Ciekawy artykuł, podobnież jak komentarze pod nim:
Radosław S. Czarnecki
Mistycy - wyrzutki realnego świata
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3937
Mistycy - wyrzutki realnego świata
- jw
- Senior User
- Posty: 2151
- Rejestracja: śr lip 30, 2003 22:46
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Tradycja Rogatego Buddy ;)
- Kontakt:
Mistycy - wyrzutki realnego świata
http://www.rogatybudda.pl
Wszystko, co napisałem powyżej wyraża wyłącznie moje prywatne opinie, chyba że zostało to WYRAŹNIE zaznaczone inaczej. Nikt nie musi się z nimi zgadzać.
Wszystko, co napisałem powyżej wyraża wyłącznie moje prywatne opinie, chyba że zostało to WYRAŹNIE zaznaczone inaczej. Nikt nie musi się z nimi zgadzać.
-
- Posty: 189
- Rejestracja: sob cze 07, 2008 16:50
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Kwan um
- Lokalizacja: Gdańsk
Re: Mistycy - wyrzutki realnego świata
Nawet fajny artykuł. Niestety jednak można zarzucić pewne błędy. Na przykład przyjmują, że Islam, Judaizm i Chrześcijaństwo to największe religie monoteistyczne. Myślę, że dobrze by było wspomnieć na przykład o kulcie Pana Wisznu w rozmaitych formach. Myślę, że ma porównywalnie wiele wyznawców co Islam czy Judaizm, a na pewno byłby miłym kontrastem do zarzucanych opisanym religiom tendencji do nakazania umartwiania się czy strachu przed bogiem.
Poza tym fajnie, że z taką lekkością autor przyznaje , że mistycyzm wymyka się spod ich etykietki, że religia to zło. Szkoda tylko, że nie zauważa, że między mistycyzmem, a dewocją jest olbrzymia różnica. Można było wpaść na to, że podobieństwo jest tylko złudzeniem wywoływanym tym, że dewocja to małpowanie mistycyzmu.
Wreszcie szkoda, że prawie zostały zupełnie pominięte wyznania nonteistyczne. No i twierdzenie, że buddyzm pochodzi z azji południowo wschodniej...
Poza tym fajnie, że z taką lekkością autor przyznaje , że mistycyzm wymyka się spod ich etykietki, że religia to zło. Szkoda tylko, że nie zauważa, że między mistycyzmem, a dewocją jest olbrzymia różnica. Można było wpaść na to, że podobieństwo jest tylko złudzeniem wywoływanym tym, że dewocja to małpowanie mistycyzmu.
Wreszcie szkoda, że prawie zostały zupełnie pominięte wyznania nonteistyczne. No i twierdzenie, że buddyzm pochodzi z azji południowo wschodniej...
- Asti
- Posty: 795
- Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Hahayana
- Lokalizacja: Łódź
Re: Mistycy - wyrzutki realnego świata
Odnośnie artykułu - czy można w ogóle w ramach religii nonteistycznych mówić o mistycyzmie? Na gruncie buddyzmu, za takie nurty "mistyczne", uważałbym ścieżki niestopniowe, takie jak Zen, Mahamudra i Dzogczen. Wszystkie te trzy systemy skupiają się na bezpośrednim doświadczeniu, nie opierając się zbytnio na rozważaniach intelektualnych i funkcjonowały raczej na uboczu wielkich systemów monastycznych i "mainstreamu".
Ciekawym natomiast wydaje mi się poruszenie tematu pośredników. Mistycyzm pomija ich, stawiając największy nacisk na indywidualne doświadczenie jednostki.
Mistycyzm, zdaje mi się, składa pełną moc i odpowiedzialność w ręce jednostki, a nawet niekiedy neguje konieczność posiadania tego typu duchowego "eksperta". Mistycyzm zdaje się mówić: "Co ktoś miałby ci przekazać, skoro wszystko już masz?"
