Postrzeganie historii z buddyjskiej perspektywy

filozofia, psychologia i nauka w kontekście buddyzmu
lwo
Senior User
Posty: 3168
Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Soen
Lokalizacja: Warszawa

Postrzeganie historii z buddyjskiej perspektywy

Nieprzeczytany post autor: lwo »

Pewne kwestie związane z tym tematem pojawiły się już na tym forum, na przykład w wątkach ,,Karma więźniów w Auchwitzu” czy ,,Karma Tybetu?” ale ja chciałbym na to zagadnienie spojrzeć szerzej i zaproponować następujący temat do dyskusji: jak buddyzm, na względnym poziomie, postrzega rozwój historii (proces dziejowy)? Chodzi mi tutaj o dzieje człowieka, proces rozwoju życia społecznego, przyrody oraz prawidłowości (prawa, zasady) rządzące tymi procesami. Generalnie, wydaje mi się, że to zagadnienie – rozpatrywane całościowo jest dość złożone i wygodniej byłoby mówić o kilku jego aspektach niezależnie.
Postaram się, w ramach wprowadzenia do dyskusji, omówić te aspekty, które w moim odczuciu są najważniejsze.
Pierwszym aspektem o którym chciałbym coś powiedzieć jest aspekt czasu w sensie struktury – struktura biegu wydarzeń w czasie. Ogólnie rzecz biorąc, w buddyźmie można wyróżnić dwa podejścia do kwestii czasu – podejście na poziomie absolutnym i podejście na poziomie względnym. Na absolutnym (podstawowym) poziomie czas jest iluzją – postrzeganie czasu jako czegoś realnego, istniejącego w sposób rzeczywisty, jest traktowane jako iluzja (złudzenie). Na względnym poziomie, czas (upływ czasu, bieg wydarzeń w czasie) posiada swoją realność a jego struktura jest cykliczna (kołowa). Cykliczna struktura czasu oznacza po pierwsze, brak wyróżnionego (w sposób absolutny) momentu początkowego i końcowego - brak absolutnego początku i absolutnego końca czasu. Po drugie, cykliczne powtarzanie się tych samych faz rozwojowych i tych samych sekwencji przeżywanego doświadczenia. Powstawanie, trwanie, rozpad, zanik i znowu powstawanie, trwanie, rozpad, zanik itd. Przywiązywanie się – cierpienie – oczyszczenie karmy poprzez cierpienie itd. Doświadczanie naprzemiennie pożądania, gniewu, głupoty. Doświadczanie przez istoty krążenia w kole samsary.
Po trzecie, możliwość potraktowania każdego momentu (każdej chwili czasowej) jako umownego końca jakiegoś okresu i jednocześnie początku okresu następnego. W ten sposób wszystkie chwile stają się w pewnym sensie równouprawnione – każdą z nich można przyjąć jako umowny koniec i jednocześnie początek jakiegoś nowego okresu.
Tego rodzaju, cykliczne podejście do czasu nie jest wyłącznie ,,specjalnością” buddyzmu. Jest to podejście dość rozpowszechnione w Indiach i w Azji Wschodniej, w odróżnieniu od podejścia europejskiego (chrześcijańskiego) które postrzega czas jako coś linearnego – posiadającego strukturę liniową. O różnicach w podejściu do kwestii czasu w Europie i Azji pisał Volker Zotz w ,,Historia filozofii buddyjskiej”. Oto fragment z tej książki:
,,Często przeocza się fakt, że już doświadczanie tak fundamentalnych faktów jak przestrzeń i czas może się różnić w zależności od kultury. Jako przykład można przytoczyć czas, który tradycyjnie pojmuje się w Europie jako postępujący proces między absolutnym początkiem a absolutnym końcem. Ponadto teraźniejszość doświadczana jest jako punkt, który porusza się na linii od przeszłości do przyszłości. Z tego momentu-punktu człowiek spogląda na okresy, którym w procesie liniowego postępowania nadaje punkty początkowe i końcowe. To podejście odzwierciedlają mity wpływowych w Europie religii i ideologii. W chrześcijaństwie uważa się historię za proces rozgrywający się między absolutnym początkiem świata i ludzkości (akt stworzenia) a jego końcem lub kresem (Sąd Ostateczny; nowe niebiosa i nowa ziemia). Marksizm kierował się podobnym wzorcem, według którego następuje ostateczny, linearny rozwój świata od komunizmu pierwotnego w przeszłości do społeczeństwa bezklasowego w przyszłości jako punktu docelowego. W Indiach natomiast często opisuje się bieg czasu jako ruch kołowy, jako cykliczne powracanie tych samych lub podobnych zdarzeń. Mity nie opowiadają bynajmniej o absolutnym początku lub końcu świata, ale raczej o jego nieustannym istnieniu czy ciągłym stawaniu się i przemijaniu: światy przejawiają się, egzystują w swoim czasie, znów się kończą, żeby wkroczyć w nowy rozwój. W Azji Wschodniej świat jest najczęściej uważany za coś danego, w odniesieniu do czego nie stawia się pytania o absolutny początek i koniec.”.

