozna spojrzec na przypadek Anneliese Michel albo pojawianie sie stygmatow, ktore mieli np. św. Franciszek z Asyżu czy św. Pio z Pietrelciny. Sam Budda doswiadczal takich stanow, ja sie tylko tutaj pytam, byc moze jest to tylko jakis efekt kumulacji praktyki, ktory wcale nie musi byc grozny dla medytujacego i wszystko i tak sie rozpusci niezaleznie od tego jak sie z tym postapi. Faktem jest natomiast ze cos takiego moze sie zdarzyc.
podroznik28 pisze:Te wasze tezy i spekulacje. Guru Rinpocze ma oczywiście rację a wy dodajecie do tego swoje. Właśnie to samo mamy w Theravadzie: "Tsogial zostanie zaatakowana przez magiczne przejawy demonicznych sił, ich przyczyną bedzie po prostu dualistyczny umysł. Jako metodę poradzenia sobie z tym, Guru mówi o wprowadzeniu strachu i przerażenia na ścieżkę poprzez utożsamienie sie z nimi, w przeciwnym razie staną sie przeszkodą i będą się wzmacniać." - demoniczne siły to są przejawy umysłu, wytwór umysłu. Są tak samo realne jak doświadczający - czyli nie istniejące naprawdę bo Puste.
No wiadomo, sa to tylko wytwory umyslu, puste w swojej naturze. Ale tak samo jest ze wszystkim, wszytsko, lacznie z naszym zyciem i cialem ma nature pustki a jednak odczuwamy je jako realnie istniejace. Budzimy sie codziennie i w zasadzie duzo sie nie zmienia, tzreba sie umyc, isc do pracy itd. Podobnie jest z egzystencja bogow lub w swiatach piekielnych. A jednak jest to wszystko jak zludzenie, nie bardziej rzeczywiste niz sen, z ktorego kiedys sie przebudzimy, co nie znaczy ze w tym momencie to zycie nie ma zadnego znaczenia.

Jeszcze takie cos mi sie nasunelo, bo piszesz oczywiscie z pozycji Theravady i ze to jest w ogole niedopuszczalne, zeby cos takiego sie dzialo. Z punktu widzenia buddyzmu tybetanskiego, na sciezce hinayany potrzeba iles tam chyba setek kolejnych zywotow, zeby osiagnac oswiecenie, wiec i moze nie ma takiego ryzyka, poniewaz wszystko przepracowuje sie stopniowo, krok po kroku. W buddyzmie tybetanskim natomiast mowi sie ze metody sa duzo potezniejsze, i to, co gdzie indziej do przepracowania zajmuje np. 100 zywotow, tutaj mozna osiagnac w ciagu 10, ale tez ryzyko jest wieksze, duzo roznych rzeczy naraz wychodzi i na jeden raz mozna sobie z tym nie poradzic. Byc moze tez dlatego mowi sie ze buddyzm tybetanski jest przeznczony dla ludzi o wyzszych zdolnosciach. Teraz tylko sprostuje, zeby nie wyniklo z tego jakies niezrozumienie. Sciezka hinajany jest tak samo dobra jak wadzrajany, wszystko zalezy tylko od naszych predyspozycji, i dla kogos lepsza moze byc obojetnie ktora sciezka, wazne ze osiaga sie na niej postepy.
http://www.jasnesny.wordpress.com
„Nie oce­niaj suk­ce­su człowieka po tym jak wy­soko się wspiął, lecz jak wy­soko od­bił się od dna.”
Luk
Posty: 65
Rejestracja: sob gru 11, 2010 10:22
Płeć: mężczyzna
Tradycja: brak

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Luk »

Jak zapalenie światła w nocy przyciąga ćmy i komary, tak osiągnięcie oświecenia/zrozumienia przyciąga osoby/duchy/demony potrzebujące pomocy.
Warto zająć się problemami które dotyczą nas bezpośrednio, gdyż każdy z nas tkwi w szaleńczym stanie którego nie jest świadom, a którego zrozumienie przyniesie wielką ulgę.
Pozdrawiam.
podroznik28
Posty: 315
Rejestracja: pn lut 20, 2012 10:27
Płeć: mężczyzna
Tradycja: -

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: podroznik28 »

ethan pisze: Jeszcze takie cos mi sie nasunelo, bo piszesz oczywiscie z pozycji Theravady i ze to jest w ogole niedopuszczalne, zeby cos takiego sie dzialo. Z punktu widzenia buddyzmu tybetanskiego, na sciezce hinayany potrzeba iles tam chyba setek kolejnych zywotow, zeby osiagnac oswiecenie, wiec i moze nie ma takiego ryzyka, poniewaz wszystko przepracowuje sie stopniowo, krok po kroku. W buddyzmie tybetanskim natomiast mowi sie ze metody sa duzo potezniejsze, i to, co gdzie indziej do przepracowania zajmuje np. 100 zywotow, tutaj mozna osiagnac w ciagu 10, ale tez ryzyko jest wieksze, duzo roznych rzeczy naraz wychodzi i na jeden raz mozna sobie z tym nie poradzic. Byc moze tez dlatego mowi sie ze buddyzm tybetanski jest przeznczony dla ludzi o wyzszych zdolnosciach. Teraz tylko sprostuje, zeby nie wyniklo z tego jakies niezrozumienie. Sciezka hinajany jest tak samo dobra jak wadzrajany, wszystko zalezy tylko od naszych predyspozycji, i dla kogos lepsza moze byc obojetnie ktora sciezka, wazne ze osiaga sie na niej postepy.
Theravada to nie Hinayana. A wszystko inne o czym się odniosłeś dotyczy porównania do Hinayany. Dla jasności, bo zaciemniłeś mocno:
Lama Ole Nydahl na temat nieporozumień wokół pojęć therawada i hinajana:

Jeżeli chodzi o nauki Małej Drogi (hinajany), czy też ślubowania mnichów i mniszek, służą one odnoszeniu pożytku dla samego siebie. Natomiast therawada jako określenie wspólne dla wszystkich południowych buddyjskich szkół, a nie jako przeciwieństwo mahajany, w którym to znaczeniu używa tego terminu większość tybetańskich uczonych, zawiera, o ile wiem, również pojęcie metty, współczucia. Przykro mi, jeżeli w czasie wyjaśniania różnych buddyjskich poglądów mieszam czasem ze sobą pojęcia hinajany i therawady, ale poza mahajaną nigdzie nie czuję się całkiem jak u siebie w domu, nie robię tego specjalnie. Tybetańczycy zresztą nie czynią tu żadnego rozróżnienia. W rzeczywistości oceniam te pojęcia o wiele łagodniej, niż można to wyczytać w dawnych tekstach. To, co szacowni reprezentanci Wielkiej i Małej Drogi mieli na ten temat do powiedzenia na przestrzeni tysięcy lat, rzadko było szczególnie przyjazne.
Masz nieaktualne, stare, niedoinformowane źródła albo powielasz to co usłyszałeś gdzie indziej - bez sprawdzenia. Tybet jasno i wyraźnie określił się w stosunku do Theravady.

O czym mówił Lama Ole? Mówił o Brahmaviharā - o Czterech Niezmierzonościach:
Maitri: kochająca dobroć; życzenie radości i przyczyn radości dla wszystkich istot
Karuna: współczucie; życzenie wolności od cierpienia i przyczyn cierpienia dla wszystkich istot
Mudita: współradość; altruistyczna radość wobec radości innych istot
Upeksha: bezstronność; wolność od pożądania i niechęci, a także utrzymywanie w równowadze siebie i innych istot

Gdzie tu Hinayana? To jest prawie to samo co BODHICZITTA!
Z punktu widzenia buddyzmu tybetanskiego, na sciezce hinayany potrzeba iles tam chyba setek kolejnych zywotow, zeby osiagnac oswiecenie, wiec i moze nie ma takiego ryzyka, poniewaz wszystko przepracowuje sie stopniowo, krok po kroku. W buddyzmie tybetanskim natomiast mowi sie ze metody sa duzo potezniejsze, i to, co gdzie indziej do przepracowania zajmuje np. 100 zywotow, tutaj mozna osiagnac w ciagu 10, ale tez ryzyko jest wieksze, duzo roznych rzeczy naraz wychodzi i na jeden raz mozna sobie z tym nie poradzic.
O jakich Ty metodach potężniejszych mówisz? Mówisz o metodach obarczonych ciężarem społeczno-kulturowym, zbędną metafizyką. To jest właśnie droga wydłużająca dojście do celu. Poza tym Sotapanna wg Buddy ma przed sobą co najwyżej 7 żywotów (Sattakkhattu-parama). Więc nie wiem o jakich 100 mówisz. Wyssane z palca brednie - przykro mi ale to prawda.

Tak w ogóle to gdyby nie ta trenowana Karuna to olałbym i poszedł stąd w siną dal nie użerając się i nie walcząc z bredniami.

I jak pisałem. Te wszystkie demony to synonimy zjawisk umysłu. Doskonale też wiem, że mogą być realne (ale Puste). I wybacz ale właściwie prowadzony trening zapobiega "szaleństwu", jakkolwiek to rozumieć.

I jeszcze jedno. To, że Budda doświadczał sytuacji z Marą przed Oświeceniem to oczywista sprawa. Ale nie było absolutnie ŻADNEGO ryzyka IMHO. Tylko ATTAVADIN jest podatny na ryzyko. Budda daaaaawno przed Parinibbaną poradził sobie z tym a jedynie z powodu Asmimana wszedł w jakąkolwiek dyskusję z tzw. Marą. W momencie zrealizowania stanu Arahata, zaniku Asmimana był "nie do odnalezienia" dla Mary nawet.

Ale co ja tam wiem. Co tam Theravada wie która swoją drogą pielęgnuje prawdziwą Dhammę.

