leszek wojas pisze:Czy ludzkie życie jest porażką? Buddyjskie rozważania w kontekście wypowiedzi prof. Leszka Kołakowskiego.
Zacznę od przytoczenia wypowiedzi profesora Leszka Kołakowskiego na temat religii która jest punktem wyjścia dla tych refleksji:
http://www.youtube.com/watch?v=UDaQEakf ... re=related
http://www.youtube.com/watch?v=B55WKXO- ... re=related
Tak jak zrozumiałem, profesor Kołakowski uważa, że religia (myślenie religijne, światopogląd, religijna praktyka?) jest pewnego rodzaju psychologicznym czy też egzystencjalnym ,,środkiem znieczulającym” na świadomość porażki ludzkiego życia. Sposobem na zaakceptowanie życia, wbrew temu, że jest ono porażką. Nadaniem mu jakiegoś sensu na przekór temu, że jest ono porażką. O ile dobrze zrozumiałem tę wypowiedź, profesor Kołakowski uważa ,,porażkę ludzkiego życia” za coś nieuchronnego, nieprzekraczalnego, coś czego nie da się wyeliminować z ludzkiego życia.
W buddyźmie uważa się, że ludzkie życie, posiadanie ludzkiego ciała jest niezwykle cenną rzeczą. Posiadanie ludzkiego ciała jest dlatego tak cenne, bo daje ,,fizyczną” możliwość rozwiązania, najważniejszego chyba problemu, każdej czującej istoty – problemu cierpienia (doświadczania cierpienia), poprzez dogłębne zbadanie natury cierpienia i znalezienie jego podstawowej przyczyny. Posiadanie ludzkiego ciała daje potencjalną możliwość przekroczenia iluzji myślenia (przywiązania do myślenia) i odkrycia naszej prawdziwej natury – ,,nieskończonej w czasie i przestrzeni, nie posiadającej żadnej z cech, które odnoszą się do rzeczy opisywalnych mową i słowami” (mistrz zen Seung Sahn).
Buddyjskie nauczanie zaczyna się od Pierwszej Szlachetnej Prawdy.
Pierwsza Szlachetna Prawda mówi o nierozdzielności uwarunkowanego istnienia i cierpienia. Narodziny są cierpieniem, starzenie się jest cierpieniem, choroba jest cierpieniem, śmierć jest cierpieniem, troska, lament, ból, smutek i rozpacz są cierpieniem, związanie się z czymś co jest niechciane, rozłąka z tymi których kochamy są cierpieniem, nie otrzymywanie tego czego się pragnie jest cierpieniem. Istnienie istot posiadających przywiązania, pragnienia (uwarunkowanych przez te przywiązania), jest nierozerwalnie związane z cierpieniem. Nie oznacza to oczywiście, że cierpienie musi być doświadczane w sposób permanentny, stały. Nie mniej, doświadczane jest w sposób nieuchronny. Patrząc na to w ten sposób, to znaczy tylko z perspektywy Pierwszej Szlachetnej Prawdy, życie ludzkie rzeczywiście wydaje się być porażką. Oczywiście, jak zauważył profesor Kołakowski, są ludzie którzy tego nie dostrzegają, żyjąc w przekonaniu, że wszystko w ich życiu jest w porządku, zadowoleni ze swoich osiągnięć, sukcesów. Ale jak sam stwierdził, są to ludzie którzy ,,nie bardzo wiedzą na czym życie polega”.
