Buddyzm, a wegetarianizm...

Wasze pierwsze pytania tyczące się buddyzmu

Moderator: forum e-budda team

Awatar użytkownika
Ryu
ex Global Moderator
Posty: 1940
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 23:04
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Zgierz

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: Ryu »

Cześć
kunzang pisze:Skosztowałabym
Skosztowalabyś? TO ja chyba o czymś nie wiem.........


A mięso też jem, ale się ograniczam i dalej sobie obiecuję, że jak się wyprowadzę z rodzinnego domu to przestanę jeść (prawie) calkiem. Jakby na to nie patrzeć tworzymy w ten sposób popyt na zabijanie żywych istot. Nigdy nie będę tego porównywal do bezpośredniego zabijania innych ludzi, ale jakaś wada w tym jest i nie wiem jak można twierdzić, że nie ma żadnej.

pozdrawiam,
Ryu
Jestem właścicielem mojej kammy, spadkobiercą mojej kammy, zrodzony z mojej kammy, związany z moją kammą, istnieję wspierany przez moją kammę. Jakąkolwiek kammę stworzę, czy dobrą czy złą, będę jej spadkobiercą.
Obrazek
BartekB
konto zablokowane
Posty: 149
Rejestracja: sob sty 05, 2008 17:48
Tradycja: Diamentowa Droga

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: BartekB »

Jakby na to nie patrzeć tworzymy w ten sposób popyt na zabijanie żywych istot.
Oczywiscie, ze tak. Natomiast dla czesci osob - mnie - nie ma roznicy jakosciowej miedzy tym popytem a zabijaniem istot w wyniku tego ze po prostu zyjemy - oddychamy, chodzimy, jezdzimy autem itd. Jest tylko roznica ilosciowa - ciezko powiedziec dokladnie jak wielka. Tak zrozumialem cytat Kalu Rinopche.
Awatar użytkownika
kunzang
Admin
Posty: 12729
Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
Płeć: mężczyzna
Tradycja: yungdrung bon
Lokalizacja: zantyr

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: kunzang »

Witam
Ryuu pisze:
kunzang pisze:Skosztowałabym
Skosztowalabyś? TO ja chyba o czymś nie wiem.........
Ze swej strony także nie wiem, więc zakładam, że jest to możliwe :oczami:
Nie zabiłbym jednak i nie tknął zabitego specjalnie dla mnie ...no i raczej nie sauté, a dobrze przyprawione zasmażką pikantną :meditate:

Pozdrawiam
:14:
.
dane :580:
Awatar użytkownika
Ryu
ex Global Moderator
Posty: 1940
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 23:04
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Zgierz

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: Ryu »

Cześć
BartekB pisze:Oczywiscie, ze tak. Natomiast dla czesci osob - mnie - nie ma roznicy jakosciowej miedzy tym popytem a zabijaniem istot w wyniku tego ze po prostu zyjemy
Masz rację, że nie da się żyć bez zabijania jakichś istot. Da się jednak żyć bez jedzenia mięsa. Czyli mamy nieuniknione zabijanie v zbędne zabijanie. Dla mnie to jest różnica.
Sam fakt ilościowej różnicy też powinien być wystarczającym argumentem. Mogę zabijać mniej jedynie ze stratą dla moich kulinarnych przyzwyczajeń, więc staram się to robić.

Aha no i też zależy co myślimy o skutkach zdrowotnych bezmięsnej diety. Jedni twierdzą, że nie da się bez straty dla zdrowia zrezygnować z mięsa i opierają to na badaniach naukowych, a inni twierdzą, że się da i też opierają to na badaniach naukowych. :P
kunzang pisze:Nie zabiłbym jednak i nie tknął zabitego specjalnie dla mnie
Ale mi o formę żeńską chodzilo... :cwaniak:

pozdrawiam,
Ryu
Jestem właścicielem mojej kammy, spadkobiercą mojej kammy, zrodzony z mojej kammy, związany z moją kammą, istnieję wspierany przez moją kammę. Jakąkolwiek kammę stworzę, czy dobrą czy złą, będę jej spadkobiercą.
Obrazek
BartekB
konto zablokowane
Posty: 149
Rejestracja: sob sty 05, 2008 17:48
Tradycja: Diamentowa Droga

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: BartekB »

Da się jednak żyć bez jedzenia mięsa
Ta rozmowa naprawde juz byla na tym forum:)
Da sie zyc bez jezdzenia autem - wiesz ile owadow ginie podczas trwajacej 30 minut podrozy? Da sie? Da sie. Mozna wszedzie chodzic, oczywiscie to straszliwie niewygodne - ale ile istot ocalisz.
Da sie zamiatac przed soba ziemie jak Dzinisci (zle to odmienilem chyba), w koncu np. da sie nie pracowac - ja projektuje w pracy duze budynki - tysiace zwierzat przy tym gina potem gdy sie je buduje. itd.
To mialem na mysli mowiac dla mnie pozostaje tylko watpliwy argument ilosciowy.
Awatar użytkownika
LewKanapowy
Posty: 595
Rejestracja: sob lis 21, 2009 10:16
Tradycja: Dzogczen
Lokalizacja: Warszawa

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: LewKanapowy »

GreenTea pisze:A Tybetańczycy lubią jeść mięso, czy muszą je jeść, jak to właściwie jest z nimi? Słyszałam, że w krajach, w których jest zimno (u nas też, gdy panuje duży mróz) powinno się jeść te pokarmy, które mają właściwości rozgrzewające. Moim zdaniem, w Indiach jest dużo łatwiej zostać wegetarianinem, niż na... Alasce.
Nie chodzi tylko o temperaturę, ale i o klimat w ogóle, o florę, o gleby - o całą ekologię regionu. Jasne, że jak jest zimno, trzeba nam protein, a Tybet to nie Hawaje - no i jeśli klimat jest taki, jak w Tybecie, to za wiele tam się nie posadzi. Na dodatek, o ile rozumiem, po prostu nie ma tam wiele dobrej ziemi rolnej.

Ciekawe swoją drogą, że i na Zachodzie są dwa rodzaje wegetarianizmu, które nie mają ze sobą wiele wspólnego: z jednej strony mięsa nie jedzą ci, którzy żyją w nędzy, daleko poniżej poziomu biedy - z drugiej strony na niejedzenie mięsa w taki sposób, który nie kończy się po partu latach chorobami i anemią, stać tylko tych z nas, którzy nie mają powodów skarżyć się na cienki portfel. . .
Za sceną rozległ się gwałtowny tupot i wreszcie wszedł lew.
Składał się z dwóch bobrów przykrytych kapą.
Lamvadis
Posty: 432
Rejestracja: wt sie 04, 2009 09:04
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Wspólnota Dzogczen
Lokalizacja: Toruń

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: Lamvadis »

LewKanapowy pisze:z drugiej strony na niejedzenie mięsa w taki sposób, który nie kończy się po partu latach chorobami i anemią, stać tylko tych z nas, którzy nie mają powodów skarżyć się na cienki portfel. . .
Zgadzam sie w 100%. Jako studentowi, ciężko mi jest sporządzić pełnowartościowy posiłek wegetariański. Raz na jakiś czas ok, ale codziennie to już kiepsko. Dlatego też po 2 latach diety, która głównie składała się z makaronów, ryżu, ziemniaków, rozmaitych sosów i dużej ilości sera, zaczęły się pojawiać problemy zdrowotne, nic poważnego, ale zmierzało to w złym kierunku. Na pewno znajdą się tacy, którzy powiedzą, że łatwo i tanio można przyrządzić pełnowartościowy wege posiłek.
Dla mnie to wymaga sporych nakładów pieniężnych, móżdżenia się, co i jak dodać, żeby był full komplet witamin itp, jeżdżenia tramwajami po całym poznaniu w poszukiwaniu konkretnych produktów, kiełków itd i dużej ilości czasu.
Awatar użytkownika
LewKanapowy
Posty: 595
Rejestracja: sob lis 21, 2009 10:16
Tradycja: Dzogczen
Lokalizacja: Warszawa