Drugim aspektem o którym chciałbym mówić jest aspekt związany z energią i jej cechami. Chodzi o następującą kwestię: jaki wpływ na bieg historii mają (czy też mogą mieć) pewne ,,naturalne” cechy energii we wszechświecie? Zacznę od pewnego stwierdzenia mistrza Seung Sahna:
,,Wszechświat ukształtowany jest według par przeciwieństw: światło i ciemność, mężczyzna i kobieta, dźwięk i cisza, dobro i zło. Jednak te wszystkie przeciwieństwa są jednorodne gdyż są stworzone z tej samej substancji.”
Tak więc, podobnie jak w przypadku czasu, mamy tu dwa poziomy. Na absolutnym (podstawowym) poziomie przeciwieństwa są jednorodne, na względnym poziomie istnieje różnorodność: wszechświat jest kształtowany przez przeciwieństwa – wzajemnie przeciwne, uzupełniające się energie. W chińskiej filozofii taoistycznej mówi się o dwóch, pozostających w dynamicznej harmonii ze sobą rodzajach energii: energii Yin o charakterze kobiecym i energii Yang o charakterze męskim. W buddyźmie tybetańskim, inne cechy zewnętrzne i wewnętrzne przypisuje się mężczyznom a inne kobietom, podkreślając wagę właściwej relacji pomiędzy tymi różnymi, uzupełniającymi się wzajemnie ,,energiami”. Patrząc z historycznego punktu widzenia na dzieje ludzkości trudno jest chyba nie dostrzec fundamentalnej zasady, że ... historia kołem się toczy. Okresy wojen i zbrojnych konfliktów przeplatają się z okresami pokoju; okresy rozkwitu kultury, nauki i tolerancji przeplatają się z okresami upadku kultury, fanatyzmu i prześladowań. Można postawić następujące pytanie: czy taki stan rzeczy nie jest po prostu ,,naturalnym krążeniem energii w przyrodzie”? Czy nie jest to po prostu wynik funkcjonowania pewnych ,,energetycznych” praw rządzących we wszechświecie w obszarze ludzkich zbiorowości, czego efektem jest nieuchronne ścieranie się przeciwstawnych energii? Chodzi mi tu konkretnie o następującą kwestię: czy na dzieje ludzkości można patrzeć jako na historię ciągłych prób zdominowania jednego rodzaju energii przez drugą (plusa przez minus, zła przez dobro, twojego przez moje, energii kobiecej przez męską itd.) co na dłuższą metę zawsze kończy się jakimś konfliktem, wojną, rewolucją czy upadkiem? Jeśli przyjrzeć się historii ludzkości to bardzo często daje się zauważyć następujący schemat: najpierw pojawia się silna polaryzacja poglądów – mocny podział na właściwe i niewłaściwe, moje i twoje, nasze i wasze itd. Pojawiają się osoby czy grupy osób reprezentujące różne, sprzeczne ze sobą poglądy. Następnie, pojawiają się mniej lub bardziej zbrojne, mniej lub bardziej brutalne próby podporządkowania sobie czy też trwałego wyeliminowania (w wymiarze ideologicznym, ekonomicznym czy nawet fizycznej eksterminacji) jakiejś grupy osób reprezentujących dany pogląd przez grupę osób reprezentujących pogląd przeciwny. Trzeba jednak pamiętać o tym, że na względnym poziomie, nie da się w trwały sposób wyeliminować (unicestwić) jednego rodzaju energii (jego cech) pozostawiając jednocześnie ten drugi – przeciwstawny do niego rodzaj. Ten pierwszy rodzaj jest potrzebny do zaistnienia i funkcjonowania tego drugiego. Plus nie będzie istniał bez minusa i odwrotnie minus bez plusa. Poza tym, wzmacniając jeden rodzaj energii wzmacniamy równocześnie w jakiś sposób ten drugi, do niego przeciwstawny. Próby siłowego zdominowania czy też wyeliminowania jednego rodzaju energii przez drugi – przeciwstawny do niego, prawie zawsze kończą się jakąś reakcją ze strony tego pierwszego. Jeśli na przykład, mężczyzna próbuje zdominować kobietę narzucając jej swój racjonalny, uporządkowany styl to musi liczyć się z tym, że będą wybuchały pomiędzy nimi niekontrolowane, emocjonalne kłótnie, tym gwałtowniejsze im silniejszy jest jego racjonalizm. To co jest moim zdaniem charakterystyczne dla historii świata, historii rozwoju ludzkości to ciągłe nawracanie tych samych tendencji, jeśli nie w identycznej postaci to w formie bardziej unowocześnionej, bardziej wyrafinowanej. Mistrz Seung Sahn powiedział kiedyś coś takiego: ,,Wiele osób myśli, że na tym świecie dobro walczy ze złem i że dobro zwycięży ale tak nie jest. Im silniejsze jest dobro tym sprytniejsze jest zło.”
Chciałbym tu jeszcze poruszyć jedną kwestię która wydaje mi się interesująca. Chodzi o relację pomiędzy czasem a energią. Co jest pierwotne w stosunku do czego? Które z nich ,,odciska” swoje cechy w drugim? Czy to cechy energii ,,zaginają” czas powodując, ze bieg wydarzeń w czasie staje się cykliczny, czy też odwrotnie – to cykliczność czasu powoduje, że energia jest zmienna i możemy doświadczać krążenia energii? A może po prostu, czas i energia istnieją w sposób współzależny posiadając wzajemnie komplementarne cechy?

