ból a cierpienie, cierpienie a ból

filozofia, psychologia i nauka w kontekście buddyzmu
zmienna
Posty: 81
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 07:48
Lokalizacja: okolice Wawy

ból a cierpienie, cierpienie a ból

Nieprzeczytany post autor: zmienna »

wątek wydzielony przez kunzanga z tematu ''Dlaczego Buddyzm?''
Hubertus pisze:Bardzo cenną rzeczą jaką dał mi buddyzm to również nauka o ustaniu cierpienia. O tym że cierpienie powstaje ono w umyśle utkane z jego iluzji i nie ma realnego bytu poza nim. Praktykując katolicyzm nawet nie śniłem o tym, że takie coś jak ustanie cierpienia jest możliwe i dostępne w chwili teraźniejszej.
I nic nie jest w stanie Cię zabolec?
Hubertus
Posty: 48
Rejestracja: ndz sie 03, 2008 16:51

Re: Dlaczego Buddyzm?

Nieprzeczytany post autor: Hubertus »

zmienna pisze:
I nic nie jest w stanie Cię zabolec?
Jest w stanie. Np. jeśli się uderzę, wtedy jest ból. Jest jednak subtelna, acz istotna różnica między bólem a cierpieniem. Ból to po prostu ból, po chwili zniknie, tak jak wszystko co pojawia się i znika. Cierpienie zaś powstaje z interpretacji zdarzeń, np. tych bolesnych. Powstaje też, gdy przywiązujemy się do czegoś, co dawało nam szczęście, a potem to tracimy. Wielu z nas pewnie zna sytuacje, gdy odchodziła ukochana osoba, która dawała nam poczucie szczęścia. Buddyzm daje nam zrozumienie, że to cierpienie bierze się z naszego przywiązania. Daje nam akceptację, że wszystko przemija, przychodzi i odchodzi, że to zupełnie naturalne (często nie jesteśmy w stanie tego kontrolować, a próba kontroli stwarza cierpienie). Buddyzm daje świadomość, że nic co na zewnątrz nie może nam dać trwałego szczęścia. To zrozumienie, powiązane ze świadomością naszej prawdziwej natury, która jest źródłem trwałego szczęścia, pozwala nam zachować większy spokój w sytuacjach, kiedy odchodzi coś do czego czuliśmy się przywiązani.
Wszystko jest na swoim miejscu :)
zmienna
Posty: 81
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 07:48
Lokalizacja: okolice Wawy

Re: Dlaczego Buddyzm?

Nieprzeczytany post autor: zmienna »

Hubertus pisze:
zmienna pisze:
I nic nie jest w stanie Cię zabolec?
Jest w stanie. Np. jeśli się uderzę, wtedy jest ból. Jest jednak subtelna, acz istotna różnica między bólem a cierpieniem. Ból to po prostu ból, po chwili zniknie, tak jak wszystko co pojawia się i znika. Cierpienie zaś powstaje z interpretacji zdarzeń, np. tych bolesnych. Powstaje też, gdy przywiązujemy się do czegoś, co dawało nam szczęście, a potem to tracimy. Wielu z nas pewnie zna sytuacje, gdy odchodziła ukochana osoba, która dawała nam poczucie szczęścia. Buddyzm daje nam zrozumienie, że to cierpienie bierze się z naszego przywiązania. Daje nam akceptację, że wszystko przemija, przychodzi i odchodzi, że to zupełnie naturalne, często nie jesteśmy w stanie tego kontrolować i nic co na zewnątrz nie może nam dać trwałego szczęścia. To zrozumienie, powiązane ze świadomością naszej prawdziwej natury, która jest źródłem trwałego szczęścia, pozwala nam zachować większy spokój w sytuacjach, kiedy odchodzi coś do czego czuliśmy się przywiązani.
O ból zapytałam w kontekście cierpnienia.
Jeżeli kogoś kochasz to się przywiązujesz. Jeżeli ta osoba Cię opuszcza cierpisz. I musi to potrwać jakiś czas. Czasem trwa to bardzo długo.
To co napisałeś bardzo mi się podoba, ale w praktyce bardzo tudno jest osiągnąć stan takiego świadomego zrozumienia. Szczególnie jeżeli w grę wchodzą emocje i czynniki zewnętrzne.
Awatar użytkownika
atomuse
Posty: 2817
Rejestracja: pn maja 14, 2007 11:24
Płeć: kobieta
Tradycja: Bön, Kagyu

Re: Dlaczego Buddyzm?

Nieprzeczytany post autor: atomuse »

Hubertus pisze:Jest jednak subtelna, acz istotna różnica między bólem a cierpieniem. Ból to po prostu ból, po chwili zniknie, tak jak wszystko co pojawia się i znika. Cierpienie zaś powstaje z interpretacji zdarzeń (...)
Roznica miedzy bólem a cierpieniem nie jest az tak istotna jakby sie wydawalo. Cierpienie wystarczy zobaczyc jako cos, co pojawia sie i znika... i juz po bólu.
Hubertus
Posty: 48
Rejestracja: ndz sie 03, 2008 16:51

Re: Dlaczego Buddyzm?

