Awersja do zenkowych obrzędów
Moderator: iwanxxx
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
chaonie, dzięki za odpowiedzi. Podaj mi jeszcze tylko tego maila i znikam.
Przebywając na tym forum automatycznie daje świadectwo swojej ignorancji i niezrozumieniu nauk Buddy, tym samym moje słowa są nic nie warte.
- chaon
- Posty: 799
- Rejestracja: czw wrz 06, 2007 00:36
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Soto Zen
- Lokalizacja: Szczecin
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
sanboin@mahajana.net
W ogóle radzę Ci poczytać wszystko co jest na stronie http://sanboin.mahajana.net/, masz tam m.in. informacje o tym że zazen jest dostępne tylko dla buddystów, a poprzez buddystów rozumie się osoby które przyjęły Schronienia. Masz też informacje jakie praktyki są dostępne w świątyni, informacje o opacie i różne przydatne dane.
W ogóle radzę Ci poczytać wszystko co jest na stronie http://sanboin.mahajana.net/, masz tam m.in. informacje o tym że zazen jest dostępne tylko dla buddystów, a poprzez buddystów rozumie się osoby które przyjęły Schronienia. Masz też informacje jakie praktyki są dostępne w świątyni, informacje o opacie i różne przydatne dane.
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Oooo, pokłon chaon. Dziekuję.
Pozdrawiam
Maverick
Pozdrawiam
Maverick
Przebywając na tym forum automatycznie daje świadectwo swojej ignorancji i niezrozumieniu nauk Buddy, tym samym moje słowa są nic nie warte.
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Witam!
Pozwolę sobie trochę rozgrzebać wątek.
Przeczytałam z uwagą Wasze wypowiedzi i pozwolę sobie wyrazić moje zdanie.
Od kilku lat interesuję się rozwojem osobistym, duchowym, nie nalezę jednak do żadnej organizacji religijnej ani nie podpisuję się w całości pod żadnym prądem filozoficzno-religijnym, jakkolwiek lubię Zen.
Uczeszczałam do różnych szkół terapii regresywnych, robiłam ustawienia Hellingera, Gestalt, i taki też jest mój cel rozwojowy - poprawa jakości życia, poszerzenie świadomości, koncentracja na Tu i Teraz, uwolnienie od szkodliwych wzorców myślowych, głębszy wgląd w moją własną naturę realizowany poprzez medytację, etd.
Pewnego dnia wpadłam na pomysł aby udać sie na medytacje organizowaną w krakowskiej szkole kwan um.
Podobnie jak autor tego wątku doznałam sporego zaskoczenia.
Po wejściu prowadzący dał mi do ręki śpiewnik, i zaczął mówić w pośpiechu (zaraz miało się zaczynać) o tym kiedy wstawać, kiedy siadać, kiedy śpiewać, kiedy kłaniać, etc.
Książeczka z tekstami wyglądała dość ciężkostrawnie bo były to koreańskie sylaby.
Próbowałam się przebić z moimi pytaniami, które brzmiały : na stronie waszej wyczytałam że prowadzicie medytację...... (spodziewałam sie kursów medytacji, prowadzonych przez nauczycieli). Ale odpowiedzi wprost nie otrzymałam, tylko stwierdzenie że nie da się tak rozbić rytuału na części które jedni chcą (spiewanie) a których inni nie chcą (zazen), albo na odwrót... i że wszyscy musza robić to samo.
Wyszłam stamtąd z poczuciem pewnego rozczarowania - może najbardziej moimi własnymi iluzjami - słowo 'rozczarowanie' dobrze pokazuje proces uwolnienia sie od wyobrażeń
Rozumiem wszystkie argumenty tyczące się tego że warto próbowac, ze po jakimś czasie sie przełamujemy, że wymagany jest jakiś mistrz, ale powiem szczerze - metoda i sposób w jaki się zachęca do praktyki powinna być chyba udoskonalona
Powinien być jakiś okres przejściowy dla nowicjuszy, który pozwoli im sie oswoić z (jednak sporą) obcościa rytuałów, a tym którzy przybyli na miejsce z wewnętrznym przekonaniem że to jest coś całkiem innego niż rytuały koscielne - jakoś jasniej i szerzej wytłumaczyć zasadność praktyk.
Podobało mi sie zdanie które powiedział ten pan w krótkiej chwili refleksji, że nie chodzi o to komu sie kłaniamy i po co, ale o to KTO sie kłania.
Bardzo ładnie, ale wstęp do tego wszystkiego - dla człowieka zachodu okazuje się często bariera nie do przejścia, mimo dobrej woli, uprzedzenia do religii macierzystej (np katolictzmu) wychodzą wtedy na wierzch i zaczynają rzutować na to z czym się stykają w świątyni zen.
Dlatego tez pozostałam przy mojej domowej medytacji, bez prowadzącego innego jak wewnętrzny mistrz Jak na razie działa to w porządku, im więcej medytacji, wyciszenia i uwolnienia od wyobrażeń tym więcej jasnych, prostych odpowiedzi jakie same sie pojawiają, stając sie oczywistością.
Zauważyłam też że odpowiedzi jakie mi sie pojawiają po lub w trakcie medytacji okazują sie komplementarne z tym co czytam w tekstach zen, w wypowiedziach mistrzów, myślę więc że istnieje taki poziom na którym wszyscy możemy, przy odpowiednim wyciszeniu i powstrzymaniu od dosypywania zastanej wiedzy - połaczyć się z wewnętrzną boską naturą i czerpać mądrość z naszej esencji, ze źródła, od Wszechświata z którym wszak jesteśmy jednością
Pozdrawiam
ZenGarden
Pozwolę sobie trochę rozgrzebać wątek.
Przeczytałam z uwagą Wasze wypowiedzi i pozwolę sobie wyrazić moje zdanie.
Od kilku lat interesuję się rozwojem osobistym, duchowym, nie nalezę jednak do żadnej organizacji religijnej ani nie podpisuję się w całości pod żadnym prądem filozoficzno-religijnym, jakkolwiek lubię Zen.
Uczeszczałam do różnych szkół terapii regresywnych, robiłam ustawienia Hellingera, Gestalt, i taki też jest mój cel rozwojowy - poprawa jakości życia, poszerzenie świadomości, koncentracja na Tu i Teraz, uwolnienie od szkodliwych wzorców myślowych, głębszy wgląd w moją własną naturę realizowany poprzez medytację, etd.
Pewnego dnia wpadłam na pomysł aby udać sie na medytacje organizowaną w krakowskiej szkole kwan um.
Podobnie jak autor tego wątku doznałam sporego zaskoczenia.
Po wejściu prowadzący dał mi do ręki śpiewnik, i zaczął mówić w pośpiechu (zaraz miało się zaczynać) o tym kiedy wstawać, kiedy siadać, kiedy śpiewać, kiedy kłaniać, etc.
Książeczka z tekstami wyglądała dość ciężkostrawnie bo były to koreańskie sylaby.
Próbowałam się przebić z moimi pytaniami, które brzmiały : na stronie waszej wyczytałam że prowadzicie medytację...... (spodziewałam sie kursów medytacji, prowadzonych przez nauczycieli). Ale odpowiedzi wprost nie otrzymałam, tylko stwierdzenie że nie da się tak rozbić rytuału na części które jedni chcą (spiewanie) a których inni nie chcą (zazen), albo na odwrót... i że wszyscy musza robić to samo.
Wyszłam stamtąd z poczuciem pewnego rozczarowania - może najbardziej moimi własnymi iluzjami - słowo 'rozczarowanie' dobrze pokazuje proces uwolnienia sie od wyobrażeń
Rozumiem wszystkie argumenty tyczące się tego że warto próbowac, ze po jakimś czasie sie przełamujemy, że wymagany jest jakiś mistrz, ale powiem szczerze - metoda i sposób w jaki się zachęca do praktyki powinna być chyba udoskonalona
Powinien być jakiś okres przejściowy dla nowicjuszy, który pozwoli im sie oswoić z (jednak sporą) obcościa rytuałów, a tym którzy przybyli na miejsce z wewnętrznym przekonaniem że to jest coś całkiem innego niż rytuały koscielne - jakoś jasniej i szerzej wytłumaczyć zasadność praktyk.
Podobało mi sie zdanie które powiedział ten pan w krótkiej chwili refleksji, że nie chodzi o to komu sie kłaniamy i po co, ale o to KTO sie kłania.
Bardzo ładnie, ale wstęp do tego wszystkiego - dla człowieka zachodu okazuje się często bariera nie do przejścia, mimo dobrej woli, uprzedzenia do religii macierzystej (np katolictzmu) wychodzą wtedy na wierzch i zaczynają rzutować na to z czym się stykają w świątyni zen.
Dlatego tez pozostałam przy mojej domowej medytacji, bez prowadzącego innego jak wewnętrzny mistrz Jak na razie działa to w porządku, im więcej medytacji, wyciszenia i uwolnienia od wyobrażeń tym więcej jasnych, prostych odpowiedzi jakie same sie pojawiają, stając sie oczywistością.
