Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Moderator: forum e-budda team
- Schmalzler
- Posty: 129
- Rejestracja: wt gru 18, 2012 11:05
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: istota medytująca
Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Załamałem się - dochodzę do wniosku, że nie mam moralnego/intelektualnego prawa rozmawiać o buddyzmie. A być może jestem i za głupi na samą praktykę. Ale od początku. Uprzedzam że post będzie cholernie długi, ale chcę po prostu jak najlepiej przedstawić sprawę całą.
Spotkałem dzisiaj w sieci buddystę udzielającego się na jednym z forów dyskusyjnych. Akurat gawędziłem z ludźmi o moim światopoglądzie (głównie humaniści i ateiści) i że się tak wyrażę - pojechano po mnie jak po burej suczce. W związku z tym odmówiłem dalszego uzasadniania tłumacząc, że niewiele jeszcze wiem o buddyzmie i z racji tego wolę zamilczeć niż się kompromitować. I wtedy do rozmowy włączył się on. Po rozmowie z nim jestem dwa razy głupszy jak byłem wcześniej i sam już nie wiem, co to buddyzm i do czego służy.
Ale pozwólcie że opowiem przebieg całej dyskusji, gdyż mam ją zapisaną. Pozwolę sobie jednak nie cytować jej calutkiej słowo w słowo - raz że była za długa i chaotyczna, dwa że nie wiem czy mój dyskutant życzyłby sobie tego.
Wszystko zaczęło się od wspomnianej rozmowy z humanistami/ateistami itp. Zacząłem się trochę wdawać w rozważania na temat tego czym jest "ja", znaczy nt. jego iluzoryczności. Jeden z dyskutantów odparł, że ma za sobą etapy takich abstrakcji i zamiast tego poleca zwykłe siedzenie na łące pośród wiatru i zapachów.
Odparłem, że to właściwie jest esencja buddyzmu - być tu i teraz i doznawać tego co nieopisane. Że to jak w powiedzeniu Pang Yuna: "Moce nadprzyrodzone, moje moce cudowne? To czerpanie wody, noszenie drewna". Stwierdziłem też zupełnie szczerze, że wszystkie dyskusje w których staram się udowodnić moje zdanie tylko po to by mile połechtać ego - to dowód na to, że jestem złym buddystą.
I wtedy do rozmowy włączył się On.
Napisał, że buddyzm nie jest ani noszeniem drewna ani stanem kontemplacji ani parasolem schematów. I że medytacja celem uspokojenia nie jest medytacją. Zdziwiła go moja deklaracja, że: nie chcę osądzać, rozpamiętywać, wieszać psów. Powiedział używając przykładu marihuany, że buddyzm jest pytaniem: dlaczego chciałbyś palić albo dlaczego nie chcesz tego robić. Buddyzm nie jest zakazem wieszania psów, ani też ocenianiem tego - buddyzm jest dialogiem który zadaje Ci pytanie czemu chciałbyś to robić albo czemu chciałbyś tego nie robić.
Odparłem na to, że wiele z jego stwierdzeń czytałem już w książkach i czytałem na naszym forum na które go zaprosiłem ( nie jest członkiem i nie zamierza nim zostawać, woli hartować się w dyskusjach z ludźmi innych poglądów). Powiedziałem też, że z używkami to nie taka prosta sprawa, bo już ośmioraka ścieżka stojąca u podstaw buddyzmu i wskazania buddyjskie mają w tym temacie obiekcje.
Odparł wtedy, że Buddha sam polecił nie słuchać tego co powiedział i spytał mnie czy myślę, że szuka przyzwolenia na używanie używek? (nie odpowiedziałem na to)
Powiedziałem z kolei, że dla mnie buddyzm to głównie zasady by nie lgnąć do zjawisk oraz by wystrzegać się zadawania cierpienia.
Zapytał mnie wtedy: co rozumiem poprzez nie lgnięcie i czy uważam że trzeba być buddystą by wystrzegać się zadawania cierpień?
Dalej stwierdziłem że dla mnie buddyzm to droga by przestać lgnąć do zjawisk na zasadzie, jeśli nie mam tego i tego nie mogę być szczęśliwy. Chodzi też o to by uniezależnić się mentalnie od poczucia straty i przemijania. I o oczyszczanie umysłu, wyzbywanie się egoizmu, niepotrzebnych pragnień i emocji. To mój buddyzm. A że praktyka idzie mi źle (bo wzmacniam ego wiedząc że je wzmacniam), jestem złym buddystą.
Według niego natomiast, buddyzm to nie moralizm, a obiektyw na świat. I spytał co rozumiem poprzez bycie lepszym człowiekiem? I kto mi powiedział, że mam się uniezależnić od strat i cierpienia?
Zapytałem wtedy czy buddyzm nie polega na uniezależnieniu się od zjawisk? Na wygaszeniu od pragnień i Nirvanie?
Odparł z uśmiechem, że nic mu o tym nie wiadomo.
Spytałem go wtedy na czym polega jego buddyzm.
Odparł że buddyzm w przeciwieństwie do chrześcijaństwa nie jest skupiony na byciu dobrym (jak chrześcijaństwo i judaizm) tylko na byciu współczującym i mądrym. Główną różnicą między hinduizmem a buddyzmem jest to buddyzm nie mówi czym/kim jesteśmy, nie ma odpowiedzi na to pytanie. Nie ma też koncepcji człowieka ponieważ buddyzm nie interesuje się wyjaśnianiem ani człowieka ani też świta. Buddyzm skupiony jest tylko na tym co każdy z nas czuje i tylko to się liczy. Więc z punktu widzenia Buddyzmu - wszystkie ideologie są błędne. W takim też sensie że nic nie jest tym co starasz się określić. 'Jesteś' wtedy gdy odpuścisz próbę ujęcia świata w nazwy. Kiedy się gzisz z psem, kiedy biegniesz po plaży ze swoją kobietą. Wtedy czujesz życie, nie musisz go opisywać. Gdyż nie ma niczego innego czego można by się uczepić - więc buddyzm jest tego dyscypliną. Stąd koncepcja chociażby 'przemijania' (ANICCA).
Zapytałem wtedy co z tymi wszystkimi historiami jak mnisi którzy wyrzekli się żądz osiągneli Satori?
Odparł że nie wie, że to tylko historie. Jak ta o Siddharcie.
Zaprotestowałem wtedy, że przecież zen też ma takie przesłanie: człowiek biedny, bez majątku, a szczęśliwy wyzwoleniem?