Kolejnym, trzecim aspektem postrzegania procesu dziejowego z buddyjskiej perspektywy jest aspekt karmy.
Zacznę znów od pewnego fragmentu nauczania mistrza Seung Sahna.
,,Każde działanie, które podejmujemy – działanie ciała, mowy i umysłu – przynosi owoc w tym życiu i w przyszłych wcieleniach. Nazywamy to karmą. Jeśli spojrzycie na sytuację
w większości krajów świata – szczególnie w Afryce albo Indiach – spostrzeżecie wielu, wielu cierpiących ludzi. Mają problemy ze zdobyciem jedzenia, wiele osób przedwcześnie umiera z powodu chorób i niedożywienia, a w dodatku często toczą się tam wojny. Plemiona i całe narody walczą między sobą i zabijają wiele, wiele osób. Nawet niemowlęta i małe dzieci, które nie żyły wystarczająco długo, aby stworzyć sobie złą karmę, są zabijane, albo rodzą się w biedzie lub z jakimiś strasznymi chorobami. Dlaczego tak się dzieje? Na tym świecie przyczyna i skutek są zawsze bardzo jasne. Wszystko, czym jesteśmy, albo co robimy, nie jest przypadkiem, lecz pochodzi z nawykowego umysłu, który stworzyliśmy w naszych przeszłych wcieleniach. To wszystko pochodzi z przeszłych wcieleń. Twoje myślenie stwarza twoje działanie, a to tworzy karmę, dlatego otrzymujesz rezultat.”
Moim zdaniem, na kwestię (prawo) karmy w kontekście historii można spojrzeć w dwojaki sposób.
Można patrzeć ,,zewnętrznie”, co mniej więcej pokrywa się z historyczną przyczynowo-skutkową analizą danego wydarzenia czy okresu historycznego. Na przykład, można dojść do wniosku, że przyczyną wybuchu rewolucji francuskiej był kryzys finansowy monarchii tzn. kryzys był przyczyną a rewolucja skutkiem. Czy też, że orzeczenia traktatu wersalskiego w stosunku do Niemiec były jedną z przyczyn dojścia Hitlera do władzy. Ale można też patrzeć bardziej ,,wewnętrznie” dostrzegając głębsze, bardziej subtelne przyczyny czy zależności pomiędzy jakimiś konkretnymi faktami i związki pomiędzy poszczególnymi osobami. Przykładem takiego właśnie ,,wewnętrznego” spojrzenia jest wypowiedź mistrza Seung Sahna dotycząca zbiorowego samobójstwa członków ,,Świątyni Ludu” w Gujanie w 1978 roku:
,,Pytanie: 900 osób popełniło samobójstwo co o tym sądzisz?
Seung Sahn: ...żadne zdarzenie nie jest przypadkiem, zbiegiem okoliczności. Każdy fakt jest wywołany naturalnym procesem i to wydarzenie w Gujanie nie jest wcale szczególne. Widzimy to jako coś szczególnego, dziwnego lub sądzimy, ze nigdy wcześniej taka rzecz nie miała miejsca, ale tylko dlatego, że widzimy tylko ludzi, tylko istoty ludzkie. 900 osób popełniło samobójstwo. Więc mówię: ktoś wynosi wrzątek, wylewa go, woda leje się na mrowisko, ginie wiele tysięcy mrówek. Żadna nie żyje. Jest to ta sama sprawa, jej znaczenie jest takie samo. Powoduje to już wspólną karmę i wspólne działanie. ... Wspólne działanie czyni dla wszystkich tę samą karmę. Ta sama karma oznacza tę samą strukturę świadomości. Jeżeli struktura świadomości jest ta sama, oznacza to identyczne działanie, myślenie, wspólną opinię i sytuację. ... To samo życie i ta sama śmierć w tym życiu oznacza, że nie dzieje się tak tylko w tym życiu. Już w wielu poprzednich żywotach oni żyli i umierali razem.”
Tak więc, ,,zewnętrzna” analiza przyczyn danego wydarzenia koncentruje się głównie na kwestiach ekonomicznych czy geopolitycznych związanych z interesami narodów czy grup społecznych i raczej nie uwzględnia takich ,,wewnętrznych” przyczyn jak zbiorowa skłonność, zbiorowy nawyk umysłu czy wspólna karma jakiś grup ludzkich. Analiza przyczyn jakiegoś historycznego wydarzenia może być prowadzona na różnych poziomach, przy użyciu różnych ,,modeli” odpowiednich do możliwości rozumienia odbiorców i ich potrzeby wiedzy na dany temat. Trzeba tu jednak podkreślić jedną rzecz. Uznając jakieś wyjaśnienie za prawdziwe, wierzymy, że przedstawiony w tym wyjaśnieniu przyczynowo-skutkowy ciąg ,,faktów” naprawdę opisuje rzeczywistość. Że coś się naprawdę zdarzyło z takich to a takich powodów a nie z zupełnie innych przyczyn. Wierzymy, bo przemawia do nas logika argumentacji, ale często też dlatego, że przedstawiony przez kogoś wariant historii jest dla nas wygodny – przedstawia historyczną rzeczywistość tak jak chcielibyśmy ją widzieć.