Zauważyłam też że odpowiedzi jakie mi sie pojawiają po lub w trakcie medytacji okazują sie komplementarne z tym co czytam w tekstach zen, w wypowiedziach mistrzów, myślę więc że istnieje taki poziom na którym wszyscy możemy, przy odpowiednim wyciszeniu i powstrzymaniu od dosypywania zastanej wiedzy - połaczyć się z wewnętrzną boską naturą i czerpać mądrość z naszej esencji, ze źródła, od Wszechświata z którym wszak jesteśmy jednością
Pozdrawiam
ZenGarden
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Witaj na Forum!
ciekawy temat poruszylas.
czy potrzeba okresu przejsciowego dla nowicjuszy ktorzy mieliby sie zaznajomic z rytualami??
mysle ze skoro robisz sobie medytacje w tej chwili w domu- to jest to dla ciebie okres przejsciowy. kazdy ma swoj rytm- jeden od razu zrozumie i wpadnie w ten kierat;), inny potrzebuje kilku lat, a wiekszosc i tak sie nigdy nie przelamie- bo konfrontacja rzeczywistosci z ich wyobrazeniami na temat zen bedzie nie do przeskoczenia.
jak bedziesz czuc chec/potrzebe spotkania sie z mistrzem- do zapraszamy na ymjj- czyli 2dniowe odosobnienie z mistrzem zen. najblizsze chyba jeszcze w tym roku.
pozdrawiam
ciekawy temat poruszylas.
czy potrzeba okresu przejsciowego dla nowicjuszy ktorzy mieliby sie zaznajomic z rytualami??
mysle ze skoro robisz sobie medytacje w tej chwili w domu- to jest to dla ciebie okres przejsciowy. kazdy ma swoj rytm- jeden od razu zrozumie i wpadnie w ten kierat;), inny potrzebuje kilku lat, a wiekszosc i tak sie nigdy nie przelamie- bo konfrontacja rzeczywistosci z ich wyobrazeniami na temat zen bedzie nie do przeskoczenia.
jak bedziesz czuc chec/potrzebe spotkania sie z mistrzem- do zapraszamy na ymjj- czyli 2dniowe odosobnienie z mistrzem zen. najblizsze chyba jeszcze w tym roku.
pozdrawiam
..
- booker
- Posty: 10090
- Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Yungdrung Bön
- Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Witaj na forum ZenGarden.
Czy dzwoniłaś np. by umówić się wcześniej, np. 30 min, przed sesją, tak aby można było wygospodarować odpowiednią ilość czasu, by zaspokoić Twoje pytania odnośnie praktyki itp. czy aby chociaż mieć obraz, czy wówczas kiedy przyjdziesz, to będzie np.mistrz Zen. czy może akurat go nie będzie a Ty przyjdziesz na typową sesję (pokłony,śpiewy,siedzenie).
Jeden telefon
Myślę, iż też bym się rozczarował stawiając siebie w takiej stytuacji.
Tzn. takiej, że przychodzę na miejscę z oczekiwaniami, które nagle się nie spełniają.
Z drugiej strony, to po każdej dłuższej sesji z nauczycielem jestem całkowicie rozczarowany. Ostatnio mistrz Wu Bong bardzo mnie rozczarował. Naprawdę.
W ogóle nie spełnił moich oczekiwań.
Jednakże, to jest jakiś ciekawy sposób rozczarowania się. Tzn taki sposób, iż chciałbym jak najszybciej udać się na następną sesję
U Ciebie np. jest odwrotnie - wolisz już tam nie isć.
W sumie to nie wiem na jakiej zasadzie to działa...dwa rozczarowania - ale efekt jest inny.
Pozdrawiam
/M
ps. co do śpiewów, to przez wiele miesięcy nie nadążałem za tekstem. fajne doświadczenie.
Szczerze powiedziawszy, jeżeli wpadłaś do ośrodka "z nienacka", na chwilę przed rozpoczęciem sesji, to trudno tutaj, powiedzmy, otworzyć jakieś okienko czasowe, aby osoba kompetentna w ośrodku mogła by dać Ci jakiekowliek szersze instrukcje czy wyjaśnienia.ZenGarden pisze:Pewnego dnia wpadłam na pomysł aby udać sie na medytacje organizowaną w krakowskiej szkole kwan um.
Podobnie jak autor tego wątku doznałam sporego zaskoczenia.
Po wejściu prowadzący dał mi do ręki śpiewnik, i zaczął mówić w pośpiechu (zaraz miało się zaczynać) o tym kiedy wstawać, kiedy siadać, kiedy śpiewać, kiedy kłaniać, etc.
Książeczka z tekstami wyglądała dość ciężkostrawnie bo były to koreańskie sylaby.
Próbowałam się przebić z moimi pytaniami, które brzmiały : na stronie waszej wyczytałam że prowadzicie medytację...... (spodziewałam sie kursów medytacji, prowadzonych przez nauczycieli). Ale odpowiedzi wprost nie otrzymałam, tylko stwierdzenie że nie da się tak rozbić rytuału na części które jedni chcą (spiewanie) a których inni nie chcą (zazen), albo na odwrót... i że wszyscy musza robić to samo.
Wyszłam stamtąd z poczuciem pewnego rozczarowania - może najbardziej moimi własnymi iluzjami - słowo 'rozczarowanie' dobrze pokazuje proces uwolnienia sie od wyobrażeń
Rozumiem wszystkie argumenty tyczące się tego że warto próbowac, ze po jakimś czasie sie przełamujemy, że wymagany jest jakiś mistrz, ale powiem szczerze - metoda i sposób w jaki się zachęca do praktyki powinna być chyba udoskonalona
Czy dzwoniłaś np. by umówić się wcześniej, np. 30 min, przed sesją, tak aby można było wygospodarować odpowiednią ilość czasu, by zaspokoić Twoje pytania odnośnie praktyki itp. czy aby chociaż mieć obraz, czy wówczas kiedy przyjdziesz, to będzie np.mistrz Zen. czy może akurat go nie będzie a Ty przyjdziesz na typową sesję (pokłony,śpiewy,siedzenie).
Jeden telefon
Myślę, iż też bym się rozczarował stawiając siebie w takiej stytuacji.
Tzn. takiej, że przychodzę na miejscę z oczekiwaniami, które nagle się nie spełniają.
Z drugiej strony, to po każdej dłuższej sesji z nauczycielem jestem całkowicie rozczarowany. Ostatnio mistrz Wu Bong bardzo mnie rozczarował. Naprawdę.
W ogóle nie spełnił moich oczekiwań.
Jednakże, to jest jakiś ciekawy sposób rozczarowania się. Tzn taki sposób, iż chciałbym jak najszybciej udać się na następną sesję
U Ciebie np. jest odwrotnie - wolisz już tam nie isć.
W sumie to nie wiem na jakiej zasadzie to działa...dwa rozczarowania - ale efekt jest inny.
Pozdrawiam
/M
ps. co do śpiewów, to przez wiele miesięcy nie nadążałem za tekstem. fajne doświadczenie.
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
wlasnie- booker dobrze prawi.
sam jestem z krakowskiego kwan um i wiem ze mają tutaj zwyczaj umawiania sie na wprowadzenie do praktyki- sam cos takiego mialem, moglem pytac o co chcialem bez pospiechu itd..moze mimo wszystko warto dac sobie jeszcze jedna szanse:)
sam jestem z krakowskiego kwan um i wiem ze mają tutaj zwyczaj umawiania sie na wprowadzenie do praktyki- sam cos takiego mialem, moglem pytac o co chcialem bez pospiechu itd..moze mimo wszystko warto dac sobie jeszcze jedna szanse:)
..
- booker
- Posty: 10090
- Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Yungdrung Bön
- Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
A wiesz, że to również to u siebie zauważyłem.?ZenGarden pisze:Zauważyłam też że odpowiedzi jakie mi sie pojawiają po lub w trakcie medytacji okazują sie komplementarne z tym co czytam w tekstach zen, w wypowiedziach mistrzów (...)
A jednak weryfikacja tego jakie to mi się wspaniałe , ah!! niemal oświecone przecież odpowiedzi pojawiają podczas praktyki, wszystkie takie cacy
i very very Zen-i-w-ogóle,
to w rozmowie indywidualnej z żywym mistrzem (a takie są prowadzone na sesjach zwanych w skrócie YMJJ ),
to jakoś jasno się okazuję jak bardzo definytywnie sam się "robię w konia" a i potem mam jeszcze z tego radochę.
To jest dośc ciekawe, szczerze mówiąc.
Zwłaszcza, jeżeli człowiek próbuje dość z sobą do jako takiego ładu - np. próbując juz nie oszukiwać samego siebie.
(równie ciekawe rozczarowanie )
Pozdrawiam
/M
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Dziękuję serdecznie wszystkim witającym
W tamtym momencie oczekiwałam - między innymi - większej elastyczności - pytałam czy mogłabym przyjść tylko na samą praktykę zazen, jednak dostałam odpowiedź negatywną, na pytanie czy mogłabym tylko obserwować na początku, również nie było specjalnie pozytywnej reakcji.
Możliwe że gdybym miała inne nastawienie, wyszłabym z innym wrażeniem, ale moje nastawienie stworzyło takie a nie inne zakończenie
Możliwe że stało sie nie bez powodu, tak miało być, ja nie wierzę w przypadki
Jednak ja wierzę że to wiara w moją omylność mogłaby mnie sprowadzić na błędne wnioski.
To moje myśli i przekonania kreują moją rzeczywistość.
"We are what we think. All that we are arises with our thoughts. With our thoughts, we make the world.
Buddha " <- skopiowałam z brainyquote
Dużo czasu poświęciłam na praktyki rozwijające świadomość rozróżniającą(medytacja wglądu jest jedną z nich), na rozwój intuicji. Dostrzegam już powoli te momenty gdy moje własne filtry wiedzy i poglądów, a także lęki i mechanizmy 'bezpieczeństwa' wpływają na moje wnioski a kiedy informacja która się pojawia jest lepszej jakości 'wyżej-wibracyjna'. Mogę to wyczuć po tym jak prosty, jasny, czysty i klarowny jest komunikat , jakie delikatne a zarazem piekne energie mu towarzyszą. Ta informacja jest jak rozjasnienie w głowie, usuwa wszelkie wątpienie w niebyt.
Na poczatku miałam momenty gdy włączałam rozum, zamiast pozwolić działać wewnętrznemu mistrzowi, sądziłam że jesli za wczesnie i za szybko pozwolę sobie na wyciganie wniosków to wpadnę w jakiś fanatyzm i samozachwyt, ale ... jak we wszystkim, dobrą drogą okazała się ściezka środka i umiaru.
