Generalnie w wątku, z którego pochodzi ten opis jest wiele ciekawych i czasem zabawnych wpisów z podróży po Tybecie. Linku do tego forum sinologicznego nie podaję, ponieważ zabrania tego regulamin forum.budda.pl. Ale każdy zainteresowany może sobie we własnym zakresie wygooglać jego adres wpisując w wyszukwiarce podane poniżej nick cytowanego oraz tytuł wątku.
szopen / Odp: Tibet Trip pisze: Dyskusje teologiczne.
Najwieksza atrakcja Shigatse jest chyba Tashilumpo Monastery, ogromny kompleks swiatyn i klasztorow.
Do glownej swiatyni wchodzimy waskim i kiepsko oswietlonym korytarzem coraz to przechodzac przez kolejne zaslony.
Slychac ten charakterystyczni spiew mnichow, bebenienie, piszczalki i modly.
Odslaniamy kolejna zaslone i wchodzimy do sporo wiekszego pomieszczenia.
Na wysokosci oczu ukazuje sie ogromny paznokiec na duzym palcu u nogi,
Oczy powoli w gore ida i chwile zajmuje zrozumienie jak wielki jest posag Buddy tam stojacy, glowa i uszy gdzie daleko daleko pod sufitem, wrazenie doslownie kolosalne.
Pozniej czas spedzamy walesajac sie po klasztorach.
W pewnym miejscu natrafiamy na kamienny ogrod i wygodne miejsce na odpoczynek.
Oprocz nas w tym ogrodzie siedzi moze ze 30 mlodych mnichow i kilku starszych, dosc intensywna dyskusje prowadza.
Rozrywka jest dobra bo widac spore zaangazowanie. Po kolei wstaja i argumentuja dosc glosno swoj punkt widzenia, najciekawsze jest klaskanie jako wykrzyknik. Czyli koles kilka minut cos tam prawi, kazde prawie zdanie konczac klasnieciem w rece.
Siedzimy sobie ladnie na sloneczku, odpoczywajac sobie i katem oka dyskusje sledzac.
Dyskusja zaczela sie rozwijac i ferwor dyskutantow wzrastac, glosne argumenty powoli przerodzily sie w krzyk. Tempo klaskania tez wzroslo.
Robilo sie coraz ciekawiej.
Rob zazartowal, ze zaraz sie pobija.
Dobry zart.
Zaczelo sie od 2 dyskutantow juz zuplnie sobie na siebie nawzajem wrzeszczacych, jeden z nich zamiast klasnac w rece plaskacza puscil rozmowcy, ten na siemie az usiadl, wstal i sie odwzajemnil. Dyskutantow rozdzielono i ich miejsce zajelo 2 innych, tym razem nawet minuta nie uplynela i w ruch poszly piesci, do dyskusji wlaczylo sie najpierw kilku innych a potem cala reszta mlodych mnichow.
Argumenty jak w wolnej amerykance, wszelkie chwyty dozwolone, krew polala sie dosc szybko bo i kamienie i miski metalowe i cokolwiek pod reka tez za swietny argument sluzylo.
Starszym mnichom spokojnie najpierw sobie siedzacym tez na sucho nie uszlo bo najpierw jeden sie do dyskusji wlaczyl a potem dyskusja sie po reszcie przetoczyla. Trwalo to moze ciut ponad pol godziny i sie uspokolilo, koledzy krew z nosa obtarli, ktos przyniosl wiadro wody i troche sie obmyli, siedli w kolko i na kolejny temat zaczeli dyskutowac, ostro klaszczac.
Nie czekajac na spodziewany ciag dalszy my ruszylismy dalej.
Nie ma to jak ciekawa dyskusja.