Można tutaj zadać zupełnie podstawowe pytanie. Czy jest w ogóle możliwe dotarcie do prawdziwych ,,obiektywnych” przyczyn jakiegoś zdarzenia (zakładając, że takie w ogóle istnieją), czy jest możliwe znalezienie odpowiedzi na pytanie dlaczego coś się wydarzyło? Czy też jesteśmy skazani na wiarę w pewne mniej lub bardziej ,,oficjalne” warianty historii? Patrząc na to z buddyjskiej perspektywy, można by to pytanie sformułować następująco: czy istnieją obiektywne karmiczne przyczyny danego wydarzenia i czy można je ustalić? Jednym z najbardziej obrazowych przedstawień prawa karmy z jakim się zetknąłem, było przedstawienie karmy za pomocą wielopoziomowych fal przedstawione na jednej z mów przez mistrza Seung Sahna. Najpierw są wielkie fale poszczególnych rodzajów istot. Na wielkiej fali ludzkich istot są trochę mniejsze fale poszczególnych narodów, poszczególnych krajów. Następnie – jeszcze wyżej – na falach poszczególnych narodów są fale regionów, miast itp. Jeszcze wyżej – na tych falach są fale poszczególnych rodzin (klanów) zamieszkujących dany region, miasto. I wreszcie na samej górze są małe fale poszczególnych ludzkich istot. Ruch (dryfowanie) pojedynczej ludzkiej fali płynącej w tym oceanie jest jakąś tam wypadkową ruchu fal płynących poniżej – do ruchu fal płynących poniżej dodaje się (nakłada się na nie) jakiś indywidualny ruch pojedynczej fali ludzkiej.
Tak więc, pytanie postawione wcześniej – o obiektywne przyczyny jakiegoś wydarzenia, mogło by być w kontekście tego ,,falowego” modelu sformułowane na przykład tak: jakie są prawdziwe, obiektywne przyczyny tego, że jakaś fala ludzka znalazła się w pewnym konkretnym miejscu tego nieskończonego, czaso-przestrzennego oceanu? Albo też, jakie są rzeczywiste przyczyny tego, że fale jakiś dwóch narodów zderzyły się w danym momencie ze sobą? Odpowiedź na tak postawione pytania, wymagałaby cofnięcia się w czasie do punktu rozpoczęcia procesu falowania a więc do punktu którego nie było i prześledzenia całego procesu współzależnych oddziaływań. Możemy jedynie stwierdzić, że ocean zawsze falował, że fale oddziaływały ze sobą i że jedne oddziaływania tworzyły następne, te z kolei następne itd. Tak więc, nie można moim zdaniem udzielić odpowiedzi na tak postawione pytania – o prawdziwe przyczyny. Nie można udzielić odpowiedzi ,,globalnej”. Można jedynie próbować udzielić odpowiedzi ,,lokalnej”: było tak bo jakiś czas wcześniej było tak i tak. Czyli jest to wskazywanie na krok poprzedni – uwzględnienie tylko poprzedniego elementu w tej nieskończonej, przyczynowo-skutkowej sekwencji oddziaływań (wydarzeń). Takie ,,lokalne” podejście nie uwzględnia oczywiście całej złożoności i współzależności procesu falowania oceanu. Poza tym, mówiąc o przyczynach wybieramy na ogół jedną lub kilka przyczyn (z okresu poprzedzającego dane wydarzenie), które z naszego punktu widzenia czy też z punktu widzenia jakiś kryteriów wydają się być najistotniejsze (dominujące), a pozostałych bądź nie dostrzegamy bądź je świadomie pomijamy.
W temacie: karma a historia chciałbym poruszyć jeszcze jedna kwestię. Chodzi o nieuchronność ,,wyroków historii”. Niektórzy historycy zajmują się alternatywnymi wariantami historii rozważając hipotetyczne sytuacje: co by było, jak potoczyłyby się wydarzenia gdyby do jakiegoś historycznego wydarzenia nie doszło. Stawiają również pytania czy można było zapobiec jakiemuś wydarzeniu. Czy wyroki historii są nieuchronne? Czy wydarza się tylko to co się musi wydarzyć? Jak to wygląda z buddyjskiej perspektywy? Jest na ten temat buddyjska opowieść o Buddzie i Mogallanie. Uczeń Buddy Mogallana słynął ze swoich parapsychicznych mocy. Pewnego dnia, w czasie medytacji dostrzegł, że królestwo Kapila zostanie w niedługim czasie zniszczone przez wojnę. Udał się więc do Buddy z zapytaniem dlaczego Budda temu nie zapobiegnie. Budda odpowiedział, że nie można sprawić by zniknęła zasłużona karma. Mogallana postanowił działać na własną rękę. Zmniejszył królestwo do niewielkich rozmiarów i umieścił je w niebie w którym panuje wieczny pokój i szczęśliwość. Po odczekaniu odpowiedniego okresu czasu powiększył królestwo znowu ale okazało się, że w międzyczasie zostało ono zniszczone przez miniaturową wojnę.
Niektóre konflikty wydają się być nieuniknione. Wybuchają pomimo wydawałoby się niesprzyjających ku temu warunków. Pomimo wielu prób zapobieżenia konfliktowi, mediacjom, tak jakby nie było innego wyjścia, tak jakby musiała wyczerpać się ,,zasłużona karma”.