Nie rzucałam się na każdą myśl jaka sie pojawiała, ale 'trawiłam ją', poddawałam obróbce, np w medytacji - robiąc tak zwane medytacje z tematem. Weryfikując, sprawdzając odczucia, emocje jakie rodziła/lub nie. Momentami wręcz z naukową precyzją podchodziłam do moich wniosków, jak radzi Budda, pocierając je jak jubiler kawałek złota, i sprawdzając jego jakość
A propos prowadzenia przez mistrza czy nauczyciela.
Wierzę że wytrwali medytujący - (a bywali także tacy - wielu ascetów, żyjących w pustelniach) przez samą medytację osiągali wgląd i szeroką świadomość.
Nie zawsze potrzeba mistrza poza nami, w każdym z nas jest mistrz, czasem uśpiony, czasem mamy w sobie zbyt wielka niegodność i brak zaufania do siebie, lęk przed pychą, zaczerpnięty z mylnej interpretacji kodeksów różnych religii,etc.
Dla mnie nie ten jest mistrzem co ma wielu uczniów, lecz ten co innych czyni mistrzami.
Osoba która działa zgodnie z zasadą - nie dawaj ryby - naucz łowić...może zwać sie prawdziwym mistrzem bo ona nie ustawia sie w pozycji :ja, który wiem i wy: którzy nie wiecie. Budzi mistrza w innych, myślę że to może idealistyczne momentami, dość rzadkie.... ale piękne udało mi sie spotkać nawet taką osobę
Sama miałam na swojej drodze spotkania z osobami jakie na danym etapie uważałam za mistrzów (czy to osobiście spotkanych czy autorów książek) - jednak w którymś momencie wychodzi sie poza drogę i zauważa ze nie ma czegoś takiego jak osoba która jest ode mnie wyżej lub niżej, że cały wszechświat może inspirować - gdy ma się otwarte oczy i uszy...
Tak naprawdę sądzę że najwyższym nauczycielem jest nasza własna praktyka uważności i świadomości.
Jeśli jest sie uważnym, każda chwilę przeżywa sie w pełni, akceptuje sie takim jakim jest, bez osądzania, a z miłościa i zrozumieniem patrzy na innych - wówczas pozostaje się w kontakcie z prawdą. Osoba która nie osądza innych i nie krytykuje, nie może sie mylić, to proste Nie podejmując działania, nie można mówić o porażce działania.
I powiem na koniec jeszcze jedno, gdy przestałam chodzić do osoby która uważałam w pewnym momencie za moja przewodniczke duchową - zaczełam słuchac zwykłych ludzi dokoła. Kiedyś ktoś pijany (a więc ktoś mógłby sądzić że kiepskie źródło inspiracji) powiedział zdanie skierowane do mnie, które... otworzyło mi oczy na bardzo ważną rzecz jakiej wcześniej nie byłam świadoma.
Innym razem "przypadkiem" przeglądałam książke zupełnie nie związaną z duchowościa i akurat wzrok mój padł na zdanie którego... wtedy było mi potrzeba!
Jeszcze innym razem - z radia popłyneła piosenka która sprawiła że problem jaki miałam nagle się rozwiązał, dostałam rozwiązanie...I tak to działa w moim życiu
Myślę że problem braku inspiracji nie leży w...ich braku ale w braku otwartości na ich postrzeganie.
Gdy potrzebuje odpowiedzi, podpowiedzi... one przypływają.
Pojawiają się. To działa niemal jak magia, moja wewnętrzna potrzeba kreuje te odpowiedz w najblizszym moim otoczeniu!
Nie wiem czy kiedykolwiek doświadczyliście tego niezwykłego stanu, gdy nagle - w jakimś problemie pojawiały się dokoła was odpowiedzi, i niekoniecznie od mistrza - ale cały wszechświat, wieloma kanałami, dawał odpowiedzi!
Czy sa one obiektywnie prawdziwe? Nie wierzę w obiektywną prawdę...One sa prawdziwe i dobre dla mnie, ponieważ dzieki nim żyję lepiej, w większej harmonii.
A im większa moja otwartość, tym więcej odpowiedzi uzyskuję.
Z odrobiną uwagi i wiarą w siebie, a zarazem z szacunkiem do słów drugiego człowieka, z otwartymi oczyma - bez filtrów krytyki i założeń: "ja musze mieć rację" wierzę że nie można zbłądzić...a jesli sie zbłądzi... to znaczy że na błądzeniu też czegoś można się nauczyć i...to jest cenne. Każda chwila to przecież lekcja, dla tych którzy są uważnymi słuchaczami, mylę się?
Pisałam maila i umówiłam się na 30 minut przed ale rozmaite przetasowania(jakieś osoby wchodziły, coś pytały prowadzącego, ktoś wszedł się pokłonić etc) sprawiły że to skurczyło się tylko do jakichś 15 minut.Czy dzwoniłaś np. by umówić się wcześniej, np. 30 min, przed sesją,
W tamtym momencie oczekiwałam - między innymi - większej elastyczności - pytałam czy mogłabym przyjść tylko na samą praktykę zazen, jednak dostałam odpowiedź negatywną, na pytanie czy mogłabym tylko obserwować na początku, również nie było specjalnie pozytywnej reakcji.
Możliwe że gdybym miała inne nastawienie, wyszłabym z innym wrażeniem, ale moje nastawienie stworzyło takie a nie inne zakończenie
Możliwe że stało sie nie bez powodu, tak miało być, ja nie wierzę w przypadki
Ja rozumiem dobrze co chcesz powiedzieć.jednak weryfikacja tego jakie to mi się wspaniałe , ah!! niemal oświecone przecież odpowiedzi pojawiają podczas praktyki, wszystkie takie cacy
i very very Zen-i-w-ogóle,
to w rozmowie indywidualnej z żywym mistrzem (a takie są prowadzone na sesjach zwanych w skrócie YMJJ ),
to jakoś jasno się okazuję jak bardzo definytywnie sam się "robię w konia" a i potem mam jeszcze z tego radochę.
Jednak ja wierzę że to wiara w moją omylność mogłaby mnie sprowadzić na błędne wnioski.
To moje myśli i przekonania kreują moją rzeczywistość.
"We are what we think. All that we are arises with our thoughts. With our thoughts, we make the world.
Buddha " <- skopiowałam z brainyquote
Dużo czasu poświęciłam na praktyki rozwijające świadomość rozróżniającą(medytacja wglądu jest jedną z nich), na rozwój intuicji. Dostrzegam już powoli te momenty gdy moje własne filtry wiedzy i poglądów, a także lęki i mechanizmy 'bezpieczeństwa' wpływają na moje wnioski a kiedy informacja która się pojawia jest lepszej jakości 'wyżej-wibracyjna'. Mogę to wyczuć po tym jak prosty, jasny, czysty i klarowny jest komunikat , jakie delikatne a zarazem piekne energie mu towarzyszą. Ta informacja jest jak rozjasnienie w głowie, usuwa wszelkie wątpienie w niebyt.
Na poczatku miałam momenty gdy włączałam rozum, zamiast pozwolić działać wewnętrznemu mistrzowi, sądziłam że jesli za wczesnie i za szybko pozwolę sobie na wyciganie wniosków to wpadnę w jakiś fanatyzm i samozachwyt, ale ... jak we wszystkim, dobrą drogą okazała się ściezka środka i umiaru.
Nie rzucałam się na każdą myśl jaka sie pojawiała, ale 'trawiłam ją', poddawałam obróbce, np w medytacji - robiąc tak zwane medytacje z tematem. Weryfikując, sprawdzając odczucia, emocje jakie rodziła/lub nie. Momentami wręcz z naukową precyzją podchodziłam do moich wniosków, jak radzi Budda, pocierając je jak jubiler kawałek złota, i sprawdzając jego jakość
A propos prowadzenia przez mistrza czy nauczyciela.
Wierzę że wytrwali medytujący - (a bywali także tacy - wielu ascetów, żyjących w pustelniach) przez samą medytację osiągali wgląd i szeroką świadomość.
Nie zawsze potrzeba mistrza poza nami, w każdym z nas jest mistrz, czasem uśpiony, czasem mamy w sobie zbyt wielka niegodność i brak zaufania do siebie, lęk przed pychą, zaczerpnięty z mylnej interpretacji kodeksów różnych religii,etc.
Dla mnie nie ten jest mistrzem co ma wielu uczniów, lecz ten co innych czyni mistrzami.
Osoba która działa zgodnie z zasadą - nie dawaj ryby - naucz łowić...może zwać sie prawdziwym mistrzem bo ona nie ustawia sie w pozycji :ja, który wiem i wy: którzy nie wiecie. Budzi mistrza w innych, myślę że to może idealistyczne momentami, dość rzadkie.... ale piękne udało mi sie spotkać nawet taką osobę
Sama miałam na swojej drodze spotkania z osobami jakie na danym etapie uważałam za mistrzów (czy to osobiście spotkanych czy autorów książek) - jednak w którymś momencie wychodzi sie poza drogę i zauważa ze nie ma czegoś takiego jak osoba która jest ode mnie wyżej lub niżej, że cały wszechświat może inspirować - gdy ma się otwarte oczy i uszy...
Tak naprawdę sądzę że najwyższym nauczycielem jest nasza własna praktyka uważności i świadomości.
Jeśli jest sie uważnym, każda chwilę przeżywa sie w pełni, akceptuje sie takim jakim jest, bez osądzania, a z miłościa i zrozumieniem patrzy na innych - wówczas pozostaje się w kontakcie z prawdą. Osoba która nie osądza innych i nie krytykuje, nie może sie mylić, to proste Nie podejmując działania, nie można mówić o porażce działania.