Tego typu zależność wydaje mi się nieusprawiedliwiona, skoro "wszystko posiada naturę Buddy". Oddanie traktowane jako rodzaj techniki, jest z pewnością użyteczne, ale kiedy zapomina się o własnym potencjale i naturze Buddy, składając to w ręce drugiej osoby - moim zdaniem nie ma miejsca wtedy dojrzała wymiana. Jest wymiana na zasadzie "dziecko-rodzic". Najgorszym wydaje się sytuacja, gdzie jedno jest uzależnione od drugiego i ciągle nic nie wie, a drugie czuje się w obowiązku pouczać jednocześnie nie starając się usamodzielnić strony zależnej. Czy nie jest tak, że w efekcie powstaje właśnie coś w stylu zwartej, zorganizowanej struktury, kontrolującej i duszącej w zarodku próby wyrwania się z sieci jej zależności? Czy nie jest tak, że Ci, którzy nie podporządkowywali się systemowi monastycznemu, pełnemu formalizmów, które często niewiele mają wspólnego z realnymi osiągnięciami duchowymi jednostki, zawsze byli trochę odżegnywani od czci i wiary, także w łonie buddyzmu?
Piszę to bardziej dla lepszego zrozumienia tematów, więc proszę o poprawienie mojego zrozumienia w tych kwestiach, jeśli gdzieś w sposób oczywisty minąłem się z prawdą. Wydaje mi się jednak, że temat warty poruszenia.
Ciekawym natomiast wydaje mi się poruszenie tematu pośredników. Mistycyzm pomija ich, stawiając największy nacisk na indywidualne doświadczenie jednostki.
Czy nie jest tak, że w buddyzmie tybetańskim (nie tylko zresztą, ale w szczególności) lama pełni rolę takiego transmitera, posiadającego w jakiś sposób monopol na oświeconą naturę umysłu? W buddyzmie tybetańskim, jeśli dobrze to zrozumiałem, jest tak, że mistrz jest źródłem oświecenia - a nie jedynie duchowym przewodnikiem, bardziej doświadczonym przyjacielem na ścieżce, udzielającym wskazówek. Takie uzależnienie urzeczywistnienia od czynników zewnętrznych wydaje mi się zaprzeczeniem mistycyzmu.Artykuł pisze:Czyli - praktycznie rzecz biorąc — pominięcie biurokratycznej, instytucjonalnej, transmisyjno-pośredniczącej siły zwanej powszechnie klerem, duchowieństwem, szamaństwem, uczonymi w Piśmie Świętym, rabinami, ulemami, pirami, braminami, szejchami, ojcami, marabutami, guru czy duchowymi przewodnikami człowieka itp.
Mistycyzm, zdaje mi się, składa pełną moc i odpowiedzialność w ręce jednostki, a nawet niekiedy neguje konieczność posiadania tego typu duchowego "eksperta". Mistycyzm zdaje się mówić: "Co ktoś miałby ci przekazać, skoro wszystko już masz?"
Tego typu zależność wydaje mi się nieusprawiedliwiona, skoro "wszystko posiada naturę Buddy". Oddanie traktowane jako rodzaj techniki, jest z pewnością użyteczne, ale kiedy zapomina się o własnym potencjale i naturze Buddy, składając to w ręce drugiej osoby - moim zdaniem nie ma miejsca wtedy dojrzała wymiana. Jest wymiana na zasadzie "dziecko-rodzic". Najgorszym wydaje się sytuacja, gdzie jedno jest uzależnione od drugiego i ciągle nic nie wie, a drugie czuje się w obowiązku pouczać jednocześnie nie starając się usamodzielnić strony zależnej. Czy nie jest tak, że w efekcie powstaje właśnie coś w stylu zwartej, zorganizowanej struktury, kontrolującej i duszącej w zarodku próby wyrwania się z sieci jej zależności? Czy nie jest tak, że Ci, którzy nie podporządkowywali się systemowi monastycznemu, pełnemu formalizmów, które często niewiele mają wspólnego z realnymi osiągnięciami duchowymi jednostki, zawsze byli trochę odżegnywani od czci i wiary, także w łonie buddyzmu?
Piszę to bardziej dla lepszego zrozumienia tematów, więc proszę o poprawienie mojego zrozumienia w tych kwestiach, jeśli gdzieś w sposób oczywisty minąłem się z prawdą. Wydaje mi się jednak, że temat warty poruszenia.
