jerez pisze:mianowicie moze i wszyscy nas ucza, ale z tego co wiem to slowo sanga odnosi sie do tych ktorzy podazaja sciezka buddy, a pani jadzia ze sklepu nie koniecznie nia podaza.
Nie no sure. Możę nie podążać, ale skąd wiesz, że obecna w niej Natura Buddy, z którą akurat masz farta mieć możliwość praktyki akurat Cię za moment czegoś nie nauczy ?
W ten sposób dołącza do sangi...
jerez pisze:Ale sanga to te z tych istot ktore podazaja sciezka nauk buddy.
Na zewnątrz tak, nie wszyscy podążaja....co nie znaczy, że nie maja dla ścieżki żadnej wartości, dość wręcz bym rzekł przeciwnie, nawet.
Nie no sure. Możę nie podążać, ale skąd wiesz, że obecna w niej Natura Buddy, z którą akurat masz farta mieć możliwość praktyki akurat Cię za moment czegoś nie nauczy ?
W ten sposób dołącza do sangi...
jak najbardziej.
generalnie jesli chodzi o moj punkt widzenia to po prostu przyjalem jako odnosnik prawde relatywna a nie absolutna. Bo 'absolutujac' bysmy albo wszystko zanegowali albo potwierdzili albo do niczego bysmy nie doszli lub stwierdzilibysmy ze po co to forum skoro wszystko swieci wokol
dlatego przyjalem ze sanga to ci co podazaja za naukami. Dodatkowo jeszcze wyrozniam tzw. przyjaciol dharmy, tych co nie podazaja ale pomagaja.
a reszta to ludzie o mniejszym lub wiekszym stopniu zrozumienia.
jerez pisze:Bo 'absolutujac' bysmy albo wszystko zanegowali albo potwierdzili albo do niczego bysmy nie doszli lub stwierdzilibysmy ze po co to forum skoro wszystko swieci wokol Wink
No ale,ale...podobnoż końcem końców, tych dwóch 'prawd' nie można rozdzielić, jak dwóch stron medalu...jedna bez drugiej to wówczas sprawa niekompletna, przestać je od siebie rozróżniać (nie robić np. iż jedna 'be' a druga 'cacy', albo chwytać jedną a odpychać drugą) ma pokazać "to".
booker pisze:No Wink ale,ale...podobnoż końcem końców, tych dwóch 'prawd' nie można rozdzielić, jak dwóch stron medalu...jedna bez drugiej to wówczas sprawa niekompletna, przestać je od siebie rozróżniać (nie robić np. iż jedna 'be' a druga 'cacy', albo chwytać jedną a odpychać drugą) ma pokazać "to".
Chodzilo mi raczej o to ze prawda absolutna nie jest w zasadzie imho prawda rozumowa, a nazywanie ludzi sanga albo nie to nazwa i jako taka raczej przynalezy prawdzie relatywnej.
Ale masz racje ze nie mozna ich rozdzielic (prawd).
Owszem rowniez odczuwam sange raczej sercem i na tym poziomie zaden podzial nie ma sensu (prawda absolutna) ale biorac pod uwage nasza ludzka sklonnosc do nazywania to sanga to ci co przyjeli schornienie w naukach buddy i za nimi podazaja (prawda relatywna). Osobiscie dokladnie tak odczuwam temat sangi.