Zapytał mnie wtedy co czuję? Czy mogę być biedny i szczęśliwy?
Zapytałem go wtedy co sądzi o oświeceniu.
Odparł że dla niego to bycie tu i teraz. Zmiana nadchodząca z dnia na dzień i nie oczekiwanie na nic.
Pokusiłem się wtedy o założenie, że dla niego buddyzm jest zapewne ścieżką by żyć pełniej, podczas gdy dla mnie drogą do tego by pokonać cierpienie - i to nas różni.
Powiedział mi, że go nie rozumiem. I że to co nas różni to koncepcja buddyzmu - ja je mam, natomiast sam buddyzm jest ich pozbawiony. Powiedział też że rozumiem pełnię życia po europejsku, podczas gdy prawdziwa moralność jest spontaniczna i nieuzasadniona.
Wtedy poczułem się już jak kompletny kretyn. Podziękowałem mu za rozmowę (nota bene bardzo serdeczną i kulturalną) i powiedziałem, że uświadomił mi że jestem za głupi na buddyzm.
Nie wiem dlaczego, ale po tej rozmowie poczułem się bardzo samotny i hmm...nie wiem, po prostu zasmucony i głupi. Zupełnie jakbym nie nadawał się do tej drogi i nie był jej godzien, bo w niej idzie o coś zupełnie innego niżeli myślałem...
Spotkałem dzisiaj w sieci buddystę udzielającego się na jednym z forów dyskusyjnych. Akurat gawędziłem z ludźmi o moim światopoglądzie (głównie humaniści i ateiści) i że się tak wyrażę - pojechano po mnie jak po burej suczce. W związku z tym odmówiłem dalszego uzasadniania tłumacząc, że niewiele jeszcze wiem o buddyzmie i z racji tego wolę zamilczeć niż się kompromitować. I wtedy do rozmowy włączył się on. Po rozmowie z nim jestem dwa razy głupszy jak byłem wcześniej i sam już nie wiem, co to buddyzm i do czego służy.
Ale pozwólcie że opowiem przebieg całej dyskusji, gdyż mam ją zapisaną. Pozwolę sobie jednak nie cytować jej calutkiej słowo w słowo - raz że była za długa i chaotyczna, dwa że nie wiem czy mój dyskutant życzyłby sobie tego.
Wszystko zaczęło się od wspomnianej rozmowy z humanistami/ateistami itp. Zacząłem się trochę wdawać w rozważania na temat tego czym jest "ja", znaczy nt. jego iluzoryczności. Jeden z dyskutantów odparł, że ma za sobą etapy takich abstrakcji i zamiast tego poleca zwykłe siedzenie na łące pośród wiatru i zapachów.
Odparłem, że to właściwie jest esencja buddyzmu - być tu i teraz i doznawać tego co nieopisane. Że to jak w powiedzeniu Pang Yuna: "Moce nadprzyrodzone, moje moce cudowne? To czerpanie wody, noszenie drewna". Stwierdziłem też zupełnie szczerze, że wszystkie dyskusje w których staram się udowodnić moje zdanie tylko po to by mile połechtać ego - to dowód na to, że jestem złym buddystą.
I wtedy do rozmowy włączył się On.
Napisał, że buddyzm nie jest ani noszeniem drewna ani stanem kontemplacji ani parasolem schematów. I że medytacja celem uspokojenia nie jest medytacją. Zdziwiła go moja deklaracja, że: nie chcę osądzać, rozpamiętywać, wieszać psów. Powiedział używając przykładu marihuany, że buddyzm jest pytaniem: dlaczego chciałbyś palić albo dlaczego nie chcesz tego robić. Buddyzm nie jest zakazem wieszania psów, ani też ocenianiem tego - buddyzm jest dialogiem który zadaje Ci pytanie czemu chciałbyś to robić albo czemu chciałbyś tego nie robić.
Odparłem na to, że wiele z jego stwierdzeń czytałem już w książkach i czytałem na naszym forum na które go zaprosiłem ( nie jest członkiem i nie zamierza nim zostawać, woli hartować się w dyskusjach z ludźmi innych poglądów). Powiedziałem też, że z używkami to nie taka prosta sprawa, bo już ośmioraka ścieżka stojąca u podstaw buddyzmu i wskazania buddyjskie mają w tym temacie obiekcje.
Odparł wtedy, że Buddha sam polecił nie słuchać tego co powiedział i spytał mnie czy myślę, że szuka przyzwolenia na używanie używek? (nie odpowiedziałem na to)
Powiedziałem z kolei, że dla mnie buddyzm to głównie zasady by nie lgnąć do zjawisk oraz by wystrzegać się zadawania cierpienia.
Zapytał mnie wtedy: co rozumiem poprzez nie lgnięcie i czy uważam że trzeba być buddystą by wystrzegać się zadawania cierpień?
Dalej stwierdziłem że dla mnie buddyzm to droga by przestać lgnąć do zjawisk na zasadzie, jeśli nie mam tego i tego nie mogę być szczęśliwy. Chodzi też o to by uniezależnić się mentalnie od poczucia straty i przemijania. I o oczyszczanie umysłu, wyzbywanie się egoizmu, niepotrzebnych pragnień i emocji. To mój buddyzm. A że praktyka idzie mi źle (bo wzmacniam ego wiedząc że je wzmacniam), jestem złym buddystą.
Według niego natomiast, buddyzm to nie moralizm, a obiektyw na świat. I spytał co rozumiem poprzez bycie lepszym człowiekiem? I kto mi powiedział, że mam się uniezależnić od strat i cierpienia?
Zapytałem wtedy czy buddyzm nie polega na uniezależnieniu się od zjawisk? Na wygaszeniu od pragnień i Nirvanie?
Odparł z uśmiechem, że nic mu o tym nie wiadomo.
Spytałem go wtedy na czym polega jego buddyzm.
Odparł że buddyzm w przeciwieństwie do chrześcijaństwa nie jest skupiony na byciu dobrym (jak chrześcijaństwo i judaizm) tylko na byciu współczującym i mądrym. Główną różnicą między hinduizmem a buddyzmem jest to buddyzm nie mówi czym/kim jesteśmy, nie ma odpowiedzi na to pytanie. Nie ma też koncepcji człowieka ponieważ buddyzm nie interesuje się wyjaśnianiem ani człowieka ani też świta. Buddyzm skupiony jest tylko na tym co każdy z nas czuje i tylko to się liczy. Więc z punktu widzenia Buddyzmu - wszystkie ideologie są błędne. W takim też sensie że nic nie jest tym co starasz się określić. 'Jesteś' wtedy gdy odpuścisz próbę ujęcia świata w nazwy. Kiedy się gzisz z psem, kiedy biegniesz po plaży ze swoją kobietą. Wtedy czujesz życie, nie musisz go opisywać. Gdyż nie ma niczego innego czego można by się uczepić - więc buddyzm jest tego dyscypliną. Stąd koncepcja chociażby 'przemijania' (ANICCA).
