Uwodzicielska siła doktryny bierze się z tkwiącej w niej sprzeczności, aporii, autodestrukcyjnie podważającym ją paradoksie, który ostentacyjnie obnaża i z którym - posiadając w sobie wiele własnych - możemy się dla wytchnienia zidentyfikować. Sami zaś będąc niejedną doktryną, bliźniaczo do niej podobni, jaśniejemy w pełni jej autorytarnej dumy i wolności, świętej doskonałości. Historia naszych przejawień i doktrynalnych zainteresowań jest historią porwań nas przez absurdy.Xu Yun pisze:Ci, którzy powtarzają imię Buddy, nigdy nie powinni wiązać się z tym imieniem, gdyż może ono stać się szkodliwe jak trucizna.
Tak mi się to pomyślało i zapisało po rzuceniu okiem na ten nieruszony wątek i zwróceniu szczególnej uwagi na to jedno zacytowane zdanie. Pomyślałem, że trochę szkoda będzie swoje zapiski tylko wyrzucić za jakiś czas do kosza; więc przepisałem w ładniejszej formie, mimo, że to się do tego panelu nie nadaje i gdzieś indziej sobie najpewniej poleci A zapisałem to tu jeszcze w związku z przedwczorajszym postem KimLee [ link ], którego denerwują w buddyzmie sprzeczności ... i myśleniem sobie o tym, że ich synteza/transcendencja jest jednym ze składników fenomenu wiary w cokolwiek i nickolwiek zarazem