Czwartym aspektem który chciałbym poruszyć jest aspekt moralnej oceny historycznych wydarzeń.
Istnieje określenie: historia osądzi kto miał rację. Historyczne osądy tego samego faktu bywają różne nawet wiele lat później (po tym fakcie). Zdarza się, że to samo wydarzenie historyczne bywa krańcowo różnie oceniane (z punktu widzenia oceny moralnej) w różnych krajach, przez różne narody czy środowiska. Zdarza się, ze ta sama historyczna postać jest w jednym kraju uważana za bohatera a w innym za zbrodniarza. Nawet tak zwana historycznie obiektywna ocena, dokonana przez niezależnych historyków, nie musi być pozbawiona moralnej oceny – na przykład akcentów potępienia. Trochę inaczej zaczyna moim zdaniem ta kwestia wyglądać jeśli uwzględni się tu dodatkowo aspekt karmy. Pamiętam pewną wypowiedź mistrza Seung Sahna która zrobiła kiedyś na mnie duże wrażenie. Jakiś uczeń zapytał:
- Zabiłem mysz chociaż wcale nie chciałem jej zabić.
Dlaczego się tak stało?
MSS: ta mysz zabiła kiedyś ciebie, teraz ty zabiłeś ją.
- Ale to przecież mógł być tylko przypadek.
MSS: jeśli ktoś kogoś zabija to nie jest przypadek.
- To znaczy, że oni się tak na przemian zabijają? Przecież
musiał być pierwszy raz.
MSS: nie było pierwszego razu.
W kontekście tej wypowiedzi można zapytać: czy patrząc na jakiś konflikt, z uwzględnieniem karmicznego aspektu tego konfliktu, można powiedzieć, że jedna strona jest agresorem a druga ofiarą? Czy takie określenia mają w tym kontekście sens? Czy też obie strony są jednocześnie i tym i tym – każda ze stron jest i agresorem i ofiarą? Z drugiej strony można też zadać pytanie: czy takie właśnie ,,karmiczne” podejście do historii nie jest zacieraniem granic pomiędzy właściwym a nie właściwym, pomiędzy dobrem a złem? Moim zdaniem takie podejście do tej kwestii nie musi wcale oznaczać zacierania granic pomiędzy dobrem a złem. Jest to raczej wskazywanie na pewną głębszą cechę (prawo) historii. Oczywiście, jeśli ktoś jest przyzwyczajony do czarno-białego postrzegania historii to może tak to właśnie odbierać. Jako relatywizowanie dobra i zła. ,,Karmiczna” analiza przyczyn jakiegoś konfliktu, zarówno w sensie ,,zewnętrznym” jak i ,,wewnętrznym” nie jest rzeczą miłą bo wymaga krytycznego przyjrzenia się własnemu działaniu. Takie krytyczne przyjrzenie się sobie wytrąca z ręki oręż ,,świętego oburzenia” zasadzający się na myśleniu: my (ja) jesteśmy dobrzy a oni (on) są źli, my jesteśmy pokrzywdzonymi a oni agresorami. Każe głębiej przyjrzeć się historii konfliktu i odnaleźć ,,winę” również po swojej stronie. A co najważniejsze, uświadomić sobie, że zakończenie konfliktu zależy tylko od nas, tylko my sami możemy to przerwać, natomiast stawianie siebie w pozycji ofiary a drugiej strony w pozycji agresora i kata prowadzi tylko do kontynuowania konfliktu w przyszłości.