znalazlem fajny cytat podsumuwojacy czym jest sanga i jak ja rozumiec
chyba o to mi chodzilo choc macilem och macilem
pozdrawiam i cytuje
"Tak więc mówiąc zewnętrznie, powinniśmy z oddaniem przyjmować Schronienie w Buddzie, Dharmie i Sandze. Ale wewnętrznie Budda, Dharma i Sangha są symbolami, głębokim i zręcznym sposobem do wyprowadzenia nas z samsary. Z punktu widzenia absolutnej prawdy nawet Budda, Dharma i Sangha są wewnątrz nas. Na absolutnym poziomie, nasz umysł, który jest pusty, który jest promieniująco samoświetlisty i który jest rig-pa, świadomością, sam ten umysł jest Cennym Buddą. Zewnętrznie Dharma manifestuje się jako dźwięk i znaczenie, słyszycie ją i praktykujecie ale z wewnętrznego punktu widzenia, ona jest pusta. W istocie jest ona nieustanną, nie napotykającą przeszkód, samoświetlistą manifestacją rig-pa, pierwotnego umysłu. Zewnętrznie Sangha to ci, których umysły zwracają się ku Dharmie, lecz wewnętrznie Sangha jest wszystko przenikającym, wszystko ogarniającym aspektem umysłu."
Dla mnie praktyka jesli ma byc owocna (mowie o celu ostatecznym) to musi byc w stalym (czestszym lub rzadszym) kontakcie z sanga a jeszcze dokladniej z nauczycielem/mistrzem.
Moze moja opinia bedzie o tyle cenna dla niektorych, ze bylem przez pare lat wolnym strzelcem i wlasnie niedawno zmienilem optyke na ta kwestie. bylem tez przez pewien czas w sandze- potem odszedlem- wiec jakby znam dwie strony.
pozwolcie ze wytlumacze na chlopski rozum, mozecie sie nie zgadzac z niektorymi stwierdzeniami- nie mam zamiaru ich udawadniac chyba ze ktos bedzie bardzo prowokowal.
tak wiec-
praktyka duchowa/cwiczenie umyslu pod wieeeloma wzgledami jest bardzo podobna do cwiczen np ciala czy cwiczen pamieci, albo nauki przedmiotow akademickich.
wolnym strzelcom sie moze wydawac, ze rozwoj duchowy jest tak indywidualna i czesto nieopisywalna kwestia- ze nalezy to robic samemu i sanga zbedna a wrecz przeszkadza.
to blad.
dla mnie to zupelnie jak praktykowanie samemu np taekwondo (sztuka walki) nawet 2 razy czesciej niz robiac to w klubie.
zakochal sie taki delikwent w taekwondo bo zobaczyl film, zakupil wiec tuzin ksiazek, wszystko dokladnie wie- i zaczyna sam cwiczyc...
oczywiscie tak mozna i nikt mu nie zabrania, ale mistrzem w tej dziedzinie nie bedzie, albo dokladnie mowiac- musi okazac sie wyjatkowo uzdolniony ruchowo, miec niesamowite samozaparci i byc do tego inteligenty w wielu obszarach (nie tylko stricte rozumu) aby po samotnym treningu moc dorownac ludziom trenujacym w klubach, majacym ciagly kontakt z wzorcami/mistrzmi. takich ludzi z genialnymi predyspozycjami w kazdej dziedzinie jest 1 na milion. Tak wiec jesli w polsce milion ludzi trenowaloby na wlasna reke taekwondo w domu- to jeden z nich ma szanse na zostanie mistrzem swiata, tak to wlasnie wyglada...a w praktyce tak, ze mamy 10 tysiecy cwiczacych w klubach i tylko paru mistrzow swiata w tej dziedzinie.
z cwiczeniami (sic!) duchowymi jest podobnie. Sa ludzie ktorzy maja do nich predyspozycje- wyjatkowo przenikliwy umysl, zrozumienie, wrodzone wspolczucie itd. Takich tez dokladnie jest 1 na milion. I juz sami wiecie jakie ktos ma szanse osiagnac CEL w medytacji buddyjskich przeczytawszy tylko tuzin ksiazek...
jest na prawde niezmiernie trudno.
samemu w medytacji jesli sie jest wytrwalym mozna osiagnac stan gdzie w przyblizeniu 'mamy pewien dystans do swiata', zona nas nie denerwuje juz tak bardzo i zycie jest latwiejsze-----ale jak wiemy do ostatecznego zrozumienia to KAWAL drogi...