Drogi bracie. Nie radzisz sobie prawdopodobnie z metafizyką i zajmujesz się nieistotnymi rzeczami - to jest okrężna droga dopiero.

PS. A gdzie tu pomyśleć o praktyce na cmentarzu. Mara już was zaatakował co może wstrzymać progres - jakieś lęki i spekulacje o Marach przed momentem Oświecenia. Czy jest ktokolwiek komu mógłby krzywdę wyrządzić Mara? Puk puk...nic nie odpowiada. Nie widzicie tego bo bazujecie na Paticcasamuppadzie rozciągniętej na 3 czasy. Przykro mi.


I dobrze napisał LUK:
Warto zająć się problemami które dotyczą nas bezpośrednio, gdyż każdy z nas tkwi w szaleńczym stanie którego nie jest świadom, a którego zrozumienie przyniesie wielką ulgę.
To błędna identyfikacja jest szaleństwem. To niepostrzeganie jak się rodzimy i umieramy w każdej chwili jest szaleństwem. W momencie gdy przestajemy się błędnie identyfikować i widzimy proces Stawania się realizujemy automatycznie Anattę (w Maha: Siunjata) i wykraczamy poza wszelkie dualizmy osiągając stan niedualny ale nadal możemy funkcjonować i rozróżniać ale już wiemy, że te rozróżnione rzeczy są Puste tak samo jak samo rozróżnianie.

To by było na tyle.

PS. Jeszcze jedno napiszę żeby było jasne. Nie dyskutuję z nikim dla samego dyskutowania bądź dlatego, że się nudzę. Widzę błąd i chcę to sprostować poprzez doinformowanie. To raz. Dwa to, że uważam skromnie (nikt nie musi się zgadzać), że wszelkie szkoły które powstały pierwotnie stworzyli ludzie, którzy bali się stawić czoła iluzji JA i powymyślali mnóstwo innych zajęć. To taka buddyjska prokrastynacja. Lęk przed utratą pozornego bezpieczeństwa jakie zapewnia projekcja Jestestwa. Nie dziwota, że niektórzy szaleją. Zajmowali się wszystkim dookoła ale nie tym co trzeba a później jest reakcja jaka jest (niewłaściwie pokierowana osoba, ktoś z ukrytymi dolegliwościami psychicznymi).

Pozdr.
Awatar użytkownika
Asti
Posty: 795
Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Hahayana
Lokalizacja: Łódź

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Asti »

Podróżnik28,

Wybacz, ale to co piszesz to piramidalna bzdura i poczucie dumy z obrania jedynie słusznej drogi.
Po pierwsze, wypowiadasz się tak pewnie w tych tematach - skąd to wiesz? Praktykowałeś może wadżrajanę? Tak się składa, że ja praktykowałem przez pewien czas i mam porównanie. Jak dla mnie niektóre z praktyk operują tam naprawdę potężnymi energiami i bez dobrego mistrza i predyspozycji może być to niebezpieczne, a nawet szkodliwe. Wynika to i jest skutkiem ezoteryczności systemu i praktyk.

Oczywiście ktoś, kto nie ma wyrobionej odpowiedniej percepcji może uważać całą tą metafizykę za wymysły - jego sprawa. Jak dla mnie rozsądnie jest jednak wrzucić to do szarej strefy (wszak Budda nie negował istnienia duchowych istot/energii, o których ci się, podróżniku28, raczej nie śniło, a które wspierają niekiedy praktykę wadżrajany właśnie).

Zrozumienie, że nie ma nikogo, kto mógłby zwariować, ponieważ stałe ja jest iluzją, też musi zostać ustabilizowane i zintegrowane z codziennym życiem, inaczej w terminologii medycznej taką osobę będzie określało się chorą psychicznie.
Nie mówię, że oświecenie jest niebezpieczne, bo to etap końcowy i efekt właściwej praktyki. Niemniej w praktyce można zejść na manowce, zabłądzić, bądź zwyczajnie okazać się nie z tego kruszcu i nie na takie wyzwania. Najzdrowiej jest najpierw pracować nad tymi podwalinami, wtedy dalszy etap wędrówki nie będzie stanowił problemu. (Btw. czytałem zdaje się w książce Ajahna Amaro o tym, jak któryś z bhikku miał załamanie nerwowe w trakcie praktyki, więc nie jest to takie nieprawdopodobne jak ci się zdaje.)

Ja nie wiem co ty wiesz, natomiast wiem, że masz dużo mocno osadzonych koncepcji. Jak to wpłynie na ciebie, to by ci każdy mistrz zen powiedział ;)

Zgadzam się z ethanem, że najszybsza droga to taka, na której robi się największe postępy. Dla jednych to będzie theravada, dla innych mahajana. Ale nie o tym temat.

Pozdrawiam i liczę, że spuścisz z tonu, bo na przebiśniegi jeszcze za wcześnie. ;)
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
podroznik28
Posty: 315
Rejestracja: pn lut 20, 2012 10:27
Płeć: mężczyzna
Tradycja: -

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: podroznik28 »

Asti pisze:Podróżnik28,

Wybacz, ale to co piszesz to piramidalna bzdura i poczucie dumy z obrania jedynie słusznej drogi.
To tylko Twoje wrażenie a dumny z obrania jedynej słusznej drogi nie jestem. Ja to chłodno wykalkulowałem i wyliczyłem z obserwacji - z samego tego faktu także nie jestem dumny. To był obowiązek - cel jeden: "usprawiedliwienie" swojej egzystencji.
Asti pisze: Po pierwsze, wypowiadasz się tak pewnie w tych tematach - skąd to wiesz? Praktykowałeś może wadżrajanę? Tak się składa, że ja praktykowałem przez pewien czas i mam porównanie. Jak dla mnie niektóre z praktyk operują tam naprawdę potężnymi energiami i bez dobrego mistrza i predyspozycji może być to niebezpieczne, a nawet szkodliwe. Wynika to i jest skutkiem ezoteryczności systemu i praktyk.

Oczywiście ktoś, kto nie ma wyrobionej odpowiedniej percepcji może uważać całą tą metafizykę za wymysły - jego sprawa. Jak dla mnie rozsądnie jest jednak wrzucić to do szarej strefy (wszak Budda nie negował istnienia duchowych istot/energii, o których ci się, podróżniku28, raczej nie śniło, a które wspierają niekiedy praktykę wadżrajany właśnie).
Moja domniemana pewność co do Wadżrajany była odwrotnie proporcjonalna do waszej pewności w stosunku do Theravady. To raz.
Dwa - nie neguję faktu praktyk z potężnymi energiami. To było powiedziane w kontekście praktyk Theravady - jakoby fakt pracy z energiami implikował "potężniejszość" tych praktyk, wyższość nad praktykami Thera. IMHO niech będą to energie o sile termojądrowej to nadal to jest w obrębie Samsary. Ja odniosłem się do tego w kontekście skuteczności a nie negowania. Źle mnie zrozumiałeś tak więc reszta jest niebyła (np. to, że Budda nie negował istnienia duchowych istot/energii - bo ja tego nie robię).

"O których ci się nie śniło" - jakiż to zapalczywy atak. Ja nie neguję ich - ja uważam, że są NIEKONIECZNE. Ale każdy jest inaczej uwarunkowany i potrzebuje czasem wsparcia.
Asti pisze: Zrozumienie, że nie ma nikogo, kto mógłby zwariować, ponieważ stałe ja jest iluzją, też musi zostać ustabilizowane i zintegrowane z codziennym życiem, inaczej w terminologii medycznej taką osobę będzie określało się chorą psychicznie.
Nie mówię, że oświecenie jest niebezpieczne, bo to etap końcowy i efekt właściwej praktyki. Niemniej w praktyce można zejść na manowce, zabłądzić, bądź zwyczajnie okazać się nie z tego kruszcu i nie na takie wyzwania. Najzdrowiej jest najpierw pracować nad tymi podwalinami, wtedy dalszy etap wędrówki nie będzie stanowił problemu. (Btw. czytałem zdaje się w książce Ajahna Amaro o tym, jak któryś z bhikku miał załamanie nerwowe w trakcie praktyki, więc nie jest to takie nieprawdopodobne jak ci się zdaje.)
Tu się zgadzam. Nie pisałem absolutnie, że w Thera to się nie zdarza - widocznie ten Bhikku albo coś krył i nie wyjaśnił szczerze z nauczycielem albo miał jakieś problemy z psychiką albo po prostu to była reakcja obronna przed utratą wyimaginowanego Jestestwa.
Asti pisze: Ja nie wiem co ty wiesz, natomiast wiem, że masz dużo mocno osadzonych koncepcji. Jak to wpłynie na ciebie, to by ci każdy mistrz zen powiedział ;)
Zgadzam się z ethanem, że najszybsza droga to taka, na której robi się największe postępy. Dla jednych to będzie theravada, dla innych mahajana. Ale nie o tym temat.

Pozdrawiam i liczę, że spuścisz z tonu, bo na przebiśniegi jeszcze za wcześnie. ;)
Oj wybacz. Bezpieczniej jest uprawiać niemalże antropologiczny Buddyzm powiązany ze współczesnymi naukami kognitywnymi niż wdawać się w tak dalece posunięte praktyki, które faktycznie wymagają doświadczonego nauczyciela przy tym. Wadżra ma swoją metodologię, która nie jest zabawką i zajmować się tym powinni prawdziwi realiści bo inaczej to kończy się jak kończy - psycha klęka. Wiesz, że mam dużo mocno osadzonych koncepcji. Ojojojjjj to żeś mi dowalił. Zabawne. A ja uważam, że siła osadzonej koncepcji jest wprost proporcjonalna do ilości metafizyki. Cóż za pat.