W moim odczuciu, ludzi którzy nie rozumieją Pierwszej Szlachetnej Prawdy – nie akceptują jej jako obowiązującego ,,prawa przyrody”, jest zdecydowana większość. Mam wrażenie, że większość ludzi na świecie nie wierzy w prawdziwość (nieuchronność) Pierwszej Szlachetnej Prawdy. Myślę, że większość ludzi (nawet niezależnie od swoich oficjalnych poglądów) wierzy w gruncie rzeczy w to, że można osiągnąć trwałe, czy też w miarę trwałe szczęście, to znaczy doświadczać przede wszystkim radości i niewiele cierpienia, pozostając jednocześnie uwarunkowaną istotą, która wierzy w realność swojego ego i jest przywiązana do swoich pragnień. Że można taki stan szczęścia stworzyć i następnie utrzymać. Moim zdaniem, ludzie, w sposób mniej lub bardziej świadomy wierzą, że coś takiego jest generalnie możliwe, że istnieje na to jakiś sposób, jakaś technika – sposób na trwale szczęśliwe życie. Że można to osiągnąć, na przykład za pomocą udanego związku rodzinnego, posiadania bogactwa, udanej kariery zawodowej, jakiejś pasji, jakiegoś hobby. A nawet jeśli tak nie będzie w tym życiu, jeśli nie jest to możliwe w tym życiu, to będzie możliwe w jakimś przyszłym (wiecznym), ale na podobnych zasadach, bez rezygnacji z pragnień, a nasze ego pozostanie nienaruszone bądź trochę zmodyfikowane – będzie wspanialsze, doskonalsze. Pierwsza Szlachetna Prawda wygłoszona przez Buddę mówi, że to nie jest możliwe. Że dopóki pozostajemy uwarunkowanymi istotami wierzącymi w realność naszego ja i jesteśmy do niego przywiązani (przywiązani do pragnień) będziemy doświadczali cierpienia. Wszystko na tym świecie się zmienia, podlega ciągłym zmianom, nie możemy niczego na trwałe zatrzymać. Niezależnie od tego jak bardzo byśmy chcieli i jak bardzo zaawansowanymi naukowo technologiami byśmy nie dysponowali, nie możemy utrzymać sytuacji ,,constans” która byłaby dla nas stale wygodna. Więc jeśli jesteśmy do czegoś przywiązani, to kiedy to coś w nieuchronny sposób tracimy, doświadczamy cierpienia. Niby wydaje się to oczywiste, niby wszyscy, czy też większość o tym słyszała, jest to ogólnoludzka mądrość ale ... ile osób na świecie tak naprawdę w to wierzy? Ile osób wprowadziło to do swojego życia – faktycznie zaakceptowało to w swoim życiu, i żyje zgodnie z tym? Tak więc, patrzenie na życie z perspektywy Pierwszej Szlachetnej Prawdy, czyli uświadomienie sobie, że ,,ludzkie życie jest porażką”, może mieć moim zdaniem dwojakiego rodzaju następstwa, dwojakiego rodzaju konsekwencje. Po pierwsze, rozumiejąc, że ,,ludzkie życie jest porażką” możemy uznać ten fakt za coś niepodważalnego – nieusuwalnego z ludzkiego życia i szukać jedynie jakiegoś środka znieczulającego, jakiegoś sposobu złagodzenia bólu porażki, poradzenia sobie z tą świadomością – sposobu przeżycia ,,pomimo wszystko” w tej nie komfortowej sytuacji. W tym wypadku, świadomość istnienia cierpienia na świecie czy też ,,porażka ludzkiego życia” jest akceptowana z konieczności. Nie widzimy możliwości zrobienia czegokolwiek w tej kwestii, i z konieczności to akceptujemy. Po prostu nas to przerasta. Po drugie, możemy nie uznać ,,porażki ludzkiego życia” za coś powszechnie obowiązującego, za ,,prawo przyrody” bezwzględnie obowiązujące i szukać jakiegoś wyjścia z tej sytuacji. Na przykład, poprzez dogłębne zbadanie natury ludzkiej egzystencji czy też natury ludzkiego cierpienia – próbując odpowiedzieć na pytanie: czym jest ludzka istota, czym jest ludzkie życie, skąd pochodzi ludzkie cierpienie? Tak właśnie było w przypadku księcia Sidharthy zanim stał się Buddą. Jak głosi buddyjska tradycja, książę Sidhartha postanowił porzucić dotychczasowe swoje życie, pełne uciech i luksusów, by poszukać sposobu uwolnienia ludzi od cierpienia. Tak więc, w przypadku księcia Sidharthy, istnienie cierpienia na świecie było nie do zaakceptowania.