I powiem na koniec jeszcze jedno, gdy przestałam chodzić do osoby która uważałam w pewnym momencie za moja przewodniczke duchową - zaczełam słuchac zwykłych ludzi dokoła. Kiedyś ktoś pijany (a więc ktoś mógłby sądzić że kiepskie źródło inspiracji) powiedział zdanie skierowane do mnie, które... otworzyło mi oczy na bardzo ważną rzecz jakiej wcześniej nie byłam świadoma.
Innym razem "przypadkiem" przeglądałam książke zupełnie nie związaną z duchowościa i akurat wzrok mój padł na zdanie którego... wtedy było mi potrzeba!
Jeszcze innym razem - z radia popłyneła piosenka która sprawiła że problem jaki miałam nagle się rozwiązał, dostałam rozwiązanie...I tak to działa w moim życiu
Myślę że problem braku inspiracji nie leży w...ich braku ale w braku otwartości na ich postrzeganie.
Gdy potrzebuje odpowiedzi, podpowiedzi... one przypływają.
Pojawiają się. To działa niemal jak magia, moja wewnętrzna potrzeba kreuje te odpowiedz w najblizszym moim otoczeniu!
Nie wiem czy kiedykolwiek doświadczyliście tego niezwykłego stanu, gdy nagle - w jakimś problemie pojawiały się dokoła was odpowiedzi, i niekoniecznie od mistrza - ale cały wszechświat, wieloma kanałami, dawał odpowiedzi!
Czy sa one obiektywnie prawdziwe? Nie wierzę w obiektywną prawdę...One sa prawdziwe i dobre dla mnie, ponieważ dzieki nim żyję lepiej, w większej harmonii.
A im większa moja otwartość, tym więcej odpowiedzi uzyskuję.
Z odrobiną uwagi i wiarą w siebie, a zarazem z szacunkiem do słów drugiego człowieka, z otwartymi oczyma - bez filtrów krytyki i założeń: "ja musze mieć rację" wierzę że nie można zbłądzić...a jesli sie zbłądzi... to znaczy że na błądzeniu też czegoś można się nauczyć i...to jest cenne. Każda chwila to przecież lekcja, dla tych którzy są uważnymi słuchaczami, mylę się?
- booker
- Posty: 10090
- Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Yungdrung Bön
- Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Mniej więcej to miałem właśnie na myśli.ZenGarden pisze:Jednak ja wierzę że to wiara w moją omylność mogłaby mnie sprowadzić na błędne wnioski.
Bardzo ładny cytat.ZengGarden pisze:"We are what we think. All that we are arises with our thoughts. With our thoughts, we make the world.
Buddha " skopiowałam z brainyquote
Jeżeli pozwolisz "And when you don't think, then what are you?"
Pozdrawiam
/M
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Bardzo fajna odpowiedź na mój cytat i z gatunku takich które lubię, czyli skłaniająca do refleksji A może raczej do pojęcia tego nierozumowo, można rzec - bardziej..."And when you don't think, then what are you?"
"poczucia"
Myślę że odpowiedź zależy od preferowanej przez każdego buddystę/sympatyka buddyzmu (czyli w tym gronie ja) wersji tego czym tak _naprawdę_ jesteśmy jako istoty
odpowiedź mogłaby np. brzmieć :
- jestem wówczas czystym bytem("byciem", czystym procesem życia) procesem wszechświata, świadomością wszechświata, nieoceniającą, rozumiejącą, obserwującą.
- kosmiczną superświadomością
- naturą, sprawczą, nieskończenie potencjalną, harmonijną, esencjonalną, zasadą utrzymują, wszystkością...
- pustką, nirvaną, nieistnieniem, błogością, ciszą, wibracją ciszy...
- jednością ponad podziałami i podziałami w jedności zarazem
- jedną superistotą przejawiającą sie w miliardach form,
- świadomością i nieświadomością w jednym
(wzajemnie punkty nie muszą się wykluczać)
Myślę że nie wyczerpałam puli potencjalnych odpowiedzi
Możliwości głębszego rozumienia tego - być może stoją poza moim aktualnym poziomem świadomości, ale w przyszłości? kto wie
Ja w głebokiej medytacji czasem doznaję takich stanów - czuję w sobie tak kompletną ciszę, pełnię, harmonię - widzę przestrzeń dokoła, zdarza mi się że mam takie kosmiczne odczucie jakbym się znajdowała pomiędzy gwiazdami i galaktykami, widzę je jak się obracają, czuje sie jednością z całym bytem, harmonią wszystkich elementów. Ciemnych i jasnych, mikroskopowych i makroskopowych....Taką wielowymiarowością.
Nie ma w tym żadnej ekscytacji, tylko taka cisza, spokojna radość i głębokie poczucie spełnienia, poczucie że wszystko jest na swoim miejscu. I totalna akceptacja.
Wtedy też mam odczucie że nie muszę zadawać żadnych pytań, a odpowiedzi są tak oczywiste, że zawsze przecież je znałam.
A potem wszystko znów się kurczy i znów jestem w swoim małym ja
Ale.... nie wiem czy czasem nie odeszliśmy(raczej ja ) od głównego wątku ?
Pozdrawiam ciepło
ZenGarden
- monaszi
- Senior User
- Posty: 547
- Rejestracja: wt cze 27, 2006 16:23
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen/Kwan Um
- Lokalizacja: Łódź
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
ZenGarden, myślę, że poruszyłaś bardzo ważną kwestię.
Okropny jest Twój opis pierwszej praktyki. Identycznie miałam gdy trafiłam po raz pierwszy na medytację Diamentowej Drogi. Tak się zraziłam, że przez pół roku nie szukałam innej Sangi. Moje wprowadzenie do Kwan Um trwało z kolei 2 godziny, miałam to szczęście, że trafiłam na dziewczynę, dla której praktyka stanowi sedno życia i miała dużo czasu. Być może gdybym trafiła na takie wprowadzenie w DD to bym tam praktykowała... Zresztą może nie, nie ma co gdybać. To co jest bardzo istotne w Twoim postcie, to uświadomienie, że to co dla nas jest oczywistością i rutyną, dla kogoś jest jest właśnie tym pierwszym - jakby nie patrzeć najważniejszym - pierwszym wrażeniem.
W teorii - przed przystąpieniem do praktyki powinnaś mieć przynajmniej półgodzinne wprowadzenie. W praktyce - wszyscy jesteśmy ludźmi. W zeszłą niedzielę byłam świadkiem własnie takiego wprowadzenia "na chybcika". Osoba, która miała być wprowadzana spóźniła się godzinę i przyszła tuż przed praktyką. I wyglądało to dokładnie jak w opisie ZenGarden - do ręki wciśnięty śpiewnik i słowa - rób to co inni. A chyba jednak lepiej by było powiedzieć tej osobie - umówmy się za tydzień. Tylko z drugiej strony - osoby wprowadzające też mają swoje życie, znów czekać przez godzinę czy ktoś przyjdzie, czy nie... Nie wiem, jakoś nie widzę złotego środka.
Jakoś tak chaotycznie mi się pisze, ale to wrażenia na gorąco - a zaraz uciekam do pracy.
ZenGarden - nie zrażaj się. Może dla Ciebie inna szkoła niż Kwan Um, a może potrzebny Ci okres przejściowy. Na pewno jest dobrze tak jak jest. Kiedy jednak poczujesz potrzebę praktyki z innymi, zostaw to wszystko i po prostu idź. Tam gdzie Ci karma podpowie
Warto praktykować z innymi.
Okropny jest Twój opis pierwszej praktyki. Identycznie miałam gdy trafiłam po raz pierwszy na medytację Diamentowej Drogi. Tak się zraziłam, że przez pół roku nie szukałam innej Sangi. Moje wprowadzenie do Kwan Um trwało z kolei 2 godziny, miałam to szczęście, że trafiłam na dziewczynę, dla której praktyka stanowi sedno życia i miała dużo czasu. Być może gdybym trafiła na takie wprowadzenie w DD to bym tam praktykowała... Zresztą może nie, nie ma co gdybać. To co jest bardzo istotne w Twoim postcie, to uświadomienie, że to co dla nas jest oczywistością i rutyną, dla kogoś jest jest właśnie tym pierwszym - jakby nie patrzeć najważniejszym - pierwszym wrażeniem.
W teorii - przed przystąpieniem do praktyki powinnaś mieć przynajmniej półgodzinne wprowadzenie. W praktyce - wszyscy jesteśmy ludźmi. W zeszłą niedzielę byłam świadkiem własnie takiego wprowadzenia "na chybcika". Osoba, która miała być wprowadzana spóźniła się godzinę i przyszła tuż przed praktyką. I wyglądało to dokładnie jak w opisie ZenGarden - do ręki wciśnięty śpiewnik i słowa - rób to co inni. A chyba jednak lepiej by było powiedzieć tej osobie - umówmy się za tydzień. Tylko z drugiej strony - osoby wprowadzające też mają swoje życie, znów czekać przez godzinę czy ktoś przyjdzie, czy nie... Nie wiem, jakoś nie widzę złotego środka.
Jakoś tak chaotycznie mi się pisze, ale to wrażenia na gorąco - a zaraz uciekam do pracy.
ZenGarden - nie zrażaj się. Może dla Ciebie inna szkoła niż Kwan Um, a może potrzebny Ci okres przejściowy. Na pewno jest dobrze tak jak jest. Kiedy jednak poczujesz potrzebę praktyki z innymi, zostaw to wszystko i po prostu idź. Tam gdzie Ci karma podpowie
Warto praktykować z innymi.
