Tożsamość buddysty

dyskusje i rozmowy tyczące się dharmy buddyjskiej

Moderatorzy: kunzang, Har-Dao, iwanxxx

Daro
Posty: 11
Rejestracja: pt lut 12, 2016 21:23
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Zen soto

Tożsamość buddysty

Nieprzeczytany post autor: Daro »

Jakiś czas temu na jednej ze stron poruszających temat buddyzmu (była to katolicka strona) wyczytałem ostrzeżenie że buddyzm prowadzi do rozpadu tożsamości, szkodliwego dla psychiki ludzkiej. Mam trochę inne zdanie na ten temat, i chętnie poznam też zdanie innych forumowiczów.

Nie wiem czy dobrze myślę ale proces utożsamiania się z czymś postrzegam jako bardzo bliski procesowi przywiązywania się do czegoś. Np jako Polak mogę być bardzo przywiązany do swojego kraju i narodu, a jako kibic mogę utożsamiać się ze swoją ulubioną drużyną. W książce Thanissaro "Z każdym oddechem" jest to porównane do wewnętrznego komitetu, czyli do zbioru moich poglądów na jakiś temat. Głosy w komitecie mogą być bardzo różne: zdrowe lub nie zdrowe, silne lub słabe, wzajemnie wykluczające się itd np głos "chcę być zdrowy, zamierzam zdrowo się odżywiać" i "a co mi tam, mogę dzisiaj zaszaleć". Najlepsze jest to że sam mogę kreować jakość wewnętrznych głosów np poprzez rozwijanie metty.

Tożsamość buddysty postrzegam jako postawę kogoś zdolnego do odpuszczania, zaniechania, nie przywiązywania się. I tutaj rodzą się moje wątpliwości. Jeśli tożsamość buddysty umieszczę na szczycie w swoim zbiorze różnych tożsamości, to będzie ona stopniowo osłabiać inne tożsamości aż dojdzie do sytuacji że po pozycji nr 1 będzie długo długo nic. Nie wiem czy to zdrowe czy nie, możliwe że umknął mi jakiś szczegół i cała moja teoria jest do kitu. Szukam drogi środka. Wiem że można np pół życia przejechać na krawędzi bo kiedyś tam jakaś pani w szkole przykleiła etykietkę chuligana (ale to już skrajny przykład). Nie wierzę w całkowite pozbawienie tożsamości bo wtedy chyba bym musiał nie wiedzieć że jestem człowiekiem albo mężczyzną itd.
Awatar użytkownika
Gottlieb
Posty: 31
Rejestracja: sob paź 03, 2015 20:40
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda

Re: Tożsamość buddysty

Nieprzeczytany post autor: Gottlieb »

:hello: Daro

„Nie bądź arhatem, nie bądź bodhisattwą, nie bądź w ogóle niczym — jeśli próbujesz być czymś to z pewnością będziesz cierpiał”. - Ajahn Chah

Z innej strony, wydaje mi się, że jeśli przyjęcie ,,tożsamości buddysty'' i podjęcie działań z tym związanych, prowadzi do ''odpuszczania, zaniechania, nie przywiązywania się'' i przyćmi lub zlikwiduje inne ,,niezdrowe'' tożsamości i wytresuje ''nieumiejętnych członków komitetu umysłu'', to chyba dobrze by na potrzeby operacyjne mieć taką etykietkę buddysty.

Aczkolwiek to dalej jest pewna ,,tożsamość'' albo etykietka. Ale podejście z intencją ,,nie przyklejam sobie etykietek! jestem lepszy od tych, którzy sobie przyklejają'' też nie dobre. Ja sobie przykleiłem i czuję, że znowu tym sposobem przywiązałem się do ,,bycia'' buddystą.
Lecz wolę mieć ''buddyjski komitet umysłu'' niż ,,chciwy, zachłanny, pożądliwy i nienawistny komitet umysłu''.

A tożsamość, jakaś tam, chyba jest potrzebna do funkcjonowania na tym świecie (imho). To chyba jest tak jak ze słowami/językiem: to tylko konceptualizacja, ale ułatwiająca funkcjonowanie w społeczeństwie.

''Mnisi, ukażę wam jak (nauczanie) Dhammy jest podobne do tratwy, będącej dla celu przedostania się na drugi brzeg, nie dla uchwycenia się jej (na stałe).'' - Alagaddūpama Sutta (MN.022)
Awatar użytkownika
amogh
Posty: 3535
Rejestracja: pt mar 21, 2008 20:16
Płeć: mężczyzna
Tradycja: hołd nie-nazwanemu
Lokalizacja: piwnica Auerbacha

Re: Tożsamość buddysty

Nieprzeczytany post autor: amogh »