Zapytałem wtedy co z tymi wszystkimi historiami jak mnisi którzy wyrzekli się żądz osiągneli Satori?
Odparł że nie wie, że to tylko historie. Jak ta o Siddharcie.
Zaprotestowałem wtedy, że przecież zen też ma takie przesłanie: człowiek biedny, bez majątku, a szczęśliwy wyzwoleniem?
Zapytał mnie wtedy co czuję? Czy mogę być biedny i szczęśliwy?
Zapytałem go wtedy co sądzi o oświeceniu.
Odparł że dla niego to bycie tu i teraz. Zmiana nadchodząca z dnia na dzień i nie oczekiwanie na nic.
Pokusiłem się wtedy o założenie, że dla niego buddyzm jest zapewne ścieżką by żyć pełniej, podczas gdy dla mnie drogą do tego by pokonać cierpienie - i to nas różni.
Powiedział mi, że go nie rozumiem. I że to co nas różni to koncepcja buddyzmu - ja je mam, natomiast sam buddyzm jest ich pozbawiony. Powiedział też że rozumiem pełnię życia po europejsku, podczas gdy prawdziwa moralność jest spontaniczna i nieuzasadniona.
Wtedy poczułem się już jak kompletny kretyn. Podziękowałem mu za rozmowę (nota bene bardzo serdeczną i kulturalną) i powiedziałem, że uświadomił mi że jestem za głupi na buddyzm.
Nie wiem dlaczego, ale po tej rozmowie poczułem się bardzo samotny i hmm...nie wiem, po prostu zasmucony i głupi. Zupełnie jakbym nie nadawał się do tej drogi i nie był jej godzien, bo w niej idzie o coś zupełnie innego niżeli myślałem...
"O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć".
Ludwig Wittgenstein
Ludwig Wittgenstein
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Tak, Schmalzlerze, kabotyneria to jedno z ulubionych hobby zenistów w internecie.
A to:
A to:
jest buddyjskim bulszitem wszechczasów.Buddha sam polecił nie słuchać tego co powiedział
- kunzang
- Admin
- Posty: 12729
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Witam
By było jasnym - nie oczekuję, że na te pytania odpowiesz. Te pytania, to propozycja - tylko propozycja - byś się nad tym zastanowił.
Co do reszty Twej wypowiedzi, to zmilczę
Pozdrawiam
Prawo masz - pojawia się tylko pytanie, czy wiedząc tyle o buddyzmie co wiesz na ten moment, ma w ogóle sens wpuszczanie się w rozmowy z tymi, co o buddyzmie nie wiedzą nic, lub prawie nic i przedstawianie im buddyjskiego poglądu przez Ciebie /np na temat tego, jak to jest z tym ''ja'' w buddyzmie/ Dlaczego wpuszczasz się w takie rozmowy, samemu nie mając jeszcze wszystkiego /przynajmniej/ dobrze poukładanego w tej kwestii /chodzi mi generalnie o buddyzm/? Po co to robisz?... To Tobie w czymś pomaga?Schmalzler pisze:Załamałem się - dochodzę do wniosku, że nie mam moralnego/intelektualnego prawa rozmawiać o buddyzmie.
By było jasnym - nie oczekuję, że na te pytania odpowiesz. Te pytania, to propozycja - tylko propozycja - byś się nad tym zastanowił.
Na praktykę zapewne nie, o ile jesteś w stanie zaakceptować to, że nie wszystko naraz - i że cierpliwość, to nie cnota, a wymógSchmalzler pisze:A być może jestem i za głupi na samą praktykę.
Co do reszty Twej wypowiedzi, to zmilczę
Pozdrawiam
- kunzang
- Admin
- Posty: 12729
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Witam
I niestety - zapewne - jeszcze długo się będzie unosił smród tego
Pozdrawiam
Dokładnie!iwanxxx pisze:A to:jest buddyjskim bulszitem wszechczasów.Buddha sam polecił nie słuchać tego co powiedział
I niestety - zapewne - jeszcze długo się będzie unosił smród tego
Pozdrawiam
- Schmalzler
- Posty: 129
- Rejestracja: wt gru 18, 2012 11:05
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: istota medytująca
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Tak, to był błąd. I doszedłem do wniosku, że od teraz o buddyzmie będę nie tyle mówił, co milczał. Jednakże sądziłem że rozmowa z kimś kto jest w temacie raczej mnie zbuduje, niż pogrąży, coś na zasadzie szukania wspólnych poglądów, klepania się po plecach, wymiany doświadczeń i tak dalej. A tymczasem największe baty dostałem nie od ateo-humanistów, a właśnie od zena.kunzang pisze:Witam
pojawia się tylko pytanie, czy wiedząc tyle o buddyzmie co wiesz na ten moment, ma w ogóle sens wpuszczanie się w rozmowy z tymi, co o buddyzmie nie wiedzą nic, lub prawie nic i przedstawianie im buddyjskiego poglądu przez Ciebie /np na temat tego, jak to jest z tym ''ja'' w buddyzmie/ Dlaczego wpuszczasz się w takie rozmowy, samemu nie mając jeszcze wszystkiego /przynajmniej/ dobrze poukładanego w tej kwestii /chodzi mi generalnie o buddyzm
"O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć".
Ludwig Wittgenstein
Ludwig Wittgenstein
- stepowy jeż
- Senior User
- Posty: 1852
- Rejestracja: pn paź 23, 2006 18:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Dzogczen, Zen
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Schmalzler pisze:Tak, to był błąd. I doszedłem do wniosku, że od teraz o buddyzmie będę nie tyle mówił, co milczał. Jednakże sądziłem że rozmowa z kimś kto jest w temacie raczej mnie zbuduje, niż pogrąży.
Skąd ta pewność, że był w temacieiwanxxx pisze:jest buddyjskim bulszitem wszechczasów.Buddha sam polecił nie słuchać tego co powiedział
- highersense
- Posty: 179
- Rejestracja: pn paź 18, 2010 18:01
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen (Kwan Um)
- Lokalizacja: Berlin
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Naprawdę uważacie że ON tak zupełnie nie miał racji?