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: LewKanapowy »

Lamvadis pisze:
LewKanapowy pisze:z drugiej strony na niejedzenie mięsa w taki sposób, który nie kończy się po partu latach chorobami i anemią, stać tylko tych z nas, którzy nie mają powodów skarżyć się na cienki portfel. . .
Zgadzam sie w 100%. Jako studentowi, ciężko mi jest sporządzić pełnowartościowy posiłek wegetariański. Raz na jakiś czas ok, ale codziennie to już kiepsko. Dlatego też po 2 latach diety, która głównie składała się z makaronów, ryżu, ziemniaków, rozmaitych sosów i dużej ilości sera, zaczęły się pojawiać problemy zdrowotne, nic poważnego, ale zmierzało to w złym kierunku.
Brzmi jak historia mojego życia - tylko że ja byłem głupszy i niedojadając nie jadłem mięsa dużo dłużej niż dwa lata, doprowadzając się tym do naprawdę nienajlepszego stanu. Jak Twoja wątroba, btw?
Lamvadis pisze:Na pewno znajdą się tacy, którzy powiedzą, że łatwo i tanio można przyrządzić pełnowartościowy wege posiłek. Dla mnie to wymaga sporych nakładów pieniężnych, móżdżenia się, co i jak dodać, żeby był full komplet witamin itp, jeżdżenia tramwajami po całym poznaniu w poszukiwaniu konkretnych produktów, kiełków itd i dużej ilości czasu.
A Poznań, choć daleko mu do Londynu, gdzie wegetariańskie żarcie jest naprawdę łatwo dostępne, to przecież jedno z większych polskich miast. W miasteczkach jest dużo, dużo gorzej - o wisach nie wspominając.
Za sceną rozległ się gwałtowny tupot i wreszcie wszedł lew.
Składał się z dwóch bobrów przykrytych kapą.
Lamvadis
Posty: 432
Rejestracja: wt sie 04, 2009 09:04
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Wspólnota Dzogczen
Lokalizacja: Toruń

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: Lamvadis »

Z tym Poznaniem to racja, ale mimo wszystko wymaga to "zachodu", zamiast pójść do osiedlowego sklepu musiałem jeździć w różne miejsca. Co ciekawe, bardzo często zdarzało mi się, że gdy zajeżdżałem do domu w Toruniu, jadłem obiad przygotowany przez rodziców, czyli schabowy, surówka, ziemniaki, lecz z wyłączeniem mięsa, czyli ziemniaki z zielonym :) Zapychające to było, ale czy zdrowe...

Jak moja wątroba - nie wiem szczerze mówiąc. Nie miałem robionych żadnych badań, i nie wiem w czym objawia się jej "choroba".
Wiem natomiast, że gdy wróciłem do mięsa, poczułem się od razu lepiej, schudłem, czuje, że lepiej z moim sercem i kolanami, które stopniowo wysiadały. Dodatkowo szybciej zasypiam, bo jeden z instruktorów Jantry doradził, jako osobie podobno "lungowej", żebym jadł mięso, przez co będę bardziej "przy ziemi" i łatwiej zasne - co sprawdziło się od razu, gdyż do niedawna potrafiłem zasypiać nawet 2 godziny, teraz 10 minut i smacznie śpie :)
Awatar użytkownika
LewKanapowy
Posty: 595
Rejestracja: sob lis 21, 2009 10:16
Tradycja: Dzogczen
Lokalizacja: Warszawa

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: LewKanapowy »

Lamvadis pisze:Z tym Poznaniem to racja, ale mimo wszystko wymaga to "zachodu", zamiast pójść do osiedlowego sklepu musiałem jeździć w różne miejsca.
Pewno, nawet i w Warszawie jest tak samo. I trzeba się jeszcze więcej napodróżować, żeby znaleźć coś za ludzkie pieniądze (a nie płacić 12 zł za czterystogramowy słoiczek soczewicy w pomidorach).
Lamvadis pisze:Co ciekawe, bardzo często zdarzało mi się, że gdy zajeżdżałem do domu w Toruniu, jadłem obiad przygotowany przez rodziców, czyli schabowy, surówka, ziemniaki, lecz z wyłączeniem mięsa, czyli ziemniaki z zielonym :) Zapychające to było, ale czy zdrowe...
Jak raz na sto lat, to pewno bomba - gorzej, jak codziennie
Lamvadis pisze:Jak moja wątroba - nie wiem szczerze mówiąc. Nie miałem robionych żadnych badań, i nie wiem w czym objawia się jej "choroba".
O, symptomy są nie do pomylenia :-) Boli jak cholera :-)
Za sceną rozległ się gwałtowny tupot i wreszcie wszedł lew.
Składał się z dwóch bobrów przykrytych kapą.
Lamvadis
Posty: 432
Rejestracja: wt sie 04, 2009 09:04
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Wspólnota Dzogczen
Lokalizacja: Toruń

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: Lamvadis »

LewKanapowy pisze: O, symptomy są nie do pomylenia :-) Boli jak cholera :-)
Myślę, że ze względu na młody jeszcze wiek, udało mi się uniknąć wielu przykrości tego typu :)
labdryn
konto zablokowane
Posty: 136
Rejestracja: pt lip 09, 2010 05:41
Tradycja: Mahajana

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: labdryn »

Przepraszam za monotematycznośc, ale na ten temat jasno mówi Cz.Nyogen przy okazji omawiania Wskazań, a szczególnie pierwszego, tu: http://mahajana.net/node/5
Mowa Dharmy "Pięć wskazań"....przepraszam za wcześniejszy błąd w linku:)
komar
Posty: 15
Rejestracja: pt maja 07, 2010 10:18
Tradycja: theravada

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: komar »

Hej, skoro wątek się niedawno poruszył - dorzucę coś jeszcze.

Sprawa wyboru jedzenia lub niejedzenia mięsa, nie jest sprawą prywatną. Tak jak nie jest nią sprawa, czy zamordujesz dziecko sąsiada.

W obu tych kwestiach nie chodzi bowiem o Ciebie i Twoje małe problemy (zjeść kotleta z soi czy z czyjegoś mięśnia).

Chodzi w nich o tego kogoś po drugiej stronie i o jego krzywdę (zwierzę, dziecko sąsiada, ...).

Zaś krzywda zadana komuś słabemu, bezbronnemu - to sprawa NAS WSZYSTKICH. I wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za tę krzywdę. Jeśli nie piętnujemy oprawców (lub ogólniej - nie robimy z tym niczego) dajemy ciche przyzwolenie. Nie ma innej opcji.

W taki sposób sprawa ta nie jest nigdy tylko prywatna.

Mięsożercy chętnie wierzą, że jest to spór równych z równymi i każdy ma swoje racje. Ale to nieprawda. To nawet nie spór. To "holokaust" i sprzeciw. To jest już publiczna niezgoda na taki stan rzeczy, że ktoś będzie uważał, że to czy wyrządza on krzywdę czy nie to jego prywatna sprawa i jeśli mu to nie przeszkadza (a w dodatku jest szychą w jakiejś religii) to wszystko jest ok.

Zabijanie to nie jest prywatna sprawa. I nigdy nie będzie.

Natomiast poruszania sumień nigdy za mało. Trzeba mówić ludziom co naprawdę robią, pokazywać obrazki z rzeźni, przybliżać im świat zwierząt (to nie chodzące kotlety!) oraz edukować na temat możliwości zdrowego żywienia bez przemocy (zapewniam że takie jest możliwe). A nie - pozwolić im w zadowoleniu dokonywać spustoszeń w swoich światkach. Bo to nie są i nigdy nie były "ich światki". To jest nasz świat, i krzywda, którą inni wyrządzają, (oraz nasz brak reakcji) dotyka również i nas, odbija się na naszym życiu. Nie mówiąc o tym, że dotyka także samych oprawców, choć czasem tego nie widać - więc sprzeciwiając się ich zachowaniom broni się także ich samych - przed nimi samymi... (przed przyszłym niezadowoleniem z własnego zachowania, wynikającego z niewiedzy...)