kontakt z mistrzami medytacji- niektorzy uwazaja za grozny, bo mozna sie od nich uzaleznic itd...oczywiscie to racja, ale takie samo uzaleznienie ma czlowiek ktory unika tychze mistrzow (lgniecie ale poprzez zaprzeczenie). Do tego sama deklaracja ze sie praktykuje NIEZALEZNY BUDDYZM (a takich helikopterow jest dosyc)- nic nie zmienia, od bycia NIEZALEZNYM tak samo sie mozna uzaleznic jak od nauczyciela...kazdy to wie.
W Polsce (moze na swiecie tez) niektrzy nie ida do Sangi bo czuja np presje srodowiska, ktore ma niby napietnowac osobnika i uznac ze jest w sekcie- a to teraz takie modne.
ale mysle ze glownie samemu trzeba miec pewne sprawy poukladane w glowie i jesli ktos ma pod nosem calkiem normalna sange i stroni od niej praktykujac rownoczesnie buddyzm- to ja mu zycze powodzenia, ale daleko nie zajdzie chyba ze jest geniuszem w tej dziedzinie.
ludzie nie rozumieja relacji mistrz-uczen. a to dokladnie jak relacja mistrz-uczen w taekwondo. Ktos pomysli- ze przeciez i tak SAM SIE MUSZE wysiliac wiec po co nauczycie, ze on wiedzy i madrosci mi nie wsadzi. Mozna zatem samemu w domu cwiczy taekwondo albo zapisac sie do dobrego klubu i obserwowac mistrzow, sluchac gdy zdradzaja tajniki, i generalnie poprzez przebywanie z mistrzem mozna sie tak napatrzyc ze od samego napatrzenia i wdychania jego aury zostac masterem
Wiesz Tengu, kiedyś ludzie pokonywali piechotą dziesiątki albo i nawet setki kilometrów by się spotkać z jakimś Mistrzem, więc nie ma się co zniechęcać
20-21.01.2007 (sobota, niedziela) jest planowane odosobienie YMJJ w Krakowskim Ośrodku Zen Do Miong Sa, prowadzone przez Mistrza Zen Bon Shim (Aleksandra Porter)
Nezz pisze:20-21.01.2007 (sobota, niedziela) jest planowane odosobienie YMJJ w Krakowskim Ośrodku Zen Do Miong Sa, prowadzone przez Mistrza Zen Bon Shim (Aleksandra Porter)
Polecam
Powiedz tam w Krakowie, że to żenada, że tak słabo się reklamują. Ja za tydzień jadę na YMJJ do łodzi z Andrzejem JDPSN. Ktoś będzie?
Sykstoos pisze:Wiesz Tengu, kiedyś ludzie pokonywali piechotą dziesiątki albo i nawet setki kilometrów by się spotkać z jakimś Mistrzem, więc nie ma się co zniechęcać
Już wiem czemu mnisi byli bez pracy i bez żon
Niezłe rozwiazanie. W niedziele mógłbym przyjechać do Krakowa, dlaczego nie?
Czy spotkania odbywaja się regularnie, gdzie i o której?
Booker w ten specyficzny sposób wyraził aprobatę.
Odniósł się do tego konganu:
Mistrza Un Muna ktoś spytał "Czym jest Budda?". W tym momencie wzrok Un Muna padł na kij do mieszania nawozu. Odrzekł "Suche gówno na patyku."
'A flute with no holes is not a flute,
And a doughnut with no hole is a Danish.' (Basho)
(flet bez dziurek nie jest fletem,
pączek bez dziurki jest duński)
:lol:
Innymi słowy brak czegoś nie zawsze jest zły.
DSNN Seung Sahn powiedział "zła sytuacja to dobra sytuacja".
