Ryuu pisze:Bóg to wymyślona postać kilku religii i kropka
Ryuu, zgoda, że "Bóg" to konstrukt i może całkiem niepotrzebny i niebezpieczny konstrukt na dodatek (Le Guin pisze gdzieś, że ludzkość potrzebuje idei "Boga" tak samo, jak trzylatek piły łańcuchowej) - tylko że jak mówisz słowo "Bóg", możesz mówić o nieskończonej liczbie "rzeczy". Słowo jak słowo, może znaczyć najzupełniej wszystko.
To nie jest tak, jak sugeruje Grundman, że w chrześcijaństwie Bóg to
jest Tillichowska prapodstawa czy absolut; i nie jest też tak, że Bóg to
jest znany i lubiany sadysta-podglądacz z brodą nad nami. Doktryna cała czas jest "odświeżana" przez gości u władzy, którzy dbają, żeby prawomyślność wydawała się "na czasie". Bogów zresztą tyle, i chrześcijan pewnie, niezależnie od tego, co Watykan albo inny ośrodek władzy o tym mówi - i wcale nie chodzi o to, że każdy inaczej brodę takowego potwora maluje.
W dwudziestowiecznej teologii najżywiej rozwijające się nurty to marksistowska teologia wyzwolenia - która jakąkolwiek systematyzację doktryny ma programowo gdzieś, interesuje ich praxis - i, na radykalnym marginesie, daleko bardziej nieortodoksyjne zjawiska, takie jak post-teizm, death-of-God theology (T. J. Altizer i tacy tam), słaba teologia/chrześcijański dekonstruktywizm (John D. Caputo, G. Vattimo) i teologia anty-realistyczna (Don Cupitt, Lloyd Geering i ostatnio podobno John Shelby Spong). Żaden z powyższych teologów nie jest po prawdzie teistą - większość definiuje się często jako ateiści, którzy, jeśli w ogóle, używają sobie słowa "Bóg" nie tylko jako metaforę, ale też w zupełnym oderwaniu od ontologii czy często całej metafizyki, którą (słusznie) wywalają do śmieci. Równocześnie literalizm ortodoksyjnych teologów i konserwatywnych części społeczeństwa zaognia się, a nie rozrzedza (vide ostatni papciowie, konserwatywni i literalistyczni jak wzmacniany żelbeton) - chociaż wierzących w Europie coraz mniej. Więc "monoteizmu" tu niet
Nie znam wypowiedzi Sogyala Rinpoche, o której Grundman pisze, ale inny Nyingmapa, Namkhai Norbu Rinpoche, rzeczywiście sugerował w ubiegłym roku w Londynie (przy okazji wybijania buddystom z głowy, że buddyjskie "bóstwa" to coś "więcej" niż manifestacje aspektów naturalnego stanu), że ortodoksyjne chrześcijaństwo zupełnie nie rozumie swojego języka - że słowo "Bóg" miało się oryginalnie odnosić do tego, o czym w Dzogczen mówi się pierwotny albo naturalny stan. Pisma gnostyków mogłyby tu być materiałem dowodowym, który potwierdzałby Jego tezę.
Za sceną rozległ się gwałtowny tupot i wreszcie wszedł lew.
Składał się z dwóch bobrów przykrytych kapą.