Tyle w kwestii prywatności pewnych decyzji (zaledwie jednego z wielu ważnych aspektów tutejszej dyskusji).
Awatar użytkownika
Asti
Posty: 795
Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Hahayana
Lokalizacja: Łódź

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: Asti »

Mięsożercy chętnie wierzą, że jest to spór równych z równymi i każdy ma swoje racje. Ale to nieprawda. To nawet nie spór. To "holokaust" i sprzeciw. To jest już publiczna niezgoda na taki stan rzeczy, że ktoś będzie uważał, że to czy wyrządza on krzywdę czy nie to jego prywatna sprawa i jeśli mu to nie przeszkadza (a w dodatku jest szychą w jakiejś religii) to wszystko jest ok.

Natomiast poruszania sumień nigdy za mało. Trzeba mówić ludziom co naprawdę robią, pokazywać obrazki z rzeźni, przybliżać im świat zwierząt (to nie chodzące kotlety!) oraz edukować na temat możliwości zdrowego żywienia bez przemocy (zapewniam że takie jest możliwe). A nie - pozwolić im w zadowoleniu dokonywać spustoszeń w swoich światkach. Bo to nie są i nigdy nie były "ich światki". To jest nasz świat, i krzywda, którą inni wyrządzają, (oraz nasz brak reakcji) dotyka również i nas, odbija się na naszym życiu. Nie mówiąc o tym, że dotyka także samych oprawców, choć czasem tego nie widać - więc sprzeciwiając się ich zachowaniom broni się także ich samych - przed nimi samymi... (przed przyszłym niezadowoleniem z własnego zachowania, wynikającego z niewiedzy...)
Ja myślę natomiast, w kontekście tej wypowiedzi, jak i wielu innych tego typu które słyszałem od wegetarian, że najważniejszy powinien być otwarty umysł. Inaczej robimy sobie kolejną ideologię, której ego chętnie się chwyta, co nie buduje ani współczucia, ani rozwoju na ścieżce.

To jest samsara. Mamy fizyczne ciała z czym wiąże się niewątpliwie cierpienie - nasze i innych istot. Nawet jeśli wyzwolimy swój umysł, ciągle będziemy w jakiś sposób zabijać żywe stworzenia i eksploatować ziemię. Roślina też ma prawo żyć. Znam ludzi którzy uważają że rośliny mają osobowość i uczucia - a więc przerywasz ich życie w sposób tak samo brutalny co istot wyżej uorganizowanych. To że nie posiadasz wrażliwości pozwalającej ci czuć cierpienie roślin cię nie usprawiedliwia. Jeśli zaś chodzi o przemoc którą rodzi jedzenie mięsa - jak dotąd spotkałem głównie nadmiernie emocjonalnych i reaktywnych wegetarian, którzy najchętniej wzięliby sztandary w dłonie i pomaszerowali walczyć z nazi-mięsożercami.

I żeby nie było - nie uważam że wegetarianizm jest zły. W pewnych warunkach klimatycznych jest po prostu nienaturalny.
Sam mam raczej niechęć do mięsa i jem rzadko. Jedyne czemu się przeciwstawiam to tego typu reakcjom, które moim zdaniem jawnie podsycają agresję wobec nie-wegetarian. Dzieli się ludzi na dobrych wegetarian i złych nazi-mięsożerców - do czego może doprowadzić analogiczna retoryka wiemy z historii.

Pozdrawiam
Asti.

PS. Ze swojej strony nie mam zamiaru się kłócić komar :namaste: Rozumiem twoją pozycję i nie będę raczej omawiał dalej mojej. Po prostu nie zgadzam się na tego typu retorykę i porównywanie mięsożerców do mordowania dzieci w komorach gazowych (holokaust). Myślę że współczujący otwarty umysł i zrozumienie samsary wszystkich istot jest kluczowe, nie robienie kolejnych "ty jesteś A" a ja "jestem B". Też miałem jazdę tego typu, ale ostatecznie zobaczyłem co za to odpowiada i do jakich reakcji w umyśle i na innych to prowadzi.
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
Awatar użytkownika
chaon
Posty: 799
Rejestracja: czw wrz 06, 2007 00:36
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Soto Zen
Lokalizacja: Szczecin

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: chaon »

Asti pisze:Dzieli się ludzi na dobrych wegetarian i złych nazi-mięsożerców - do czego może doprowadzić analogiczna retoryka wiemy z historii.
Zapewne masz na myśli analogię do zwalczenia nazizmu lub zaprzestania niewolnictwa :luka:
Awatar użytkownika
Asti
Posty: 795
Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Hahayana
Lokalizacja: Łódź

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: Asti »

Mechanizm zwalczania żydów i zwalczania nazizmu jest ten sam - jeden i drugi powoduje cierpienie i kieruje się przemocą.
Czy pewna przemoc jest słuszna a inna nie - tu można by polemizować.

Też nie uważam zwierząt za żyjące kotlety i myślę, że jako myślące istoty mamy wybór w tej kwestii.
Jeśli ktoś nie czuje, że jedzenie mięsa nie jest ok, to znaczy że po prostu do tego nie dojrzał, albo nie może wykluczyć mięsa z diety ze względu na zdrowie bądź warunki finansowe/innego typu ograniczenia. Czy tego typu osobę od razu powinno traktować się jak mordercę? Nie pomoże mu się tego zrozumieć porównując jego działania do holokaustu i ciskając gromy.

Jeśli stosujecie tutaj terminologię, że mordowanie zwierząt to to samo co Holokaust, to ja to odnoszę do wszystkich organizmów żywych. A więc do roślin też. Jeśli mamy wprowadzać tyranię wyżej uorganizowanych istot, to w takim można też powiedzieć, że zabijanie zwierząt nie jest złe, ponieważ są niżej uorganizowane. W każdym razie dużo większym potencjałem kreowania cierpienia i odczuwania go dysponuje człowiek. I tu zależnie od tego każdy może zdecydować, czy przechodzi na breatharianizm, czy odżywia się zwierzętami jako niżej uorganizowanymi istotami, czy roślinami jako jeszcze niżej uorganizowanymi paląc, krojąc i niszcząc biedne rośliny. Tak czy siak poza pierwszą opcją przerywa się życie które bez nas mogłoby trwać i które ma w różnym stopniu możliwość odbioru bodźców z otoczenia i reakcji na nie. Każdy z nas ustala sobie gdzie jest granica jego wrażliwości, a gdzie zaczyna się znieczulica. Myślę że dżiniści uznali by nas za barbarzyńców. Ja uważam Hitlerowców za barbarzyńców, etc. etc.

Naturalny bieg rzeczy jest taki, że by przeżyć trzeba zabijać i coś jeść. Nie różnimy się pod tym względem od zwierząt. Kto ma wątpliwości niech spojrzy na swoje uzębienie. I czy zrzucamy odpowiedzialność za zabijanie na innych, czy robimy to osobiście - to się dzieje. Każdy dzień naszego życia krzywdzi inne żywe organizmy. Dlatego rozumiejąc te warunki najistotniejsze jest usunięcie umysłowych przeszkód - a taka postawa jak u góry moim zdaniem je kreuje - żeby przejść w czysty wymiar/nirvanę i nie musieć już zadawać cierpienia.

Myślę, że znaczącym jest tu fakt, że sam Budda nie był wegetarianinem. Skoro doskonale zrozumiał sytuację samsary i poza nią wykroczył, czemu nie odżywiał się tylko pokarmem roślinnym? Czemu wielu urzeczywistnionych nauczycieli tego nie robi?
W bezgranicznym współczuciu mógł przecież dać się zjeść innym stworzeniom, nie był przecież już przywiązany, ani do ciała, ani do umysłu, ani do istnienia jakiegoś "ja". Myślę że to wskazuje na ważny punkt.