Również pozdrawiam i nie ma z czego spuszczać - to tylko twoje wyobrażenie o moim niby jakimś tonie. Ja mam taki styl pisania. Jak ci się nie podoba zgłoś zażalenie do administracji forum.

Ps. Co do istot duchowych/energii - jeszcze raz muszę to napisać bo przesadziłeś. Wyraźnie pisałem, że są wytworem umysłu jak JA ale to nie znaczy, że są nierealne, nieistniejące. Przecież pisałem, że są Puste jak wszystko inne. Ja po prostu uznaję tą Ezoterykę za niekonieczną ale jeśli komuś pomaga to OK. Ciesze się. I zauważ, że autor tego wątku zaczął pisać jakoby bliskie Oświecenie miało sprawiać jakieś problemy KAŻDEMU - i do tego się odnosiłem. A Ty piszesz o tym, że potrzeba ugruntowania i nauczyciela - więc jakieś warunki są tego i to nie jest Reguła. Z czym się zgadzam.

W ogóle zacząłem powtarzam pisać tu cokolwiek bo autor wątku wyraził się jakby to była reguła i zagrożenie czaiło się na każdego. I tyle.
Awatar użytkownika
Asti
Posty: 795
Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Hahayana
Lokalizacja: Łódź

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Asti »

Z mojej strony EOT, bo się zrobi wojenka na gruncie maha/thera, a nie jest to moją intencją.

Natomiast sprostuję parę rzeczy. Po pierwsze, dajesz sobie prawo do oceniania innych, tłumacząc się stylem pisania. Możesz się zapierać rękami i nogami co do tego, ale twoje wypowiedzi mówią więcej o tobie samym niż o tych, których komentujesz. Jeśli chodzi o adminów, to czytają wątki, więc raczej nie muszę im niczego zgłaszać. ;)

Nigdzie nie implikowałem wyższości nad praktykami Theravady, wskaż proszę post, w którym coś takiego wspomniałem. Imo zupełnie źle to odebrałeś co ethan pisał, stąd wystosowałeś taki "zapalczywy" post w odpowiedzi.

Nie zauważyłeś dopisku "raczej" przy "nie śniło", co w moim odczuciu odejmuje przynajmniej połowę zapalczywości :P
Jeśli zareagowałem za ostro, to wybacz, ale twój ton wypowiedzi sugeruje, że posiadłeś jedyną prawdziwą najmojszą prawdę i masz prawo pouczać innych. Jeśli nie ma w tobie krzty dumy ni buńczuczności, to znaczy, że trafiłem jak kulą w płot i wypada przeprosić za brzydkie zachowanie. :)

Aha, i ja nie uprawiam niemalże antropologicznego Buddyzmu, całkiem mnie to rozbawiło :peace:
Przypominam że praktykuję zen, a nie wadżrajanę, więc metafizykę raczej ograniczam w swojej praktyce do minimum. Co nie znaczy, że nie miałem z nią styczności. ;)

Pozdrowienia,
Asti.
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
Awatar użytkownika
Aditya
Posty: 1115
Rejestracja: pn maja 23, 2011 21:13
Płeć: kobieta
Tradycja: buddyzm
Lokalizacja: Wonderland

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Aditya »

felula pisze: W Therawadzie umysł się powoli oczyszcza z niwaran poprzez kolejne wchłonięcia, więc wydaje mi się, że w momencie przebudzenia nie powinno być już żadnych zagrożeń. Bo to chyba te negatywności stanowią największe zagrożenie.
Ok, chyba napisałam tutaj coś nie do końca prawdziwego, ale nikt mnie nie poprawia :) Tymczasowo niwarany są usuwane, dopiero vipassana usuwa je na stałe. Chciałam tylko sprostować, żeby nie było, że przekręcam dharmę.

Btw ja skłaniam się ku temu, że raczej nie ma czegoś takiego jak choroba psychiczna. Ale droga do przebudzenia nie jest prosta i nawet jak się na niej pojawiają różne nie typowe doznania to nie powinniśmy tego klasyfikować jako zaburzeń psychicznych. To są po prostu rzeczy pojawiające się na ścieżce, że tak "poetycko" się wyrażę :) Ale fakt, ten moment dezintegracji może być niebezpieczny i to pewnie dlatego tak wiele jest praktyk wstępnych, przygotowań, rozwijanie metty itd.
Motylu!
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
Awatar użytkownika
ethan
Senior User
Posty: 842
Rejestracja: sob maja 23, 2009 16:01
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Wspólnota Dzogczen
Lokalizacja: Czysta Kraina

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: ethan »

Podroznik - wedlug mnie rowniez za ostro podchodzisz do tematu, wrzuc na luz troche, to tylko forum.
podroznik28 pisze:Theravada to nie Hinayana. A wszystko inne o czym się odniosłeś dotyczy porównania do Hinayany.
Przyznaje sie, pomieszalem pojecia, w moim odczuciu byly to synonimy. Moj blad, nigdy nie studiowalem zbytnio nauk hinajany ani theravady, po prostu kiedy pozanlem Wadzrajane na samamym poczatku mojej zabawy z buddyzmem wiedzialem, ze to sciezka dla mnie i nie czulem potrzeby zbytniego zaglebiania sie w hinajane tudziez theravade. Ale skoro duzo ludzi i nawet sam Lama Ole przyznaje sie ze czasem myli te pojecia, wybacz i mi, prosze. Swoja droga teraz widze po szybkim wygooglowaniu paru hasel ze faktycznie theravadzie chyba blizej do mahajany niz do hinajany, co nie znaczy oczywiscie ze juz wrzucam theravade do jedengo worka z mahajana hehe, po prostu nie znam theravady. Musze niedlugo zglebic bardziej temat zeby juz wiecej nie robic takich bledow.
podroznik28 pisze:
ethan pisze:Z punktu widzenia buddyzmu tybetanskiego, na sciezce hinayany potrzeba iles tam chyba setek kolejnych zywotow, zeby osiagnac oswiecenie, wiec i moze nie ma takiego ryzyka, poniewaz wszystko przepracowuje sie stopniowo, krok po kroku. W buddyzmie tybetanskim natomiast mowi sie ze metody sa duzo potezniejsze, i to, co gdzie indziej do przepracowania zajmuje np. 100 zywotow, tutaj mozna osiagnac w ciagu 10, ale tez ryzyko jest wieksze, duzo roznych rzeczy naraz wychodzi i na jeden raz mozna sobie z tym nie poradzic.
O jakich Ty metodach potężniejszych mówisz? Mówisz o metodach obarczonych ciężarem społeczno-kulturowym, zbędną metafizyką. To jest właśnie droga wydłużająca dojście do celu. Poza tym Sotapanna wg Buddy ma przed sobą co najwyżej 7 żywotów (Sattakkhattu-parama). Więc nie wiem o jakich 100 mówisz. Wyssane z palca brednie - przykro mi ale to prawda.

Zrozum prosze, ja pisze z punktu widzenia buddyzmu tybetanskiego, co mam jasno zaznaczone przy moim nicku, i nawet sam skoro jak mowisz ze zaglebiasz wszystkie tradycje i je badasz to tym bardziej powinienes zrozumiec. To co dla Ciebie jest zbedna metafizyka dla kogos innego moze byc bardzo zrecznymi srodkami pomagajacymi wydostac sie z samsary. I jezeli mowisz ze sa one obarczone ciężarem społeczno-kulturowym, zbędną metafizyką to w moiom mniemaniu masz straszne uprzedzenia do Wadzrajany ktorym dajesz tutaj wyraz. Ale juz wczesniej to potwiedziles piszac ze są tradycje, które zręczniej potrafią zaprowadzić do celu. Jezeli chodzi o te 100 zywotow to jak juz napisalem, wypowiadam sie z punktu widzenia Wadzrajany i tutaj generalnie panuje taki poglad ze realziacja sciezka hinajany zajmuje wiele eonow, sciezka bodhisattwow tyle zywotow ze wlasciwie nie sposob je zliczyc no a sciezki tantry krocej. I kiedy piszesz wyssane z palca brednie, spoko, masz prawo tak uwazac, ja tylko pisze dalej to co uslyszalem/przeczytalem od tybetanskich mistrzow, ale to znow pokazuje ze nie masz zbyt duzo szacunku do tejze sciezki.
podroznik28 pisze:I jeszcze jedno. To, że Budda doświadczał sytuacji z Marą przed Oświeceniem to oczywista sprawa. Ale nie było absolutnie ŻADNEGO ryzyka IMHO. Tylko ATTAVADIN jest podatny na ryzyko. Budda daaaaawno przed Parinibbaną poradził sobie z tym a jedynie z powodu Asmimana wszedł w jakąkolwiek dyskusję z tzw. Marą. W momencie zrealizowania stanu Arahata, zaniku Asmimana był "nie do odnalezienia" dla Mary nawet.
Wlasnie na takie odpowiedzi tutaj czekalem, rzeczowe i na temat a nie czepianie sie jakis szcegolow zupelnie nie zwiazanych z tematem. Jestem w stanie sie tu zgodzic ze Budda zrobil to tylko "na pokaz" w jakims tam celu. Pisalem tez wczesniej ze byc moze jest to tylko jakis efekt kumulacji praktyki, ktory wcale nie musi byc grozny dla medytujacego i wszystko i tak sie rozpusci niezaleznie od tego jak sie z tym postapi.
podroznik28 pisze:Drogi bracie. Nie radzisz sobie prawdopodobnie z metafizyką i zajmujesz się nieistotnymi rzeczami - to jest okrężna droga dopiero.
PS. A gdzie tu pomyśleć o praktyce na cmentarzu. Mara już was zaatakował co może wstrzymać progres - jakieś lęki i spekulacje o Marach przed momentem Oświecenia. Czy jest ktokolwiek komu mógłby krzywdę wyrządzić Mara? Puk puk...nic nie odpowiada. Nie widzicie tego bo bazujecie na Paticcasamuppadzie rozciągniętej na 3 czasy. Przykro mi.
To tylko forum a ja tylko pytam, nie zebym mial z tym jakis problem. Tak mi przyszlo do glowy wiec napisalem, w czym tutaj problem dla Ciebie, nie rozumiem. Nie dziw sie wiec ze Asti tak ostro zareagowal, albo ze ktos inny bedzie Cie "atakowal". Sam bez szacunku wypowiadasz sie o innych tradycjach wiec raczej powinnes byc przygotowany ze ktos bez szacunku bedzie sie odnosil rowniez do Ciebie.
podroznik28 pisze:I zauważ, że autor tego wątku zaczął pisać jakoby bliskie Oświecenie miało sprawiać jakieś problemy KAŻDEMU - i do tego się odnosiłem.
W ktorym momencie napisalem ze do kazdego sie to odnosi? Temat "Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?" nie jest tematem "Jak blisko oswiecenie musi byc popadnieciu w szalenstwo?" Ale to juz Asti napisal odpowiadajac Tobie
Asti pisze:Po pierwsze, dajesz sobie prawo do oceniania innych, tłumacząc się stylem pisania. Możesz się zapierać rękami i nogami co do tego, ale twoje wypowiedzi mówią więcej o tobie samym niż o tych, których komentujesz. Imo zupełnie źle to odebrałeś co ethan pisał, stąd wystosowałeś taki "zapalczywy" post w odpowiedzi.
http://www.jasnesny.wordpress.com
„Nie oce­niaj suk­ce­su człowieka po tym jak wy­soko się wspiął, lecz jak wy­soko od­bił się od dna.”
Awatar użytkownika
ethan
Senior User
Posty: 842
Rejestracja: sob maja 23, 2009 16:01
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Wspólnota Dzogczen
Lokalizacja: Czysta Kraina