10 razy upaść... 11 razy wstać
- chaon
- Posty: 799
- Rejestracja: czw wrz 06, 2007 00:36
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Soto Zen
- Lokalizacja: Szczecin
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Kapłan w świątyni Soto do której chodzę opowiadał kiedyś historię o mnichu, który osiągnął czwarty stopień medytacji i jako że nie przywiązywał wagi do nauk, a ta medytacja wprawiała go w stan ogromnej radości i spokoju, wziął ją za oświecenie. Finał był taki, że po śmierci spadł do najniższego piekła.ZenGarden pisze:Wierzę że wytrwali medytujący - (a bywali także tacy - wielu ascetów, żyjących w pustelniach) przez samą medytację osiągali wgląd i szeroką świadomość.
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
ZenGarden-
odnosnie Kwan Um- nie ma przymusu chodzenia na wspolne praktyki, zwlaszcza ze nie czujesz teraz potrzeby- nie ma powodu abys to robila na sile.
ale z mojej strony polecam kilka spotkan z mistrzem zen sam na sam. kilka spotkan w roku- to wiele moze wniesc do twojej praktyki. widze, ze jestes otwartą osobą- tylko mozesz zyskać. tzn. nigdy nic nie mozna stracic po takim spotkaniu- co najwyzej nasze iluzje. styl mistrzow w kwan um jest bardzo nie nachalny- az sie mozesz zdziwic i mysle ze ten styl moze ci odpowiadac skoro piszesz o swojej niezaleznosci. Naszym mistrzem, ktory prowadzi sange jest Aleksandra Porter (mieszka w Wawie)
co ok 2 mc w naszej sandze jest 2 dni mocnej praktyki zwanej ymjj- na ktorej masz okazje oprocz calodziennej praktyki formalnej spotkac sie z mistrzem zen sam na sam.
no i generalnie w Krakowie mamy przeciez wiecej szkół zen- mozesz sie rozejrzec.
rozumiem ze nie utozsamiaż sie w 100% z zen, ale jesli jest on ci najblizszy to prawdą jest, że nie ma praktyki zen bez kontaktu z mistrzem zen- chocby sporadycznym.
odnosnie Kwan Um- nie ma przymusu chodzenia na wspolne praktyki, zwlaszcza ze nie czujesz teraz potrzeby- nie ma powodu abys to robila na sile.
ale z mojej strony polecam kilka spotkan z mistrzem zen sam na sam. kilka spotkan w roku- to wiele moze wniesc do twojej praktyki. widze, ze jestes otwartą osobą- tylko mozesz zyskać. tzn. nigdy nic nie mozna stracic po takim spotkaniu- co najwyzej nasze iluzje. styl mistrzow w kwan um jest bardzo nie nachalny- az sie mozesz zdziwic i mysle ze ten styl moze ci odpowiadac skoro piszesz o swojej niezaleznosci. Naszym mistrzem, ktory prowadzi sange jest Aleksandra Porter (mieszka w Wawie)
co ok 2 mc w naszej sandze jest 2 dni mocnej praktyki zwanej ymjj- na ktorej masz okazje oprocz calodziennej praktyki formalnej spotkac sie z mistrzem zen sam na sam.
no i generalnie w Krakowie mamy przeciez wiecej szkół zen- mozesz sie rozejrzec.
rozumiem ze nie utozsamiaż sie w 100% z zen, ale jesli jest on ci najblizszy to prawdą jest, że nie ma praktyki zen bez kontaktu z mistrzem zen- chocby sporadycznym.
..
- stepowy jeż
- Senior User
- Posty: 1852
- Rejestracja: pn paź 23, 2006 18:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Dzogczen, Zen
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Fajnie to naposałeś Booker :637:booker pisze: Ostatnio mistrz Wu Bong bardzo mnie rozczarował. Naprawdę.
W ogóle nie spełnił moich oczekiwań.
Jednakże, to jest jakiś ciekawy sposób rozczarowania się. Tzn taki sposób, iż chciałbym jak najszybciej udać się na następną sesję
Wydaje mi się, iż rozczarowania pojawiają się wtedy gdy są oczekiwania, gdy chcemy coś od praktyki, mistrza, itp. Im dłużej praktykujemy tym mniej chcemy od praktyki i mistrzów i tym mniej mamy rozczarowań.
Jednak jeśli nie zaczniemy robić tej praktyki rozczarowania nie znikną. Jest tu pewna delikatna kwadratura koła. To trochę tak jakbym chciał się nauczyć pływać, ale nie wejdę do wody bo jej nie lubię.
Co do praktyki samemu w domu.
Załóżmy, że chcę nauczyć się naprawiać samochody. Mogę to robić na swoim podwórku, po kolei rozpruwająć kolejne samochody. Może się w końcu nauczę, ale zajmie mi to wiele lat.
Mogę też uczyć się tego w warsztacie od wykwalifikowanych majstrów, zajmie mi to mniej czasu, nauczę się lepiej, nie będę popełniał różnych błędów i nie rozpruję niepotrzebnie wielu samochodów.
Jednak, nie lubię tych majstrów.... No i te fartuchy w które się ubierają....
Pozdrawiam
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
a ja bym powiedzial stepowy jeżu ze to nie jest nauka naprawiania samochodu a nauka przeszczepiania serca
mamy tylko TO zycie i warto by tego nie sprartolic bo dubla nie bedzie:)
mamy tylko TO zycie i warto by tego nie sprartolic bo dubla nie bedzie:)
..
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Ale zostałaś na praktykę, czy tylko wróciłaś do domu z nowymi iluzjami?ZenGarden pisze:Wyszłam stamtąd z poczuciem pewnego rozczarowania - może najbardziej moimi własnymi iluzjami - słowo 'rozczarowanie' dobrze pokazuje proces uwolnienia sie od wyobrażeń
W dawnych Chinach, gdzie nie było powszechnie dostępnych książek i internetu, a nauczycieli było mniej niż dziś w USA, trzeba było siedzieć tydzień przed bramą klasztoru. Dziś jest łatwiej, wystarczy tylko chcieć spróbować. Tego za Ciebie nikt nie zrobi. W zen nie zachęcamy specjalnie - raczej jesteśmy obecni, zawsze można przyjść.Rozumiem wszystkie argumenty tyczące się tego że warto próbowac, ze po jakimś czasie sie przełamujemy, że wymagany jest jakiś mistrz, ale powiem szczerze - metoda i sposób w jaki się zachęca do praktyki powinna być chyba udoskonalona
To jest właśnie pierwsza nauka. To jest praktyka - rozooznanie pewnych uprzedzeń. Bardzo fajnie, jeśli Ci się udało.ZenGarden pisze:Bardzo ładnie, ale wstęp do tego wszystkiego - dla człowieka zachodu okazuje się często bariera nie do przejścia, mimo dobrej woli, uprzedzenia do religii macierzystej (np katolictzmu) wychodzą wtedy na wierzch i zaczynają rzutować na to z czym się stykają w świątyni zen.
Pzdr
Piotr
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Dziękuje za pouczającą przypowieść, bardzo ciekawaKapłan w świątyni Soto do której chodzę opowiadał kiedyś historię o mnichu, który osiągnął czwarty stopień medytacji i jako że nie przywiązywał wagi do nauk, a ta medytacja wprawiała go w stan ogromnej radości i spokoju, wziął ją za oświecenie. Finał był taki, że po śmierci spadł do najniższego piekła.
Obawiam się że nie wierzę w piekło,ale domyślam się jaka za tym stoi metafora
Być może chodzi o pokazanie tego co dzieje się z człowiekiem ogarniętym pychą, przekonanym że "zjadł siódmy rozum" - lub o wzmocnienie relacji mistrz-uczeń, które kształtowały w dość mocny sposób historię i tradycję bliskiego wschodu. W takiej specyfice tamtego kręgu kulturowego jest wiele zasadności, zwłaszcza że dawniej ludzie mieli mniejszy kontakt ze środkami przekazu wiedzy (innymi niż bezpośrednio mistrz).
Umiem sobie jednak wyobrazić że ktoś ma ZEN a nie ma mistrza Tak hipotetycznie (może mam bujną wyobraźnię ? )
Dziękuję również za wszelkie zachęty ze strony osób które namawiają mnie na ponowną próbę, nie wykluczam tego, chociaż być może w innej szkole.
Masz rację, gdzieś tu właśnie leży sedno sprawy.rozumiem ze nie utożsamiasz sie w 100% z zen, ale jeśli jest on ci najbliższy to prawdą jest, że nie ma praktyki zen bez kontaktu z mistrzem zen- choćby sporadycznym.
Ja nie rozpoczęłam mojego spotkania z duchowością od poszukiwania nowej religii dla siebie, od poszukiwania odpowiedzi na to kim jestem, od jakichś generalnie duchowych poszukiwań.
Byłam w dramatycznym momencie życia, zdrowotnie i psychicznie, szukałam sposobu uzdrowienia innego niż tradycyjna medycyna. Ponieważ jestem urodzonym jasnowidzem, widzę aury, czakramy, energie które przepływają między ludźmi, więc miałam niejako z natury większą otwartość na niekonwencjonalne podejście do siebie i mego ciała.
Spodobało mi się holistyczne podejście, które zakłada że wszystko w naszym życiu i zdrowiu jest wynikiem określonych sposobów myślenia.
Nawyków podświadomych. Które mogą albo pozytywnie je kształtować albo sabotować. Zaczęłam pracę od terapii regresywnych, cofania się pamięcią do źródeł emocji, wspomnień, bolesnych i radosnych.
Powoli "nauczyłam się siebie".
Wiele negatywnych wzorców odreagowałam, uzdrowiłam i poprzez technikę medytacji i afirmacji - zastąpiłam pozytywnymi przekazami.
Pracowałam też nad poprawą jakości życia jako takiego, relacji z rodziną, ludźmi, związkowych relacji, mojego statusu zawodowego i majątkowego.
Wizualizowałam sobie i kreowałam własne mieszkanie, dobre pracę, etc.