Myślę zresztą że wcześniejsze wypowiedzi Har-Dao jak i Sarasvati oddają wszystko w tym temacie. Ja nie mam nic do dodania, do tych wypowiedzi, bo się w pełni z nimi zgadzam, więc zamilknę :)
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
Awatar użytkownika
iwanxxx
Admin
Posty: 5373
Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Buddhadharma
Lokalizacja: Toruń

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: iwanxxx »

Asti pisze:Myślę, że znaczącym jest tu fakt, że sam Budda nie był wegetarianinem.
W tradycji mahajany zdecydowanie był. Warto pamiętać, że w mahajanie niejedzenie mięsa jest istotnym (wg sutr absolutnie koniecznym na ścieżce bodhisattwy) elementem kultywowania współczucia dla czujących istot. W Sutrze Nirvany Budda cofa dla bodhisattwów przyzwolenie na warunkowe jedzenie mięsa dopuszczone na ścieżce śrawaków. W Lankavatarze (niegdyś podstawowa sutra zen) jest cały rozdział o wegetarianizmie. Sutry te mówią jasno, że jedzenie mięsa niszczy ziarno współczucia.
komar
Posty: 15
Rejestracja: pt maja 07, 2010 10:18
Tradycja: theravada

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: komar »

Asti pisze:Ja myślę natomiast, w kontekście tej wypowiedzi, jak i wielu innych tego typu które słyszałem od wegetarian, że najważniejszy powinien być otwarty umysł. Inaczej robimy sobie kolejną ideologię, której ego chętnie się chwyta, co nie buduje ani współczucia, ani rozwoju na ścieżce.
Jest tak jak mówisz. I właśnie w imię otwartości umysłu właściwym jest m.in. wyłapywać wszelkie usprawiedliwienia, które pozwalają czuć się dobrze, przyczyniając się do krzywd.

Czy jest to buddyzm, czy jakikolwiek -yzm, czy nawet przykład samego Buddy, że tak akurat palnę z grubej rury.

TAKŻE wegetarianizm (jeżeli usprawiedliwia krzywdy), jasne!

W pewnym sensie to co mówisz jest bardzo mądre. Ale kiedy zaczyna służyć jako usprawiedliwienie... staje się bardzo kłopotliwe.

W tym sensie nawet "otwarty umysł" może być przeszkodą. Nawet "bycie oświeconym" jest wtedy całkowicie niewłaściwe. Nawet najprawdziwsza, najczystsza nirwana, staje się wielkim kłopotem, ciężarem ponad siły... (stąd "złudzenie" jej braku; ))

Nie zrozum mnie źle.

:namaste:
lwo
Senior User
Posty: 3168
Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Soen
Lokalizacja: Warszawa

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: lwo »

iwanxxx pisze: Warto pamiętać, że w mahajanie niejedzenie mięsa jest istotnym (wg sutr absolutnie koniecznym na ścieżce bodhisattwy) elementem kultywowania współczucia dla czujących istot. W Sutrze Nirvany Budda cofa dla bodhisattwów przyzwolenie na warunkowe jedzenie mięsa dopuszczone na ścieżce śrawaków. W Lankavatarze (niegdyś podstawowa sutra zen) jest cały rozdział o wegetarianizmie). Sutry te mówią jasno, że jedzenie mięsa niszczy ziarno współczucia.
Witam :) ,
a czy w buddyjskim nauczaniu są jakieś informacje dotyczące jedzenia roślin (pożywienia pochodzenia roślinnego) w kontekście ich niszczenia (pozbawiania życia rośliny)?
W Mowie Przełomu Bodhidharma stwierdza:
,,Jeśli myślisz, że Tathagata chciał by ludzie kaleczyli rośliny, zrywając ich kwiaty, jesteś w wielkim błędzie. Ci, którzy przestrzegają wskazań nie krzywdzą żadnej z niezliczonych form życia w niebie ani na ziemi. Będziesz cierpiał nawet jeśli zranisz coś nieświadomie. Daleko bardziej narażają się na cierpienia ci, którzy świadomie łamią wskazania, krzywdząc żywe istoty w poszukiwaniu przyszłych łask."
Zostało to powiedziane w kontekście pytania dotyczącego możliwości osiągnięcia oświecenia poprzez wykonywanie dobroczynnych prac takich jak palenie kadzidła, rozsypywanie kwiatów itp.
Awatar użytkownika
iwanxxx
Admin
Posty: 5373
Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Buddhadharma
Lokalizacja: Toruń

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: iwanxxx »

leszek wojas pisze:a czy w buddyjskim nauczaniu są jakieś informacje dotyczące jedzenia roślin (pożywienia pochodzenia roślinnego) w kontekście ich niszczenia (pozbawiania życia rośliny)?
W standardowych naukach - Abhidharma-kosia, kanon palijski itd - rośliny, minerały itd nie są czującymi istotami. Nie podlegają cyklowi transmigracji - są czymś w rodzaju wystroju danego systemu świata, więc pozbawiane ich życia nie jest zabijaniem.

W naukach Tathagathagarby pojawiły się sformułowania, że wszystko ma naturę buddy, więc rośliny i materia nieożywiona też. Wydaje mi się, że w kontekście całości buddyjskiej nauki nie należy tego interpretować jako tego, że rośliny to czujące istoty, tym bardziej, że spora część tych nauk jest metaforyczna. To samo tyczy się tej wypowiedzi Bodhidharmy - on tu według mnie tylko odradza pewne praktyki.

Pzdr
Piotr
Awatar użytkownika
Asti
Posty: 795
Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Hahayana
Lokalizacja: Łódź

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: Asti »

komar

Bardzo dobrze Cię zrozumiałem. Ze swojej strony nie służy mi to do usprawiedliwienia. Swoje czyny biorę na swoje barki, bez względu na to jaka ideologia może je potępiać bądź popierać. Nie zależy mi na chwytaniu się czyichś słów. Chciałem tylko pokazać, że moim zdaniem w buddyzmie większy nacisk jest kładziony na umysł/wnętrze i jego stan niż zewnętrzne czyny. Oczywiście te drugie też są bardzo istotne, ale wynikają one niejako ze stanu umysłu. Dlatego utrzymywanie czystego umysłu jest tu istotne, a nie tworzenie dalszych dualizmów. Wtedy samoistnie wynika z niego odpowiednie działanie w odpowiedniej sytuacji. Nie zawsze jest to działanie zgodne ze wszystkimi pryncypiami.

Oczywiście każde argumenty "przeciw" wegetarianizmowi można poczytać za usprawiedliwienie. Nawet w przypadku gdy komuś ewidentnie to nie służy, można rzec że przecież może chorować bądź umrzeć w imię współczucia do czujących istot.
Dla mnie tak jak mówiłem, w ludzki stan wpisane jest zadawanie cierpienia innym istotom w jakiejś formie, można oczywiście starać się to ograniczać, ale wyzwolenie z cierpienia ma tu w moim postrzeganiu sens jedynie metaforyczny, jako wyzwolenie umysłu z nieczystej wizji - a więc jasne postrzeganie rzeczywistości jako iluzorycznej, przynajmniej do czasu naszej fizycznej śmierci. Dlatego skupiam się przede wszystkim na pracy z wnętrzem i dostosowuje działanie do tego co realnie z tego wnętrza wychodzi. I osobiście uważam, że to właśnie ta praca jest najistotniejsza i przynosi najwięcej pożytku, skoro tak czy siak na zewnętrznym poziomie fizyczne istnienie tworzy cierpienie.

Dla przykładu - co z tego, że nie jem mięsa, skoro nie ma we mnie współczucia? Co z tego że nie mówię szorstko o innych, skoro mój umysł tkwi w samsarze? Czasem jesteśmy niewolnikami zasad które zamiast tworzyć jasną ścieżkę tworzą bariery i podziały.

Dla mnie osobiście to nie jest kłopot - ani nie udaję świętego, ani nie zmuszam się do czegoś. Stawiam że takie rzeczy powinny wynikać naturalnie z głębokiej wewnętrznej przemiany, a nie z idei. Uważam że cisza jest lepsza od świętości - a czysty umysł - lepszy od tego zapełnionego nawet najpiękniejszymi ideami. Ponieważ idea sama w sobie może stać się pułapką, ograniczeniem. Dla mnie idea "bycia dobrym buddystą" była czymś przez co zafiksowałem się nieźle, więc zrezygnowałem z takich przebieranek.

