SAMOLOT
Gwiezdna Istota, Aksamitka, zapytała niedawno: "jak to było z tym samolotem?"
Nie pamiętam...
Nieprawda. Właśnie sobie przypominam.
Siedzieliśmy wokół długaśnego stołu. Chroberz, w Górach Świętokrzyskich, park, stare drzewa. Kilkadziesiąt osób, właśnie skończyliśmy posiłek, rytuał "orioki". Następnego dnia miało się rozpocząć sesshin, tygodniowa ścisła medytacja. Niektórzy wyjeżdżali i mogli powiedzieć coś od siebie. Wyjeżdżałem i ja, razem z córką, na rehabilitacyjny turnus z tzw. niepełnosprawnymi.
- Mogę parę zdań? - zapytałem.
- Please - odparł Roshi.
- Miałem parę lat, byłem z ojcem w lesie, na grzybach. Tato chodził, szukał, a ja spotkałem drzewo. Omszałe, mech seledynowy, znalazłem metalowy samolot. Ogromna radość! I natychmiast go zgubiłem. Szukałem, ojciec szukał - samolotu nigdzie nie było... Płakałem? Możliwe.
Wiele lat później wybieraliśmy się z kumplem do Krakowa, na egzamin hipoterapeutów. Na kolejowym dworcu okazało się, że pociągi przesunięte i nie ma szans dotarcia na wymaganą godzinę. Kurwa mać. Poszliśmy do knajpy na piwo. I wtedy mnie olśniło - pomyślałem o samolocie. Telefon - - jest możliwość!, z przesiadką w Warszawie. Ryzyko, bo leje, pogoda kiepska... Śmignęliśmy na lotnisko. Wydaliśmy cały szmal, fruuu!
Niesłychany moment, kiedy samolot wzniósł się ponad chmury. Dołująca aura została za nami. Błękit, słońce. A w dole - prześwity - absolutna harmonia, żadnych śmieci, brzydoty. Nawet kopy kiszonki na polach, zapakowane w folię, kreowały doskonałość.
Zdążyliśmy na styk i zdaliśmy egzamin, na którym nam zależało.
- W zeszłym roku nie byłem na Ango (medytacyjnym odosobnieniu) - opowiadałem dalej. - Winiłem okoliczności, że się nie układa. To nieprawda. Teraz wiem, że jeśli naprawdę mi na czymś zależy - zawsze jest samolot...
Obiecuję Wam wszystkim, i Tobie, Roshi, że już nigdy nie opuszczę Ango...
Chyba przegiąłem, ale szczerze. I zdaje się,że nie tylko mi pociekły łzy.
Roshi, wychodząc z sali, przystanął przy mnie i zagadnął:
- Wiesz, gdzie teraz jest twój samolot?
- Będę szukał... - mruknąłem nieśmiało.
Walnął mnie pięścią w klatę.
- Tu jest twój samolot! Naprawdę...!
Tak. Racja, święta racja.
Dziękuję.
Howgh!
SAMOLOT
Moderator: iwanxxx
Re: SAMOLOT
- Sliczna historia - dziekuje za podzielenie sie nia. Twoj Roszi jest cudowny - slodki jak miod.jacob pisze:SAMOLOT
Re: SAMOLOT
Po paru latach praktyki z Roshim też tak myślałem. Nawet się myślą podzieliłem: - Kurde, Roshi jest taki miękki...
Rozmówcami byli, szczęśliwie, dwaj bracia-weterani i starzy sanghowi twardziele.
- "Roshi?! Miękki?! Och...eś?" - zadziwił się Starszy Brat.
I miał, rzecz jasna, rację. Z najbliższych, "należnych mi" kilku minut doksan (osobostego spotkania) - zostałem wywalony po paru sekundach, dzwoneczkiem. A potem...
Rozmówcami byli, szczęśliwie, dwaj bracia-weterani i starzy sanghowi twardziele.
- "Roshi?! Miękki?! Och...eś?" - zadziwił się Starszy Brat.
I miał, rzecz jasna, rację. Z najbliższych, "należnych mi" kilku minut doksan (osobostego spotkania) - zostałem wywalony po paru sekundach, dzwoneczkiem. A potem...
...droga jest pełna, jak bezmiar przestrzeni, gdzie nie ma braku i nie ma nadmiaru...gdy wybieramy, albo odrzucamy, zapominamy o tej prostej prawdzie...
- booker
- Posty: 10090
- Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Yungdrung Bön
- Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych
Re: SAMOLOT
Po paru sekundach?jacob pisze: Z najbliższych, "należnych mi" kilku minut doksan (osobostego spotkania) - zostałem wywalony po paru sekundach, dzwoneczkiem.
To cośty tam, na golasa polazł?
Pozdrawiam
/M
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
Re: SAMOLOT
Guzik, właśnie, że nie. Zresztą, sekund może było naście, może pół minuty...
Szaroburodżdżyście, kurde balans...
Szaroburodżdżyście, kurde balans...
...droga jest pełna, jak bezmiar przestrzeni, gdzie nie ma braku i nie ma nadmiaru...gdy wybieramy, albo odrzucamy, zapominamy o tej prostej prawdzie...