Opisuję to nie bez powodu. Podczas tej drogi korzystałam z elementów filozofii zen, oczyszczania umysłu, koncentracji, medytacji.
Okazały się pomocne.
Dlatego mam wielki szacunek do tej filozofii i tego podejścia, aczkolwiek ponieważ widziałam jak moje własne podejście, moje pomysły - realizowały się z korzystnym skutkiem dla mnie....
Niejako życie weryfikowało moje poglądy!
A czy nie o to chodzi by dobrze żyć ?
To był dla mnie najlepszy test. Nigdy nie zadowalałam się tylko przyjmowaniem rzeczy na wiarę(nie ważne czy przekazanym przez kogoś czy nie) i nauką jakichś zasad których przyczynowość nie była praktyczna, nie realizowała się w materii.
Wierzę że nasz pobyt tu nie ma być usilną próbą wydostania się z koła cierpienia, ale... po prostu mamy żyć....żyć! Świadomie, w pełni, mądrze.
A gdy osiągniemy równowagę ze sobą, nauczymy się czym jest życie - wtedy przestaniemy powracać.
Każda chwila może być lekcją - ja radość znajduję w obserwowaniu jak wzorce i błędne przekonania znikają...A życie wypełnia się spokojem, zadowoleniem i totalną akceptacją procesu życia!
Jednak powtórze tym osobom które wierzą w bezwzględność relacji uczeń-msitrz
- naprawdę rozumiem wasze komentarze i wasze podejście.
Uważam, że jest wiele dróg na ten sam szczyt.
Wszechświat jest taaaaak bogaty ))))))))))))))))))))
Każdy musi odnaleźć swoją, ja nie namawiam Was na moją bo każda duszyczka ma swoje preferencje.
Ufam sobie, jak na razie udało mi się uniknąc pomyłek. Kieruję się intuicją i umiarem (droga złotego środka). Póki co - działa
No i oczywiście wierzę że materia jest równie święta co duch
Pozdrawiam Was serdecznie
ZenGarden
ps. Na moje spotkanie w um kwam nie spóżniłam się, nie dostałam też zgody na samą obserwację.
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
ZenGarden- masz racje, chodzi o to zeby zylo nam sie lepiej. jesli ufasz sobie i nie czujesz potrzeby np kontaktu z mistrzem, grupą - to naturalnie idziesz za swoja karmą.
nie ma cierpienia- nie potrzebujesz szukac zmian.
jednak PO COS tu przyszlas (na to forum) i jednak PO COS zabierasz glos w tej sprawie.
Jednak PO COS uzywasz slowa zen.
i tyle. wiecej nie dodaje.
odnosnie Kwan Um, ogladnij sobie Mowe Dharmy:
http://video.google.pl/videoplay?docid= ... 0898531314
to w kwestii wyboru takiej czy innej sangi.
ps. ja akurat wprowadzenie do zen mialem super od czego to zalezy??
nie ma cierpienia- nie potrzebujesz szukac zmian.
jednak PO COS tu przyszlas (na to forum) i jednak PO COS zabierasz glos w tej sprawie.
Jednak PO COS uzywasz slowa zen.
i tyle. wiecej nie dodaje.
odnosnie Kwan Um, ogladnij sobie Mowe Dharmy:
http://video.google.pl/videoplay?docid= ... 0898531314
to w kwestii wyboru takiej czy innej sangi.
ps. ja akurat wprowadzenie do zen mialem super od czego to zalezy??
..
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Istotna sprawa wyszła tu, jakby przy okazji - podczas tłumaczeń tekstów buddyjskich używamy często, z braku zamienników, słów kojarzących się z określonymi pojęciami z religii judeochrześcijańskich. Trzeba koniecznie pamiętać, że w buddyzmie posiadają one swoje (inne) znaczenie - powstaje tu cała masa nieporozumień.ZenGarden pisze:Obawiam się że nie wierzę w piekło,ale domyślam się jaka za tym stoi metafora
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Mój post z wczoraj sie nie opublikował jakoś Mam nadzieje że nie naruszał regulaminu?
Więc na pewno coś pozytywnego się stało A może jest w tym coś jeszcze
Pozdrawiam
ZenGarden
Tak, zgadzam się, wiedza iż nie każdy jest tak traktowany, że nawet dwugodzinne rozmowy mają miejsce, sprawiła że moj dystans do kwam um jaki w pewnym momencie miałam zmniejszył się i nie wykluczam że znów kiedyś się wybioręjednak PO COS tu przyszlas (na to forum) i jednak PO COS zabierasz glos w tej sprawie.
Jednak PO COS uzywasz slowa zen.
i tyle. wiecej nie dodaje.
Więc na pewno coś pozytywnego się stało A może jest w tym coś jeszcze
Pozdrawiam
ZenGarden
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
ZenGarden- zalezy na kogo trafilas, zalezy jaki ten ktos mial akurat dzien (jest takim samym czlowiekiem jak ty), zalezy jaki ty mialas akurat dzien i tez zalezy od pogody:))
w kazdym razie jak ktos napisal- w zen nikt nie bedzie cie przekonywal do praktyki specjalnie.
to oczywiscie nie znaczy ze jestes nie mile widziana.
jest to bardzo dobre jesli sanga jest silna i ma duzo ludzi- ale nic na sile. kazdy tu przychodzi bo jest przekonany do tego a jesli nie jest to szybko odchodzi i nikt go nie zatrzumuje.
polecam przynajmniej jak pisalismy 2 dniowe ymjj- taka intensywna praktyka ma duzy sens, nie mowiac juz o spotkaniu z masterem
pozdr
w kazdym razie jak ktos napisal- w zen nikt nie bedzie cie przekonywal do praktyki specjalnie.
to oczywiscie nie znaczy ze jestes nie mile widziana.
jest to bardzo dobre jesli sanga jest silna i ma duzo ludzi- ale nic na sile. kazdy tu przychodzi bo jest przekonany do tego a jesli nie jest to szybko odchodzi i nikt go nie zatrzumuje.
polecam przynajmniej jak pisalismy 2 dniowe ymjj- taka intensywna praktyka ma duzy sens, nie mowiac juz o spotkaniu z masterem
pozdr
..
- booker
- Posty: 10090
- Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Yungdrung Bön
- Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Ja bym tam nie łaził, ta szkoła jest okropna :599:ZenGarden pisze:moj dystans do kwam um jaki w pewnym momencie miałam zmniejszył się i nie wykluczam że znów kiedyś się wybiorę.
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
- kunzang
- Admin
- Posty: 12729
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Witam
Pozdrawiam
kunzang
Twój post z wczoraj jest powyżejZenGarden pisze:Mój post z wczoraj sie nie opublikował jakoś Mam nadzieje że nie naruszał regulaminu?
Pozdrawiam
kunzang
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
A Ty w jakiej szkole praktykujesz, o dowcipnisiu?booker pisze:Ja bym tam nie łaził, ta szkoła jest okropna :599:
- booker
- Posty: 10090
- Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Yungdrung Bön
- Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
No w okropnej.iwanxxx pisze:A Ty w jakiej szkole praktykujesz, o dowcipnisiu?booker pisze:Ja bym tam nie łaził, ta szkoła jest okropna :599:
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
-
- Posty: 374
- Rejestracja: ndz kwie 09, 2006 21:16
- Lokalizacja: Zima
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Ostatnio na przyklad w 3miescie organizuje sie coraz wiecej spotkan z Mistrzami, warsztatow, to przygotowuje na takie pierwsze wejscie do sangi calkiem dobrze imho. Ja na przyklad wszedlszy tak troche z ulicy do osrodka pierwszy raz bylem w takim szoku ze az sie balem wiercic w czasie medytacji bo myslelem ze od razu kijem oberwe Do dzis sie czuje troche oniesmielony w osrodku.
Nigdy nie zapominaj:
Chodzimy nad piekłem
Oglądając kwiaty.
Issa
Chodzimy nad piekłem
Oglądając kwiaty.
Issa
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Tzn - napisałam jeszcze inny post, ale widocznie się nie opublikował, net dość wolno mi chodził tego dnia
W każdym razie nie ma problemu, mniej więcej ideę przekazałam w następnym
Dziękuje za zainteresowanie.
Pozdrawiam
ZenGarden
W każdym razie nie ma problemu, mniej więcej ideę przekazałam w następnym
Dziękuje za zainteresowanie.
Pozdrawiam
ZenGarden
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Sorry, że wtrące się nieprzeczytawszy wszystkich postów...
Tak sobie kiedyś myślałem, że idealna sanga to duża sala z czterema białymi ścianami i rozstawionymi poduszkami do siedzenia, bez żadnych posągów, kadzidełek, dzwoneczków, itp. Bodhidharma siedział 9 lat głową do ściany na jakiejś tam górze w jaskinii, Budda za świątynię miał las, jaskinie i cmentarz, i w tych miejscach zalecał praktykować swoim uczniom, po co więc te całe ceregiele z pięknymi świątyniami z posągiem ze złota? Po co pokłony i inne zewnętrzne praktyki, które sam Dogen - ten wielki autorytet - krytykował. Oczywiście można się w ten sposób czepiać i stwarzać problemy, ale po co?
Chodź z drugiej strony mam kontrargument: wszelkie zewnętrzne formy, rytuały i ceremonie, które wykształciła prawie każda religia przysłaniają jej prawdziwy cel do tego stopnia, że prości ludzie (a czasami i ci wykształceni) mają te zewnętrzne rytuały za cel sam w sobie, nie mając pojęcia o tym jaki jest prawdziwy cel ich religii. I wielu ludzi, nawet tych inteligentnych, przez owy rytualizm, oraz z powodu niezrozumienia właściwego celu ich religii, będąc nią rozczarowana, rezygnuje z jakichkolwiek form praktyki religijnej albo traktuje je nadzwyczaj luźno i powierzchownie, w głębi będąc głęboko nieusatysfakcjonowana swoją religią.