Nieprzeczytany post autor: Hubertus »

zmienna pisze:
O ból zapytałam w kontekście cierpnienia.
Jeżeli kogoś kochasz to się przywiązujesz. Jeżeli ta osoba Cię opuszcza cierpisz. I musi to potrwać jakiś czas. Czasem trwa to bardzo długo.
To co napisałeś bardzo mi się podoba, ale w praktyce bardzo tudno jest osiągnąć stan takiego świadomego zrozumienia. Szczególnie jeżeli w grę wchodzą emocje i czynniki zewnętrzne.
Tak, w praktyce trudno jest osiągnąć pełnię takiego zrozumienia z powodu nagromadzonej karmy, czyli między innymi nawykowych reakcji emocjonalnych, które mają swoje przyczyny. Jest w praktyce trudno to osiągnąć, dlatego właśnie praktykujemy medytację, by utrwalić w sobie doświadczenie pustki i wolności od przywiązania jednocześnie obserwując i rozpoznając wszystkie te formy emocjonalne i przywiązania, które stworzył nasz nawykowy umysł. W medytacji jesteśmy w stanie zauważyć, że są one niejako na zewnątrz nas (są tworem naszego umysłu), są iluzjami i tak jak się pojawiły, tak i w końcu odchodzą (o ile ich nie zatrzymujemy).
Jeśli chodzi o miłość, to niekoniecznie jak sądzę musi się ona wiązać z przywiązaniem, które rodzi cierpienie. Choć jak wiemy, często jedno drugiemu towarzyszy. Miłość może natomiast rodzić pozytywną więź, gdy mamy wspólne wartości, podążamy w tym samym kierunku itd. Odejście osoby niekoniecznie musi zerwać tego typu więź i powodować cierpienie. Te wartości bowiem nie muszą wcale przeminąć, jeśli są to trwałe wartości.

Przywiązujemy się nie tylko do osoby, ale przede wszystkim do naszych wyobrażeń na temat jej i tego związku oraz do oczekiwań, jakie z nią wiążemy. Gdy się to nie spełni, cierpimy. Stąd bierze się to cierpienie. Istotne jest tu też to, że wydaje nam się że tak już musi być, że nie ma lepszego rozwiązania, albo go nie widzimy. Zgodnie z naukami buddyjskimi, dzieje się tak dlatego że nie znamy lub zatraciliśmy świadomość naszej prawdziwej natury (zwanej także naturą Buddy). Zamiast tego stworzyliśmy wyobrażenie "ja" (ego) oparte na poczuciu oddzielenia, separacji od innych istot oraz od szczęścia, którego poszukujemy na zewnątrz. Jest to zresztą bardzo popularne, że ludzie szukają szczęścia na zewnątrz, a nie są świadomi że jest ono naturalne, potencjalnie zawsze w nas i nic nie trzeba czynić, by je uzyskać. Jest to właśnie coś co nazywamy naszą pierwotną naturą. Te wszystkie akcje umysłu, by uzyskać szczęście, dążyć do niego, poszukiwać, trzymać się określonych wzorców szczęścia tylko przysłaniają nam ten pierwotny, acz zawsze nam dostępny stan. Praktykujemy medytację właśnie po to, by pod tym wszystkim rozpoznać tę bezkresną przestrzeń i utrwalić ją w sobie dla dobra nie tylko naszego, ale i innych istot, z których wiele wcale nie jest świadomych, że coś takiego w ogóle jest możliwe.
Wszystko jest na swoim miejscu :)
Hubertus
Posty: 48
Rejestracja: ndz sie 03, 2008 16:51

Re: Dlaczego Buddyzm?

Nieprzeczytany post autor: Hubertus »

atomuse pisze: Roznica miedzy bólem a cierpieniem nie jest az tak istotna jakby sie wydawalo. Cierpienie wystarczy zobaczyc jako cos, co pojawia sie i znika... i juz po bólu.
Niby tak, ale znam takich co latami chodzą na psychoanalizę i nadal nie mogą zrozumieć że to tylko pojawia się i znika. A inni będą latami siedzieć w medytacji dopóki nie "rozpuszczą" jakichś ich istotnych przywiązań i cierpień. Umysł tworzy dużo bardziej złożone formy niż zwykły ból fizyczny związany np. z uderzeniem ciała.
Wszystko jest na swoim miejscu :)
Awatar użytkownika
atomuse
Posty: 2817
Rejestracja: pn maja 14, 2007 11:24
Płeć: kobieta
Tradycja: Bön, Kagyu

Re: Dlaczego Buddyzm?