(I żeby nie było, że w zwiążku z tym przenoszę się na wieś... Ot staram się tylko znaleźć jakieś pocieszenie, coś co może Ci być siłą w pokonywniu odległości )
Tengu pisze:Jednak potwierdza sie prawda, że lepiej mają Ci mieszkajacy w wiekszych miastach.
Lepiej im do Zen!
Pojedź może na takie dłuższe odosobnienie, np. tydzień, miesiąc.
Poduczysz się technik, porozmawiasz z nauczycielem, pobędziesz z ludzmi.
Potem wrócisz, może i sam założysz ośrodek u siebie,zapraszać będziesz nauczycieli, kto wie ?
"Próbuj,próbuj, próbuj przez 10 tysięcy lat" - Seung Sahn.
Myślę, że wykonywanie prostych ćwiczeń medytacyjnych na podstawie wiedzy książkowej jest jak najbardziej pozytywne i rozwojowe. Lecz jeśli ktoś myśli aby na poważnie pójść tą drogą, nauczyciel wydaje się być niezbędny. Nie musi być on jakąś boską istotą, ważne, żeby miał wiedzę i dawał dobry przykład, w końcu i tak przebywamy tę drogę zupełnie sami (nikt za nas tego nie zrobi, ktoś może dać nam wiedzę, ale Wiedzę, zawsze zdobyć musimy samodzielnie).
LordD pisze:Myślę, że wykonywanie prostych ćwiczeń medytacyjnych...
No niee, ja wylewam siódme poty i prawie nic nie wychodzi, a Ty dopiero teraz mówisz, że są jakieś proste ćwiczenia? :mrgreen:
W tym temacie jakoś twoim potem nie czuć.
Czym są te proste ćwiczenia? Są to albo jakieś praktyki wstępne, albo po prostu próba bycia uważnym all the time, albo chwile spędzone na próbie uchwycenia jakiejś prawdy, albo po prostu pierwsze etapy danej medytacji np. szine na początku jest wymuszoną koncentracją na obiekcie, potem koncentracją swobodną, a potem koncentracją bez obiektu, więc prostą praktyką medytacyjną był by pierwszy i ewentualnie drugi etap szine. Mówię o tym bardzo ogólnie i w sposób bardzo uproszczony, no ale mniej więcej chyba wiadomo o co chodzi.
LordD pisze:(...) więc prostą praktyką medytacyjną był by pierwszy i ewentualnie drugi etap szine.
Raczej nie. Pierwszy etap szine trudno nazwać prostą praktyką wstępną. Wymaga on wysiłku i to, dużego wysiłku. Kontrolowane powinno być zarówno to, jak się siedzi jak i to, co się dzieje z umysłem /itd/. W drugim etapie, gdy wchodzimy w fazę uspokojenia zaczynamy się w tym stanie rozluźniać... itd
Pomijam to, że szine jest praktyką samą w sobie, a nie praktyką wstępną z jednej strony, a z drugiej, bywa wykorzystywane jako praktyka wstępna w tantrze, czy dzogczen.
Pies oczywiście jest pogrzebany w tym, co rozumiemy pod pojęciem prostej praktyki. Dla mnie prostą praktyką jest trzeci etap szine. Ot, wystarczy być
rybysferyczne pisze:dopoki probojesz - zawsze bedziesz nie-uwaznym. badz uwazny albo nie. proba to akt wolicjonarny, to przegapienie czegos - utrata uwagi.
