Chodzi mi o ten fragment:iwanxxx pisze: Ale jeśli nie ma reinkarnacji, piekła i nieba i samsary - to po co się męczyć. Można palnąć sobie w łeb i po samsarze. Pełna wolność. A praktykę potraktować jako kolejny sposób na poprawienie sobie jakości życia albo psychoterapia. Nie wiem, czy to faktycznie trzeźwe podejście do sprawy.
"Sprawa, którą chce podkreślić zen to ja takim, jakim jestem tu i teraz i zen naucza jak żyć w tu i teraz. Jednakże w starodawnych czasach Buddyzm uczył, że jeśli zrobiło się złe rzeczy, idzie się do piekła, a jeśli dobre, to do Czystej Krainy lub do podobnego miejsca. Ale jeśli będziemy dzisiaj próbować wyjaśniać rzeczy w tych kategoriach, współcześni ludzie nie uwierzą w to. Zapytają się: "Pokaż mi, gdzie jest to piekło!". Trzeba im wtedy wyjaśnić, że pójście do raju czy do piekła, to nie coś, co wydarzy się po śmierci, lecz jest to coś, co ma miejsce w tej właśnie chwili. Albo teraz żyjesz w raju, albo na sposób piekielny."
Nie wierzę w niebo ani w piekło, a już na pewno nie w reinkarnację. Uznaję to za część mitologii i archaicznej spuścizny, którą niosą ze sobą chyba wszystkie religie. Tym co odróżnia zen jest wg mnie ciekawa metoda przemiany świadomości.
Samo zaś zjawisko oświecenia leży u podstaw wielu doktryn i systemów mistycznych Wschodu i Zachodu.
Wiara w reinkarnację, czy ktoś tego chce, czy nie, to wyobrażenie religii neolitycznych. Sporo napisał o tym np. Mircea Eliade. Wedyzm i braminizm przyjęły przypuszczalnie tą koncepcję (przypuszczalnie, gdyż całkiem możliwe jest istnienie jej ówcześnie również wśród ludów indoeuropejskich), bądź co bądź, dobrze uzasadniającą ustrój społeczny, stworzony po najeździe Ariów na Indie.
.Wsysztko jest dozwolone. Jak dla mnie zen i buddyzm są nie rozdzielne. Nie wiem czy słyszałeś mahajanistyczną naukę o dwóch prawdach - względną i absolutną. A wymiarze absolutnym nie ma reinkarnacji, cierpienia, Dharmy. A karma i reinkarnacja należą do prawdy względnej, tak samo jak to, że ja i komputer nie jesteśmy jednym
Słyszałem o tym, jednak jak dla mnie nawet w sferze "prawdy względnej"( absolutnej nie znam ) karma i reinkarnacja się nie mieszczą. Jestem ateistą i nie widzę żadnego powodu dla którego ego, ani jakakolwiek jednostkowa świadomość, miałyby istnieć po śmierci.
Określanie elementów buddyjskiej doktryny jako "bramistycznych (braministycznych?) pomysłów" i "zanieczyszczeń" jest na buddyjskim forum nie na miejscu. Proszę o bardziej stonowany język.
Proszę o wybaczenie, nie chciałem nikogo urazić. I literówka się wkradła...
Pozdrawiam.