Nieprzeczytany post autor: atomuse »

Hubertus pisze:Umysł tworzy dużo bardziej złożone formy niż zwykły ból fizyczny związany np. z uderzeniem ciała.
Jezeli chodzi o zwykly bol fizyczny, to zgadza sie. Zdarzaja sie jednak przypadki, ze bol fizyczny trwa tak dlugo, az nie rozpusci sie go psychicznie/umyslowo.
Awatar użytkownika
Filippiarz
Posty: 131
Rejestracja: czw kwie 05, 2007 13:59

Re: ból a cierpienie, cierpienie a ból

Nieprzeczytany post autor: Filippiarz »

Ból fizyczny nie musi być cierpieniem.
Ból może być też źródłem satysfakcji.
Po prostu większość istot pragnie unikać bólu i dlatego cierpią czując ból.
Awatar użytkownika
atomuse
Posty: 2817
Rejestracja: pn maja 14, 2007 11:24
Płeć: kobieta
Tradycja: Bön, Kagyu

Re: ból a cierpienie, cierpienie a ból

Nieprzeczytany post autor: atomuse »

Filippiarz pisze:Ból fizyczny nie musi być cierpieniem.
Ból może być też źródłem satysfakcji.
O tak! Jak zwichnelam sobie biodro, to bardzo sie ucieszylam, ze nareszcie mam wymowke, zeby nie siadac do medytacji ;)
Filippiarz pisze:Po prostu większość istot pragnie unikać bólu i dlatego cierpią czując ból.
No to chyba naleze do tej mniejszosci, co nie pragnie uniknac bolu.
Awatar użytkownika
kunzang
Admin
Posty: 12729
Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
Płeć: mężczyzna
Tradycja: yungdrung bon
Lokalizacja: zantyr

Re: ból a cierpienie, cierpienie a ból

Nieprzeczytany post autor: kunzang »

Witam
atomuse pisze:
Filippiarz pisze: Po prostu większość istot pragnie unikać bólu i dlatego cierpią czując ból.

No to chyba naleze do tej mniejszosci, co nie pragnie uniknac bolu.
Lubisz może ból?

Pozdrawiam
kunzang
.
dane :580:
Awatar użytkownika
atomuse
Posty: 2817
Rejestracja: pn maja 14, 2007 11:24
Płeć: kobieta
Tradycja: Bön, Kagyu

Re: ból a cierpienie, cierpienie a ból

Nieprzeczytany post autor: atomuse »

kunzang pisze:Lubisz może ból?
To, ze go nie unikam, nie znaczy, ze go lubie.
Awatar użytkownika
kunzang
Admin
Posty: 12729
Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
Płeć: mężczyzna
Tradycja: yungdrung bon
Lokalizacja: zantyr

Re: ból a cierpienie, cierpienie a ból

Nieprzeczytany post autor: kunzang »

Witam
atomuse pisze:
kunzang pisze: Lubisz może ból?

To, ze go nie unikam, nie znaczy, ze go lubie.
Jestem tego świadom, stąd się dopytuję :) Co to znaczy zatem?

Pozdrawiam
kunzang
.
dane :580:
Awatar użytkownika
atomuse
Posty: 2817
Rejestracja: pn maja 14, 2007 11:24
Płeć: kobieta
Tradycja: Bön, Kagyu

Re: ból a cierpienie, cierpienie a ból

Nieprzeczytany post autor: atomuse »

To znaczy, ze jak np mam bole glowy, to nie siegam po tabletke, albo jak mam zwichniete biodro, to nie ide do lekarza.
Awatar użytkownika
kunzang
Admin
Posty: 12729
Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
Płeć: mężczyzna
Tradycja: yungdrung bon
Lokalizacja: zantyr

Re: ból a cierpienie, cierpienie a ból

Nieprzeczytany post autor: kunzang »

Witam
atomuse pisze:To znaczy, ze jak np mam bole glowy, to nie siegam po tabletke, albo jak mam zwichniete biodro, to nie ide do lekarza.
Jasne :) Nie o to pytam - nie wyrażam się jasno - pytam o Twój stosunek do bólu... lubię, nie lubię, jest mi obojętny /nie mam do niego stosunku/?

Pozdrawiam
kunzang
.
dane :580:
Awatar użytkownika
atomuse
Posty: 2817
Rejestracja: pn maja 14, 2007 11:24
Płeć: kobieta
Tradycja: Bön, Kagyu

Re: ból a cierpienie, cierpienie a ból

Nieprzeczytany post autor: atomuse »

kunzang pisze:pytam o Twój stosunek do bólu... lubię, nie lubię, jest mi obojętny /nie mam do niego stosunku/?
Pytasz ogolnie czy konretnie? Bo ogolnie to moj stosunek do bolu podlega ciaglym zmianom, jesli chodzi o klasyfikacje "lubie, nie lubie, jest mi obojetny".
Awatar użytkownika
kunzang
Admin
Posty: 12729
Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
Płeć: mężczyzna
Tradycja: yungdrung bon
Lokalizacja: zantyr

Re: ból a cierpienie, cierpienie a ból

Nieprzeczytany post autor: kunzang »

Witam
atomuse pisze:Pytasz ogolnie czy konretnie? (...)
Pytałem ogólnie - dziękuję za wyjaśnienie :)

Pozdrawiam
kunzang
.
dane :580:
zmienna
Posty: 81
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 07:48
Lokalizacja: okolice Wawy

Re: Dlaczego Buddyzm?