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: ethan »

Tak sobie jeszcze myśle może faktycznie lepiej zmienić temat na np. Czy oswiecenie może być bliskie popadnieciu w szaleństwo albo na jakikolwiek bardziej stosowny, jeśli można prosić któregoś z adminow to bylbym wdzieczny. Jeszcze się zleca jacyś katolicy i bedą mieli niezbity dowód ze medytacja to wytwór diabła i prowadzi do szaleństwa haha. Ale tak jak już pisałem, rownież tam zdarzają się przypadki przerazajacych wizji czy stygmatow i wtedy nierzadko stosują egzorcyzmy czy coś takiego.

To ciekawe tez co felula pisze ze nie ma chorób psychicznych, jest tylko inne postrzeganie swiata hehe. Według mnie zaczyna być to jednak choroba wtedy kiedy osoba taka zaczyna traktować to jako realne i na tyle to przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu, ze nie potarfi już sobie radzić ze swoim życiem.
http://www.jasnesny.wordpress.com
„Nie oce­niaj suk­ce­su człowieka po tym jak wy­soko się wspiął, lecz jak wy­soko od­bił się od dna.”
Awatar użytkownika
Aditya
Posty: 1115
Rejestracja: pn maja 23, 2011 21:13
Płeć: kobieta
Tradycja: buddyzm
Lokalizacja: Wonderland

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Aditya »

ethan pisze: To ciekawe tez co felula pisze ze nie ma chorób psychicznych, jest tylko inne postrzeganie swiata hehe. Według mnie zaczyna być to jednak choroba wtedy kiedy osoba taka zaczyna traktować to jako realne i na tyle to przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu, ze nie potarfi już sobie radzić ze swoim życiem.
Thomas Szasz mnie zainspirował ;) Być może tego co dzieje się w umyśle (odstępstw od "normy") nie można nazwać chorobą psychiczną. Kryzysem? Tak. Ale to jest normalne, bo w życiu nie ma nigdy jednostajności, raz jest lepiej a raz gorzej. Jedni są lepiej przystosowani, jedni są wrażliwsi, jest w świecie różnorodność i jakoś to funkcjonuje. Nie ma czegoś takiego jak norma po prostu. Poza tym co my wiemy na temat mózgu/umysłu? A leki są tak naprawdę nieskuteczne w leczeniu "zaburzeń psychicznych"...

Każdy ma w swoim życiu okresy, gdy nie umie normalnie funkcjonować. Stres/lęk/gniew/zagubienie każdy tego doświadcza, różnica jest tylko w stopniu. Jeśli ktoś ma problem z funkcjonowaniem to takiej osobie należy pomóc, ale nie wiem dlaczego etykietować ją jako chorą na X, albo Y.

BTW ja nie stwierdzam kategorycznie, że nie ma chorób psychicznych. Po prostu zastanawiam się nad tym i póki co skłaniam się ku temu, że nie ma.

Pozdrawiam
Motylu!
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
Awatar użytkownika
Aditya
Posty: 1115
Rejestracja: pn maja 23, 2011 21:13
Płeć: kobieta
Tradycja: buddyzm
Lokalizacja: Wonderland

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Aditya »

Btw2 jeśli mówisz, że choroba jest kiedy dana osoba zaczyna traktować daną "iluzje" jako realną, to w takim razie wśród ludzi religijnych mamy wiele chorych osób. I to nie jest złośliwość. Wiele osób rozmawia z bogiem, czuje obecność Jezusa, ma nawet swoiste objawienia itd. A jednak to nie są doświadczenia mistyczne w pełnym tego słowa znaczeniu. To jak to sklasyfikować?

:serce:
Motylu!
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
Awatar użytkownika
Ryu
ex Global Moderator
Posty: 1940
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 23:04
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Zgierz

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Ryu »

Cześć

Felula, masz rację. Nie istnieją żadne choroby psychiczne. Istnieją zaburzenia psychiczne. Według Ciebie nie istnieje schizofrenia, depresja, zaburzenie afektywne dwubiegunowe, borderline, ani nic takiego? Przecież niektóre zaburzenia psychiczne mają wykazane konkretne przyczyny biologiczne.
felula pisze:Wiele osób rozmawia z bogiem, czuje obecność Jezusa, ma nawet swoiste objawienia itd. A jednak to nie są doświadczenia mistyczne w pełnym tego słowa znaczeniu. To jak to sklasyfikować?
Jeżeli ktoś twierdzi, że rozmawiał z człowiekiem, który pewnie nigdy nawet nie istniał, a nawet jeżeli istniaŁ to nie żyje od dwóch tysiącleci to ma jakieś problemy ze zdrowiem psychicznym.

pozdrawiam,
Tomek
Jestem właścicielem mojej kammy, spadkobiercą mojej kammy, zrodzony z mojej kammy, związany z moją kammą, istnieję wspierany przez moją kammę. Jakąkolwiek kammę stworzę, czy dobrą czy złą, będę jej spadkobiercą.
Obrazek
Awatar użytkownika
Aditya
Posty: 1115
Rejestracja: pn maja 23, 2011 21:13
Płeć: kobieta
Tradycja: buddyzm
Lokalizacja: Wonderland

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Aditya »

Ryuu pisze:Cześć

Felula, masz rację. Nie istnieją żadne choroby psychiczne. Istnieją zaburzenia psychiczne.
Touché :)
Według Ciebie nie istnieje schizofrenia, depresja, zaburzenie afektywne dwubiegunowe, borderline, ani nic takiego? Przecież niektóre zaburzenia psychiczne mają wykazane konkretne przyczyny biologiczne.
Tak jak pisałam: zastanawiam się nad tym, ale raczej przekonuje mnie Szasz. To co jest uznane za zaburzenie teraz w przyszłości może już być normą (jak z tym homoseksualizmem np). Uważam, że po prostu jedni umieją lepiej funkcjonować a inni gorzej. Ludzie cierpią na różne rodzaje dyskomfortu takie jak depresja itd, nie mówię, że nie. Ale określanie i etykietowanie tego jest generalizowaniem, które jest szkodliwe (np osoba, która ma egzystencjalne dylematy może zostać uznana za schizofrenika i naładowana otępiającymi lekami). Są różne przypadki, każdy coś tam w życiu przechodzi, to jest po prostu życie, sansara. Stosunek do zaburzeń psychicznych zmieniał się na przestrzeni wieków i to, tak jak mówi Szasz, bardziej przypomina polityczną kategorię. Wiem, że to kontrowersyjne stwierdzenie, ale wychodzę z założenia, że lepiej mieć otwarty umysł i badać różne stanowiska :)

Jeżeli ktoś twierdzi, że rozmawiał z człowiekiem, który pewnie nigdy nawet nie istniał, a nawet jeżeli istniaŁ to nie żyje od dwóch tysiącleci to ma jakieś problemy ze zdrowiem psychicznym.

pozdrawiam,
Tomek
Właśnie określiłeś jakieś 20% katolików jako ludzi, którzy mają problemy :)

Pozdrawiam :serce:
Motylu!
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
Awatar użytkownika
Ryu
ex Global Moderator
Posty: 1940
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 23:04
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Zgierz

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Ryu »