Oczywiście można to przypisać niewiedzy, nieuctwu, ignorancji, itp. Ale nie każdy ma to szczęście mieć cudownie wykształconych w religii rodziców lub trafić na dobrego nauczyciela.
IMHO gdyby usunąć z religii cały rytualizm, ceremonie, to ludzie by na tym po stokroć skorzystali (za to straciłyby na tym kieszenie duchownych i klasztorne skarbce... A wiadomo - biznes się musi kręcić )
Te zewnętrzne formy religijne, jak rytuał i ceremonia, zanieczyszczają prawdziwy obraz religii. Przez to ludzie zamiast banana, jedzą skórkę od banana... Jakże więc dziwić się, że skórka im nie smakuje?
Dlatego zawsze i wszędzie będę przeciwny wszelkim tego typu praktykom (chodź osobiście mi nie przeszkadzają...)
Bardzo przepraszam za tak krytyczny post i proszę o wybaczenie...
Tak sobie kiedyś myślałem, że idealna sanga to duża sala z czterema białymi ścianami i rozstawionymi poduszkami do siedzenia, bez żadnych posągów, kadzidełek, dzwoneczków, itp. Bodhidharma siedział 9 lat głową do ściany na jakiejś tam górze w jaskinii, Budda za świątynię miał las, jaskinie i cmentarz, i w tych miejscach zalecał praktykować swoim uczniom, po co więc te całe ceregiele z pięknymi świątyniami z posągiem ze złota? Po co pokłony i inne zewnętrzne praktyki, które sam Dogen - ten wielki autorytet - krytykował. Oczywiście można się w ten sposób czepiać i stwarzać problemy, ale po co?
Chodź z drugiej strony mam kontrargument: wszelkie zewnętrzne formy, rytuały i ceremonie, które wykształciła prawie każda religia przysłaniają jej prawdziwy cel do tego stopnia, że prości ludzie (a czasami i ci wykształceni) mają te zewnętrzne rytuały za cel sam w sobie, nie mając pojęcia o tym jaki jest prawdziwy cel ich religii. I wielu ludzi, nawet tych inteligentnych, przez owy rytualizm, oraz z powodu niezrozumienia właściwego celu ich religii, będąc nią rozczarowana, rezygnuje z jakichkolwiek form praktyki religijnej albo traktuje je nadzwyczaj luźno i powierzchownie, w głębi będąc głęboko nieusatysfakcjonowana swoją religią.
Oczywiście można to przypisać niewiedzy, nieuctwu, ignorancji, itp. Ale nie każdy ma to szczęście mieć cudownie wykształconych w religii rodziców lub trafić na dobrego nauczyciela.
IMHO gdyby usunąć z religii cały rytualizm, ceremonie, to ludzie by na tym po stokroć skorzystali (za to straciłyby na tym kieszenie duchownych i klasztorne skarbce... A wiadomo - biznes się musi kręcić )
Te zewnętrzne formy religijne, jak rytuał i ceremonia, zanieczyszczają prawdziwy obraz religii. Przez to ludzie zamiast banana, jedzą skórkę od banana... Jakże więc dziwić się, że skórka im nie smakuje?
Dlatego zawsze i wszędzie będę przeciwny wszelkim tego typu praktykom (chodź osobiście mi nie przeszkadzają...)
Bardzo przepraszam za tak krytyczny post i proszę o wybaczenie...
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Czy znasz 'prawdziwy obraz religii'? Czym on jest?Nezz pisze: Te zewnętrzne formy religijne, jak rytuał i ceremonia, zanieczyszczają prawdziwy obraz religii.
- booker
- Posty: 10090
- Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Yungdrung Bön
- Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
To może być związane z tym, że ktoś chce mieć banana, który pojawia się bez skórkiNezz pisze:Te zewnętrzne formy religijne, jak rytuał i ceremonia, zanieczyszczają prawdziwy obraz religii. Przez to ludzie zamiast banana, jedzą skórkę od banana...
Czyli co - proponujesz praktykę, ale bez formy ?Nezz pisze:Dlatego zawsze i wszędzie będę przeciwny wszelkim tego typu praktykom (chodź osobiście mi nie przeszkadzają...)
Pozdrawiam
/M
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
A jakim konkretnie jesteś przeciwny? Wystrojowi w świątyni, ozdobnikom czy samym praktykom np medytacji?Nezz pisze: Dlatego zawsze i wszędzie będę przeciwny wszelkim tego typu praktykom (chodź osobiście mi nie przeszkadzają...)
Bardzo przepraszam za tak krytyczny post i proszę o wybaczenie...
ps. Moim zdaniem nie powinieneś przepraszać
Pozdrawiam serdecznie
ZenGarden
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Wiecie, nie mialem na myśli tylko zen czy buddyzmu, mówiłem raczej ogólnie o religii. (w szczególności mając na myśli dwie: katolicyzm i buddyzm)
Nie chcę tutaj podawać konkretnych praktyk, bo bardziej poddaje krytyce nie same praktyki, które nie są ani dobre ani złe, ale to że przypisuje się zbyt dużą wagę tym zewnętrznym praktykom i rytuałom, co według mnie jest niezwykle szkodliwe, zarówno dla samej religii jak i dla praktykujących. Oczywiście człowiek inteligentny i wyedukowany zawsze będzie ponad tym rytualizmem, ale innym niestety może nie być dane odróżnić skórki od banana od samego banana, albo może nawet nie wiedzieć, że pod skórką jest bardzo smaczny owoc.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: wchodzi buddysta do świątyni, zostawiając swoje buty na zewnątrz, oddaje hołd posągowi Buddy na ołtarzu. Wyciąga z kieszeni monety i kładzie je w odpowiednie miejsce. Wyciąga i zapala kadzidło i modli się do stojącego przed nim posągu o więcej pieniędzy, bo opat klasztoru powiedział, że z okazji święta Visakha Puja, trzeba by wybudować nowy posąg, więc potrzebne są pieniądze.
Potem intonuje razem z innymi pieśń w języku którego zupełnie nie rozumie, ale śpiewa z innymi bo robił to odkąd sięga pamięcią. Mówi się, że śpiew oczyszcza złą karmę i przynosi zasługę, więc czemuż by miał nie śpiewać z innymi. Następnie kapłan wygłasza kazanie np. o prawie karmy, albo np. o ubóstwie, ale nasz buddysta wie, że dopiero co słyszał, jak mówiono o potrzebnych pieniądzach na nowy posąg Buddy, więc nie bierze tych nauk do serca. Poza tym z kazania słyszy co drugie słowo, bo jego umysł jest bardzo nieuważny. etc. etc.
A wyobraźmy sobie inną sytuację: przychodzi buddysta na wzgórze X albo do klasztoru Y i słucha nauk czcigodnego Z. Czcigodny daje kazanie o prawie karmy albo o uważności, niektórym udziela instrukcji medytacyjnych, po czym mówi: tam jest las, tam są kamienie, idźcie więc praktykować, by ugasić płomień na waszej głowie. Praktykujcie pilnie, żebyście później nie żałowali... Sam Czcigodny siada i wchodzi w głębokie samadhi.
I nasz buddysta siada i medytuje, albo odchodzi do domu i postanawia pomedytować w domu, gdyż wtedy będzie miał czas.
Nie chcę tutaj podawać konkretnych praktyk, bo bardziej poddaje krytyce nie same praktyki, które nie są ani dobre ani złe, ale to że przypisuje się zbyt dużą wagę tym zewnętrznym praktykom i rytuałom, co według mnie jest niezwykle szkodliwe, zarówno dla samej religii jak i dla praktykujących. Oczywiście człowiek inteligentny i wyedukowany zawsze będzie ponad tym rytualizmem, ale innym niestety może nie być dane odróżnić skórki od banana od samego banana, albo może nawet nie wiedzieć, że pod skórką jest bardzo smaczny owoc.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: wchodzi buddysta do świątyni, zostawiając swoje buty na zewnątrz, oddaje hołd posągowi Buddy na ołtarzu. Wyciąga z kieszeni monety i kładzie je w odpowiednie miejsce. Wyciąga i zapala kadzidło i modli się do stojącego przed nim posągu o więcej pieniędzy, bo opat klasztoru powiedział, że z okazji święta Visakha Puja, trzeba by wybudować nowy posąg, więc potrzebne są pieniądze.
Potem intonuje razem z innymi pieśń w języku którego zupełnie nie rozumie, ale śpiewa z innymi bo robił to odkąd sięga pamięcią. Mówi się, że śpiew oczyszcza złą karmę i przynosi zasługę, więc czemuż by miał nie śpiewać z innymi. Następnie kapłan wygłasza kazanie np. o prawie karmy, albo np. o ubóstwie, ale nasz buddysta wie, że dopiero co słyszał, jak mówiono o potrzebnych pieniądzach na nowy posąg Buddy, więc nie bierze tych nauk do serca. Poza tym z kazania słyszy co drugie słowo, bo jego umysł jest bardzo nieuważny. etc. etc.
A wyobraźmy sobie inną sytuację: przychodzi buddysta na wzgórze X albo do klasztoru Y i słucha nauk czcigodnego Z. Czcigodny daje kazanie o prawie karmy albo o uważności, niektórym udziela instrukcji medytacyjnych, po czym mówi: tam jest las, tam są kamienie, idźcie więc praktykować, by ugasić płomień na waszej głowie. Praktykujcie pilnie, żebyście później nie żałowali... Sam Czcigodny siada i wchodzi w głębokie samadhi.
I nasz buddysta siada i medytuje, albo odchodzi do domu i postanawia pomedytować w domu, gdyż wtedy będzie miał czas.