Nieprzeczytany post autor: zmienna »

Hubertus pisze:Tak, w praktyce trudno jest osiągnąć pełnię takiego zrozumienia z powodu nagromadzonej karmy, czyli między innymi nawykowych reakcji emocjonalnych, które mają swoje przyczyny. Jest w praktyce trudno to osiągnąć, dlatego właśnie praktykujemy medytację, by utrwalić w sobie doświadczenie pustki i wolności od przywiązania jednocześnie obserwując i rozpoznając wszystkie te formy emocjonalne i przywiązania, które stworzył nasz nawykowy umysł. W medytacji jesteśmy w stanie zauważyć, że są one niejako na zewnątrz nas (są tworem naszego umysłu), są iluzjami i tak jak się pojawiły, tak i w końcu odchodzą (o ile ich nie zatrzymujemy).
Chciałabym medytować, ale zawsze pojawia się tym jakiś problem. Coraz częściej wydaje mi się, że kiepski ze mnie materiał na buddystkę. Zdecydowanie łatwiej jest obserwować i podziwiać buddystów. :-)
Hubertus pisze:Jeśli chodzi o miłość, to niekoniecznie jak sądzę musi się ona wiązać z przywiązaniem, które rodzi cierpienie. Choć jak wiemy, często jedno drugiemu towarzyszy. Miłość może natomiast rodzić pozytywną więź, gdy mamy wspólne wartości, podążamy w tym samym kierunku itd. Odejście osoby niekoniecznie musi zerwać tego typu więź i powodować cierpienie. Te wartości bowiem nie muszą wcale przeminąć, jeśli są to trwałe wartości.

Przywiązujemy się nie tylko do osoby, ale przede wszystkim do naszych wyobrażeń na temat jej i tego związku oraz do oczekiwań, jakie z nią wiążemy. Gdy się to nie spełni, cierpimy. Stąd bierze się to cierpienie. Istotne jest tu też to, że wydaje nam się że tak już musi być, że nie ma lepszego rozwiązania, albo go nie widzimy.
Jeśli odchodzi osoba, którą kochamy to może jest to znak, że nie jest to osoba dla nas...
Hubertus pisze:Zgodnie z naukami buddyjskimi, dzieje się tak dlatego że nie znamy lub zatraciliśmy świadomość naszej prawdziwej natury (zwanej także naturą Buddy). Zamiast tego stworzyliśmy wyobrażenie "ja" (ego) oparte na poczuciu oddzielenia, separacji od innych istot oraz od szczęścia, którego poszukujemy na zewnątrz. Jest to zresztą bardzo popularne, że ludzie szukają szczęścia na zewnątrz, a nie są świadomi że jest ono naturalne, potencjalnie zawsze w nas i nic nie trzeba czynić, by je uzyskać. Jest to właśnie coś co nazywamy naszą pierwotną naturą.
To dziwne, że tak się dzieje. Dlaczego?
Hubertus pisze:Te wszystkie akcje umysłu, by uzyskać szczęście, dążyć do niego, poszukiwać, trzymać się określonych wzorców szczęścia tylko przysłaniają nam ten pierwotny, acz zawsze nam dostępny stan.
Te wzorce są chyba częściej narzucane przez normy społeczne, rodziców, szkołę, telewizję. Może to jest odpowiedź na moje powyżej zadane pytanie...
Hubertus pisze:Praktykujemy medytację właśnie po to, by pod tym wszystkim rozpoznać tę bezkresną przestrzeń i utrwalić ją w sobie dla dobra nie tylko naszego, ale i innych istot, z których wiele wcale nie jest świadomych, że coś takiego w ogóle jest możliwe.
Bardzo to idealistyczne i ... uduchowione. Jeżeli dajesz gwarancję skuteczności to zaczynam medytować. :-)
blujon
Posty: 65
Rejestracja: sob gru 01, 2007 10:22

Re: ból a cierpienie, cierpienie a ból

Nieprzeczytany post autor: blujon »

Hubertus pisze:a próba kontroli stwarza cierpienie.
Uświadomienie sobie "próby kontroli" i poddanie jej światłu świadomości może przynieść ulgę. Pewnie będzie to chwilowa ulga, ale dla wielu to już światełko w tunelu :)
Awatar użytkownika
atomuse
Posty: 2817
Rejestracja: pn maja 14, 2007 11:24
Płeć: kobieta
Tradycja: Bön, Kagyu

Re: ból a cierpienie, cierpienie a ból

Nieprzeczytany post autor: atomuse »

A na czym polegaja takie proby kontroli?
Hubertus
Posty: 48
Rejestracja: ndz sie 03, 2008 16:51

Re: Dlaczego Buddyzm?

Nieprzeczytany post autor: Hubertus »