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
- booker
- Posty: 10090
- Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Yungdrung Bön
- Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych
Re: Mistycy - wyrzutki realnego świata
Jak dla mnie lama nie jest źródłem oświecenia, bo jeżeli by był, Siakjamuni oświecił by już wszystkie istoty dawno temu.Asti pisze:Czy nie jest tak, że w buddyzmie tybetańskim (nie tylko zresztą, ale w szczególności) lama pełni rolę takiego transmitera, posiadającego w jakiś sposób monopol na oświeconą naturę umysłu? W buddyzmie tybetańskim, jeśli dobrze to zrozumiałem, jest tak, że mistrz jest źródłem oświecenia - a nie jedynie duchowym przewodnikiem, bardziej doświadczonym przyjacielem na ścieżce, udzielającym wskazówek. Takie uzależnienie urzeczywistnienia od czynników zewnętrznych wydaje mi się zaprzeczeniem mistycyzmu.
Linia przekazu daje przekaz Czyli jest jedną z form umożliwiania istocie czującej osiągnięcia owego "wszystko już masz". Bo co z tego, że coś się już ma, jeżeli o tym się nie wie ani tym bardziej nie wie się jak to użyć? Tak więc urzeczywistnienie dla istoty czującej, mimo iż zależy wyłącznie od braku niewiedzy, nie obywa się bez jakiegoś sposobu na zniwelowanie onej niewiedzy. I te sposoby są przekazywane w liniach przekazu, dajmy w buddyzmie popularnie licząc w naszej erze od Sakjamuniego. Więc zaczyna się od nauczyciela, i nawet zen przed tym nie ucieknie
Inna sprawa jest nadużywanie funkcji nauczyciela (i ucznia)
Negowanie eksperta jednak z reguły jest niewiele ponad ukłonem w antysekciarskość.Asti pisze: Mistycyzm, zdaje mi się, składa pełną moc i odpowiedzialność w ręce jednostki, a nawet niekiedy neguje konieczność posiadania tego typu duchowego "eksperta". Mistycyzm zdaje się mówić: "Co ktoś miałby ci przekazać, skoro wszystko już masz?"
No i jeżeliby wystarczyło tylko powiedzieć "Co ktoś miałby ci przekazać, skoro wszystko już masz?" to na gadaniu by się kończyło Jednak ścieżka to nie tylko pogląd ale tez i metoda.
A ponieważ metody są różne, dlatego mamy tyle "buddyzmów" o pozostałych religiach nie wspominając, i jak dla mnie, w to zalicza się też tkzw. nauka, której zwolennicy zadowoleni z używania tkzw. racjonalności zdają się nie zauważać, iż jest ona po prostu inna manifestacją tego, co zwie się popularnie religią.
Zapewne i buddyzm nie jest wyjątkiem w tej chorobie.Asti pisze: Tego typu zależność wydaje mi się nieusprawiedliwiona, skoro "wszystko posiada naturę Buddy". Oddanie traktowane jako rodzaj techniki, jest z pewnością użyteczne, ale kiedy zapomina się o własnym potencjale i naturze Buddy, składając to w ręce drugiej osoby - moim zdaniem nie ma miejsca wtedy dojrzała wymiana. Jest wymiana na zasadzie "dziecko-rodzic". Najgorszym wydaje się sytuacja, gdzie jedno jest uzależnione od drugiego i ciągle nic nie wie, a drugie czuje się w obowiązku pouczać jednocześnie nie starając się usamodzielnić strony zależnej. Czy nie jest tak, że w efekcie powstaje właśnie coś w stylu zwartej, zorganizowanej struktury, kontrolującej i duszącej w zarodku próby wyrwania się z sieci jej zależności? Czy nie jest tak, że Ci, którzy nie podporządkowywali się systemowi monastycznemu, pełnemu formalizmów, które często niewiele mają z realnymi osiągnięciami duchowymi jednostki, zawsze byli trochę odżegnywani od czci i wiary, także w łonie buddyzmu?
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."