Oczywiście trochę w tym co tu Shmalzler opisałeś/zacytowałeś jest zwykłym kabotynizmem/lawirowaniem i zen flirtowaniem, ale jest też w tym trochę prawdy...
Poza tym na tyle na ile mogę się w sprawie zenu czy buddyzmu w ogóle wypowiedzieć to jest on inny na każdym etapie drogi i ważne jest rzeczywiście to co ty w tym momencie czujesz,co to dla Ciebie oznacza - niekoniecznie razem z dogłębną analizą owych znaczeń. Po prostu idziesz przez życie z zenem,medytacją,buddyzmem i jest on raz żółty raz niebieski. A jednak pryzmat jest jeden,światło jedno - kolory różne.
A prawo do rozmawiania o zenie czy buddyzmie masz zawsze,tylko w pewnym momencie się zaczynasz zastanawiać po prostu czy to ma jakikolwiek sens...?
A że baty takie dostałeś szukając klepania po plecach Shmalzler,to nic strasznego. To czasem dobrze dostać takie baty. I stanąć i się zastanowić dlaczego to tak akurat zakłuło.
A Ty Kunzang masz poukładane już wszystko?
Oczywiście trochę w tym co tu Shmalzler opisałeś/zacytowałeś jest zwykłym kabotynizmem/lawirowaniem i zen flirtowaniem, ale jest też w tym trochę prawdy...
Poza tym na tyle na ile mogę się w sprawie zenu czy buddyzmu w ogóle wypowiedzieć to jest on inny na każdym etapie drogi i ważne jest rzeczywiście to co ty w tym momencie czujesz,co to dla Ciebie oznacza - niekoniecznie razem z dogłębną analizą owych znaczeń. Po prostu idziesz przez życie z zenem,medytacją,buddyzmem i jest on raz żółty raz niebieski. A jednak pryzmat jest jeden,światło jedno - kolory różne.
A prawo do rozmawiania o zenie czy buddyzmie masz zawsze,tylko w pewnym momencie się zaczynasz zastanawiać po prostu czy to ma jakikolwiek sens...?
A że baty takie dostałeś szukając klepania po plecach Shmalzler,to nic strasznego. To czasem dobrze dostać takie baty. I stanąć i się zastanowić dlaczego to tak akurat zakłuło.
A Ty Kunzang masz poukładane już wszystko?
...szin mjo dżan gu de darani...
- kunzang
- Admin
- Posty: 12729
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Witam
Miłego dnia Highersense
Pozdrawiam
Tak... idzie na piątą, za półgodziny siadam twarzą do ściany, a potem herbata.highersense pisze:A Ty Kunzang masz poukładane już wszystko?
Miłego dnia Highersense
Pozdrawiam
- Har-Dao
- Global Moderator
- Posty: 3162
- Rejestracja: pn paź 04, 2004 20:06
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Dhamma-Vinaya
- Lokalizacja: Polska
- Kontakt:
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Czołem Schmalzler
W odpowiedzi pozwolę sobie zacytować tłumaczenie artykułu Thanissaro, które w całości niedługo ukaże się na Sasanie (tekst tyczy pojednania i przebaczenia, ale wyłuskasz mam nadzieję to co moim zdaniem jest meritum):
metta&peace
H-D
W odpowiedzi pozwolę sobie zacytować tłumaczenie artykułu Thanissaro, które w całości niedługo ukaże się na Sasanie (tekst tyczy pojednania i przebaczenia, ale wyłuskasz mam nadzieję to co moim zdaniem jest meritum):
W zachodnich społecznościach buddyjskich określenie czegoś jako właściwe lub niewłaściwe ma kiepską opinię, głównie z powodu nadużyć tych pojęć w naszej kulturze - jak choćby wtedy, gdy jedna osoba próbuje narzucić arbitralne standardy lub kary wobec innych lub z hipokryzją wymaga, by inni byli wierni zasadom, których sama nie przestrzega.
By uniknąć tych nadużyć, niektórzy doradzają życie podług niedualnej wizji, która wykracza poza przywiązanie do pojęć złe i dobre. Jednakże i ta wizja jest w pewien sposób otwarta na nadużycia. W społecznościach, które się za nią opowiadają, nieodpowiedzialni członkowie mogą użyć retoryki niedualności i nieprzywiązania, aby tłumaczyć naprawdę szkodliwe zachowania; ich ofiary zostają pozostawione same sobie, bez powszechnie przyjętych standardów, na których mogłyby oprzeć swoje prośby o zadośćuczynienie. Nawet akt przebaczenia w takim kontekście jest podważany, bo z jakiej racji ofiary mają oceniać, które zachowania wymagają wybaczania, a które nie? Zdecydowanie za często ofiary obwiniane są za narzucanie swoich standardów innym, nie potrafiąc wyjść poza dualistyczne poglądy.
Oznacza to jedynie, że w takiej społeczności nikt nie wykroczył poza pojęcia dobra i zła. Doszło jedynie do pewnej zmiany porządku: twierdzisz, że postrzegasz rzeczy przez pryzmat niedualności, zatem cokolwiek zrobisz, i tak jest to właściwe. Jeśli narzekasz na zachowanie innych – postępujesz niewłaściwie. A ponieważ o tym zjawisku nie mówi się, jako o zmianie porządku, tworzy ono atmosferę hipokryzji, w której prawdziwe pojednanie nie jest możliwe.
metta&peace
H-D
- stepowy jeż
- Senior User
- Posty: 1852
- Rejestracja: pn paź 23, 2006 18:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Dzogczen, Zen
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Również uważam, że absolutną podstawą ścieżki jest przestrzeganie wskazań. Wszelkie próby dyskredytacji reguł imho wynikają zwyczajnie z usprawiedliwiania swoich pożądań i próby wpisywania ich w ścieżkę. Szczególnie dotyczy to współczesnych czasów, bowiem łamanie zasad jest dziś tak powszechne, że nazywający siebie podążającym ścieżką ma szczególną odpowiedzialność pokazania iż przestrzeganie wskazań jest nie tylko możliwe, ale jest częścią jego duchowej przygody.