Hubertus pisze:Zgodnie z naukami buddyjskimi, dzieje się tak dlatego że nie znamy lub zatraciliśmy świadomość naszej prawdziwej natury (zwanej także naturą Buddy). Zamiast tego stworzyliśmy wyobrażenie "ja" (ego) oparte na poczuciu oddzielenia, separacji od innych istot oraz od szczęścia, którego poszukujemy na zewnątrz. Jest to zresztą bardzo popularne, że ludzie szukają szczęścia na zewnątrz, a nie są świadomi że jest ono naturalne, potencjalnie zawsze w nas i nic nie trzeba czynić, by je uzyskać. Jest to właśnie coś co nazywamy naszą pierwotną naturą.
zmienna pisze: To dziwne, że tak się dzieje. Dlaczego?
Dlaczego szukamy szczęścia na zewnątrz? Nie wiem, niektórzy mówią, że to jest taka gra, zabawa, lub rodzaj bardzo długo trwającej (wiele wcieleń) iluzji, rodzaj specyficznego doświadczenia jaźni (w buddyzmie mówi się że sama jaźń jest nawet tylko iluzją), ale tak naprawdę to nie wiem. Wydaje mi się, że po prostu jest pewien rozwój człowieka, który przechodzi przez doświadczenie poszukiwania i poznawania różnych przyjemności i atrakcji jakie daje to życie. Na pewnym etapie jest on już znużony poszukiwaniem szczęścia na zewnątrz, kolejne "przyjemności" stają się puste, albo po prostu już wystarczająco dużo już tego wszystkiego doświadczył, tak jak Budda Sakjamuni. I wtedy kierujemy się do wewnątrz, żeby poznać to czym naprawdę my jesteśmy. Tak jakby chcemy poznać tę pustkę, co nam została. To staje się teraz atrakcją:)



Hubertus pisze:Te wszystkie akcje umysłu, by uzyskać szczęście, dążyć do niego, poszukiwać, trzymać się określonych wzorców szczęścia tylko przysłaniają nam ten pierwotny, acz zawsze nam dostępny stan.
zmienna pisze:
Te wzorce są chyba częściej narzucane przez normy społeczne, rodziców, szkołę, telewizję. Może to jest odpowiedź na moje powyżej zadane pytanie...

Dziecko wyraża swą pierwotną naturę, a potem ją zatraca w procesie wychowania. Jednak dziecko nie jest świadome tej prawdziwej natury, tak jak to jest u buddów (ludzi oświeconych lub doświadczonych w praktyce medytacyjnej).
Na czym polega ten proces wychowawczy, w którym dziecko traci swoją niewinność, a zaczyna budować ego? Myślę, że już bardzo wcześnie "ściąga" z otoczenia informację "ciało to ja", każde ja-ciało to coś oddzielnego od reszty. Ta iluzja staje się "rzeczywistością", bo jest to powszechny punkt widzenia, aczkolwiek nadal tylko twór umysłu. Po prostu tak tu się powszechnie myśli. To poszczególne oddzielne od innych ja-ciało zostaje również wprzęgnięte w pewne role społeczne, specyficzne dla tego ja-ciała gry. Tak powstają różne osobowości. Najgłębsze warstwy osobowości powstają w domu rodzinnym, np. w oparciu o relacje tam panujące, relacje dziecko - mama i dziecko - tata, stosunek starszeństwa w rodzinie (np. zwykle najstarsze dziecko będzie miało inną osobowość niż te najmłodsze) itd. Problem polega na tym, że nie jesteśmy świadomi, że to tylko gra, rodzaj podlegających zmianom procesów, a nie to czym naprawdę jesteśmy. Jednak traktujemy poważnie swoją rolę, o czym świadczą emocje, których doświadczamy. Nie znamy natomiast swojej prawdziwej natury, która jest taka sama jak u innych, jest tym co nas jednoczy z innymi, coś co u każdego jest to samo.

Hubertus pisze:Praktykujemy medytację właśnie po to, by pod tym wszystkim rozpoznać tę bezkresną przestrzeń i utrwalić ją w sobie dla dobra nie tylko naszego, ale i innych istot, z których wiele wcale nie jest świadomych, że coś takiego w ogóle jest możliwe.
zmienna pisze:
Bardzo to idealistyczne i ... uduchowione. Jeżeli dajesz gwarancję skuteczności to zaczynam medytować. :-)

Mnie pomaga, ale gwarancji nie dam:) Wg mnie medytacja wypływa z własnej głębokiej motywacji. Tak, chcę to robić. Czuję to. Gdy zacząłem medytować, to nikt o tym nie wiedział, nikomu o tym nie mówiłem. Po prostu czułem że chcę to robić, że to dla mnie. To był taki mój intymny skarb:)
Więc moim zdaniem, jeśli nie odczuwasz wewnętrznej potrzeby, to się nie zmuszaj. To chyba lepiej dać sobie z tym spokój. Nie wiem, czy taka medytacja "bo inni tak robią, to ja też chcę" coś da. Naprawdę nie wiem.
To mi przypomina taką sytuację: koleżanka chodzi na jogę i ma zgrabne ciało, to ja też chcę chodzić na jogę.
:)
Wszystko jest na swoim miejscu :)
Hubertus
Posty: 48
Rejestracja: ndz sie 03, 2008 16:51

Re: ból a cierpienie, cierpienie a ból

Nieprzeczytany post autor: Hubertus »

atomuse pisze:A na czym polegaja takie proby kontroli?
Kiedy nie godzisz się z rzeczywistością, nie akceptujesz jej, np. gdy coś przemija do czego się przywiązałeś (powiedzmy w twojej wersji rzeczywistości miało to np. trwać wiecznie, bo dawało Ci przyjemność, chroniło przed cierpieniem lub było silnie związane z twoim poczuciem tożsamości - kompleksem iluzji na własny temat zwanym niekiedy "ego"). I te próby kontroli o których mówiłem polegają na tym, że próbujemy poprzez jakieś konkretne zachowania ratować tę własną wersję rzeczywistości, ignorując to, co jest.
Wszystko jest na swoim miejscu :)
Awatar użytkownika
hermit
Posty: 738
Rejestracja: wt wrz 26, 2006 22:40
Tradycja: Sŏn (Szkoła Zen Kwan Um)

Re: ból a cierpienie, cierpienie a ból

Nieprzeczytany post autor: hermit »

witajcie, jak się macie?
W skrócie można do podsumować jednym zdaniem, które się tutaj pewnie już nie raz pojawiło:

Pain is inevitable, suffering is optional.

pozdrawiam
m.
PS.
kunzang pisze: Lubisz może ból?
eee? S-M? ;-)
zmienna
Posty: 81
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 07:48
Lokalizacja: okolice Wawy

Re: Dlaczego Buddyzm?