Dochodzimy tutaj moim zdaniem do ważnej kwestii. Można zapytać: dlaczego jest tak, że stosunek ludzkich istot do kwestii ,,porażki ludzkiego życia” jest tak diametralnie różny? Dlaczego większość ludzi w ogóle nie dostrzega tego problemu, nie podejmuje tej kwestii w swoim życiu, żyjąc w przeświadczeniu, że należy brać z życia tyle ile się da, korzystać z przyjemności życia bo ,,żyje się tylko raz”? A nawet, jeśli chwilowo, czy też w jakiejś trudnej sytuacji, dostrzegają tę kwestię, to łatwo, przejmują i akceptują jakiś istniejący, ,,obligatoryjny” pogląd na ten temat – religijny czy też światopoglądowy, nie podejmując żadnego wysiłku w celu samodzielnego sprawdzenia (zbadania) jak jest w istocie. Chodzi tutaj o pogląd w rodzaju: taka jest wola Boża, takie jest życie, takie jest widocznie przeznaczenie, trzeba się z tym pogodzić i jakoś żyć itp., a więc o powszechnie stosowane w takich sytuacjach ,,znieczulacze”. Znacznie mniej liczna grupa osób (przykładem są tu egzystencjaliści), dostrzegają tę kwestię, dostrzegają jej powagę i żyją z tą świadomością na co dzień, ale czują się bezradni i nie bardzo potrafią znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. A jeszcze mniej liczni, tacy jak książę Sidhartha, dostrzegają tę kwestię, podejmują wyzwanie, podejmują wysiłek w celu rozwiązania tego problemu (wyjaśnienia tej kwestii) i osiągają sukces. Czy działają tutaj tylko prawa statystyki w odniesieniu do ludzkiej populacji? To znaczy, czy cechy ludzkiej populacji w tej kwestii opisuje statystyczny rozkład normalny, który orzeka, że ludzi o cechach wyjątkowych jest statystycznie niewielu a dominuje przeciętność? Czy w historii ludzkości zawsze było niewielu duchowych geniuszy a zdecydowana większość ludzi nigdy nie była poważnie zainteresowana głębszą duchowością? Czy też, mówiąc bardziej po buddyjsku, decydują tutaj karmiczne predyspozycje, warunki karmiczne, siły indywidualnej i zbiorowej ignorancji?
Na temat ludzkich duchowych predyspozycji (predyspozycji do podjęcia praktyki), istnieje buddyjska opowieść o czterech rodzajach uczniów i czterech rodzajach koni. W buddyjskim nauczaniu mówi się, że istnieją cztery rodzaje buddyjskich uczniów i, że te typy uczniów są podobne do czterech rodzajów koni. Koń pierwszego rodzaju rusza do biegu na sam widok bata i nie musi być uderzony by ruszyć. Koń drugiego rodzaju musi być lekko dotknięty, trącony batem by ruszył, sam widok bata nie wystarczy. Koń trzeciego rodzaju rusza gdy jest uderzony. A koń czwartego rodzaju rusza dopiero wtedy gdy jest wielokrotnie, mocno bity, pojedyncze uderzenie nie wystarczy. Te cztery rodzaje koni reprezentują cztery typy buddyjskich uczniów czy też, mówiąc bardziej ogólnie, cztery ludzkie postawy wobec kwestii nietrwałości i istnienia cierpienia w świecie. Mistrz zen Seung Sahn skomentował tę opowieść w następujący sposób:
,,Budda był księciem i pewnego dnia miał zostać królem. Ale odrzucił wszystko w swoim życiu – kobiety, seks, napoje, sławę – wszystko. Dlaczego? Zobaczył cień bata, cień odsłaniający fakt, że wszystkie rzeczy są nietrwałe. Więc Budda poszedł w góry i po prostu medytował przez sześć lat. Potem zobaczył poranną gwiazdę i osiągnął oświecenie. Jedna osoba osiągnęła oświecenie i teraz na całym świecie jest wiele, wiele milionów buddystów. Ten styl cienia jest stylem bardzo wysokiej klasy.