Ostatnim aspektem o którym chciałem wspomnieć jest aspekt świadomego kształtowania historii.
Chodzi mi tu o następującą kwestię: jakie działania świadomie podejmowane mogą pomóc temu światu – zmienić sytuację świata na lepszą? Jeśli chodzi o buddyjskie doświadczenia w tej kwestii to niewątpliwie należałoby tu wspomnieć o państwie cesarza Asioki, uważanego za twórcę buddyzmu społecznego a przez niektórych historyków za najwybitniejszego władcę w historii. Jak wynika z orędzi skalnych, cesarz Asioka starał się wprowadzać w swoim państwie zasady buddyjskie oparte na wyrzeczeniu się wojny i przemocy, tolerancji religijnej, ochronie istot żywych, różnego rodzaju opiece w stosunku do własnych obywateli, wzajemnej życzliwości. Jak sam stwierdził w VI orędziu skalnym: żadna działalność nie jest ważniejsza od działalności prowadzonej dla dobra wszystkich istot aby zapewnić ludziom szczęście na tym świecie i przyczynić się do osiągnięcia szczęścia na tamtym. Jeśli chodzi o kwestie ,,doczesne” to cesarstwo Asioki objęło opieką wszystkie stany: mnichów, ludzi świeckich, ubogich, starców, więźniów, pielgrzymów, mieszkańców pogranicza. Cesarz Asioka zarządzał wykonywanie prac użyteczności publicznej. Budowano: studnie, urządzenia nawadniające, zajazdy, sady owocowe, plantacje roślin leczniczych w celu poprawy zdrowotności. Drogi obsadzano drzewami. Budowano szpitale dla ludzi, zwierząt i roślin. Jeśli chodzi o kwestie bardziej duchowe to propagowano dobre zasady życia: niestosowanie przemocy w stosunku do wszystkich żywych istot (ahimsa); tolerancja; życzliwość w stosunku do ludzi będących niżej w społecznej hierarchii: niewolników, służących; hojność; szacunek dla mnichów, rodziców, krewnych. Oczywiście, Asioka wspierał naukę buddyjską. Budował świątynie, kształcił mnichów, wysyłał misje buddyjskie za granice, zarządzał budowanie kolumn i rytów skalnych z etycznymi zasadami buddyjskimi.
Tak więc odpowiedź na pytanie: jak zmienić sytuację świata na lepszą, w kontekście zasad wypracowanych przez cesarza Asiokę mogłaby brzmieć następująco: poprzez różnego rodzaju działalność poprawiającą sytuację bytową (ekonomiczną), poprzez działalność na rzecz pokoju, propagowanie niestosowania przemocy, tolerancji, wzajemnej życzliwości. Niby wydaje się to jasne, wręcz oczywiste ale ... czy jest jakaś lepsza recepta? Czy ktoś wymyślił kiedykolwiek coś lepszego?
Zakończę wierszem mistrza Seung Sahna:
,,Dawać życie i karmić
mieć ale nie posiadać
działać bez oczekiwań
prowadzić ale nie kontrolować
oto najwyższa cnota”