Nieprzeczytany post autor: zmienna »

atomuse pisze:
Hubertus pisze:Umysł tworzy dużo bardziej złożone formy niż zwykły ból fizyczny związany np. z uderzeniem ciała.
Jezeli chodzi o zwykly bol fizyczny, to zgadza sie. Zdarzaja sie jednak przypadki, ze bol fizyczny trwa tak dlugo, az nie rozpusci sie go psychicznie/umyslowo.
Takie cuda się podobno zdarzają, ale osobiście nie znam osoby która dokonała czegoś takiego. Jeżeli znasz taki przypadek to go opisz.
zmienna
Posty: 81
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 07:48
Lokalizacja: okolice Wawy

Re: ból a cierpienie, cierpienie a ból

Nieprzeczytany post autor: zmienna »

hermit pisze: Pain is inevitable, suffering is optional.
Jeżeli optional, to tak jak w komputerze klikam nie i nie cierpię?

To takie proste? :-)
Awatar użytkownika
hermit
Posty: 738
Rejestracja: wt wrz 26, 2006 22:40
Tradycja: Sŏn (Szkoła Zen Kwan Um)

Re: ból a cierpienie, cierpienie a ból

Nieprzeczytany post autor: hermit »

mówisz "trudne" masz trudne, mówisz "proste" masz proste.
jakoś tak. :)
zmienna
Posty: 81
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 07:48
Lokalizacja: okolice Wawy

Re: ból a cierpienie, cierpienie a ból

Nieprzeczytany post autor: zmienna »

hermit pisze:mówisz "trudne" masz trudne, mówisz "proste" masz proste.
jakoś tak. :)
Bardzo nieładnie. Jaja z pogrzebu sobie robisz. :-)
zmienna
Posty: 81
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 07:48
Lokalizacja: okolice Wawy

Re: ból a cierpienie, cierpienie a ból

Nieprzeczytany post autor: zmienna »

Powody cierpienia do wyboru.

1) Zdrada
2) Ciężka choroba
3) Nieodwzajemniona miłość
4) Strata kogoś bliskiego

Bardzo proszę o wytłumaczenie w sposób bardzo buddyjski jak sobie radzicie / poradzicie z cierpieniem w powyższych przypadkach.
Awatar użytkownika
hermit
Posty: 738
Rejestracja: wt wrz 26, 2006 22:40
Tradycja: Sŏn (Szkoła Zen Kwan Um)

Re: ból a cierpienie, cierpienie a ból

Nieprzeczytany post autor: hermit »

zmienna pisze:Bardzo nieładnie. Jaja z pogrzebu sobie robisz.
och, nie to było moim zamiarem, jeśli zostało tak odebrane, przepraszam.
Nie jest to żart, chociaż na taki może wygląda.

wytłumaczy ktoś bardziej biegły
Awatar użytkownika
nayael
Posty: 479
Rejestracja: pn paź 30, 2006 19:33
Tradycja: Seon (Szkoła Zen Kwan Um)
Kontakt:

Re: ból a cierpienie, cierpienie a ból

Nieprzeczytany post autor: nayael »

zmienna pisze:1) Zdrada
3) Nieodwzajemniona miłość
Jeden sposób: myślę o tym, koncentruję się na przykrym uczuciu i umiejscawiam je w ciele (u mnie zawsze klatka piersiowa/gardło). Wtedy obserwuje nie tyle emocję, co 'energię', czy jak to nazwać - jak się wzmacnia, pulsuje, unosi się, spływa, blokuje, ziębi, grzeje, w końcu słabnie i znika.

Drugi sposób: wzbudzam otwartości wobec osoby, za sprawą której ból się pojawił. Myślę o tym, że ona też w różnych chwilach odczuwa ból, niezrozumienie, samotność i chce tego uniknąć, chce po prostu być szczęśliwa. Życzę jej tego szczęścia.
Wydawało mi się to trudne, ale okazało się niesamowicie proste już za pierwszym podejściem. W dodatku taka sama postawa pojawiała się potem przy kontakcie w cztery oczy.
zmienna pisze:2) Ciężka choroba
Nigdy nie byłem cięzko chory, nie wiem.
zmienna pisze:4) Strata kogoś bliskiego
Nigdy nie odszedł nikt naprawdę mi bliski, nie wiem.
zmienna pisze:Bardzo proszę o wytłumaczenie w sposób bardzo buddyjski
Nie wiem też, jak bardzo buddyjskie/niebuddyjskie są te 'metody' :)
이 뭣고?
Awatar użytkownika
booker
Posty: 10090
Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Yungdrung Bön
Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych

Re: Dlaczego Buddyzm?