Więc, jeśli ktoś czuje, że to jest najlepsze co może zrobić - ok. Ale bez krucjat nt. braku społecznego przyzwolenia - w krajach o zimnym klimacie to było, jest i myślę, że będzie naturalną normą ;)

Swoją drogą, ciekaw jestem jak sprawa wygląda z punktu widzenia Bon i Buddyzmu Tybetańskiego, niech się może wypowie ktoś bardziej obeznany w temacie ;) Z tego co wiem wielu joginów jadło mięso i prowadziło mało "porządny" tryb życia.

A odnosząc jeszcze się do roślin - jakby nie patrzeć są materią ożywioną, często wysoce uorganizowaną, bardziej niż wielokomórkowe protisty ( które mogą się aktywnie poruszać, polować itp.). Udowodniono że reagują na muzykę, mimo że nie mają narządów słuchu. Istnieje teoria, że na subtelnym, duchowym poziomie rośliny także mogą cierpieć i odczuwać, tak jak każda cząstka przyrody. Z pewnością zaś odczuwają "stres" na fizycznym poziomie, często podawany jako tłumaczenie słowa "dukha". Nie rozumie zatem deprecjonowania ich jak przedmiotów.
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
Awatar użytkownika
iwanxxx
Admin
Posty: 5373
Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Buddhadharma
Lokalizacja: Toruń

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: iwanxxx »

Asti pisze:Istnieje teoria, że na subtelnym, duchowym poziomie rośliny także mogą cierpieć i odczuwać, tak jak każda cząstka przyrody. Z pewnością zaś odczuwają "stres" na fizycznym poziomie, często podawany jako tłumaczenie słowa "dukha". Nie rozumie zatem deprecjonowania ich jak przedmiotów.
Budda miał inną teorię, oparta na bezpośrednim wglądzie w cykl transmigracji - dla mnie to dość przekonujące. W historie o duchowym życiu roślin nie wierzę :)

Dukkha to jest coś, co jest związanego z współzależnym powstawaniem, czyli wywodzi się ze splamień związanych z postrzeganiem samego siebie jako istoty. Nie wierzę, że rośliny to mają - są to po prostu zbyt proste organizmy. Istoty świadome mają w budowie układu nerwowego coś centralnego - mózg, który ma jakby metainterpretację wszystkiego, co się dzieję w organizmie. Być może to różnica na poziomie schematu istnieje tylko w stopniu skomplikowania, ale wywołuje bardzo wyraźną jakościową różnicę - samoświadomość. Reagowanie na bodźce poprzez emitowanie jakichś fal, albo substancji to za mało, żeby uznać coś za świadomą istotę. Programy komputerowe też reagują.
Awatar użytkownika
stworzenie
Posty: 1034
Rejestracja: śr maja 28, 2008 21:24
Płeć: kobieta
Tradycja: bon
Lokalizacja: Reda

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: stworzenie »

Asti pisze: Swoją drogą, ciekaw jestem jak sprawa wygląda z punktu widzenia Bon i Buddyzmu Tybetańskiego
Bardzo różnie. Wśród nauczycieli bon są i wegetarianie i jedzący mięso. Np. Ponlob Rinpocze nie je mięsa i mówi, że jego jedzenie byłoby sprzeczne z tym, czego naucza. Tenzin Wangyal nie je mięsa (a przynajmniej było tak 2 lata temu, nie wiem, jak teraz), ale z powodów zdrowotnych - jest (był?) na ścisłej diecie. Spotkałam też kilku nauczycieli bon, którzy mięso jedzą i nie traktują tego jako sprzeczne z naukami. W buddyzmie tybetańskim też jest różnie, np. Namkhai Norbu mówi, że wegetarianizm jest ok, ale jeszcze lepiej jeść mięso robiąc przy tym ganapudżę (choćby symboliczną), bo wtedy nawiązuje się z tą istotą związek i zasiewa nasiono przyszłego wkroczenia przez tę istotę na ścieżkę. Taką postawę określa jako wyższą bodhicittę. Wegetarianizm w tym kontekście jest niższą bodhicittą - intencją jest współczucie, ale dla samej istoty nie robi się nic, tylko się powstrzymuje od jej zjedzenia. Ona potem znowu się odrodzi jako jakaś krówka i tak w kółko. Nie ma przyczyn (ziarna), żeby odrodziła się w sposób umożliwiający podążanie ścieżką. W przypadku spożycia mięsa jako ganapudży zasiewa się tę przyczynę - poprzez związek z praktykującym, poprzez błogosławieństwa tej praktyki. Podkreślam, że nie chodzi tutaj o zwykłe opychanie się mięsem, tylko praktykę ganapudży właśnie.
Awatar użytkownika
Asti
Posty: 795
Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Hahayana
Lokalizacja: Łódź

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: Asti »

iwanxxx pisze:
Asti pisze:Istnieje teoria, że na subtelnym, duchowym poziomie rośliny także mogą cierpieć i odczuwać, tak jak każda cząstka przyrody. Z pewnością zaś odczuwają "stres" na fizycznym poziomie, często podawany jako tłumaczenie słowa "dukha". Nie rozumie zatem deprecjonowania ich jak przedmiotów.
Budda miał inną teorię, oparta na bezpośrednim wglądzie w cykl transmigracji - dla mnie to dość przekonujące. W historie o duchowym życiu roślin nie wierzę :)

Dukkha to jest coś, co jest związanego z współzależnym powstawaniem, czyli wywodzi się ze splamień związanych z postrzeganiem samego siebie jako istoty. Nie wierzę, że rośliny to mają - są to po prostu zbyt proste organizmy. Istoty świadome mają w budowie układu nerwowego coś centralnego - mózg, który ma jakby metainterpretację wszystkiego, co się dzieję w organizmie. Być może to różnica na poziomie schematu istnieje tylko w stopniu skomplikowania, ale wywołuje bardzo wyraźną jakościową różnicę - samoświadomość. Reagowanie na bodźce poprzez emitowanie jakichś fal, albo substancji to za mało, żeby uznać coś za świadomą istotę. Programy komputerowe też reagują.
Zakładając, że sutry są faktycznie tym czego nauczał historyczny Budda - co nie jest pewnym na 100%.
Więc, ja bliższy jestem poglądowi związanymi z naukami Tathagatagarbhy, a w odniesieniu do tego to co pisałem na temat roślin wydaje się mieć nieco większy sens. Tak się składa, że siedzę dość mocno w biologii i część zwierząt nie posiada scentralizowanego układu nerwowego (dla uproszczenia nazwijmy to mózgiem), a stopień skomplikowania ich odczuwania wyklucza raczej samoświadomość; stopień reagowania na otoczenie jest bardzo prymitywny i często osadzony na podobnym do roślin czysto fizyko-chemicznym reagowaniu na bodźce. By uznać, że faktycznie cierpią w twojej definicji, trzeba założyć metafizycznie że odbierają to na jakimś subtelnym, niefizycznym poziomie. Podobnie rzecz miałaby się z roślinami. Idąc twoim tokiem myślenia, jest bardzo wiele zwierząt nie posiadających tej właściwości [samoświadomości], jest ona właściwa raczej niewielkiej grupie najwyżej uorganizowanych organizmów. W ten sposób możemy:
a) uznać że w ujęciu buddyjskim tylko te najwyżej uorganizowane organizmy są zwierzętami,
b) założyć że wszystko może odczuwać cierpienie, zgodnie z naukami Tathaghatagarbhy.