Nie potępiam bynajmniej tych co łamią zasady, odurzają się itp. Nie mam prawa do tego. Natomiast potępiam nazywanie taki sposób działania zgodny ze ścieżką buddyjską. Ileż już słyszałem razy nazywanie zwykłego pożądania wolnością, ileż to razy naciąga się słowa Buddy, przeinacza tylko po to by usprawiedliwić choćby wypalenie skuna czy zdradę małżeńską. Owszem - zdradzaj, odurzaj się, ale nie nazywaj tego ścieżką duchową.
Wolność oznacza możliwość wyboru. Jeśli jesteś wolny to możesz wybrać między zadawaniem cierpienia bądź nie. Jeśli masz współczucie, to oczywiste co wybierzesz. To właśnie w praktyce sprowadza się do wskazań.
Jeśli ktoś uważa, że
Powiem Ci Schmalzler, że dla mnie znacznie wartościowsza jest Twoja uczciwość wobec siebie niż takie rozmydlone próby usprawiedliwiania swoich słabości własną interpretacją buddyzmu czy jakąkolwiek duchowością.
pzdr
Nie potępiam bynajmniej tych co łamią zasady, odurzają się itp. Nie mam prawa do tego. Natomiast potępiam nazywanie taki sposób działania zgodny ze ścieżką buddyjską. Ileż już słyszałem razy nazywanie zwykłego pożądania wolnością, ileż to razy naciąga się słowa Buddy, przeinacza tylko po to by usprawiedliwić choćby wypalenie skuna czy zdradę małżeńską. Owszem - zdradzaj, odurzaj się, ale nie nazywaj tego ścieżką duchową.
Wolność oznacza możliwość wyboru. Jeśli jesteś wolny to możesz wybrać między zadawaniem cierpienia bądź nie. Jeśli masz współczucie, to oczywiste co wybierzesz. To właśnie w praktyce sprowadza się do wskazań.
Jeśli ktoś uważa, że
to nie trudno wywnioskować dlaczego.buddyzm to nie moralizm, a obiektyw na świat.
Powiem Ci Schmalzler, że dla mnie znacznie wartościowsza jest Twoja uczciwość wobec siebie niż takie rozmydlone próby usprawiedliwiania swoich słabości własną interpretacją buddyzmu czy jakąkolwiek duchowością.
pzdr
- Schmalzler
- Posty: 129
- Rejestracja: wt gru 18, 2012 11:05
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: istota medytująca
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Szczera prawda co powiedziałeś, Highersense. A zabolało mnie z mojej winy - miałem inne oczekiwania i facet zjadł mnie swoją rozległą wiedzą i doświadczeniem. Nie mam pretensji o to co mówił i jak mówił, problem był w tym jak to odebrałem. I niepotrzebnie w ogóle zaczynałem wypowiadać się na te tematy, zwłaszcza z moją szczątkową wiedzą. Wyciągnąłem lekcję aby od teraz nie afiszować się, nie opowiadać, tylko jak najwięcej milczeć i praktykować. Czyli jakby nie patrzeć, wyciągnąłem z tego praktyczne wnioski.highersense pisze:Naprawdę uważacie że ON tak zupełnie nie miał racji?
Oczywiście trochę w tym co tu Shmalzler opisałeś/zacytowałeś jest zwykłym kabotynizmem/lawirowaniem i zen flirtowaniem, ale jest też w tym trochę prawdy...
Poza tym na tyle na ile mogę się w sprawie zenu czy buddyzmu w ogóle wypowiedzieć to jest on inny na każdym etapie drogi i ważne jest rzeczywiście to co ty w tym momencie czujesz,co to dla Ciebie oznacza - niekoniecznie razem z dogłębną analizą owych znaczeń. Po prostu idziesz przez życie z zenem,medytacją,buddyzmem i jest on raz żółty raz niebieski. A jednak pryzmat jest jeden,światło jedno - kolory różne.
A prawo do rozmawiania o zenie czy buddyzmie masz zawsze,tylko w pewnym momencie się zaczynasz zastanawiać po prostu czy to ma jakikolwiek sens...?
PS. Jeżu, to co powiedziałeś też uważam za cenne, bo zaczynałem już się zastanawiać jak to jest z tą etyką w buddyzmie. Czy to tylko właściwe działanie moralne pod wpływem emocji, a dalej rób co chcesz, czy idzie jednak o coś innego.
"O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć".
Ludwig Wittgenstein
Ludwig Wittgenstein
- dharmozjad
- Posty: 622
- Rejestracja: sob sie 11, 2012 16:03
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Theravada, Vipassana
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
sadhu!stepowy jeż pisze:Również uważam, że absolutną podstawą ścieżki jest przestrzeganie wskazań. Wszelkie próby dyskredytacji reguł imho wynikają zwyczajnie z usprawiedliwiania swoich pożądań i próby wpisywania ich w ścieżkę.
podpisuję się pod tym obiema rękami!
- Rafus
- Posty: 846
- Rejestracja: śr maja 02, 2007 15:51
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: wrodzony umysł (Tibet)
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Dziwne podejście.Schmalzler pisze:pojechano po mnie jak po burej suczce. Po rozmowie z nim jestem dwa razy głupszy jak byłem wcześniej i sam już nie wiem, co to buddyzm i do czego służy.
Nie wiem dlaczego, ale po tej rozmowie poczułem się bardzo samotny i hmm...nie wiem, po prostu zasmucony i głupi. Zupełnie jakbym nie nadawał się do tej drogi i nie był jej godzien, bo w niej idzie o coś zupełnie innego niżeli myślałem...
I doszedłem do wniosku, że od teraz o buddyzmie będę nie tyle mówił, co milczał.
Tak, to był błąd. I doszedłem do wniosku, że od teraz o buddyzmie będę nie tyle mówił, co milczał. Jednakże sądziłem że rozmowa z kimś kto jest w temacie raczej mnie zbuduje, niż pogrąży, coś na zasadzie szukania wspólnych poglądów, klepania się po plecach, wymiany doświadczeń i tak dalej. A tymczasem największe baty dostałem nie od ateo-humanistów, a właśnie od zena.
I niepotrzebnie w ogóle zaczynałem wypowiadać się na te tematy, zwłaszcza z moją szczątkową wiedzą. Wyciągnąłem lekcję aby od teraz nie afiszować się, nie opowiadać, tylko jak najwięcej milczeć i praktykować. Czyli jakby nie patrzeć, wyciągnąłem z tego praktyczne wnioski.