Następnie jest osoba drugiego rodzaju. Jeżeli jej przyjaciel, nauczyciel, czy ktoś bliski umiera, jej całe życie jest zniszczone, staje się niczym. Taka osoba mogłaby powiedzieć: istota ludzka jest niczym; mój przyjaciel był sławny, miał dużo pieniędzy a teraz nie żyje, cała jego praca i wysiłek poszły na marne; moja praca, wysiłek i moje życie także znikną więc muszę pójść w góry i medytować by zrozumieć siebie. Dawno temu w Korei, tak właśnie myślał mnich Won Hyo Dae Sa. Był w wojsku i miał wielu przyjaciół. Wszyscy zginęli na wojnie a Won Hyo nie został nawet ranny. Chciał zrozumieć, jak to mogło się zdarzyć, więc zakończył służbę w wojsku i został mnichem. To jest styl drugiego typu osób.
Dla trzeciego typu osób musi umrzeć ktoś bardzo, bardzo bliski. Jeżeli mąż, syn, ojciec, lub ktoś z rodziny umiera, wtedy ta osoba pyta: czym jest śmierć, czym jest życie? Będzie pod wpływem bardzo silnych uczuć i wielkiego smutku – cały świat staje się niczym. Słynny mnich Son Um Dae Sa myślał w ten sposób. Kiedy był poza domem, ktoś wymordował całą jego rodzinę – rodziców, żonę i dzieci. Nic mu nie zostało. Włóczył się bez celu. Wreszcie spotkał mnicha który zapytał go: kim jesteś? Jestem niczym. Nic, chodź tutaj, dam ci coś. Słysząc to, Son Um doznał oświecenia i został następnie słynnym mnichem.
Wreszcie jest czwarty rodzaj osób. Jeśli taka osoba ciężko się rozchoruje, zaczyna rozumieć, że życie jest nietrwałe i że wkrótce umrze. Rozumie wtedy, że potrzebne jest by zrozumieć siebie. Następnie ta osoba bierze leki, staje się silna i może pomyśleć: nic nie istnieje, moje ciało zniknie, wszystko zniknie; mam moje ciało ale czym jest moje ciało?; czym jest moje prawdziwe ja?; wszystko jest ważne, ale co jest najważniejsze? Poprzednio ta osoba była bardzo chora. To jest jak koń którego się uderza. Ze swojego doświadczenia ta osoba rozumie cierpienie innych ludzi tak jak swoje własne. Więc mimo, że ten styl jest niskiej klasy to jest ok. Są tylko cztery typy koni ale jest wielu ludzi którzy nie są nawet jak te konie. Jeden z moich uczniów pracuje w hospicjum. Wszyscy ludzie którzy tam przebywają, umrą bardzo szybko, ale nie myślą o śmierci. Wielu chce tylko więcej pieniędzy, więcej jedzenia i chce widzieć swoich synów i córki. Nie rozumieją, że już niedługo nie będą żyli. Tacy ludzie są nie tylko w hospicjach ale także poza nimi. Wielu chce tylko więcej i więcej.”
Metafora o czterech rodzajach koni pokazuje moim zdaniem bardzo interesującą rzecz: probierzem duchowego potencjału jest aktywny stosunek do kwestii nietrwałości, cierpienia, do kwestii ,,porażki ludzkiego życia”. Można tak jak Budda, tylko zaobserwować istnienie cierpienia w świecie, bez osobistego doświadczania go, a można tak jak ,,koń czwartego rodzaju” głęboko doświadczyć cierpienia na własnej skórze. Nie mniej, we wszystkich tych czterech przypadkach reakcja jest podobna: głębokie poruszenie, wielkie pytanie i wielka potrzeba znalezienia odpowiedzi na to pytanie. A więc jest to następująca postawa: muszę coś z tym zrobić, nie mogę tego tak zostawić, nie jestem w stanie tego zignorować. Ponieważ dostrzegam cierpienie innych istot, muszę uratować te istoty od cierpienia, muszę im pomóc.