W przypadku pierwszego zastanawia mnie, w takim razie, skoro rośliny i te niżej rozwinięte zwierzęta, o prymitywnym układzie nerwowym, nie podlegają cyklowi transmigracji, to w takim razie co się z nimi dzieje i na jakiej zasadzie to funkcjonuje. Moje rozumienie transmigracji wygląda tak, że wszystko jest swojego rodzaju energią, która manifestuje formy - formę drzewa, skały, zwierzęcia, człowieka i podlega ciągłej zmianie. Ciężko mi sobie wyobrazić że część żywych organizmów (w tym zwierząt, choć nie tylko), jest w jakiś magiczny sposób "wyłączonych" z nurtu - a więc nie ma szans na odrodzenie się w ludzkim ciele, czy na przeżycie rzeczywistości w inny sposób.
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
Awatar użytkownika
iwanxxx
Admin
Posty: 5373
Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Buddhadharma
Lokalizacja: Toruń

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: iwanxxx »

Asti pisze:Zakładając, że sutry są faktycznie tym czego nauczał historyczny Budda - co nie jest pewnym na 100%.
Jasne, możemy zakwestionować każde nauczanie w ten sposób i wymyślić swoje, lepsze Tylko, że dopóki nie mamy tego bezpośredniego wglądu, to nie jest to niestety warte funta kłaków.
Asti pisze:b) założyć że wszystko może odczuwać cierpienie, zgodnie z naukami Tathaghatagarbhy.
Sutry tathagathagarbhy nic nie mówią o cierpieniu, tylko o naturze Buddy. To są takie krótkie pasaże, gdzie wspomina się o naturze buddy roślin. Poza tym jeśli Cię one przekonują, to wegetarianizm jest w nich warunkiem koniecznym do praktyki.

Co do Twojego rozumienia transmigracji, to proponuję porównać je z tym, którego nauczał Budda ;) To trochę co innego niż obieg materii w przyrodzie.

Pzdr
Piotr
PS.Długa książka na ten temat. Niezłe ;)
Awatar użytkownika
Asti
Posty: 795
Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Hahayana
Lokalizacja: Łódź

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: Asti »

iwanxxx

Póki co nie wymyślam swojego nauczania, tylko pokazuje swój punkt widzenia. Nie jestem przecież ekspertem w tych sprawach, a główną funkcją takiej dyskusji poza wymianą poglądów jest też uczenie się czegoś - przynajmniej dla mnie. :)
A tamtym zdaniem zaznaczyłem, że nie warto szafować pewnością co jest a co nie jest nauką historycznego Buddy Siakyamuniego. Myślę że buddyści z każdej szkoły mają na ten temat inne zdanie. Ja po prostu podaję swój prywatny punkt widzenia, odczucia w tej sprawie i jestem ciekaw co mówią na ten temat różne szkoły.

Faktycznie, źle tu użyłem pojęcia Natury Buddy. Wracając do sedna tematu - nie odpisałeś mi, co się dzieje ze zwierzętami z niższych grup rozwojowych, o bardziej prostej budowie? Nie są uznawane za zwierzęta? Tak jak pisałem, samoświadomość posiada raczej niewielka grupa wysoko rozwiniętych gatunków, jest cała masa niższych, też za zwierzęta uważanych, których wegetarianie nie jedzą. W kontekście braku świadomości i prymitywnych reakcji można stwierdzić że to nie zwierzęta i śmiało je szamać. Moim zdaniem albo uznajemy że w jakiś ograniczony sposób i nie "samo-świadome" byty mogą odczuwać cierpienie (a więc rośliny też), albo uznajemy że tylko wyższe gatunki są uprzywilejowane, a resztę można pożerać do woli.

Co dzieje się z tymi prostymi organizmami? Czy są na wieki wyłączone z "obiegu"?
Brak możliwości osiągnięcia oświecenia niezależnie od wszystkiego to straszna perspektywa.
Proszę, jeśli możesz, odnieś się jeszcze raz do tego co napisałem, w tym poście i w tym powyżej. Jestem ciekaw twojej opinii. :)

Pozdrawiam i dzięki za link, może kiedyś się zabiorę za przeczytanie tego ;)
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
lwo
Senior User
Posty: 3168
Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Soen
Lokalizacja: Warszawa

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: lwo »

iwanxxx pisze:To samo tyczy się tej wypowiedzi Bodhidharmy - on tu według mnie tylko odradza pewne praktyki.
Moim zdaniem Bodhidharma mówi w tej mowie o pozorności, bezużyteczności pewnych praktyk, jeśli są wykonywane bez zrozumienia ich prawdziwego (wewnętrznego) znaczenia. Również o symbolice pewnych działań która to symbolika odnosi się w rzeczywistości do pewnego wewnętrznego (subtelnego) znaczenia.
,,Ale głupcy nie rozumieją metafor Tathagaty. Pogrążeni w ułudzie, lgnąc do rzeczy konkretnych, palą lampy ze zwykłym olejem rożlinnym i myślą, że oświetlając wnętrze budynków przestrzegają nauk Buddy."
,,To samo dotyczy postu. Praktyka ta jest bezużyteczna dopóki nie rozumiesz jej prawdziwego znaczenia. Post oznacza uporządkowanie ciała i umysłu, tak by nie były rozproszone i niespokojne."
Natomiast uzasadnienie w przypadku ofiarowywania kwiatów jest właśnie takie: ,,ci którzy przestrzegają wskazań nie krzywdzą żadnych z niezliczonych form życia w niebie ani na ziemi".
Tak więc ,,kaleczenie roślin" jest ranieniem formy życia i ,,wywołuje cierpienie".
To zostało tutaj powiedziane. Taki jest tu moim zdaniem kontekst.
iwanxxx pisze:Wydaje mi się, że w kontekście całości buddyjskiej nauki nie należy tego interpretować jako tego, że rośliny to czujące istoty
Zastanawia mnie, w jaki sposób można jednoznacznie ustalić kontekst całości nauk jeśli zawierają one i takie i takie stwierdzenia.
Na zasadzie obliczenia jakiejś średniej? Arytmetycznej, ważonej czy ... psychologicznej :) ?

Pozdrawiam
lwo
Senior User
Posty: 3168
Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Soen
Lokalizacja: Warszawa

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: lwo »

iwanxxx pisze: Budda miał inną teorię, oparta na bezpośrednim wglądzie w cykl transmigracji - dla mnie to dość przekonujące. W historie o duchowym życiu roślin nie wierzę :)
Coś na ten temat z nauk mistrza Lin-chi:
,,Przyjdzie dzień, kiedy długi trzeba będzie spłacić i koszt utrzymywania życia zostanie wyegzekwowany. Dlaczego tak jest? ,,Kto wkracza na Drogę bez zrozumienia jej zasad, powróci do ciała i zwróci jałmużnę otrzymaną od wiernych. Kiedy dostojnik osiąga wiek osiemdziesięciu jeden lat, drzewo nie rodzi już jadalnych grzybów" "

Odnosi się to do przypowieści o dostojniku który dał w młodości jałmużnę mnichowi, który ją przyjął i stał się następnie jadalnym grzybem na pniu drzewa w ogrodzie tego dostojnika. Miał zostać uwolniony gdy dostojnik skończy osiemdziesiąt jeden lat.
Lo'tsa'wa
Posty: 1979
Rejestracja: sob gru 06, 2008 04:30
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Manchester

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: Lo'tsa'wa »

Cześć! Nie wiem o czym rozmawiacie, ale zauważyłem, że poruszyliście kwestie grzybów. Niedawno zrobiłem świecznik z huby. Wygląda tak:

http://img850.imageshack.us/img850/8088/dscf1760vx.jpg

Pozdrawiam
Awatar użytkownika
AHuli
Posty: 489
Rejestracja: sob mar 12, 2011 19:58
Płeć: kobieta
Tradycja: kamtzang, krypto ningmapa
Lokalizacja: Festung Breslau

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: AHuli »

Ładny świecznik, :cooll: jak dla mnie wegetariański, chyba że w środku zakonserwowałeś jakieś gąsieniczki. Samsara to cierpienie (patrz przykład Kalu Rinpoczego o herbacie).

