Jakiś czas temu natknąłem się na wywiad z Batchelorem, zatytułowany
Empatia dla diabła, w którym autor przedstawia Marę - kluczową postać swojej ostatniej książki "Living with the devil".
Cytuj:
W książce „Living with the Devil” Batchelor prezentuje inne podejście, choć interesuje go ta sama sytuacja w jakiej znajduje się człowiek. 'Część z materiału jaki pojawił się w nowej książce, było rozwinięciem tego, co lata temu przedstawiłem w książeczce zatytułowanej „Filght”, która była dodatkiem do wcześniejszej pracy „Alone with Others”. Chciałem rozwinąć wątek dotyczący tego, że egzystencjalna ucieczka, która jest wyrazem ludzkiej tendencji do uciekania przed trudem doświadczania rzeczywistości, ku działaniom mającym na celu rozproszenie uwagi i rozrywce, jest naturalną reakcją na przygodność. 'Przygodność' to słowo, przy pomocy którego tłumaczę termin pratityasamutpada lub inaczej współzależne powstawianie, które jest fundamentalną nauką Buddy o naturze rzeczywistości'.
Poprzednia książka Batchelora „Verses from the Centre” była poetyckim przekładem tekstu buddyjskiego filozofa Nagarjuny, w którym przygodność kojarzona jest z sunyatą lub pustką, czyli brakiem esencjonalnej tożsamości zjawisk. Samsara, niekończący się się cykl cierpienia, jak powiedziałby Batchelor, jest właśnie tą ucieczką przed przygodnością. Zamiast otwarcia się na przygodność, pustą naturę rzeczy, ciągle poszukujemy tożsamości, bezpieczeństwa i stałości. To stawia nas jednak w niebezpiecznym kręgu, ponieważ poprzez nasze poszukiwania szczęścia unikamy kontaktu z rzeczywistością. W języku niemieckim, zauważa Batchelor, ten niebezpieczny krąg nazywany jest mianem Teufelskreis, czyli 'diabelskim kręgiem': to diabeł jest tym, który kusi nas ku kręceni się w kółko, dążeniu donikąd. W buddyźmie diabeł ten nazywany jest Marą.
'Mara' mówi mi Batchelor 'jest sposobem mówienia o pełnej przygodności i niebezpieczeństw strukturze świata. Wielu z zachodnich buddystów, i może też buddystów w Azji, skłania się ku odczytywaniu Mary jako rodzaju psychologicznej funkcji: jako negatywnych stanów umysłu, przywiązania, lgnięcia itd. Jest to tylko część całego obrazu. Za pomocą takiej wykładni nie udaje się dostrzec faktu, że Mara jest metaforą samej struktury tego pełnego przygodności świata, który ciągle się rozpada i stawia cię przed faktem śmierci i nieprzewidywalności życia samego w sobie'.
(...)
Interesuje mnie to, w jaki sposób ta koncepcja Mary jest zgodna z nowoczesnymi teoriami ewolucji. Sugeruję możliwość tego, że tendencja ludzkiego organizmu do zamykania się i opierania się na niezmiennym wyobrażeniu samego siebie, musiała spełniać jakieś użyteczne funkcje adaptacyjne, musiała ułatwiać przetrwanie.
'Myślę, że to niewątpliwie prawda' mówi Batchelor 'i doskonale tłumaczy to skanha-marę, diabła psychofizycznej egzystencji. W parze wraz z moją nieortodoksyjną koncepcją Mary idzie porzucenie wiary w karmę i odrodzenie. O wiele bardziej przekonuje mnie myśl, że chciwość, nienawiść i złudzenie, klasyczne buddyjskie czarne charaktery, są spuścizną po wczesnych i korzystnych z punktu biologicznego strategiach przetrwania, niż postrzeganie ich jako wrażeń, które odcisnęły się w strumieniu umysłu niesionego przez niezliczone żywoty. Ten biologiczny sposób tłumaczenia tego, skąd pochodzi chciwość, nienawiść i złudzenie wydaje się bardziej przekonywający, niż ujęcie metafizyczne głoszone przez tradycję, poza tym tłumaczy on dlaczego Mara nadal pojawia się Buddzie. Budda jest organizmem nadal sterowanym przez ewolucję; nadal posiada swój gadzi mózg i Mara wbudowany jest w ten organizm'.
Wyobrażenie diabła jako nieodłącznej części naszej biologicznej natury prowadzi naszą dyskusję ku pytaniu, czym jest natura oświecenia: czy wolność znaczy bycie całkowicie wyswobodzonym od chciwości, nienawiści i złudzenia, czy to, że właściwe ich poznanie uniemożliwia im dalszą dominację? Wczesne pisma przedstawiają wizje obydwu możliwości: Budda kończy często swoje mowy opisując trzy trucizny jako 'odcięte jak pień palmy, nigdy nie powstające ponownie'. Przedstawia także oświeconą osobę jako skałę, z której siedzący na niej kruk, reprezentujący Marę, nie może nic uszczknąć. W końcu przygnębiony odlatuje.
'W tym przypadku wolność nie jest osiągana poprzez zabicie kruka, lecz poprzez uczynienie siebie takim, aby Mara nie miał nad tobą żadnego panowania. Przekonuje mnie to, jak Budda przyrównuje siebie do kogoś, kto stał się niewidzialny dla Mary. Natomiast wyobrażenie odciętego pnia palmy, przynosi mi na myśl, akt przemocy na psyche i gadzim mózgu'.
Strona źródłowa po
tym linkiem
Pozdrawiam +omek