Ehm, no co toż tu ten tak ostro od razu, to się "zręczne środki" nazywają, czyż niepiotr pisze:A uznając go, trzeba dojść do wniosku, że albo Buddha nieustannie kłamał,HarryShultz pisze:trudno znaleźć powód do uznania za prawdę poglądu innego, niż jak go nazywa Kanzen - nihilistyczny.
Faktem jest, że nie takie rzeczy różni mistycy widywali.piotr pisze:albo w nocy swojego przebudzenia miał halucynacje.
A jest i trzecia możliwość:piotr pisze: Gdyż jedną z trzech wizji, które wtedy miał, była wiedza o jego przeszłych żywotach; a drugą wiedza o tym jak istoty odradzają się zgodnie ze swoją kammą.
... w szczególności tam, gdzie buddyzm powstawał, wiara w koło wcieleń była już mocno zakorzeniona, a relacja o "tej nocy pod drzewem" miała dość czasu by się zmitologizować i obrosnąć tubylczymi dodatkami. Oczywiście buddyzm ją po swojemu przeformułował, niemniej sam nie wiem czy więcej jest różnic między reinkarnacją hinduistyczną a wczesnobuddyjską, czy między różnymi buddyjskimi?Filippiarz pisze:Buddyzm często łączy się z lokalnymi wierzeniami i w ramach różnych tradycji powstały mitologie oraz opisy dostosowane do miejscowej kultury.
To jeszcze nie powód, by dokładać sobie kolejnąbooker pisze:Nie musimy mieć medytacji żeby żyć w iluzji. Każdy moment możemy przezywać w iluzji.HarryShultz pisze:Rzecz w tym, czy w pewnym momenie rzekome "poznanie" medytcyjne nie staje się iluzją?
Czy również w wersji: dobre działanie daje dobry skutek? Kurcze, chętnie bym się zamienił, z moich obserwacji: działania o szczerych dobrych motywacjach zwykle mają skutki przypadkowe. Chyba że z definicji nazwiemy dobrymi, te działania, które post factum przynosły dobry skutek Czy również w wersji: wszystko co mnie spotyka, jest skutkiem moich czynów? Tego bez poprzednich wcieleń raczej nie wytłumaczysz.booker pisze:Co do karmy to jak dla mnie jest to bardzo jasne.HarryShultz pisze:Rzecz w tym, że buddyzm poza tezami/metodami dot. subiektywnego umysłu formułuje też tezy metafizyczne dot. obiektywnej rzeczywistości i praw nią rządzących. Ot prawo karmy, reinkarnację, osiągalność nirvany i jeszcze kilka (w skrajnej wersji, że ta cała obiektywna rzeczywistość to iluzja ). Pytanie, czy na tym obszarze również jest wiarygodny?
booker pisze:Co do odzwierciedlenia pierwotnego punktu - nie używa się słow. Masz ten moment - BAM [łapą w stół] albo BAM [kijem w stół <to mistrz kijem wali>] albo krzyk HO! (tkw. katz), albo uniesienie palca (Mistrz Guji). Po prostu ten moment - tylko ten moment teraz i Twoje działanie. Ale chodzi też o uświadomienie sobie właściwej funkcji tej swojej akcji użycia momentu.
Czy uważałbyś stawianie sobie za główny cel życia zrozumienie prawdziwego znaczenia uniesionego palca (którego? ) za celowe, wiedząc że szanse na to masz nikłe, a życie tylko jedno?
Nie koniecznie, można jeszcze zaufać cudzemu doświadczeniu. W "Nieskończoności w jednej dłoni" widziałem fajne zdanie, że jest nie fair zarzucać buddyzmowi, iż jego nauki są obiektywnie niesprawdzalne (co najwyżej po dekadach treningów), gdyż np. twierdzenia naukowe dziś także dostępne są bezpośredniej rozumnej weryfikacji jedynie ludziom przez lata zdobywającym specjalistyczne wykształcenie. Bardzo miła wizja religii posługującej się metodą naukową w badaniu własnego wnętrza. Czy buddyzm rzeczywiście taki jest, czy to tylko marketing? - to właśnie jest dla mnie dość ważna kwestia. Bo jednak coś się w tym porównaniu nie zgadza. Nauka gdy bada zjawisko X proponując co chwila sprzeczne hipotezy, a z doświadczeń wyłażą nie trzymające się kupy ani testowanej teorii wyniki - przyznaje wprost: X jeszcze nie rozumiemy, dopiero próbujemy wyjaśnić. Dopiero gdy eksperymenty niezależnie na różne sposoby potwierdzają teorię, uznaje się ją za fakt i niczym szlachetną prawdę wpisuje do podręczników. Takiemu postępowaniu nauka zawdzięcza swą wiarygodność.iwanxxx pisze:To jest taki mit marketingowy, że w buddyzmie nie trzeba nic przyjmować na wiarę. Gdyby tak było, całość doświadczenia Buddy dałoby się ogarnąć rozumem będąc pogrążonym w ułudzie, a to przecież absurd.HarryShultz pisze:Niby nauczyciele piszą, że w buddyźmie wiara oznacza co innego, niż w religiach konkurencyjnych - bardziej oparte na doświadczeniu przekonanie o słuszności Dharmy (tylko której?), z drugiej strony chyba tak zupełnie bez tradycyjnie rozumianego "przyjmowania na wiarę" tego co się nam akurat w danej szkole trafi - się nie da.
iwanxxx pisze:Budda pierwotnie nie rozkładał reinkarnacji na czynniki pierwsze - to ludzie potem zaczęli dorabiać teorie - co to się odradza, gdzie to ma karmę, gdzie zadek itd. Praktyka jest dość żmudna, więc wielu mnichom się nie chciało i po prostu wypisywali takie teorie przez lata. To ten sam impuls, który każe twórcom kręcić 1000 odcinki seriali.
OK, mnichów też czasem fantazja ponosi. Ale jeżeli są i mistrzowie, którzy z doświadczenia poznali prawdę, czemu tych pomieszanych fantazji nie sprostują? Przykład: tradycyjne buddyjskie światy piekła wyglądają jak sadystyczne ludowe straszaki o wymyślnych cielesnych torturach - wypisz wymaluj chrześcijańskie diabły gotujące ludzi w smole. I mamy mistrza Dogena (jeśli się nie mylę - najwyższa liga), który nie mówi, że to wszystko twory niezdrowych umysłów, nie, całkiem serio poleca je uczniom dla podtrzymania zapału Kłamstwo, zręczny środek, czy ... sam w nie wierzył?
Pozdrawiam