Nieprzeczytany post autor: booker »

zmienna pisze:
Hubertus pisze:Tak, w praktyce trudno jest osiągnąć pełnię takiego zrozumienia z powodu nagromadzonej karmy, czyli między innymi nawykowych reakcji emocjonalnych, które mają swoje przyczyny. Jest w praktyce trudno to osiągnąć, dlatego właśnie praktykujemy medytację, by utrwalić w sobie doświadczenie pustki i wolności od przywiązania jednocześnie obserwując i rozpoznając wszystkie te formy emocjonalne i przywiązania, które stworzył nasz nawykowy umysł. W medytacji jesteśmy w stanie zauważyć, że są one niejako na zewnątrz nas (są tworem naszego umysłu), są iluzjami i tak jak się pojawiły, tak i w końcu odchodzą (o ile ich nie zatrzymujemy).
Chciałabym medytować, ale zawsze pojawia się tym jakiś problem. Coraz częściej wydaje mi się, że kiepski ze mnie materiał na buddystkę. Zdecydowanie łatwiej jest obserwować i podziwiać buddystów. :-)
Zmienna, niemalże normą jest, że każdy z nas ma pewien zasób oczekiwań w stosunku do praktyki. Taki jest ogólnie - aby brzydko powiedzieć - "punkt wyjściowy" z tym (i nie tylko tym) tematem. Nazywane jest to czasem "małym ja". Podziwianie i obserwowanie buddystów :) może i będzie inspirujące, ale to kończy się tylko na tkzw. "liczeniu cudzego złota", a powinno stać się nasze [chodzi mi o realizację].

To "stawanie się naszym" po pewnym czasie kieruje w stronę tkzw. "dużego ja" - najpierw z "małym ja" robię praktykę 'tylko dla siebie', później z "dużym ja", robię ją także dla innych. Gips w tym, iż staje się tak nie dla tego, iż mówi o tym doktryna, a to stawanie się miało by być zaledwie przeprogramowaniem wzorców - ale dlatego, że w ten sposób funkcjonuje coś, co czasem zwiemy "prawdziwą nautrą". Jest to temat absolutnie możliwy do urzeczywistnienia, jest niezależny od formy religii, jednakże dobrze jest wziąść poprawkę na to, iż zajmuje to czas, wymaga pracy, bólu kolan itp. :D

Jeżeli cierpienie się zmniejsza, to zmniejsza się poprzez sprawę relaksowania umysłu - relaksowania go z przywiązań, pożądań, gniewu, wytwarzania i podążania za iluzjami... i tak dalej. Czasem można uzykać trochę tego poprzez filozofię, poprzez jakąś formę oddania religijnego, czy modlitwę itd. aczkolwiek w buddyzmie jest tak, że ta ścieżka nie zaczyna i nie kończy się tylko na samej medytacji. Jest ona formą lekarstwa.

Co do bólu, bardzo łatwo go osiągnąć już na dwudniowym retricie (odosobnieniu medytacyjnym) - więc dajmy to są dwa tematy ;) Ból, będzie tym co znamy w ramach np. uderzenia się w palec; cierpienie, bardziej tym, wspomnianym spięciu, ograniczeniu czy zestresowaniu umysłu gniewem, pożądaniami i złudzeniami.

Czasem te trzy rozbija się jeszcze na pięć w ramach jasności. W ciekawy sposób opisał to (dla przykładu) Czcigodny Lama Gedyn Rimpoche w ramach trucizn umysłu
zmienna pisze: Bardzo to idealistyczne i ... uduchowione. Jeżeli dajesz gwarancję skuteczności to zaczynam medytować. :)
To jest tak - są srodki; lekarstwa. To, jednak, czy użyjesz ich właściwie zagwarantować sobie należy samodzielnie. ;)

Pozdrawiam
/M
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
zmienna
Posty: 81
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 07:48
Lokalizacja: okolice Wawy

Re: Dlaczego Buddyzm?

Nieprzeczytany post autor: zmienna »

booker pisze:
Zmienna, niemalże normą jest, że każdy z nas ma pewien zasób oczekiwań w stosunku do praktyki. Taki jest ogólnie - aby brzydko powiedzieć - "punkt wyjściowy" z tym (i nie tylko tym) tematem. Nazywane jest to czasem "małym ja". Podziwianie i obserwowanie buddystów :) może i będzie inspirujące, ale to kończy się tylko na tkzw. "liczeniu cudzego złota", a powinno stać się nasze [chodzi mi o realizację].
Najwyraźniej jeszcze do tego nie dorosłam, bo to co tu wypisujecie to dla mnie hardcore jest (w pozytywnym sensie). Sonia Raduńska przy Was wymięka. :-)
booker pisze:To "stawanie się naszym" po pewnym czasie kieruje w stronę tkzw. "dużego ja" - najpierw z "małym ja" robię praktykę 'tylko dla siebie', później z "dużym ja", robię ją także dla innych. Gips w tym, iż staje się tak nie dla tego, iż mówi o tym doktryna, a to stawanie się miało by być zaledwie przeprogramowaniem wzorców - ale dlatego, że w ten sposób funkcjonuje coś, co czasem zwiemy "prawdziwą nautrą". Jest to temat absolutnie możliwy do urzeczywistnienia, jest niezależny od formy religii, jednakże dobrze jest wziąść poprawkę na to, iż zajmuje to czas, wymaga pracy, bólu kolan itp. :D
No właśnie hardcore. :-)
Ale mam wrażenie, że niektórzy są w takim stanie zgodnym ze swoją prawdziwą naturą w sposób ... naturalny. Nie muszą nad tym w bólu pracować, nie koniecznie są buddystami. Oświeceni?

