leszek wojas pisze:Przepraszam, że trochę na inny temat. Wczoraj słyszałem w tv, że nowy prezydent Rosji słucha Pink Floydów. Może nowe hasło Rosji będzie brzmiało: egzystencjaliści wszystkich krajów łączcie się.
BTW, Leszku, masz cenną zdolność jasnowidzenia.
karmadorje pisze:Czy można dziś podejść do buddyzmu tybetańskiego od strony egzystencjalnej tj. od niej wyjść?
Nie jestem pewna, czy dobrze Cię rozumiem, bo z jednej strony za punkt wyjścia chcesz przyjąć egzystencjalizm, a z drugiej piszesz, że już zetknąłeś się z buddyzmem kilka lat temu, więc prawdopodobnie masz trochę własnych doświadczeń w kwestii spostrzegania ludzi i świata z buddyjskiej perspektywy. Wygląda to trochę, jak "tam i z powrotem", ale nie wiem, czy rzeczywiście, więc trochę intuicyjnie się wypowiem.
Moim zdaniem, warto zwrócić uwagę na ten fragment charakterystyki egzystencjalizmu w artykule Leszka:
6) Wolność.
,,Człowiek jest skazany na to by był wolny.” Człowiek jest z konieczności wolny gdyż nie znajduje w swoim życiu żadnego trwałego fundamentu, żadnych autentycznych wartości, zasad czy wskazówek według których powinien żyć i podejmować decyzje. Naszego działania (postępowania) nic nie usprawiedliwia. Człowiek będzie tym czym sam się stworzy.
7) Etyka.
Wybór jest koniecznością gdyż musimy wybierać. Nie ma żadnych wskazówek do dokonywania wyborów ale jednocześnie jesteśmy odpowiedzialni za nasze wybory (za ich skutki). Egzystencjaliści stali na stanowisku heroicznym: człowiek powinien wybierać tak by był czymś więcej niż jest.
Według mnie, to są dobre punkty wyjścia od egzystencjalizmu do buddyzmu, chyba nawet kiedyś sama od takich zaczęłam: jestem wolna, jestem tym, czym sama siebie stworzę, jestem skazana na wybór, wybiorę więc tak, bym była czymś więcej niż jestem.
Co oznacza "więcej" w ograniczających warunkach (buddysta powiedziałby: z karmicznym bagażem)? Myślę, że egzystencjaliści nie odpowiedzieli na to pytanie jednoznacznie, nie wyznaczyli granicy, poza którą "więcej" nie może się wydarzyć. Dr Rieux z "Dżumy" Camusa wytrwał w obliczu choroby i śmierci, nieustannie podejmował ten sam wysiłek ratowania innych i paradoksalnie, sam przeżył, pomimo okoliczności, które wcale nie wskazywały na taką możliwość. Był raczej autentyczny, a jednak udało mu się opanować lęk i poczucie beznadziejności. Z buddyjskich nauk wynika, że jeśli komuś uda się wykształcić nawyk opanowania w sytuacjach ekstremalnych, które niesie ze sobą życie, to również ten nawyk zadziała w sytuacji śmierci. Czy egzystencjaliści wierzyli w moc nawyków? Czy wierzyli, że nawyki można zmienić? W sprawie dr Rieux zdania są podzielone. Jedni twierdzą, że po prostu był, jaki był zawsze, a inni, że zmieniło go doświadczenie ogromu cierpienia. Z pewnego punktu widzenia praktyka dr Rieux przypomina trochę praktykę buddyjską, pojawiają się duże ilości powtórzeń niesionej pomocy, pomimo epidemiologicznego absurdu i szczególny rodzaj odporności (mocy) wzrastającej proporcjonalnie do liczby tych powtórzeń. To, co pozwalało dr Rieux dokonywać powtórzeń, ja nazwałabym byciem "tu i teraz", nie zastanawiał się, co będzie później, po prostu robił to, co miał do zrobienia.
Buddyści również praktykują w ramach własnych egzystencji i nie mogą przekroczyć ich granic tak długo, dopóki... nie mogą.
Medytują, to prawda, ale wartość medytacji mierzona jest stopniem udziału jej efektów w codziennym życiu.
To tyle ode mnie.
Pozdrawiam, gt