No ... trochę się rozpisałem. :) Ale temat jest w moim odczuciu bardzo pojemny.
Zapraszam do dyskusji :)
Lo'tsa'wa
Posty: 1979
Rejestracja: sob gru 06, 2008 04:30
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Manchester

Re: Postrzeganie historii z buddyjskiej perspektywy

Nieprzeczytany post autor: Lo'tsa'wa »

Leszek Wojas pisze:Pierwszym aspektem o którym chciałbym coś powiedzieć jest aspekt czasu w sensie struktury – struktura biegu wydarzeń w czasie. Ogólnie rzecz biorąc, w buddyźmie można wyróżnić dwa podejścia do kwestii czasu – podejście na poziomie absolutnym i podejście na poziomie względnym. Na absolutnym (podstawowym) poziomie czas jest iluzją – postrzeganie czasu jako czegoś realnego, istniejącego w sposób rzeczywisty, jest traktowane jako iluzja (złudzenie). Na względnym poziomie, czas (upływ czasu, bieg wydarzeń w czasie) posiada swoją realność a jego struktura jest cykliczna (kołowa). Cykliczna struktura czasu oznacza po pierwsze, brak wyróżnionego (w sposób absolutny) momentu początkowego i końcowego - brak absolutnego początku i absolutnego końca czasu. Po drugie, cykliczne powtarzanie się tych samych faz rozwojowych i tych samych sekwencji przeżywanego doświadczenia. Powstawanie, trwanie, rozpad, zanik i znowu powstawanie, trwanie, rozpad, zanik itd. Przywiązywanie się – cierpienie – oczyszczenie karmy poprzez cierpienie itd. Doświadczanie naprzemiennie pożądania, gniewu, głupoty.
Zanim rozważy się strukturę czasu trzeba spróbować coś powiedzieć na temat czasu samego w sobie.


Dwa pojecia bez ktorych wdg mnie czas istniec nie może, które są warunkiem dla jego rozróżnienia, wyodrębnienia, są przestrzeń i zjawiska wydarzające się w tej przestrzeni. Właściwie wystarczyłoby same zjawisko, ale dla istnienia zjawiska potrzebna jest przestrzeń.

Gdyby istniała tylko nicość bez żadnej potencjalności zmiany (niech to będzie “Nicość absolutna”), nie mógłyby się pojawić w niej żadne zjawiska. Jednak obserwujemy zjawiska. To czy są złudzeniem czy nie nie ma znaczenia. Musiałaby to być zatem nicość z potencjalnością, tzn możliwością przejawiania się w tej nicości czegoś innego niż ona sama. Przez taką właśnie nicość z potencjalnością rozumiem pojęcie przestrzeni(akaśa). Przestrzeń taka, jeśli miałaby swoją przyczynę byłaby nią... Przestrzeń. Potencjalność przestrzeni sprawia, że może zaistnieć potencjalność przestrzeni. Przy takim rozumowaniu, po prostu nie da się określić absolutnego początku istnienia – wszystko zdarza się od niemającego początku czasu.

Jaka jest podstawa (mula) dla imaginacji tego, co jest nierealne(abhutaparikalpa)?
Podstawą jest 'wypaczone' (viparyasa) postrzeganie
Jaka jest jej podstawa?
Fakt, że nie ma ona podparcia(a-Pratisthanam).
Jaka jest podstawa tego?
Pozostawanie tego bez podparcia zupełnie nie ma podstawy. Wszystkie zjawiska (dharma) bowiem wspierają się (pratististhita) na tym, co jest bez podpory jako na swojej podstawie.
(Vimalakirtinirdeśa; cyt. Za: Conze 1979, 29)

Poniżej pojawi się lista poglądów na temat czasu prezentowanych przez różne szkoły Buddyjskie którą celowo wypunktowałem znakami ASCII zamiast cyfr żeby oszołomić mego Arcywroga - Leszka. En Garde. :)

Wracając do przestrzeni. Powstaje pytanie czy potencjalność tej przestrzeni jest jej cechą immanentą? Przypisywanie jej jakichś określonych cech wskazywałoby to na jej ontologiczne bytowanie Zatem ta przestrzeń już odrazu miałaby cechę – potencjalność twórczej kreacji zjawisk(Dharm), tzn możliwość zaistnienia czegokolwiek(Najpierw byłby to np. dualizm byt/niebyt, później np. trójwymiar dający ramy a potem stół).

@“Dla wajbhaszików istnieje w sposób prawdziwy niepodzielna cząstka materii i najmniejszy – lecz o określonej długości moment czasowy. Autentyczną rzeczywistość tworzą niepodzielne cząstki(dharmy) tego, co jest postrzegane oraz niepodzielne chwile świadomości. Dharmy autentycznie istnieją także w odniesieniu do trzech czasów: przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, jednakże tylko w teraźniejszości ich istnienie jest aktywne.(...)”

&”Każda dharma uwarunkowana niesie swój własny znak, to znaczy swą własną, indywidualną cechę. Po zamanifestowaniu się znaku, dharma traci go, pozostając nieczynna. Podobnie zanim cecha się zamanifestuje dharma istnieje jako dharma nieaktywna – jednak istnieje zarówno w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Stąd też inna nazwa tej szkoły – sarwastiwada.
Z takich pierwotnych składników – dharm, poukładanych w rozmaite, mniej lub bardziej skomplikowane całości, zbudowany jest cały zewnętrzny świat. Wszelkie agregaty mają jedynie pozorny sposób istnienia. Dotyczy to wszelkich przedmiotów nieożywionych, a także istot żywych. W szczególności nie istnieje w sposób trwały i rzeczywisty to, co istoty żyjące uważają za swoje “ja”.”
(Jolanta Gablanowska-Kukucz, Pustka innego, Wprowadzenie)

Trzeba tu podkreślić, że Sarwastiwada nie głosi bezwzględnej realności istnienia czasu.