Ja mam takie: Idź i próbuj dalej. Nie czuj się winny, zawstydzony, zasmucony. Jak będziesz uparty możesz wygrać. Im więcej batów dostaje tym większa moja motywacja. To wszystko mnie czegoś uczy. Dla mnie ważne jest, by nie popełniać ciągle tych samych błędów (drugi raz się przygotujesz i nie dasz się zaskoczyć ).
Mam nadzieję, że nie będziesz milczał na forum, bo lubię czytać twoje posty
- Schmalzler
- Posty: 129
- Rejestracja: wt gru 18, 2012 11:05
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: istota medytująca
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Na tym forum pozwolę sobie pogadać. Jednakże postanowiłem ograniczyć rozmowy o buddyzmie w innych obszarach internetu i w życiu codziennym. Rodzi to zbyt wiele problemów, spięć i innych emocji których wolałbym uniknąć. Często też uruchamia mi się pragnienie by za wszelką cenę przeforsować moje zdanie, a to też nie jest pozytywne zjawisko.Rafus pisze: Mam nadzieję, że nie będziesz milczał na forum, bo lubię czytać twoje posty
PS. Czy wasz buddyzm jest pozbawiony założeń? Według tamtego człowieka moim problemem było czynienie ich, podczas gdy sam buddyzm jest ich pozbawiony. Ale gdyby nie było żadnych założeń, to nie byłoby żadnej ścieżki wiodącej do żadnego przebudzenia - tak to widzę.
PS 2 Do teraz się zastanawiam co miał na myśli dając za przykład to zdanie: "Kiedy się gzisz z psem, kiedy biegniesz po plaży ze swoją kobietą." O ile biegnięcie z kobietą po plaży rozumiem, to to gżenie się z psem już jest dla mnie problematyczne znaczeniowo.
"O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć".
Ludwig Wittgenstein
Ludwig Wittgenstein
- stepowy jeż
- Senior User
- Posty: 1852
- Rejestracja: pn paź 23, 2006 18:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Dzogczen, Zen
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Mnie się kojarzy jednoznacznie, ale to obszary wykraczające poza moją skalę wrażliwościSchmalzler pisze:gżenie się z psem już jest dla mnie problematyczne znaczeniowo.
-
- Posty: 432
- Rejestracja: wt sie 04, 2009 09:04
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Wspólnota Dzogczen
- Lokalizacja: Toruń
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Według mnie to typowe gadanie kogoś, kto udaje mistrza zen a w głowie ma jedynie pomieszanie. Kilka razy przeczytał zapewne o kontrowersyjnych mistrzach, co to używają takiego języka dla nauczania i mu się udzieliło.Schmalzler pisze: PS 2 Do teraz się zastanawiam co miał na myśli dając za przykład to zdanie: "Kiedy się gzisz z psem, kiedy biegniesz po plaży ze swoją kobietą."
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Myślę, że dobrze widzisz.Schmalzler pisze:PS. Czy wasz buddyzm jest pozbawiony założeń? Według tamtego człowieka moim problemem było czynienie ich, podczas gdy sam buddyzm jest ich pozbawiony. Ale gdyby nie było żadnych założeń, to nie byłoby żadnej ścieżki wiodącej do żadnego przebudzenia - tak to widzę.
Zen stara się bezpośrednio wskazać poza koncepcje. Niemniej jednak chyba widzisz pułapkę mówienia, że Twoja praktyka ma polegać na nieczynieniu założeń. Przecież to też jest założenie, nieważne w jak efektowną retorykę to ubierzesz. Nieczynienie założeń ma być Twoim założeniem - może i tak, ale jak to zrobisz? Ten rodzaj retoryki oparty jest przeważnie na idei madhymaki - afilozofii, której jedynym celem było terapeutyczne wytrącenie Cię z każdej pozycji ontologicznej. Nagardżuna pisał "gdybym poczynił założenie, popełniłbym błąd; jako że ja jeden nie mam założeń, ja jeden nie popełniam błędu". Jest to oczywiście paradoks, ponieważ wyraża on cel, owoc ścieżki a nie samą ścieżkę. Wyrwanie tego z kontekstu spowodowało właśnie, że madhyamakę oskarżano o brak ścieżki. Choć można to intelektualnie zrozumieć, wskazuje to na realizację a nie na intelektualne założenie. Buddysta praktykujący zen często powie Ci, że jego retoryka jest pozbawiona pułapek koncepcji, ale to też tylko retoryka, bo wszystko, co czynimy w świecie koncepcji, w świecie tzw. prawdy relatywnej (vide: koncepcja dwóch prawd) jest oparte na koncepcjach. Chodzi o to, żeby wykorzystać te koncepcje, aby dojść do ich końca. Bodhisattwa nie ma koncepcji - jego działanie dla innych istot jest spontaniczne, nie wiąże go przywiązanie do moralności, do wskazań itd - ale to jest szczyt góry, nie początek ścieżki.
Sutra Doskonałego Oświecenia pisze że na tej zasadzie dharma, ścieżka są złudzeniem: porównuje praktykę do rozpalania ognia przy pomocy dwóch kawałków drewna. Pocierasz jeden o drugi, powstaje ogień, oba spalają się, dym rozwiewa się. W ten sposób iluzja praktyki rozwiewa iluzję ja a na końcu zostaje czysty umysł. Tradycyjne nauki mówią o użyciu dharmy jako tratwy, na której przeprawiasz się na drugi brzeg. Na drugim brzegu nie potrzebujesz już tratwy.
Ponieważ wiele osób przywiązuje się do tych nauk i zaczyna gloryfikować tratwę, albo modlić się do kawałka drewna, powstały nauki tzw. natychmiastowe, które bardzo mocno podkreślają odcinanie przywiązań do metod. Ale to też jest rodzaj założenia, inny nie da się obronić przeciwnej tezy. Musiałbyś zobaczyć jak funkcjonują w praktyce ośrodki zen, żeby zrozumieć jak to się ma do rzeczywistości.
Jeśli ktoś opowiada, że powinno się porzucić ścieżkę, porzucić moralność, porzucić założenia, to tak jakbyś wyskoczył z tratwy na środku rzeki Dopóki nie masz jakiejś realizacji, to są to puste słowa.