Cześć
felula pisze:To co jest uznane za zaburzenie teraz w przyszłości może już być normą (jak z tym homoseksualizmem np).
No i bardzo dobrze, że tak jest! To jest piękno nauki. Ona nie jest religią, nie opiera się na bezmyślnych dogmatach, a na wiedzy. W czysto hipotetycznej sytuacji kiedyś może naukowcom uda się dowieść, że posiadanie kilku kompletnie niezależnych od siebie osobowości jest czymś zupełnie zdrowym, a może nawet korzystniejszym i wtedy wiedza naukowa się dostosuje. Dzięki temu możemy mieć jako taką pewność, że na obecną chwilę wiedza naukowa jest możliwie jak najbliższej najlepszy, wnioskom jakie da się wyciągnąć korzystając z obecnej wiedzy. Homoseksualizm był uznawany jako chorobę przez dogmat. Tak było w Biblii, więc tak wpisali do książek medycznych i nikt się tym nie zajmował. W końcu zaczęto o tym myśleć w sposób naukowy i obecnie homoseksualizm w świecie nauki jest jednoznacznie uznany za jedną z trzech równoważnych orientacji seksualnych (chociaż według mnie lepiej to oddaje skala Kinseya, ale to tak tylko "btw")
np osoba, która ma egzystencjalne dylematy może zostać uznana za schizofrenika i naładowana otępiającymi lekami
I to byłby błąd konkretnego lekarza, w konkretnej sprawie. Nie zmienia to tego, że prawdziwi schizofrenicy istnieją i leczenie może im naprawdę pomóc.
felula pisze:Wiem, że to kontrowersyjne stwierdzenie, ale wychodzę z założenia, że lepiej mieć otwarty umysł i badać różne stanowiska
Ja też. Dlatego stawiam na naukę, która stosuję metodę naukową i wszystkie stanowiska przechodzą proces "peer review." Wszyscy eksperci twierdzą jedno i nikt nie był w stanie przedstawić wniosków, które kogokolwiek z wiedzą ekspercką by przekonały do stanowiska, że zaburzeń psychicznych nie ma.
felula pisze:Właśnie określiłeś jakieś 20% katolików jako ludzi, którzy mają problemy
Naprawdę uważasz, że co piąty katolik jest zdania, że osobiście rozmawiał z Jezusem? Bez przesady. Wielu ludzi widzi wolę Boga w różnych naturalnych zdarzeniach itd, ale ludzi twierdzących, że osobiście rozmawiali z Bogiem jest raczej mało.

Ale w takim razie jak Ty określisz osobę, która jest zdania, że rozmawiała z kimś, kto nie żyje od wielu wieków (a prawdopodobnie nawet nigdy nie istniał)? Jakby to nie miało łatki religii (której nadajemy jakiś magiczny status i gdy tylko ktoś rzuca hasło "religia" zaczynamy zupełnie inaczej traktować jego twierdzenia) i ktoś by twierdził, że idzie do wojska, bo przyszedł do niego Aleksander Macedoński i obiecał karierę wielkiego przywódcy wojskowego, to ktoś miałby dłuższy problem z uznaniem, że może warto mu polecić specjalistę?

pozdrawiam,
Tomek
Jestem właścicielem mojej kammy, spadkobiercą mojej kammy, zrodzony z mojej kammy, związany z moją kammą, istnieję wspierany przez moją kammę. Jakąkolwiek kammę stworzę, czy dobrą czy złą, będę jej spadkobiercą.
Obrazek
Awatar użytkownika
Aditya
Posty: 1115
Rejestracja: pn maja 23, 2011 21:13
Płeć: kobieta
Tradycja: buddyzm
Lokalizacja: Wonderland

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Aditya »

Cześć,
Ryuu pisze:Cześć
No i bardzo dobrze, że tak jest! To jest piękno nauki. Ona nie jest religią, nie opiera się na bezmyślnych dogmatach, a na wiedzy. W czysto hipotetycznej sytuacji kiedyś może naukowcom uda się dowieść, że posiadanie kilku kompletnie niezależnych od siebie osobowości jest czymś zupełnie zdrowym, a może nawet korzystniejszym i wtedy wiedza naukowa się dostosuje. Dzięki temu możemy mieć jako taką pewność, że na obecną chwilę wiedza naukowa jest możliwie jak najbliższej najlepszy, wnioskom jakie da się wyciągnąć korzystając z obecnej wiedzy. Homoseksualizm był uznawany jako chorobę przez dogmat. Tak było w Biblii, więc tak wpisali do książek medycznych i nikt się tym nie zajmował. W końcu zaczęto o tym myśleć w sposób naukowy i obecnie homoseksualizm w świecie nauki jest jednoznacznie uznany za jedną z trzech równoważnych orientacji seksualnych (chociaż według mnie lepiej to oddaje skala Kinseya, ale to tak tylko "btw")
Czy aby na pewno nauka nie opiera się na dogmatach? ;) Może racjonalizm jest takim dogmatem?
I to byłby błąd konkretnego lekarza, w konkretnej sprawie. Nie zmienia to tego, że prawdziwi schizofrenicy istnieją i leczenie może im naprawdę pomóc.
A może to świadczy o tym, że psychiatrzy próbują sklasyfikować ludzi nalepiając im etykietki np schizofrenik? To nie jest tylko błąd konkretnego lekarza, gdyż jest wiele takich przypadków. Słyszałeś o tym eksperymencie, w którym grupa uczestników udawała pacjentów szpitala psychiatrycznego?
Ale w takim razie jak Ty określisz osobę, która jest zdania, że rozmawiała z kimś, kto nie żyje od wielu wieków (a prawdopodobnie nawet nigdy nie istniał)? Jakby to nie miało łatki religii (której nadajemy jakiś magiczny status i gdy tylko ktoś rzuca hasło "religia" zaczynamy zupełnie inaczej traktować jego twierdzenia) i ktoś by twierdził, że idzie do wojska, bo przyszedł do niego Aleksander Macedoński i obiecał karierę wielkiego przywódcy wojskowego, to ktoś miałby dłuższy problem z uznaniem, że może warto mu polecić specjalistę?

pozdrawiam,
Tomek
Określiłabym ją jako funkcjonującą inaczej niż ja. Każdy z nas ma jakiejś projekcje dotyczące własnej osoby, tutaj też wydaje mi się, że jest różnica stopnia. Dopóki taka osoba nikogo nie krzywdzi to nie widzę problemu. Uznanie kogoś za szaleńca jest kwestią konwencji/obyczajów/kultury. W jednych okolicznościach morderca będzie bohaterem wojennym, w innych okolicznościach morderca będzie psychopatą - kwestia kontekstu.

Może tylko Nibbana jest normą, a dopóki jesteśmy uwikłani w sansarze to wszystko jest dyskomfortem, szaleństwem, uganianiem się za tęczą?... Czy poświęcanie całego życia, pracowanie by zbudować dom, założyć/utrzymać rodzinę, posadzić drzewo, a potem umrzeć i stracić to wszystko, nie wydaje ci się szaleństwem?
Nie ma normy, a skale oceniania co nią jest, a co nią nie jest są jak dla mnie nieprzekonujące. BTW Ani jeden specjalista nie usunąłby przyczyny problemu :(
Pozdrawiam,
Felula
Motylu!
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
podroznik28
Posty: 315
Rejestracja: pn lut 20, 2012 10:27
Płeć: mężczyzna
Tradycja: -

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: podroznik28 »

felula pisze:Cześć,
Może tylko Nibbana jest normą, a dopóki jesteśmy uwikłani w sansarze to wszystko jest dyskomfortem, szaleństwem, uganianiem się za tęczą?... Czy poświęcanie całego życia, pracowanie by zbudować dom, założyć/utrzymać rodzinę, posadzić drzewo, a potem umrzeć i stracić to wszystko, nie wydaje ci się szaleństwem?
Felula...oczywiście, że poświęcanie całego życia aby zbudować dom (w tych czasach to szczególny absurd: rzecz na kredyt, który spłacamy do końca życia), utrzymać rodzinę, posadzić drzewo, gromadzić rzeczy...i tak każdy kończy gryząc kwiatki od spodu - różnimy się jedynie wyobrażeniami i stopniem ucieczki/pogoni.

Tak. Uciekamy od sprzeczności jaką jest egzystencja, goniąc za ulotnym szczęściem, gdzie sama w sobie gonitwa jak i jej cele są kitem, którym próbujemy zalepić dziurkę przez którą zajrzeliśmy i ujrzeliśmy...nic, sprzeczność i proces rozpadu zgodnie ze strzałką czasu.

[ciach]

Pozdr.
Awatar użytkownika
Aditya
Posty: 1115
Rejestracja: pn maja 23, 2011 21:13
Płeć: kobieta
Tradycja: buddyzm
Lokalizacja: Wonderland

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Aditya »

podroznik28 pisze: Felula...oczywiście, że poświęcanie całego życia aby zbudować dom (w tych czasach to szczególny absurd: rzecz na kredyt, który spłacamy do końca życia), utrzymać rodzinę, posadzić drzewo, gromadzić rzeczy...i tak każdy kończy gryząc kwiatki od spodu - różnimy się jedynie wyobrażeniami i stopniem ucieczki/pogoni.

Tak. Uciekamy od sprzeczności jaką jest egzystencja, goniąc za ulotnym szczęściem, gdzie sama w sobie gonitwa jak i jej cele są kitem, którym próbujemy zalepić dziurkę przez którą zajrzeliśmy i ujrzeliśmy...nic, sprzeczność i proces rozpadu zgodnie ze strzałką czasu.

[ciach]

Pozdr.