Tak więc, patrząc na ludzkie życie z perspektywy Pierwszej Szlachetnej Prawdy, życie ludzkie faktycznie wydaje się być porażką i ta perspektywa wydaje się być pesymistyczna. Ale Budda, oprócz Pierwszej Szlachetnej Prawdy wygłosił też trzy następne. Szlachetną Prawdę o przyczynie cierpienia, Szlachetną Prawdę o kresie cierpienia i Szlachetną Prawdę o Ośmiorakiej Ścieżce wyprowadzającej z cierpienia. Te cztery szlachetne prawdy, jako całość, przypominają w moim odczuciu taką kompleksową, profesjonalną diagnozę lekarską. Profesjonalna diagnoza lekarska powinna uwzględniać cztery rzeczy. Po pierwsze ocenę czy pacjent jest chory czy też nie. Po drugie powinna ustalić przyczynę choroby. Po trzecie stwierdzić czy choroba jest uleczalna i po czwarte ustalić jaka kuracja będzie skuteczna – jaka kuracja doprowadzi do wyzdrowienia pacjenta. Tak więc cztery szlachetne prawdy wygłoszone przez Buddę są taką profesjonalną diagnozą lekarską dotyczącą choroby cierpienia ludzkich istot. Po pierwsze Budda stwierdza, że ludzkie istoty cierpią na chorobę cierpienia. Ta choroba nie musi być ujawniona. Może być ujawniona ale może też być ukryta tzn. można zdawać sobie sprawę, że jest się chorym (uświadamiać to sobie) bądź też żyć w przeświadczeniu, że jest się zdrowym, że wszystko jest w porządku. Po drugie Budda stwierdza, że istnieje przyczyna cierpienia. Tą przyczyną jest nasze przywiązanie do pragnień. Po trzecie Budda stwierdza, że istnieje kres cierpienia czyli możliwość trwałego wyleczenia choroby i po czwarte, że istnieje metoda wyleczenia choroby – jest nią podążanie Szlachetną Ośmioraką Ścieżką. Tak więc ostateczna konkluzja Czterech Szlachetnych Prawd jest bardzo optymistyczna. Choroba cierpienia na którą cierpią uwarunkowane istoty jest uleczalna i istnieje lekarstwo leczące tę chorobę. Jest to dobra nowina Buddy dla wszystkich cierpiących istot.
Cztery Szlachetne Prawdy wygłoszone przez Buddę są uznawane za początek buddyjskiego nauczania, kontynuowanego następnie przez Buddę przez około 45 lat, a później kontynuowanego i rozwijanego przez następców Buddy – buddyjskich nauczycieli różnych tradycji, aż do dnia dzisiejszego.
A więc, wracając do pytania zadanego w tytule, czy patrząc z buddyjskiej perspektywy, ludzkie życie jest porażką? Samo ,,bolesne” uwarunkowanie ludzkiego życia nie jest oczywiście porażką. Wręcz przeciwnie, są to warunki które mogą być wykorzystane do duchowego rozwoju, użyte do osiągnięcia sukcesu na ścieżce wyzwolenia. Jak powiedział pierwszy patriarcha zen Bodhidharma ,,cierpienie jest nasieniem buddy, ponieważ skłania ono śmiertelnych do poszukiwania mądrości”. Co więcej, w buddyźmie uważa się, że są zasadniczo dwa sposoby zmiany nawyków umysłu, zmiany naszej karmy. Poprzez praktykę i w wyniku doświadczania cierpienia. Nie chodzi tu o praktykowanie ascezy ale o głębokie rozumienie faktu, że cierpienie którego doświadczamy jest cierpieniem które sami sobie stworzyliśmy, jest rezultatem naszych przeszłych myśli i działań. Patriarcha Bodhidharma powiedział ,,Sutry mówią: kiedy masz trudności nie upadaj na duchu, ma to swój sens. Z takim zrozumieniem pozostajesz w harmonii z przyczyną i przez znoszenie przeciwności wkraczasz na Ścieżkę.” Celem buddyjskiej praktyki jest osiągnięcie oświecenia i następnie pomaganie innym. Buddyjska praktyka nie jest rodzajem chwilowego ,,znieczulacza” na boleści i problemy codziennego życia. Tak więc, patrząc na to z buddjskiej perspektywy, za porażkę ludzkiego życia, można by chyba uznać życie w którym nie wykonaliśmy żadnego kroku na Ścieżce Oświecenia, żadnego kroku w stronę wyzwolenia siebie i innych. Tylko czy taka sytuacja jest w ogóle możliwa? Nawet jeśli nie praktykujemy w sposób świadomy to przecież wszyscy doświadczamy cierpienia, doświadczamy naszej karmy, bolesnych rezultatów naszych przeszłych myśli i działań.