*”Sautrantika (trzymający się Sutra pitaki) Odrzucali oni Abhidharma pitakę w całości. Każda dharma – a jest ich 43 – istnieje tylko w teraźniejszości i nie będzie istnieć w przyszłości, tak jak nie istniała w przeszłości (a co utrzymują sarvastavadinowie). Dharmy manifestują się działaniem, momentem dynamicznym. Cała rzeczywistość empiryczna, to potok momentalnych rozbłysków energii (dharm). W swoim podstawowym dziele Abhidharmakośa Vasubandhu przyjmuje to samo stanowisko. “


{“Theravada (nauki starszych). Uznają oni 82 dharmy, które są realne w czasie teraźniejszym (jak i sautrantikowie), jednak ta teraźniejszość jest rozkładana na trzy fazy: powstawanie, trwanie i zanik. Nie redukują realności dharm do jakby matematycznego punktu ('błysku').
(http://pl.wikipedia.org/wiki/Dharma)

Z poglądami tych szkół radzę się zapoznać bliżej np u: Wiesław Kurpiewski, Filozofia Pradżniaparamity(Rozdział o momentowości zjawisk(ksanikavada); tam jest to samo, ale nie miałem sił przepisywać.

$Cittamatra. Założyciel szkoły Jogaczara / Cittamatra – Wasubandhu także popierał idee momentowości zjawisk-błysków zbliżoną do Sautraników. Jogaczara przedstawia umysł jako strumień momentów świadomości. Zabawnie piszą o Jogaczarze na wikipedii: “Czittamatra / jogaczara - szkoła filozoficzna "tylko umysłu" w buddyzmie, na której oparta jest filozofia mahajany, w tym buddyzmu tybetańskiego i zen. “ Nie jestem taki przekonany czy zen w obecnej postaci można przyrównać do J. ale może. Nie wiem.

Idea kontinuum momentów w ogóle nie ogranicza się tylko do Jogaczary ale jest obecna w wielu “nurtach” różnych szkół, czy dziełach takich postaci jak Karmapa III, a zatem pojawia sie i w Karma Kagyu, Siakja, Nigmapa czy Gelugpa

O momentowości zjawisk mówi szerzej np. Dr. Berzin w wykładach zamieszczonych przezemnie w innym wątku czy w książce “Inicjacja Kalaczakry”. Sam tekst tantry Kalachakry jest obecny np. W Kangjurze z tybetańskiej prowincjii Kham, znany wszystkim szkołom B. Tybetańskiego. O przemianie postrzegania czasu za pomocą tantry Kalachakry Dr. Berzin piszę tak:

“Możliwość wyzwolenia z czasu nie oznacza jednak, że czas faktycznie nie istnieje albo, że ktoś może żyć poza czasem I pomagać innym. Czas, jako miara zmian, istnieje także jako miara cykli działania buddy. Wyzwolenie z czasu oznacza pozbycie się błędnego postrzegania, wynikających z niego instynktów, które bezustannie wywołują impulsy, czyli karmę, wystawiającą nas na łaskę niszczącego czasu”
(Inicjacja Kalaczakry - Aleksander Berzin)

#Madhyamaka Prasangika i Swatranika dzielą prawdę na ostateczną i konwencjonalną mówiąc, że wszystkie zjawiska w tym także czas nie istnieją w sposób ostateczny ale w konwencjonalny jak najbardziej. Dlatego Nagarjuna w Mulamadhyamaka karika zaprzecza istnieniu ostatecznej natury czasu. Madhyamaka Prasangika uznaje opis jogaczary dot. umysłu jako strumienia momentów świadomości, natomiast twierdzi, że nie jest on czymś ostatecznym.

Należy pamiętać, że poglądy Jogaczary I Szentong kładą nacisk na ostatecznosc(nitharta) Nauk 3 Obrotu Kołem Dharmy przez Buddhe, zatem na naturę Buddhy i zagadnienia takości, ostatecznej rzeczywistości zjawisk – w odróżnieniu od Madhyamaki Prasangiki I Swatantriki uznających Nauki 2 Obrót Kołem Dharmy (Nauki o Pustce) za ostateczne. To także wpływa na rozumienie przez te szkoły pojęcia czasu.



Pozdrawiam
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ateneum - rozważania”