Bycie uważnym jest także aktem wolicjonalnym. Acz ów akt, gdy się w nim ugruntujemy, prowadzi do tego /że tak powiem/, iż: może on przestać być wolitywnym i wtedy manifestuje się to, co misie lubią najbardziej.
kunzang pisze: Pies oczywiście jest pogrzebany w tym, co rozumiemy pod pojęciem prostej praktyki. Dla mnie prostą praktyką jest trzeci etap szine. Ot, wystarczy być
To prawda, choć jeśli mówię prosta praktyka medytacyjna, bardziej mam na myśli coś mniej złożonego, coś wprost, a nie coś łatwego do wykonania np. szine jest prosta właśnie dlatego, że "Ot, wystarczy być". Owo bycie często bywa dużo łatwiejsze, niż te wcześniejsze etapy szine, albo jakieś skomplikowane wizualizacje w przypadku innych rodzajów medytacji. Choć dla większości ludzi nie jest to proste, natomiast niektórzy znają ten stan i wychodzi im to w sposób naturalny. Różnie jest z różnymi ludźmi, którzy jak sama nazwa wskazuje są różni - kwadratowi i podłużni.
LordD pisze:Owo bycie często bywa dużo łatwiejsze, niż te wcześniejsze etapy szine, albo jakieś skomplikowane wizualizacje w przypadku innych rodzajów medytacji. Choć dla większości ludzi nie jest to proste, natomiast niektórzy znają ten stan i wychodzi im to w sposób naturalny.
To fakt... tylko czy jest to wtedy ''to bycie''/?/
Dlatego zaleca się przejście całego szinie, bo skoro mamy łatwość do stanu ''tylko być'' to nie powinniśmy mieć żadnych większych problemów z dwoma pierwszymi etapami szine. Jest zalecane, gdyż owo ''bycie'' często nie jest żadnym ''byciem'' z naszej strony, a jedynie sprokurowanym przez nas ''stanem bycia''. Dwa wcześniejsze etapy szine, weryfikują to jednoznacznie.
Tak, czasem komuś się tylko wydaje, że coś osiąga. Weryfikatorem jest także Sanga, a przede wszystkim wykwalifikowany nauczyciel, który widzi co jego uczeń namotał.
Przez 1.5 roku "praktykowałam" sama w domu. Kierowałam się wskazówkami z książek, częściowo z netu. Czułam, że to co robię ma sens, były tez pewne korzystne efekty, które to potwierdzały.
Od pół roku regularnie praktykuję w Kwan Um.
Próbuję znaleźć najlepsze porównanie, ale nie jest to łatwe.
W moim doświadczeniu praktyka samemu przypominała radosne chlapanie się w wodzie. Unoszenie się w miejscu, troszkę żabką w jedną stronę, trochę pieskiem w drugą, trochę odpoczynku na plecach.
Praktyka w sandze przypomina płynięcie kraulem w jednym, jasno określonym kierunku. Nie liczy się jakaś hipotetyczna meta - ważny jest sam akt płynięcia, sens każdego pojedyńczego ruchu. I paradoksalne poczucie, że znalazłam moje miejsce w życiu .
monaszi pisze:
Praktyka w sandze przypomina płynięcie kraulem w jednym, jasno określonym kierunku. Nie liczy się jakaś hipotetyczna meta - ważny jest sam akt płynięcia, sens każdego pojedyńczego ruchu. I paradoksalne poczucie, że znalazłam moje miejsce w życiu .
a jak Gertych albo Kaczynski zamknie ci sanghe to co wtedy:)? gdzie bedzie wtedy twoje miejsce w zyciu?
pzdr
aha, no i- Droga Monaszi- w czym kraul lepszy od pieska jesli mowisz ze nie liczy sie meta?? nie rozumiem twojego przekazu
KROOLIK pisze:w czym kraul lepszy od pieska jesli mowisz ze nie liczy sie meta?
każdy styl ma swoje plusy i minusy, nie ma znaczenia w czym jest lepszy, co najwyżej w czym bardziej odpowiedni dla danej osoby i sytuacji. Opisałam pewną różnicę z mojej perspektywy. Nic więcej - żadnego drugiego dna - żadnego wartościowania co lepsze. Jeden woli kraulem, inny pieskiem a można jeszcze motylkiem, delfinem itd.
KROOLIK pisze:nie rozumiem twojego przekazu
polska język tudny mowa (mam trudności w znajdowaniu najtrafniejszych słów)