Witaj
Daro pisze:Jakiś czas temu na jednej ze stron poruszających temat buddyzmu (była to katolicka strona) wyczytałem ostrzeżenie że buddyzm prowadzi do rozpadu tożsamości, szkodliwego dla psychiki ludzkiej. Mam trochę inne zdanie na ten temat, i chętnie poznam też zdanie innych forumowiczów.
Myślę, że bardziej niż dla psychiki ludzkiej (jeżeli w ogóle) rozpad tożsamości - a skoro mowa o tym na stronie katolickiej, to pewnie rozpad ludzkiej duszy - najbardziej szkodliwy jest dla samego Kościoła, który boi się utraty, tak bardzo niezbędnych mu wiernych ;)
Daro pisze:Nie wiem czy dobrze myślę ale proces utożsamiania się z czymś postrzegam jako bardzo bliski procesowi przywiązywania się do czegoś. Np jako Polak mogę być bardzo przywiązany do swojego kraju i narodu, a jako kibic mogę utożsamiać się ze swoją ulubioną drużyną. W książce Thanissaro "Z każdym oddechem" jest to porównane do wewnętrznego komitetu, czyli do zbioru moich poglądów na jakiś temat. Głosy w komitecie mogą być bardzo różne: zdrowe lub nie zdrowe, silne lub słabe, wzajemnie wykluczające się itd np głos "chcę być zdrowy, zamierzam zdrowo się odżywiać" i "a co mi tam, mogę dzisiaj zaszaleć". Najlepsze jest to że sam mogę kreować jakość wewnętrznych głosów np poprzez rozwijanie metty.
Z tego, co zrozumiałem z buddyjskiej teorii, umysł ma zdolność do kreowania i zamieniania różnych wyobrażeń dotyczących samego siebie (nama), jak i otaczającego go świata (rupa). Zwane jest to świadomością mentalną, która nie koniecznie jest tożsama z doświadczeniem umysłu, o jakie chodziło np. Buddzie, a które wolne jest od wytworów tej świadomości. Te wytwory świadomości posiadają cechy, które prędzej czy później skutkują cierpieniami i frustracjami różnego rodzaju i natężenia, a niewiedza na ten temat, prowadzi do lgnięcia i fałszywych przekonań na temat tego jakimi w istocie rzeczy są i koło się zamyka. Dlatego też, to nie treść wyobrażeń, a nasz stosunek do nich ma tutaj zasadnicze znaczenie, to nasza emocjonalna reaktywność, a nie jej przedmioty - rozumiane również jako uczucia i przekonania - stanowi problem. Problem z problemem jest taki, że jest zbyt blisko i nie widzimy nawet tego, że to jest problem. Dlatego potrzebna jest buddyjska praktyka, która ma na celu uspokojenie umysłu i wgląd w jego elementarne mechanizmy.

Daro pisze:Tożsamość buddysty postrzegam jako postawę kogoś zdolnego do odpuszczania, zaniechania, nie przywiązywania się. I tutaj rodzą się moje wątpliwości. Jeśli tożsamość buddysty umieszczę na szczycie w swoim zbiorze różnych tożsamości, to będzie ona stopniowo osłabiać inne tożsamości aż dojdzie do sytuacji że po pozycji nr 1 będzie długo długo nic. Nie wiem czy to zdrowe czy nie, możliwe że umknął mi jakiś szczegół i cała moja teoria jest do kitu. Szukam drogi środka. Wiem że można np pół życia przejechać na krawędzi bo kiedyś tam jakaś pani w szkole przykleiła etykietkę chuligana (ale to już skrajny przykład). Nie wierzę w całkowite pozbawienie tożsamości bo wtedy chyba bym musiał nie wiedzieć że jestem człowiekiem albo mężczyzną itd.
Pozwolę sobie odpowiedzieć cytatem z książki "Wolność od duchowego materializmu", która traktuję o tego typu zagadnieniach.

"P: Rinpocze powiedział, że ludzie przeżywają coś, a potem lgną do tego intelektualnie, przyklejając etykietkę: "To fantastyczne". Wydaje się, że to niemal automatyczna reakcja. Czy Rinpocze mógłby omówić sposób unikinięcia tego? Odnoszę wrażenie, że im bardziej próbuje się uniknąć oceniania, tym bardziej się ocenia.
O: Kiedy uświadamiasz sobie, że tak właśnie postępujesz, i nic ci z tego nie przychodzi, to - jak sądzę - zaczynasz odnajdywać drogę wyjścia z sytuacji. Dostrzegasz, że cały ten proces jest częścią potężnej gry, która tak naprawdę nie przynosi ci żadnych korzyści, gdyż nieustannie budujesz, zamiast dojść do zrozumienia czegokolwiek. nie ma w tym żadnej magii ani sztuczek. Jedyne, co należy zrobić, to zedrzeć maski, nawet jeśli będzie się to wiązało z cierpieniem.
Być może będziesz musiał wciąż budować i budować, dopóki nie uświadomisz sobie jałowości wysiłków zakładających uduchowienie się. Cały twój umysł stanie się przeładowany tymi zmaganiami. W rzeczywistości być może nawet nie będziesz sobie zdawał sprawy z tego , co się dzieje, aż do chwili, gdy poczujesz się całkowicie wyczerpany. Wtedy otrzymasz bardzo pożyteczną lekcję: zaniechania tego wszystkiego, bycia niczym. Możesz nawet doświadczyć pragnienia, żeby być "niczym". Wydaje się, że istnieją tu dwa rozwiązania: albo zwyczajnie zrzucić maski, albo przeciwnie - budować i budować, dążyć i dążyć, aż osiągniesz punkt kulminacyjny i w końcu dasz sobie z tym wszystkim spokój."

Pozdrawiam
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dharma/Dhamma”