Ja tez miałem takie metaforyczne sny. Bardzo podobne do siebie i powtarzające się przez pewien okres dość regularnie. Śniło mi się przeważnie, że wychodzę na jakąś górę, a gdy juz docieram na szczyt to okazuje się, że jestem w środku miasta, tak jakby żadnego "szczytu" nie było. Po prostu szedłem przekonany, że wychodzę na szczyt, a na końcu się okazuje, że to była iluzja, rozglądam się dookoła, a tu skrzyżowanie, samochody, ludzie, itp.
Takich snów miałem mnóstwo, i podczas jednego z nich dodatkowo wycieczka na szczyt była bardzo utrudzająca (było ślisko), często się przewracałem, raz mnie ktoś podnosił, a innym razem z kolei droga na szczyt była tajemnie strzeżona, ale w końcu udalo się na niego wejść, i to był jedyny sen kiedy szczyt był faktycznie szczytem (choć zdaje się, że tutaj niejako półświadomie pokierowałem snem, bo chyba wcześniej się przebudziłem i kontynuuowałem ów sen). I co ciekawe bo to też było wyjątkowe, na szczyt prowadziły dwie drogi, jedna "zwykła" po schodach, a druga "tajemna" szlakiem, ale nikt nie wiedział, gdzie jest ten szlak. Żeby wejść po schodach trzeba było kupić bilet, ale i to było bardzo trudne. Udało mi się tam wejsć "zwykłą" drogą i nawet widoki były, choć mało rozległe. I o ile pamiętam, był to ostatni sen z tej serii, potem już nie śniły mi się żadne góry i szczyty.