Pozdrawiam
Nie zostawisz samsary, odrzucając ją - wyzwolisz ją wewnętrznie, pozwalając jej być. Twe próby wyleczenia się z nieszczęść nie przyniosły ci ulgi, ulgę przynosi rozluźnienie i pozostawienie rzeczy takimi, jakie są.
Awatar użytkownika
LewKanapowy
Posty: 595
Rejestracja: sob lis 21, 2009 10:16
Tradycja: Dzogczen
Lokalizacja: Warszawa

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: LewKanapowy »

Lo'tsa'wa pisze:Cześć! Nie wiem o czym rozmawiacie, ale zauważyłem, że poruszyliście kwestie grzybów. Niedawno zrobiłem świecznik z huby. Wygląda tak
:padam: :padam: :padam: :padam: :padam:
Za sceną rozległ się gwałtowny tupot i wreszcie wszedł lew.
Składał się z dwóch bobrów przykrytych kapą.
lwo
Senior User
Posty: 3168
Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Soen
Lokalizacja: Warszawa

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: lwo »

Lo'tsa'wa pisze: Nie wiem o czym rozmawiacie, ale zauważyłem, że poruszyliście kwestie grzybów. Niedawno zrobiłem świecznik z huby.
Poruszony został temat jadalnych grzybów rosnących na pniach drzew. Takich boczniaków :) . Czy ta huba jest jadalna? Sprawdzałeś?
Lo'tsa'wa
Posty: 1979
Rejestracja: sob gru 06, 2008 04:30
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Manchester

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: Lo'tsa'wa »

Na początku, zanim ją polakierowałem śmierdziała jak koń - wolałem nie sprawdzać czy jest jadalna. Robiłem za to testy ogniowe, czy się nadaje na świecznik. :) Nie miałem pojęcia, że popularna "hubka" do rozniecania ognia robiona jest właśnie z huby. W każdym razie teraz mogłaby tańczyć na wybiegu dla modelek. I daje ładne światło.
Awatar użytkownika
chaon
Posty: 799
Rejestracja: czw wrz 06, 2007 00:36
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Soto Zen
Lokalizacja: Szczecin

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: chaon »

Asti pisze:Mechanizm zwalczania żydów i zwalczania nazizmu jest ten sam - jeden i drugi powoduje cierpienie i kieruje się przemocą.
Tia, a mechanizm działania porywaczy oraz wymiaru sprawiedliwości jest ten sam, ponieważ w obu przypadkach przy pomocy przemocy ogranicza się wolność ludzi. :luka:

W kwestii tego że przy zbieraniu roślin się zabija owady, gryzonie itd. Jasne, ale zwierzęta hodowane na mięso żywią się paszą roślinną która też się nie bierze z nikąd. Z tego co pamiętam na wyhodowanie 1kg wołowiny potrzeba 8 kg paszy roślinnej, więc de facto do wyżywienia wegetarianina potrzeba mniejszej ilości upraw roślinnych niż do wyżywienia "mięsożercy".

Przyjmuję do wiadomości, że niektórzy ludzie się bardziej nadają do wegetarianizmu niż inni. Ja jestem wegetarianinem od kilku lat, niczego w swoim żywieniu nie obliczam, nie kalkuluję witamin, białek itd., nie wymyślam substytutów - no i jestem zdrowy. Słyszałem za to o ludziach którym od wegetarianizmu zaczęły się ruszać zęby albo dostali anemii - nie mam możliwości zweryfikowania prawdziwości tych historii, ale nawet jeśli jest w nich tylko ziarno prawdy, to świadczy o tym, że jednym jest łatwiej być wege, innym mniej.

Nie przyjmuję do wiadomości argumentów z rodzaju "naturalnym biegiem rzeczy jest że..." ponieważ rozmawiamy tutaj o kwestiach etycznych, a kwestią etyki nie jest ustalanie jak jest, tylko jak być powinno, czym jest cnota i jakie zachowanie jest szlachetne.
Nie przyjmuję też do wiadomości argumentów w stylu "lepiej być współczującym niewegetarianinem niż niewspółczującym wegetarianinem" bo to jest rozmywanie zagadnienia wprowadzaniem do niego elementów pobocznych, które nie mają z nim związku. To jest jak mówienie że lepszy jest złodziej który nie jest zboczony niż taki, który nie kradnie, ale jest pedofilem - ok, prawda, ale to nie zmienia faktu, że kradzież jest zła. Skoro rozmawiamy o wegetarianizmie, to dajmy sobie spokój z wszelkimi innymi zagadnieniami i postawami.

Uważam, że należy dążyć do tego, aby zwierzęta nie były zabijane na mięso, ale moim zdaniem osiągnięcie ostatecznego zwycięstwa w tej kwestii nie leży w przejściu wszystkich na wegetarianizm. Za sposób na realizację tego celu uważam rozwinięcie technologii sztucznej hodowli tkanek. Obecnie jest to możliwe ale słabo rozwinięte i przez to tak drogie, że nie jest żadną konkurencją dla pozyskiwania mięsa z zabitych zwierząt. Każda technologia tanieje wraz z rozwojem i przypuszczam, że dałoby się ją doprowadzić do takiego poziomu, że przemysłowo byłyby hodowane bryły mięśni i innych jadalnych organów, które byłyby wołowiną, wieprzowiną, mięsem drobiowym itd. ale jednocześnie nigdy nie byłyby ciałem czującej istoty. Gdy nie będzie się opłacało produkować mięsa poprzez hodowlę zwierząt, to problem się sam rozwiąże i wtedy dosłownie wilk będzie syty, a owca cała.
Awatar użytkownika
LewKanapowy
Posty: 595
Rejestracja: sob lis 21, 2009 10:16
Tradycja: Dzogczen
Lokalizacja: Warszawa

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: LewKanapowy »

chaon pisze:Skoro rozmawiamy o wegetarianizmie, to dajmy sobie spokój z wszelkimi innymi zagadnieniami i postawami.
Czemu? Czy to nie jest przypadkiem zupełnie błędne założenie? Czemu miałoby służyć omawianie jednego wyabstrahowanego problemu bez kontekstu innych? W ten sposób dostaje się tylko bardzo specyficzną, bo całkowicie abstrakcyjną i nieprzystającą do życia klarowność - ba, powstaje w ten sposób wrażenie, że wegetarianizm to cnota sama w sobie, nienegocjowalna, z gruntu niezależna od swojego milieu: taka cnota, która nie potrzebuje żadnego uzasadnienia.
Za sceną rozległ się gwałtowny tupot i wreszcie wszedł lew.
Składał się z dwóch bobrów przykrytych kapą.
Awatar użytkownika
iwanxxx
Admin
Posty: 5373
Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Buddhadharma
Lokalizacja: Toruń

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: iwanxxx »

leszek wojas pisze:Tak więc ,,kaleczenie roślin" jest ranieniem formy życia i ,,wywołuje cierpienie".
To zostało tutaj powiedziane. Taki jest tu moim zdaniem kontekst.
Ale kontekst jest szerszy - można powiedzieć, że jest nim całokształt nauki buddyjskiej. Mistrzowie chan przemawiali do ludzi, którzy dobrze ten kontekst znali, więc często zwyczajnie bawili się konwencją. IMHO można się z tych pism uczyć o zen ale nie o podstawowych naukach buddyjskich. Czasem zaprzeczali czemuś, żeby wywołać zamierzony efekt, albo przesadzali z czymś. W każdym razie jak dla mnie to nie jest argument.

Pzdr
Piotr
lwo
Senior User
Posty: 3168
Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Soen
Lokalizacja: Warszawa

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: lwo »

iwanxxx pisze:Ale kontekst jest szerszy - można powiedzieć, że jest nim całokształt nauki buddyjskiej. Mistrzowie chan przemawiali do ludzi, którzy dobrze ten kontekst znali, więc często zwyczajnie bawili się konwencją. IMHO można się z tych pism uczyć o zen ale nie o podstawowych naukach buddyjskich. Czasem zaprzeczali czemuś, żeby wywołać zamierzony efekt, albo przesadzali z czymś.