Absurdem jest, żeśmy się urodzili, i absurdem, że umrzemy.
Jedyną sensowną opcją jest Dhamma i praktyka.
Motylu!
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
Awatar użytkownika
Ryu
ex Global Moderator
Posty: 1940
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 23:04
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Zgierz

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Ryu »

Cześć
felula pisze:Cześć,
Ryuu pisze:Cześć
No i bardzo dobrze, że tak jest! To jest piękno nauki. Ona nie jest religią, nie opiera się na bezmyślnych dogmatach, a na wiedzy. W czysto hipotetycznej sytuacji kiedyś może naukowcom uda się dowieść, że posiadanie kilku kompletnie niezależnych od siebie osobowości jest czymś zupełnie zdrowym, a może nawet korzystniejszym i wtedy wiedza naukowa się dostosuje. Dzięki temu możemy mieć jako taką pewność, że na obecną chwilę wiedza naukowa jest możliwie jak najbliższej najlepszy, wnioskom jakie da się wyciągnąć korzystając z obecnej wiedzy. Homoseksualizm był uznawany jako chorobę przez dogmat. Tak było w Biblii, więc tak wpisali do książek medycznych i nikt się tym nie zajmował. W końcu zaczęto o tym myśleć w sposób naukowy i obecnie homoseksualizm w świecie nauki jest jednoznacznie uznany za jedną z trzech równoważnych orientacji seksualnych (chociaż według mnie lepiej to oddaje skala Kinseya, ale to tak tylko "btw")
Czy aby na pewno nauka nie opiera się na dogmatach? ;) Może racjonalizm jest takim dogmatem?
Nie jest. Jest jedynym racjonalnym podejściem do świata. ;)
I to byłby błąd konkretnego lekarza, w konkretnej sprawie. Nie zmienia to tego, że prawdziwi schizofrenicy istnieją i leczenie może im naprawdę pomóc.
A może to świadczy o tym, że psychiatrzy próbują sklasyfikować ludzi nalepiając im etykietki np schizofrenik? To nie jest tylko błąd konkretnego lekarza, gdyż jest wiele takich przypadków. Słyszałeś o tym eksperymencie, w którym grupa uczestników udawała pacjentów szpitala psychiatrycznego?
Ludzie popełniają błędy, lekarze też.
Ale w takim razie jak Ty określisz osobę, która jest zdania, że rozmawiała z kimś, kto nie żyje od wielu wieków (a prawdopodobnie nawet nigdy nie istniał)? Jakby to nie miało łatki religii (której nadajemy jakiś magiczny status i gdy tylko ktoś rzuca hasło "religia" zaczynamy zupełnie inaczej traktować jego twierdzenia) i ktoś by twierdził, że idzie do wojska, bo przyszedł do niego Aleksander Macedoński i obiecał karierę wielkiego przywódcy wojskowego, to ktoś miałby dłuższy problem z uznaniem, że może warto mu polecić specjalistę?

pozdrawiam,
Tomek
Określiłabym ją jako funkcjonującą inaczej niż ja. Każdy z nas ma jakiejś projekcje dotyczące własnej osoby, tutaj też wydaje mi się, że jest różnica stopnia.
No jest. Jest różnica między normalnymi samsarycznymi projekcjami na swój temat, a takimi, jakie występują u ludzi z zaburzeniami. Oni są na kolejnym poziomie snu w Incepcji ;) Wszyscy mamy jakieś wizje, a oni mają kolejne wizje w tych wizjach.
Dopóki taka osoba nikogo nie krzywdzi to nie widzę problemu
Ja akurat widzę. Zaburzenie wywołane być może czymś biologicznym, być może jakimś traumatycznym przeżyciem sprawia, że drugi człowiek nie jest w stanie świadomie patrzeć na rzeczywistość, bo mu urojony Aleksander Macedoński każe robić coś irracjonalnego. Był kiedyś na tym forum przez chwilkę człowiek, którego możesz kojarzyć z innych części internetu. Magiczna moc mówiła mu żeby robił lecznicze wisiorki z Buddą, a jak się jej nie słuchał to go karała. Niby nikomu krzywdy nie robi, ale ja bym jednak wolał żeby pomógł mu lekarz i resztę życia spędził na czymś co mu bardziej pomoże (czy to w samsarze, czy w wyjściu z niej)
Uznanie kogoś za szaleńca jest kwestią konwencji/obyczajów/kultury.
Nie mówię o wytykaniu kogoś palcami i nazywaniu go czubem czy szaleńcem, a o fachowym zdiagnozowaniu problemu i próbie pomocy.
W jednych okolicznościach morderca będzie bohaterem wojennym, w innych okolicznościach morderca będzie psychopatą - kwestia kontekstu
.
I według mnie różnica motywacji między mordercą, a żołnierzem jest dość zasadnicza.

Może tylko Nibbana jest normą, a dopóki jesteśmy uwikłani w sansarze to wszystko jest dyskomfortem, szaleństwem, uganianiem się za tęczą?... Czy poświęcanie całego życia, pracowanie by zbudować dom, założyć/utrzymać rodzinę, posadzić drzewo, a potem umrzeć i stracić to wszystko, nie wydaje ci się szaleństwem?
Nie do końca. Gdzieś muszę mieszkać, jestem przywiązany do jakiegoś stopnia komfortu i lepiej mi się żyje z kochającą rodziną i w wygodnym domu, niż w samotności pod mostem. Takie uroki samsary. A dom i drzewo zostaną dla dzieci
Nie ma normy, a skale oceniania co nią jest, a co nią nie jest są jak dla mnie nieprzekonujące.
No nic. W takim razie mamy w tym temacie zupełnie inne podejście. Mówi się trudno.

pozdrawiam,
Tomek
Jestem właścicielem mojej kammy, spadkobiercą mojej kammy, zrodzony z mojej kammy, związany z moją kammą, istnieję wspierany przez moją kammę. Jakąkolwiek kammę stworzę, czy dobrą czy złą, będę jej spadkobiercą.
Obrazek
Awatar użytkownika
Aditya
Posty: 1115
Rejestracja: pn maja 23, 2011 21:13
Płeć: kobieta
Tradycja: buddyzm
Lokalizacja: Wonderland

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Aditya »

Ludzie popełniają błędy, lekarze też.
Nie chodzi mi tutaj tyle o błędy ile o zawodność psychiatrii. I to, że psychiatrzy starają się dopasować objawy danej osoby do schematu.

Ja akurat widzę. Zaburzenie wywołane być może czymś biologicznym, być może jakimś traumatycznym przeżyciem sprawia, że drugi człowiek nie jest w stanie świadomie patrzeć na rzeczywistość, bo mu urojony Aleksander Macedoński każe robić coś irracjonalnego. Był kiedyś na tym forum przez chwilkę człowiek, którego możesz kojarzyć z innych części internetu. Magiczna moc mówiła mu żeby robił lecznicze wisiorki z Buddą, a jak się jej nie słuchał to go karała. Niby nikomu krzywdy nie robi, ale ja bym jednak wolał żeby pomógł mu lekarz i resztę życia spędził na czymś co mu bardziej pomoże (czy to w samsarze, czy w wyjściu z niej)
Jeśli tak jest, to jasne, trzeba pomóc temu człowiekowi. Jak? Może John Nash byłby tu wzorem - który poradził sobie sam ze swoją schizofrenią, bez leków. Psychiatria niestety jest zawodna pod tym względem (nie ma żadnego leku na schizofrenie czy depresje, leki tylko usuwają objawy).

Nie mówię o wytykaniu kogoś palcami i nazywaniu go czubem czy szaleńcem, a o fachowym zdiagnozowaniu problemu i próbie pomocy.
Ja też mówiłam o diagnozowaniu :)

Co do mordercy i żołnierza - chodziło mi o to, że właśnie nie ma między nimi różnicy. Mamy morderce, który w zależności od kontekstu jest albo bohaterem, który dostaje medal, albo idzie do więzienia. W tym wypadku odbieranie życia to odbieranie życia, dużej różnicy tu nie widzę, nawet w motywacji.
Nie do końca. Gdzieś muszę mieszkać, jestem przywiązany do jakiegoś stopnia komfortu i lepiej mi się żyje z kochającą rodziną i w wygodnym domu, niż w samotności pod mostem. Takie uroki samsary. A dom i drzewo zostaną dla dzieci
Hmm. Dla mnie ten absurd jest dobijający. Ale mnie to motywuje do praktyki i to bardzo.

No nic. W takim razie mamy w tym temacie zupełnie inne podejście. Mówi się trudno.

pozdrawiam,
Tomek
Gdybyśmy wszyscy się we wszystkim zgadzali to by było nudno :)

Pozdrawiam :serce:
Felula
Motylu!
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
podroznik28
Posty: 315
Rejestracja: pn lut 20, 2012 10:27
Płeć: mężczyzna
Tradycja: -

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: podroznik28 »

Tu użytkownik: moi napisał ciekawe zdanie na temat o którym piszecie: http://forum.medytacja.net/viewtopic.ph ... t=0#p17615
Awatar użytkownika
ethan
Senior User
Posty: 842
Rejestracja: sob maja 23, 2009 16:01
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Wspólnota Dzogczen
Lokalizacja: Czysta Kraina

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: ethan »

felula pisze:Btw2 jeśli mówisz, że choroba jest kiedy dana osoba zaczyna traktować daną "iluzje" jako realną, to w takim razie wśród ludzi religijnych mamy wiele chorych osób. I to nie jest złośliwość. Wiele osób rozmawia z bogiem, czuje obecność Jezusa, ma nawet swoiste objawienia itd. A jednak to nie są doświadczenia mistyczne w pełnym tego słowa znaczeniu. To jak to sklasyfikować?
Ja bym to sklasyfikowal tak, jak mowi o tym buddyzm tybetanski, o naszej wewnetrznej madrosci zwanej madroscia rozrozniajacą, bo chyba to bardziej to masz tutaj na mysli. Sogjal Rinpocze tak o niej mowi:
"Przez całe życie mieszkały w tobie dwie osoby: gadatliwe, pretensjonalne, histeryczne, wyrachowane ego i ukryta duchowa istota, której głosu mądrości słuchałeś bardzo rzadko. Kiedy otrzymujesz nauki, rozmyślasz nad nimi i wcielasz je w życie, budzisz i wzmacniasz ów wewnętrzny głos, wrodzoną mądrość trafnego osądu, którą buddyści nazywają „świadomością rozróż­niającą", i zaczynasz dostrzegać różnicę pomiędzy jej wskazów­kami a pokrzykiwaniami i uwodzicielskimi podszeptami ego. Powoli wraca ci pamięć prawdziwej natury, z całym jej prze­pychem i pewnością."

