piotr pisze:ale po coś się te drewna rąbie i po coś się tę wodę nosi, prawda? A chyba nie po to, żeby udowadniać, że zazen jest bezużyteczny.
Piotrze, kiedyś Soen Nakagawa Roshi chcąc skonfrontować swoich słuchaczy zapytał:
- What do you think is more important: Sitting or shitting ?
Nie czekając na odpowiedź, powiedział:
- Of course that shitting.
Powtarzam, ‘niedzielenie’ rzeczywistości jest podstawą ‘weryfikacji’ tego czym jest istota zazen. Jak dla mnie tradycyjne skatologiczne odnośniki ‘klarują’ tę teze w sposób wystarczający.
piotr pisze:Np. właściwa koncentracja w pewnym miejscu jest porównana do pożywienia, które jest zmagazynowane w twierdzy na czas oblężenia. Innymi słowy, rozwijanie jhān (nomen omen to po japońsku zen) prowadzi do tego, że można w lepszy sposób (nie bazując na zewnętrznym przedmiocie) zaspokoić swoje prymitywne pragnienia przyjemności.
To są chyba te pośrednie zalety medytacji o których Thanissaro wspomina pod koniec swojego eseju. Zalety które zachodnia psychologia stara się usilnie ‘zagarnąć’ na obszar swojej praxis.
Jak dla mnie rozsądne ‘rzucanie’ się w wir impusów nie jest niczym niepożądanym – jest to ekwiwalent bycia człowiekiem.piotr pisze:Inaczej bardzo łatwo jest po prostu utknąć w wypieraniu się swoich pragnień albo rzucić się w wir impulsów do zaspokojenia zmysłowej przyjemności.
Jeżeli mowa o Stefanie to sytuacja jest odwrotna. To nie on żerował na innych ale nieświadomie pozwalał żerować innym na sobie. Robił to między innymi chcąc zyskać aprobatę ze strony wyniosłego i nieprzewidywalnego ojca, chcąc otrzymać miłość i uwagę wycofanej, zagubionej i pochłoniętej swoim własnym życiem matki. Zaangażowanie w praktykę pozwoliło mu początkowo wytłumaczyć i usprawiedliwić swoje nieświadome skłonności do pomniejszania wartości swojego własnego życia. Takie działanie nazwać można mianem bypassingu. W imię współczucia poświęca się siebie tylko dlatego, że nieświadome wzorce reagowania na sytuacje w związkach nie pozwalają na ekspresję swoich potrzeb i pragnień z obawy przed utratą miłości ze strony bliskich. Być może dla Stefana doświadczanie satysfakcji wynikającej z poświęcania siebie innym było namiastką jakiegoś subiektywnego ‘prawdziwego szczęścia’. ‘Oczyszczony’ za pomocą praktyki był jednak w stanie tylko czasowo stłumić wypartą agresywność. A jeżeli jej doświadczał to tylko wtedy kiedy sam stawał się obiektem jej działania - często kwestionował swoje możliwości i czuł się pełen wad i defektów.piotr pisze:Jeśli za fasadą spokoju i optymizmu, kryje się uczucia zawodu i nienawiści do samego siebie, to jest to raczej kolejna forma żerowania na innych. Inni ludzie są konieczni takiej osobie do żywienia tych uczuć. Gdzie tu możnaby znaleźć prawdziwe szczęście?
Wracając do ‘bezużytności’ zazen – ‘prawdziwe szczęście’ z tej perspektywy jest tym właśnie momentem. Komunał, wiem ... ale póki uczeń nie pozbędzie się całkowicie nadziei na osiągnięcie ‘prawdziwego szczęścia’ nigdy nie zazna spokoju.
Bezużyteczność w tym kontekście jest sztuczną metodą wywoływania frustracji w kompulsywnej pogoni za ‘szczęściem’.
Pozdrawiam +