- Ras
- Posty: 377
- Rejestracja: śr cze 27, 2012 17:24
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Dzogchen
- Lokalizacja: Kraków
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Ja podążam Ścieżką jak najlepiej mogę, wkładam to tyle pracy ile jestem w obecnym momencie jej włożyć. Narazie staram się nie rozmawiać z ludźmi o moim buddyzmie, bo uważam, że powinienem go najpierw sam porządnie zrozumieć, chociaż oczywiście odpowiadam na zadane mi pytania, jednak często szukając odpowiedzi na pytanie w swojej głowie sam zauważam, że mam spore braki. Moja rada : praktykuj jak najwięcej, czytaj dużo tekstów i narazie unikaj <a przynajmniej ja bym tak zrobił> takich dyskusji na różnych forach, bo nie mając mocnych fundamentów niektórzy ludzie mogą nam namieszać nieźle w głowie i wtedy sami we wszystko zwątpimy
emaho!
- kunzang
- Admin
- Posty: 12729
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Witam
Pozdrawiam
Ras pisze:(...) Moja rada : praktykuj jak najwięcej, czytaj dużo tekstów i narazie unikaj <a przynajmniej ja bym tak zrobił> takich dyskusji na różnych forach, bo nie mając mocnych fundamentów niektórzy ludzie mogą nam namieszać nieźle w głowie i wtedy sami we wszystko zwątpimy
Pozdrawiam
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
W mahajanie jest taka tradycja, że Budda nigdy nie nauczał nie poproszony. Co więcej, nie nauczał nie poproszony wyraźnie trzy razy - wiele sutr zaczyna się od takiej trzykrotnej prośby.
Warto o tym pamiętać, nawet jeśli to legenda.
Warto o tym pamiętać, nawet jeśli to legenda.
- ethan
- Senior User
- Posty: 842
- Rejestracja: sob maja 23, 2009 16:01
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Wspólnota Dzogczen
- Lokalizacja: Czysta Kraina
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Generalnie powinno tak byc, ze nie powinno sie rozpowiadac o swojej praktyce na prawo i lewo, tymniemniej w ogolnych rozmowach jesli ktos pyta, obojetnie jakich pogladow to mozna ogolnie pogadac, inaczej ciezko raczej zeby Dharma sie rozprzestrzeniala, u mnie na przyklad w pracy bardzo duzo osob wie ze jestem buddysta, medytuje itd. ale nie bylo to tez tak, ze sam z siebie o tym zaczalem mowic, po prostu kiedys ktos mi sie spytal cos o kosciele katolickim i tak od slowa do slowa jakiego wyznania w takim razie jestem i otwarcie powiedzialem ze buddytsa, wiec padly jakies pytania o medytacji, na czym to polega i jakos sie roznioslo, nawet pare osob pytalo mi sie do ktorego osrodka najlepiej sie udac itd. wiec w czyms takim nie ma nic zlego. Z drugiej strony jednak nigdy w takich rozmowach, czy to w pracy czy to z rodzina czy znajomymi nigdy raczej nie przekroczylem granicy zeby powiedziec cos bardziej szczegolowego lub tym bardziej zeby kogos nawracac lub probowac przekonac do swojej racji, tzn. przewaznie mowie co mysle ale jesli ktos sie nie zgadza to co ja moge Tez swojego czasu czasem wchodzilem na czat onetu na pokoj buddyzm i ezoteryka i tam, chociaz bardzo malo buddystow to kilka ciekawych rozmow sie urodzilo wlasnie z ludzmi innej wiary czy niewiary, ale trzeba byc totalnie elastycznym i nigdy nie brac za bardzo do siebie bo ludzie rozni sa, swoja droga rowniez buddysci, niektorzy sa bardziej zakreceni niz sloik na zime i na pewno takich tez spotkasz na swojej drodze Schmalzler bo w kazdej sandze kilku raczej sie znajdzie I takie ogolne rozmowy czy to w realu, czy na czacie czy innych forach rowniez cos pozytywnego moga wniesc i tez ladnie pokazuja gdzie mamy luki w wiedzy czy zrozumieniu, wiec zmuszaja jakos do myslenia zeby to sobie poukladac ale tez wlasnie trzeba uwazac zeby nie misjonowac, nawracac czy za wszelka cene przekonywac do swoich racji i wszystko z przymrozeniem oka i dystansem bo inaczej moze byc jak to wlasnie na Twoim przykladzie Schmalzler ze tylko bardziej spiety po czyms takim byles
http://www.jasnesny.wordpress.com
„Nie oceniaj sukcesu człowieka po tym jak wysoko się wspiął, lecz jak wysoko odbił się od dna.”
„Nie oceniaj sukcesu człowieka po tym jak wysoko się wspiął, lecz jak wysoko odbił się od dna.”
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Obustronność nauki buddyjskiej już niejednemu namieszała w głowie. Jeżeli nazwiesz to kijem, uderze Cię, jeżeli nie nazwiesz tego kijem, także Cię uderzę.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
"-Ale czy Gotama ma jakąś własną teorię?
-Tathagata, o Vaccho, jest wolny od wszelkich teorii. To jednak, Vaccho, Tathagata wie: jaka jest natura form, i jak forma powstaje, i jak ginie" [MN I, 72]
duchonautyka.blogspot.com
wskazujaceslowa.blogspot.com
-Tathagata, o Vaccho, jest wolny od wszelkich teorii. To jednak, Vaccho, Tathagata wie: jaka jest natura form, i jak forma powstaje, i jak ginie" [MN I, 72]
duchonautyka.blogspot.com
wskazujaceslowa.blogspot.com
- UCD1born2B34U
- użytkownik zbanowany
- Posty: 115
- Rejestracja: pn kwie 13, 2009 22:06
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Dharma
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Jesteś pewien, że coś nie pokręciłeś? Na pewno nie odmawiał trzy razy poproszony ale nie żeby go trzeba było zawsze 3 razy prosić...iwanxxx pisze:W mahajanie jest taka tradycja, że Budda nigdy nie nauczał nie poproszony. Co więcej, nie nauczał nie poproszony wyraźnie trzy razy - wiele sutr zaczyna się od takiej trzykrotnej prośby.
Warto o tym pamiętać, nawet jeśli to legenda.
- UCD1born2B34U
- użytkownik zbanowany
- Posty: 115
- Rejestracja: pn kwie 13, 2009 22:06
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Dharma
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Może i coś racji miał ale wszechwiedzącym buddą dopasowującym nauki do poziomu słuchacza to on nie jest skoro kolega był na końcu pomieszany! A flirty zen to nie jest metoda dla każdego - rzekłbym nawet dla wybrańców - jeśli przypomnimy sobie przypowieść o Buddzie unoszącym kwiat to w całym zgromadzeniu rozumiał to jedynie Mahakaśjapa, więc na co dzień Budda musiał używać słów, które były zrozumiałe dla każdego...highersense pisze:Naprawdę uważacie że ON tak zupełnie nie miał racji?