Jezeli chodzi o wizje jakich sie doswiadcza, wedlug mnie jest to calkiem podobne na jakims poziomie. Wyjasnie moze na przkladzie snow. Jezlei sni sie Tobie na przyklad Twoj nauczyciel i cos Tobie mowi to z jednej strony moze to byc faktyczna komunikacja miedzy Toba a mistrzem, ktory pojawia sie we snie zeby na przyklad w jakis sposob skorygowac blad ktory robisz, ale z drugiej strony moze to byc rownie dobrze tylko twoja fantazja na temat Twojego nauczyciela, ktora przybrala taka forme we snie. W moim odczuciu podobnie jest z wizjami, ktorych mozna doswiadczyc. Mozna na przyklad widziec duchy zmarlych, ktorzy sie kreca wokol nas, bo w jakis sposob ciagle sa przywiazani do zycia na ziemi (jak ten maly chlopiec w filmie Szósty zmysł z Brucem Willisem) a moga to byc tylko projekcje ktore pojawily sie z jakigos powodu u kogos z zaburzeniami psychicznymi. Jesli chodzi o realnosc, czy czy jedne z tych wizji sa bardziej realne od drugich? Wedlug mnie tak, jedne z nich sa jakby rodzajem komunikacji pomiedzy istotami a drugie sa tylko tym, jaki ksztalt przybieraja mysli, wyobrazenia, lęki itd. danej osoby. Chociaz z drugiej strony wedlug buddyzmu wszystko pochodzi z umyslu, ale to juz poziom absolutny, troche inna bajka.
http://www.jasnesny.wordpress.com
„Nie oce­niaj suk­ce­su człowieka po tym jak wy­soko się wspiął, lecz jak wy­soko od­bił się od dna.”
Awatar użytkownika
ethan
Senior User
Posty: 842
Rejestracja: sob maja 23, 2009 16:01
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Wspólnota Dzogczen
Lokalizacja: Czysta Kraina

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: ethan »

Ryuu pisze:Jeżeli ktoś twierdzi, że rozmawiał z człowiekiem, który pewnie nigdy nawet nie istniał, a nawet jeżeli istniaŁ to nie żyje od dwóch tysiącleci to ma jakieś problemy ze zdrowiem psychicznym.
W buddyzmie tybetanskim normą jest ze ktoś ma wizje niezyjecych od dawna mistrzów albo nawet Buddow którzy udzielają mu nauki, wiele nauk pochodzi z tego typu wizji czy to w snach czy podczas medytacji i jakoś nikt tam nie mówi ze maja problemy psychiczne. W theravadzie nigdy się nie zdarzyło ze ktoś miał wizje Buddy lub innego Mistrza?
http://www.jasnesny.wordpress.com
„Nie oce­niaj suk­ce­su człowieka po tym jak wy­soko się wspiął, lecz jak wy­soko od­bił się od dna.”
Awatar użytkownika
Aditya
Posty: 1115
Rejestracja: pn maja 23, 2011 21:13
Płeć: kobieta
Tradycja: buddyzm
Lokalizacja: Wonderland

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Aditya »

To tylko pokazuje jak cienka jest granica między "normą" a odstępstwem od tej "normy" , między doświadczeniem religijnym a "zaburzeniem psychicznym".
Motylu!
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
Awatar użytkownika
ethan
Senior User
Posty: 842
Rejestracja: sob maja 23, 2009 16:01
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Wspólnota Dzogczen
Lokalizacja: Czysta Kraina

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: ethan »

Coś w tym jest :)
http://www.jasnesny.wordpress.com
„Nie oce­niaj suk­ce­su człowieka po tym jak wy­soko się wspiął, lecz jak wy­soko od­bił się od dna.”
Awatar użytkownika
Ryu
ex Global Moderator
Posty: 1940
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 23:04
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Zgierz

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Ryu »

Cześć
Coś w tym jest, że pojawia się religijną łatka i od razu zawieszamy racjonalne myślenie.

Pozdrawiam,
Tomek
Jestem właścicielem mojej kammy, spadkobiercą mojej kammy, zrodzony z mojej kammy, związany z moją kammą, istnieję wspierany przez moją kammę. Jakąkolwiek kammę stworzę, czy dobrą czy złą, będę jej spadkobiercą.
Obrazek
Awatar użytkownika
ethan
Senior User
Posty: 842
Rejestracja: sob maja 23, 2009 16:01
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Wspólnota Dzogczen
Lokalizacja: Czysta Kraina

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: ethan »

Ehh, wiara gory przenosi :) Z drugiej strony Budda tez przestrzegal przed slepa wiara i mowil zeby sprawdzac wszystko tak jak zlotnik bada zloto, albo zeby miec zaufanie do tego, do czego przekonalismy sie po dlugim sprawdzaniu. Ale czy nazbyt racjonalny umysl tez przypadkiem nie moze byc przeszkoda do urzeczywistnenia natury umyslu? W koncu nie wszystko da sie wytlumaczyc za pomoca logiki, moze tak jak we wszystkim trzeba znalesc droge srodka.
http://www.jasnesny.wordpress.com
„Nie oce­niaj suk­ce­su człowieka po tym jak wy­soko się wspiął, lecz jak wy­soko od­bił się od dna.”
Awatar użytkownika
Aditya
Posty: 1115
Rejestracja: pn maja 23, 2011 21:13
Płeć: kobieta
Tradycja: buddyzm
Lokalizacja: Wonderland

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Aditya »

Ryuu, skoro tak przemawia do ciebie racjonalizm, to jak możesz wierzyć w Nirwanę/w możliwość Nirwany [zakładam, że wierzysz:)]? Przecież to nie jest udowodnione w żaden sposób naukowo, nie ma metod aby to zrobić, być może nikt nigdy nie osiągnął Nirwany. Może to rodzaj religijnego mitu, hm? Jak możliwa jest Nirwana? Jak możliwe jest to przejście od zwykłego, światowego, pomieszanego umysłu, do stanu Przebudzenia? Czy to da się racjonalnie wyjaśnić? Wiem, że to pewna skrajność. Nie chcę, żebyś pomyślał, że się czepiam, ale po prostu za pomocą racjonalizmu nie można wszystkiego wyjaśnić, a raczej należałoby wiele rzeczy odrzucić. Zgadzam się tutaj z ethanem :)

BTW ciekawostka związana z dyskusją http://www.express.co.uk/posts/view/341926 :D

Pozdrawiam :serce:
Motylu!
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
Awatar użytkownika
Ryu
ex Global Moderator
Posty: 1940
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 23:04
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Zgierz

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Ryu »

Cześć
felula pisze:Ryuu, skoro tak przemawia do ciebie racjonalizm, to jak możesz wierzyć w Nirwanę/w możliwość Nirwany [zakładam, że wierzysz:)]? Przecież to nie jest udowodnione w żaden sposób naukowo
Przeczytałem Szlachetną Ośmioraką Ścieżkę Bhikkhu Bodhiego i według mnie jest tam bardzo jasno i logicznie przedstawiona droga ku Przebudzeniu. Dla mnie jest dużo więcej przesłanek by uważać, że coś takiego jak Przebudzenie jest możliwe, niż żeby wierzyć w to, że komuś się objawili jacyś ludzie, którzy nie żyją od lat, albo i setek lat, a może nawet tysięcy lat aby przekazać im jakieś nauki.
felula pisze:Może to rodzaj religijnego mitu, hm?
Możliwe. Jednak uważam, że mam wystarczająco dowodów by wierzyć w pozytywne skutki dążenia do Nibbany i nawet jakbym dzisiaj dostał dowód, że ona sama jest mitem, to nie miałoby to większego wpływu na moją praktykę.
felula pisze:Czy to da się racjonalnie wyjaśnić?
Bhikkhu Bodhi całkiem racjonalnie to według mnie wyjaśnił ;)
felula pisze:Wiem, że to pewna skrajność. Nie chcę, żebyś pomyślał, że się czepiam, ale po prostu za pomocą racjonalizmu nie można wszystkiego wyjaśnić, a raczej należałoby wiele rzeczy odrzucić. Zgadzam się tutaj z ethanem
Nie no, jasne. Ja też mam nadzieję, ze Ty tak nie myślisz o mnie, bo to nie jedyny temat, w którym ze sobą polemizujemy. :)

Nie uważam, żeby wszystko czego nie da się udowodnić w naukowy sposób należało z góry odrzucić. Odrzucić to ja mogę akupunkturę, bo wszystkie badania pokazują, że jej skuteczność nie przekracza efektu placebo. Jeżeli ktoś przedstawia jakąś tezę, to po prostu staram się ustalić w jakim stopniu jest ona prawdopodobna, lub udowodniona. Dukkha to dla mnie fakt. Pozytywne skutki podążania buddyjską ścieżką to dla mnie fakt. Logicznym końcem tej ścieżki jest Przebudzenie, ale czy ten stan idealny jest do osiągnięcia dla człowieka na 100% nie wiem. W wypadku rozmawiania z Jezusem nie mam niestety żadnego punktu zaczepienia.

pozdrawiam,
Tomek
Jestem właścicielem mojej kammy, spadkobiercą mojej kammy, zrodzony z mojej kammy, związany z moją kammą, istnieję wspierany przez moją kammę. Jakąkolwiek kammę stworzę, czy dobrą czy złą, będę jej spadkobiercą.
Obrazek
Awatar użytkownika
dharmozjad
Posty: 622
Rejestracja: sob sie 11, 2012 16:03
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravada, Vipassana

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: dharmozjad »