Tak Piotrze, kontekst całej Mowy jest szerszy niż tylko kwestia ,,kaleczenia roślin". Ten wątek pojawił się w mowie w związku z pytaniem o możliwość osiągnięcia oświecenia poprzez wykonywanie różnych dobroczynnych działań. W tym ofiarowywania kwiatów. Odpowiedzieć Bodhidharmy jest odpowiedzią wprost. To nie są ,,chwyty zen" w rodzaju: pies ma naturę buddy, pies nie ma natury buddy. Mowa Przełomu jest utrzymana w konwencji opisowego wyjaśnienia a nie w konwencji konganowej.
Z przytoczonego przeze mnie fragmentu:
,,Jeśli myślisz, że Tathagata chciał by ludzie kaleczyli rośliny, zrywając ich kwiaty, jesteś w wielkim błędzie. Ci, którzy przestrzegają wskazań nie krzywdzą żadnej z niezliczonych form życia w niebie ani na ziemi. Będziesz cierpiał nawet jeśli zranisz coś nieświadomie. Daleko bardziej narażają się na cierpienia ci, którzy świadomie łamią wskazania, krzywdząc żywe istoty w poszukiwaniu przyszłych łask."
moim zdaniem jasno wynika, że Bodhidharma uważał zrywanie, kaleczenie kwiatów za zadawanie im cierpienia jako odczuwającej formie życia. Trudno to moim zdaniem interpretować inaczej.
Pozdrawiam
Awatar użytkownika
chaon
Posty: 799
Rejestracja: czw wrz 06, 2007 00:36
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Soto Zen
Lokalizacja: Szczecin

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: chaon »

LewKanapowy pisze:Czemu? Czy to nie jest przypadkiem zupełnie błędne założenie? Czemu miałoby służyć omawianie jednego wyabstrahowanego problemu bez kontekstu innych?
Precyzji.
LewKanapowy pisze:ba, powstaje w ten sposób wrażenie, że wegetarianizm to cnota sama w sobie, nienegocjowalna, z gruntu niezależna od swojego milieu: taka cnota, która nie potrzebuje żadnego uzasadnienia.
Wegetarianizm ma swoje uzasadnienie w zmniejszeniu ilości zabijania zwierząt poprzez zmniejszanie popytu i moim zdaniem jest to jedyne uzasadnienie, które jest mu potrzebne. Na pewno nie są uzasadnieniem wegetarianizmu kwestie czy ktoś ma czyste serce, czy ktoś bije żonę, czy jest zachłanny itd. Har-Dao pisząc o generowaniu karmy przy jedzeniu mięsa oraz jedzenia jabłka skupił się na ludzkich intencjach, a dla mnie intencje są drugorzędne w stosunku do działania. Co z tego, że ktoś miał intencje dobre, skoro jego działanie przyniosło krzywdę? Co z tego, że ktoś miał złe intencje, skoro ostatecznie z jego działania wyniknęło dobro?

Zauważyłem jeszcze że ktoś tu wspominał o tym, że Budda nie był wegetarianinem. Budda Siakjamuni wiódł żebracze życie. Nie chodził do sklepu po jedzenie tylko miał wybór - zjeść to, co mu dadzą, albo chodzić głodnym. Dlatego Jego sytuacja nie ma odniesienia do naszego życia, w którym dysponujemy majątkiem i wedle własnego widzimisię decydujemy co zjemy.
Awatar użytkownika
LewKanapowy
Posty: 595
Rejestracja: sob lis 21, 2009 10:16
Tradycja: Dzogczen
Lokalizacja: Warszawa

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: LewKanapowy »

chaon pisze:Co z tego, że ktoś miał intencje dobre, skoro jego działanie przyniosło krzywdę? Co z tego, że ktoś miał złe intencje, skoro ostatecznie z jego działania wyniknęło dobro?
Dla buddyzmu to sprawy kluczowe podobno - i chyba nie bez powodu?
Za sceną rozległ się gwałtowny tupot i wreszcie wszedł lew.
Składał się z dwóch bobrów przykrytych kapą.
Awatar użytkownika
chaon
Posty: 799
Rejestracja: czw wrz 06, 2007 00:36
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Soto Zen
Lokalizacja: Szczecin

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: chaon »

Z punktu widzenia buddyzmu intencja jest ważniejsza niż skutek? W "Refining your life" roshi Uchiyama pisał o tym, że w Mahajanie skutek jest ważniejszy od intencji i po to właśnie jest potrzeba mądrość, aby posiadawszy dobre intencje móc dokonywać dobrych czynów. Jako przykład tego, że działanie jest ważniejsze niż intencje dawał przykład nawożenia rośliny zbyt dużą ilością nawozu, myśląc że w ten sposób ładnie wyrośnie, a w rzeczywistoci powoduje się wypalenie korzeni i roślina usycha.
Lo'tsa'wa
Posty: 1979
Rejestracja: sob gru 06, 2008 04:30
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Manchester

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: Lo'tsa'wa »

Generalnie to każdy czyn zawiera intencje. Nie ma czynu który by nie zawierał intencji. Bywa tak, że dopiero skutek tą intencje ukazuje.
Lo'tsa'wa
Posty: 1979
Rejestracja: sob gru 06, 2008 04:30
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Manchester

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: Lo'tsa'wa »

leszek wojas pisze: ,,Jeśli myślisz, że Tathagata chciał by ludzie kaleczyli rośliny, zrywając ich kwiaty, jesteś w wielkim błędzie. Ci, którzy przestrzegają wskazań nie krzywdzą żadnej z niezliczonych form życia w niebie ani na ziemi. Będziesz cierpiał nawet jeśli zranisz coś nieświadomie. Daleko bardziej narażają się na cierpienia ci, którzy świadomie łamią wskazania, krzywdząc żywe istoty w poszukiwaniu przyszłych łask."
moim zdaniem jasno wynika, że Bodhidharma uważał zrywanie, kaleczenie kwiatów za zadawanie im cierpienia jako odczuwającej formie życia. Trudno to moim zdaniem interpretować inaczej.
Pozdrawiam
Abstrahując od absolutu, to krążą legendy, że enzymy z huby wspomagają trawienie i leczenie wielu chorób w tym grzybicy i raka. W każdym razie tak wyczytałem na etykietach kilku leków.
Awatar użytkownika
Dorota
Posty: 427
Rejestracja: czw wrz 11, 2008 10:52
Płeć: kobieta
Tradycja: Seon (Szkoła Zen Kwan Um)
Lokalizacja: Łódź

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: Dorota »

to ja wiem :D nie jedzmy nic :D ani zwierzat ani roslin, wody tez nie pijmy bo w niej tez zyja jakies formy życia i NIE ODDYCHAJMY bo przeciez tym tez zabijamy jakies stworzonka mikrusie. Zamknijmy się w szczelnych tubach i umierajmy w przeswiadczeniu ze caly swiat pelen jest mordercow oprocz nas samych. :super:

a tak juz na poważnie, to najlepiej iść drogą środka, w kewstiach kulinarnych również ;)
Lacho calad! Drego morn!
komar
Posty: 15
Rejestracja: pt maja 07, 2010 10:18
Tradycja: theravada

Re: Buddyzm, a wegetarianizm...

Nieprzeczytany post autor: komar »

Dorota pisze:a tak juz na poważnie, to najlepiej iść drogą środka, w kewstiach kulinarnych również
Właśnie, prawda. Niektórych do niespożywania mięsa bardziej zmotywuje fakt podążania właściwą drogą, niż sam wzgląd na cierpienie zwierząt w rzeźniach. W tym przypadku uwaga Doroty jest na wagę złota...

Kiedy z jednej strony przemysł mięsny ewidentnie krzywdzi istoty o których nie może być wątpliwości, że BARDZO cierpią.

Zaś z drugiej niejedzenie roślin (niepicie wody i nieoddychanie także) - zabiłoby NAS.

Może trudno zobaczyć którędy dokładnie przebiega ta "kulinarna droga środka", ale chyba jasno widać, którędy ona NA PEWNO nie przebiega...; )
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wasze pierwsze pytania”