booker pisze:Jeżeli cierpienie się zmniejsza, to zmniejsza się poprzez sprawę relaksowania umysłu - relaksowania go z przywiązań, pożądań, gniewu, wytwarzania i podążania za iluzjami... i tak dalej. Czasem można uzykać trochę tego poprzez filozofię, poprzez jakąś formę oddania religijnego, czy modlitwę itd. aczkolwiek w buddyzmie jest tak, że ta ścieżka nie zaczyna i nie kończy się tylko na samej medytacji. Jest ona formą lekarstwa.
No ja właśnie szukam jakiegoś lekarstwa dla siebie. Medytacji kiedyś próbowałam i skutki były pozytywne. Jednak moje wewnętrzne „rozmemłanie” zwyciężyło i dalej szarpię się sama ze sobą.
booker pisze:Co do bólu, bardzo łatwo go osiągnąć już na dwudniowym retricie (odosobnieniu medytacyjnym) - więc dajmy to są dwa tematy ;) Ból, będzie tym co znamy w ramach np. uderzenia się w palec; cierpienie, bardziej tym, wspomnianym spięciu, ograniczeniu czy zestresowaniu umysłu gniewem, pożądaniami i złudzeniami.

Czasem te trzy rozbija się jeszcze na pięć w ramach jasności. W ciekawy sposób opisał to (dla przykładu) Czcigodny Lama Gedyn Rimpoche w ramach trucizn umysłu
Takie odosobnienie bardzo fajnie opisała Maria Moneta-Malewska w książce „Zamiatając skały, czesząc mech”. Też o bólu było. Na odosobnieniu nie byłam, ale przypuszczam, że taki rodzaj bólu to trochę mniejszy ból.
zmienna pisze: Bardzo to idealistyczne i ... uduchowione. Jeżeli dajesz gwarancję skuteczności to zaczynam medytować. :)
booker pisze:To jest tak - są srodki; lekarstwa. To, jednak, czy użyjesz ich właściwie zagwarantować sobie należy samodzielnie. ;)
Heh. Dzięki :-)
Awatar użytkownika
booker
Posty: 10090
Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Yungdrung Bön
Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych

Re: ból a cierpienie, cierpienie a ból

Nieprzeczytany post autor: booker »

zmienna pisze:No ja właśnie szukam jakiegoś lekarstwa dla siebie. Medytacji kiedyś próbowałam i skutki były pozytywne. Jednak moje wewnętrzne „rozmemłanie” zwyciężyło i dalej szarpię się sama ze sobą.
Czasem też spotkać się i przegadać sprawę z dobrym nauczycielem potrafi bardzo pomóc. Nie wspominając o wspólnym praktykowaniu.

Pozdrawiam i życzę "odmememłania" :)
/M
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
Awatar użytkownika
atomuse
Posty: 2817
Rejestracja: pn maja 14, 2007 11:24
Płeć: kobieta
Tradycja: Bön, Kagyu

Re: Dlaczego Buddyzm?

Nieprzeczytany post autor: atomuse »

zmienna pisze:
atomuse pisze:
Hubertus pisze:Umysł tworzy dużo bardziej złożone formy niż zwykły ból fizyczny związany np. z uderzeniem ciała.
Jezeli chodzi o zwykly bol fizyczny, to zgadza sie. Zdarzaja sie jednak przypadki, ze bol fizyczny trwa tak dlugo, az nie rozpusci sie go psychicznie/umyslowo.
Takie cuda się podobno zdarzają, ale osobiście nie znam osoby która dokonała czegoś takiego. Jeżeli znasz taki przypadek to go opisz.
Wiosna zwichnelam sobie prawe biodro wjezdzajac rowerem na most. Nie wiem, czy to bylo zwichniecie czy cos innego, bo nie bylam u lekarza. W kazdym badz razie staw biodrowy bolal mnie kilka miesiecy, tak ze nagle nie moglam siada po turecku, nie mowiac o pollotosie. Czasami probowalam rozluznic ten staw, jak jezdzilam rowerem, ale to niewiele pomagalo... A pewnego wieczoru, w czasie jak toczyla sie tu na forum dyskusja na temat Medytacji Przejrzystego Swiatla, cos mnie tknelo, zeby zrobic te medytacje przed zasnieciem. No i bol zniknal :)

Zdarzaja sie tez przypadki, ze ludzie wygrywaja "jakims cudem" walke z nowotworami, ale osobiscie nie znam takich osob.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ateneum - rozważania”