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Nezz jesli uwazasz ze lepsza jest praktyka bez formy (czyli postulujesz bycie od niej niezaleznym) to ja ci mowie, ze jesli forma nie jest wazna dla ciebie (jestes od niej wolny) to nie ma dla ciebie w tej chwili roznicy czy medytujesz w mocno sformalizowanym miejscu czy w swoim mieszkaniu gdzie sa tylko 4 puste sciany. dlatego tez nie masz wtedy potrzeby przekonywania co do konkretnej formy (tak jak w tej chwili przekonujesz do formy "bez formy" czyli 4 gołe ściany).
niektorzy mysla, ze medytowanie w jaskini jest blizsze naukom buddy- nie rozumiejac ze nadal trzyma ich forma. to jak uzaleznienie od cukierków- nie wazne ile ich zjesz czy ile ich nie zjesz. skoro to cie trzyma jestes nadal uzalezniony
pisze ogolnie, nie wiem jak jest u ciebie.
pozdrr
niektorzy mysla, ze medytowanie w jaskini jest blizsze naukom buddy- nie rozumiejac ze nadal trzyma ich forma. to jak uzaleznienie od cukierków- nie wazne ile ich zjesz czy ile ich nie zjesz. skoro to cie trzyma jestes nadal uzalezniony
pisze ogolnie, nie wiem jak jest u ciebie.
pozdrr
..
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Zauważ, że napisałem, że mnie osobiście owe formy nie przeszkadzają.KROOLIK pisze:Nezz jesli uwazasz ze lepsza jest praktyka bez formy (czyli postulujesz bycie od niej niezaleznym) to ja ci mowie, ze jesli forma nie jest wazna dla ciebie (jestes od niej wolny) to nie ma dla ciebie w tej chwili roznicy czy medytujesz w mocno sformalizowanym miejscu czy w swoim mieszkaniu gdzie sa tylko 4 puste sciany. dlatego tez nie masz wtedy potrzeby przekonywania co do konkretnej formy (tak jak w tej chwili przekonujesz do formy "bez formy" czyli 4 gołe ściany).
niektorzy mysla, ze medytowanie w jaskini jest blizsze naukom buddy- nie rozumiejac ze nadal trzyma ich forma. to jak uzaleznienie od cukierków- nie wazne ile ich zjesz czy ile ich nie zjesz. skoro to cie trzyma jestes nadal uzalezniony
pisze ogolnie, nie wiem jak jest u ciebie.
pozdrr
Nie mówię, że medytacja w jaskinii jest lepsza od medytacji w pięknej świątynii. To nie ma najmniejszego znaczenia. Chodzi o to, że niektórzy przypisują zewnętrznej formie zbyt dużą wagę.
Ale bardziej niż o formę, chodzi mi o rytuały i ich zgubny wpływ na religię. Nie mówię też, że rytuały są w całości złe, bo wg. mnie nie są ani dobre ani złe, ale że bez przypisywania takiej wagi rytuałom albo bez rytuałów, religia - tak mi się wydaje - byłaby lepsza.
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
rytualy traca sens jesli czlowiek zapomina do czego jest to klucz. wtedy mamy sam rytual- wszyscy to robia od lat ale nikt nie wie o co chodzi. wtedy to bez wiekszego sensu.Nezz pisze:Zauważ, że napisałem, że mnie osobiście owe formy nie przeszkadzają.KROOLIK pisze:Nezz jesli uwazasz ze lepsza jest praktyka bez formy (czyli postulujesz bycie od niej niezaleznym) to ja ci mowie, ze jesli forma nie jest wazna dla ciebie (jestes od niej wolny) to nie ma dla ciebie w tej chwili roznicy czy medytujesz w mocno sformalizowanym miejscu czy w swoim mieszkaniu gdzie sa tylko 4 puste sciany. dlatego tez nie masz wtedy potrzeby przekonywania co do konkretnej formy (tak jak w tej chwili przekonujesz do formy "bez formy" czyli 4 gołe ściany).
niektorzy mysla, ze medytowanie w jaskini jest blizsze naukom buddy- nie rozumiejac ze nadal trzyma ich forma. to jak uzaleznienie od cukierków- nie wazne ile ich zjesz czy ile ich nie zjesz. skoro to cie trzyma jestes nadal uzalezniony
pisze ogolnie, nie wiem jak jest u ciebie.
pozdrr
Nie mówię, że medytacja w jaskinii jest lepsza od medytacji w pięknej świątynii. To nie ma najmniejszego znaczenia. Chodzi o to, że niektórzy przypisują zewnętrznej formie zbyt dużą wagę.
Ale bardziej niż o formę, chodzi mi o rytuały i ich zgubny wpływ na religię. Nie mówię też, że rytuały są w całości złe, bo wg. mnie nie są ani dobre ani złe, ale że bez przypisywania takiej wagi rytuałom albo bez rytuałów, religia - tak mi się wydaje - byłaby lepsza.
i pytanie do ciebie: kto przypisuje tą za duzą wage do rytualow? to jest twoje wyobrazenie o ludziach czy fakty? podaj przyklady.
pozdr
..
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Wiesz, czasem czytając wypowiedzi niektórych osób (nie sugeruję że na tym forum, ale np na fourm.wiara.pl, osób z kręgu zen, z którymi tam dyskutuję ) - odnosi sie wrażenie że kompletnie nie ma zaufania do wewnętrznej mądrości człowieka, do jego zdolności do samodzielnego rozwoju i intuicyjnego odkrywania tego co korzystne i rozwojowe - natomiast wszystko co jest ujęte w sztywne ramy zasad, procedur, reguł, praktyk jest jednie-słuszne i jakiekolwiek odstępstwa od tego są po prostu tworzeniem karmy i mają inne nieprzyjemne konsekwencje .KROOLIK pisze: rytualy traca sens jesli czlowiek zapomina do czego jest to klucz. wtedy mamy sam rytual- wszyscy to robia od lat ale nikt nie wie o co chodzi. wtedy to bez wiekszego sensu.
i pytanie do ciebie: kto przypisuje tą za duzą wage do rytualow? to jest twoje wyobrazenie o ludziach czy fakty? podaj przyklady.
Jedynym słowem, zasada - albo bierzesz wszystko, razem z pokłonami, czytaniem sutr, mantrami, śpiewami, nauczycielami - albo idziesz błędną ścieżką...
Trochę mnie to zaskoczyło, muszę przyznać gdy weszłam pierwszy raz na fora związane z buddyzmem, bo to co zobaczyłam stało w dużej opozycji do nauk związanych z buddyzmem, które czytałam w książkach a które jednak kładły silny nacisk na mądrość a nie tylko na "święte objawiona księgi i prawdy wiary" -
Wiem, że byłam po prostu więźniem moich wyobrażeń "o ile lepsze od KK musi być wszystko co ma choćby cień buddyjskości w sobie", a tymczasem jest po prostu inne...Nie lepsze, nie ma co wartościować, po prostu także jest to religia i ma takie same elementy jak każda inna. Dlatego nie jestem jednak buddystką, ale na pewno inspiruję się wieloma buddyjskimi tekstami
Pozdrawiam
ZenGarden
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Cześć filizofowie!
Jest taki kongan: mieć oczy i nie widzieć, co to znaczy? Jeżeli dokładnie patrzysz. czy widzisz obrzędowość?
Jest taki kongan: mieć oczy i nie widzieć, co to znaczy? Jeżeli dokładnie patrzysz. czy widzisz obrzędowość?
- booker
- Posty: 10090
- Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Yungdrung Bön
- Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
No ale też tą samą sytuacją (choć jakby "w rewersie") jest, kiedy zewnętrznej formie przypisuje się zbyt małą wagęNezz pisze:Chodzi o to, że niektórzy przypisują zewnętrznej formie zbyt dużą wagę.
Pozdrawiam
/M
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
BAM!shimsong pisze:Cześć filizofowie!
Jest taki kongan: mieć oczy i nie widzieć, co to znaczy? Jeżeli dokładnie patrzysz. czy widzisz obrzędowość?
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Tak, bez konfrontacji z czymś, co Cię uwiera, nie poznasz siebie. Będziesz się tylko bawić z tym, co nazywamy karmą, a co wiele osób bierze za "wewnętrznego nauczyciela". Ja np. lubię koreańskie jedzenie, ale kiedy je wybieram, to nie dlatego, że mówi mi mój wewnętrzny nauczyciel, tylko dlatego, że mi się podoba. Lubię też słodycze, ale one nie są zbyt zdrowe - to też pochodzi od wewnętrznego nauczyciela?ZenGarden pisze:Jedynym słowem, zasada - albo bierzesz wszystko, razem z pokłonami, czytaniem sutr, mantrami, śpiewami, nauczycielami - albo idziesz błędną ścieżką...
Jest taki kongan, który pojawił się na tym forum: "Świat jest taki szeroki. Czemu na dźwięk dzwonu wkładasz szatę o trzech fałdach?" Forma zen od zawsze była 100% sztywna - jeśli ktoś widzi sprzeczność między tym, co czyta w pismach starożytnych mistrzów zen, a tym faktem, to znaczy najprawdopodobniej, że niewiele rozumie z tych pism. Wielki Mistrz Huang Po, który pisał, że Umysł jest Buddą a Budda jest umysłem miał na głowie wielki odcisk od bicia pokłonów. Warto zastanowić się: po co robił te pokłony?
Pzdr
Piotr
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Nezz pisze:BAM!shimsong pisze:Cześć filizofowie!
Jest taki kongan: mieć oczy i nie widzieć, co to znaczy? Jeżeli dokładnie patrzysz. czy widzisz obrzędowość?
I dalej już nie idźmy, dobrze?
iwanxxx
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Awersja do zenkowych obrzędów
Shimsongu drogi,shimsong pisze:Tylko to?Nezz pisze:BAM!
Tu, na forum tylko to i ani literki więcej, ok?
Pzdr
Piotr