Ryuu, zgadzam się z Tobą całkowicie!
po prostu biorę nauki Buddhy i zgodnie z jego zaleceniem sprawdzam je krok po kroku, począwszy oczywiście od Czterech Szlachetnych Prawd - nie ma tu niczego, co wg mnie nie było by zgodne z prawdą, lub urągało by zdrowemu rozsądkowi czy logice!
i tak krok po kroku, coraz dalej - do praw kammy czy nibbany jeszcze wprawdzie nie dotarłem, ale również nie uważam, żeby ich przyjęcie lub odrzucenie mogło coś zmienić w mojej praktyce, czy moim życiu...
Obrazek
Awatar użytkownika
gem
Posty: 158
Rejestracja: ndz mar 30, 2008 18:11
Płeć: mężczyzna
Tradycja: FSM
Lokalizacja: wrocław

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: gem »

Asti pisze: Objaśnię trochę swoją interpretację - samo doświadczenie nie-ja, doświadczenie swoistej dezintegracji może zakończyć się albo zupełnie nową integracją (oświecenie), albo popadnięciem w obłęd.
Albo może zakończyć się pójściem do sklepu po chleb. :laugh: Nie wiem czy dobrze to odczytuję, ale wydaje mi się, że zakładasz, iż ta osobowa jaźń jest podczas takiego doświadczenia jakoś naruszana. W mojej interpretacji może jej zagrozić co najwyżej chwilowe umniejszenie roli, porównywalne z tym, gdy ktoś, kto myślał, że jest ważnym gościem w luksusowym hotelu reflektuje się, że od wielu lat po prostu w nim pracuje.[1]

Używając wyobraźni, widzę to więc jako poszerzenie pola doświadczania, przy zachowaniu nietkniętego, osobowego "ja", razem z jego produkcjami, w obrębie tego całego pola. Oczywiście na poziomie metod to "ja" coś robi i w konsekwencji usuwa się trochę, ale raczej się nie rozpada, bo nigdy nie było spójne.

[1] bo to jego przybytek.
gem
Awatar użytkownika
Aditya
Posty: 1115
Rejestracja: pn maja 23, 2011 21:13
Płeć: kobieta
Tradycja: buddyzm
Lokalizacja: Wonderland

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Aditya »

gem pisze: Albo może zakończyć się pójściem do sklepu po chleb. :laugh: Nie wiem czy dobrze to odczytuję, ale wydaje mi się, że zakładasz, iż ta osobowa jaźń jest podczas takiego doświadczenia jakoś naruszana. W mojej interpretacji może jej zagrozić co najwyżej chwilowe umniejszenie roli, porównywalne z tym, gdy ktoś, kto myślał, że jest ważnym gościem w luksusowym hotelu reflektuje się, że od wielu lat po prostu w nim pracuje.[1]

Używając wyobraźni, widzę to więc jako poszerzenie pola doświadczania, przy zachowaniu nietkniętego, osobowego "ja", razem z jego produkcjami, w obrębie tego całego pola. Oczywiście na poziomie metod to "ja" coś robi i w konsekwencji usuwa się trochę, ale raczej się nie rozpada, bo nigdy nie było spójne.

[1] bo to jego przybytek.
To jest mega-ciekawa kwestia. Ale skoro poczucie "ja" jest iluzją to czy oświecenie nie oznacza uwolnienia się od tej iluzji? Czy to właśnie nie jest sednem oświecenia? A wtedy, no właśnie, co z osobową jaźnią? Powinna zniknąć. Moim zdaniem jeśli mówisz, że coś zostaje to to nie może być opis oświecenia. Ale te interpretacje to kwestia szkół i tradycji, więc pewnie zgody co do tego nie ma :)

Pozdrawiam
Motylu!
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
Awatar użytkownika
Asti
Posty: 795
Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Hahayana
Lokalizacja: Łódź

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: Asti »

Albo może zakończyć się pójściem do sklepu po chleb. :laugh: Nie wiem czy dobrze to odczytuję, ale wydaje mi się, że zakładasz, iż ta osobowa jaźń jest podczas takiego doświadczenia jakoś naruszana. W mojej interpretacji może jej zagrozić co najwyżej chwilowe umniejszenie roli, porównywalne z tym, gdy ktoś, kto myślał, że jest ważnym gościem w luksusowym hotelu reflektuje się, że od wielu lat po prostu w nim pracuje.[1]

Używając wyobraźni, widzę to więc jako poszerzenie pola doświadczania, przy zachowaniu nietkniętego, osobowego "ja", razem z jego produkcjami, w obrębie tego całego pola. Oczywiście na poziomie metod to "ja" coś robi i w konsekwencji usuwa się trochę, ale raczej się nie rozpada, bo nigdy nie było spójne.

[1] bo to jego przybytek.
Problem w tym, że "ja" zwykle bardzo nie chce, by pokazano mu jego właściwe miejsce - rozpoznano iluzoryczność tej struktury. Każda struktura broni własnego życia; pasożyt potrafi bronić się nawet kosztem organizmu żywiciela etc.
U niektórych ten proces może przejść łagodnie, tak jak mówisz, ale u innych w trakcie odzierania z iluzji w tym decydującym momencie może pojawić się walka resztki zagrożonego ja, jakiegoś rodzaju opór, który może skutkować rozszczepieniem w psychice. Kto poddawał się intensywnemu treningowi, zna z pewnością siłę, z jaką ego może się opierać. Niejednokrotnie, gdy wyzwanie jest zbyt duże, albo jednostka jest nie gotowa na jakieś doświadczenie/przełom w rozwoju - może pojawić się problem psychiczny w moim odczuciu. Dlatego ważna jest silna podstawa, baza, na której można oprzeć dalszy rozwój. Chyba, że ktoś stawia wszystko w życiu na jedną kartę - nirvana albo śmierć! - wtedy to ostrożne, spokojne podejście jest zbędne.
Nie chcę rzecz jasna nikogo odstraszać - właściwy stopniowy rozwój wyklucza taką możliwość. Ale są tradycje, w których robi się to dużo forsowniej i dość... wyczynowo (jak na przykład zen) i tam potencjał, że coś pójdzie nie tak jest imo większy - stąd potrzeba stałej superwizji nauczyciela.
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
Awatar użytkownika
gem
Posty: 158
Rejestracja: ndz mar 30, 2008 18:11
Płeć: mężczyzna
Tradycja: FSM
Lokalizacja: wrocław

Re: Jak blisko oswiecenie moze byc popadnieciu w szalenstwo?

Nieprzeczytany post autor: gem »

felula pisze: To jest mega-ciekawa kwestia. Ale skoro poczucie "ja" jest iluzją to czy oświecenie nie oznacza uwolnienia się od tej iluzji?
Oznacza, dokładnie tak jak piszesz uwolnienie. Moim zdaniem poczucie "ja" w niczym nie przeszkadza, a nawet przydaje się, żeby działać w świecie, tak jak ręka czy noga. Problemem jest to, że z powodów wychowawczo-cywilizacyjnych ono samo się ogłosiło masterem naszego ciała i umysłu, a w związku z tym samo siebie postrzega raz jako mastera, a dwa jako kogoś podległego, kogo należy ćwiczyć, instruować, ponaglać i regulować. To tak jakby ktoś nawiedził nas, a ten ktoś to my (to czym myślimy, że tym jesteśmy). Już samo to rozdwojenie na siebie patrzącego i siebie, na którego się patrzy jest smutne. :zalamany:

Mamy bardzo fajny, czuły instrument (ciało-umysł), zdolny być w bezpośrednim kontakcie z rzeczywistością (bo jak inaczej, skoro jest jej częścią), ale żeśmy go przejęli na własność jak jakąś rzecz, wchodząc w rolę opowiadaczy tego, czego on doświadcza, a czego powinien doświadczać. Wtedy niby słyszymy dźwięk, ale on jest przez nas zakrzykiwany, pojawia się zaraz jakieś znaczenie, jakieś wspomnienie, myśl, uczucia związane z pamięcią, u niektórych refleksja nad tym co się dzieje, ocena tego co się dzieje. I nawet niech sobie one będą, niech się myślą te myśli – miejsca mamy pod dostatkiem a nawet więcej – tylko właśnie kwestia, że w chorobie małego "ja" one są w centralnej pozycji i wydają się wszystkim, zasłaniając cały obraz.
Czy to właśnie nie jest sednem oświecenia? A wtedy, no właśnie, co z osobową jaźnią? Powinna zniknąć.
Nie wiem co wtedy, ale podejrzewam, że jeśli ona spełnia swoją funkcję, to bez sensu, żeby znikała. Tak jakby zapomnieć języka. Przecież słowa też nie istnieją, też są tworzone przez umysł, sami je produkujemy w oparciu o to czym byliśmy w pamięci przed chwilą. Zastanawiam się teraz czy bez tej konstelacji małego "ja" u kogoś zrealizowanego dałoby się normalnie pogadać z nim/nią, zapytać jak się czuje, co słychać, itp. Jeśli oświecona istota ma działać również jako osoba, choćby po to, żeby nauki podawać dalej, to raczej jej się przyda coś osobowego na zapleczu, czego może użyć (a nie być przez to używaną). Jeśli pierwotnie to zwyczajne "ja" nie istnieje, to rozpoznanie tego faktu już uwalnia, ale całkowite zniszczenie oznaczałoby jakąś amnezję, zapomnienie tej kompetencji bycia również zwyczajną osobą.
Moim zdaniem jeśli mówisz, że coś zostaje to to nie może być opis oświecenia.
A na przykład Budda Siakjamuni: zdolność mówienia została, ciało zostało, chęć jedzenia została.
Ale te interpretacje to kwestia szkół i tradycji, więc pewnie zgody co do tego nie ma :)
W moim przypadku nawet gorzej, bo po prostu filozofuję bez względu na jakąś tradycję. :)
To dlatego, że nie jestem buddystą, jestem wyznawcą Latającego Potwora Spaghetti.
Moje makaronowe imię to Świderek Triticum Durum.
Więc spoko, możemy mieć zgodę.

Pozdrawiam!
gem
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dharma/Dhamma”