- UCD1born2B34U
- użytkownik zbanowany
- Posty: 115
- Rejestracja: pn kwie 13, 2009 22:06
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Dharma
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Bez dodatkowych komentarzy na pewno ale w odpowiednim kontekście niekoniecznie:jest buddyjskim bulszitem wszechczasów.Buddha sam polecił nie słuchać tego co powiedział
-Lankavatara SutraBuddowie nie nauczają Dharmy, która jest zależna od liter. Każdy, kto naucza doktryny zależnej od liter i słów, jest tylko gadułą, ponieważ Prawda jest poza literami, słowami i księgami.
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Tak, jestem pewien, że taka jest ustna tradycja - oczywiście, że nie jest to zgodne z tym, co mamy w pismach. W wielu nurtach buddyzmu (i w tradycji chińskiej i w Tybecie) pojawia się motyw trzykrotnej prośby: przy pratimokszy, przy przyjmowaniu wskazań upasaki... Tak zaczyna się tez król sutr, czyli Avatamsaka.UCD1born2B34U pisze:Jesteś pewien, że coś nie pokręciłeś? Na pewno nie odmawiał trzy razy poproszony ale nie żeby go trzeba było zawsze 3 razy prosić...iwanxxx pisze:W mahajanie jest taka tradycja, że Budda nigdy nie nauczał nie poproszony. Co więcej, nie nauczał nie poproszony wyraźnie trzy razy - wiele sutr zaczyna się od takiej trzykrotnej prośby.
Warto o tym pamiętać, nawet jeśli to legenda.
- UCD1born2B34U
- użytkownik zbanowany
- Posty: 115
- Rejestracja: pn kwie 13, 2009 22:06
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Dharma
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Może i masz rację w tym zakresie ale nie powinieneś używać słowa "nigdy" bo nie wszystkie sutry zaczynają się od takiej trzykrotnej prośby...iwanxxx pisze:Tak, jestem pewien, że taka jest ustna tradycja - oczywiście, że nie jest to zgodne z tym, co mamy w pismach. W wielu nurtach buddyzmu (i w tradycji chińskiej i w Tybecie) pojawia się motyw trzykrotnej prośby: przy pratimokszy, przy przyjmowaniu wskazań upasaki... Tak zaczyna się tez król sutr, czyli Avatamsaka.UCD1born2B34U pisze:Jesteś pewien, że coś nie pokręciłeś? Na pewno nie odmawiał trzy razy poproszony ale nie żeby go trzeba było zawsze 3 razy prosić...iwanxxx pisze:W mahajanie jest taka tradycja, że Budda nigdy nie nauczał nie poproszony. Co więcej, nie nauczał nie poproszony wyraźnie trzy razy - wiele sutr zaczyna się od takiej trzykrotnej prośby.
Warto o tym pamiętać, nawet jeśli to legenda.
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Dlatego napisałem "jest taka tradycja". Tradycja to coś, co ma własne życie, niezależne od pism i gra olbrzymią rolę w żywym buddyzmie.
- stepowy jeż
- Senior User
- Posty: 1852
- Rejestracja: pn paź 23, 2006 18:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Dzogczen, Zen
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Generalnie chodzi chyba o to by nie nauczać na siłę. W dzogczen też mówi się o tym, żeby nie mówić o naukach osobom niezainteresowanym.iwanxxx pisze: Tak, jestem pewien, że taka jest ustna tradycja - oczywiście, że nie jest to zgodne z tym, co mamy w pismach. W wielu nurtach buddyzmu (i w tradycji chińskiej i w Tybecie) pojawia się motyw trzykrotnej prośby: przy pratimokszy, przy przyjmowaniu wskazań upasaki... Tak zaczyna się tez król sutr, czyli Avatamsaka.
Kryształ i ścieżka światła pisze:Jeśli udzielisz wyjaśnień na temat Dzogczen
stu ludziom, którzy są nimi zainteresowani,
to nie wystarczy;
ale jeśli przekażesz wyjaśnienia
jednej osobie, która nie jest nimi zainteresowana, to już za wiele.
Garab Dorje
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
O, właśnie. W takich historyjkach ważne jest, co z nich wynika a nie, czy są w 100% zgodne z prawdą. Wydaje mi się, że w nikajach nie ma tego motywu trzykrotnej prośby, więc możemy spokojnie założyć, że to historyczny Budda tak nie postępował.
- piotr
- ex Global Moderator
- Posty: 3569
- Rejestracja: pn cze 30, 2003 08:02
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: brak
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Jest, jest taki motyw. Jest też i motyw odwrotny: wg. Buddhy gdy zapyta cię on o coś trzy razy, a ty nie odpowiesz, to twoja głowa rozpadnie się na siedem kawałków.iwanxxx pisze:Wydaje mi się, że w nikajach nie ma tego motywu trzykrotnej prośby, więc możemy spokojnie założyć, że to historyczny Budda tak nie postępował.
-
- Posty: 39
- Rejestracja: wt maja 17, 2011 12:46
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Karma Kagyu
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Miałem podobne doświadczenia. Sęk w tym, że ludzie są różni, wygadują różne rzeczy na temat buddyzmu i zawsze lepiej podchodzić do tego sceptycznie. Nieraz nasłuchałem się jakichś pomieszanych opowiastek, które wprowadziły mnie w pomieszanie, które przez jakiś czas trwało. Dlatego najlepiej słuchać swojego lamy z własnej tradycji i tego się trzymać. Nieraz spotkałem się z tym, że ludzie przeinaczają dharmę, jeśli porównać to z tym, co mówią doświadczeni lamowie i ripocze. Szczególnie, jeśli to ludzie, którzy łączą różne ścieżki lub mieszają w to jakieś odległe koncepcje lub też tylko "inspirują się" buddyzmem. To potrafi sprowadzić na manowce, szczególnie, kiedy sprzedawane koncepcje na temat Dharmy są nieautentyczne i zaczerpnięte z jakichś new-age'owych źródeł. Lepiej poczytać sprawdzoną buddyjską literaturę i, jeśli tylko jest szansa, pojechać na wykład autentycznego Lamy.Schmalzler pisze:A zabolało mnie z mojej winy - miałem inne oczekiwania i facet zjadł mnie swoją rozległą wiedzą i doświadczeniem. Nie mam pretensji o to co mówił i jak mówił, problem był w tym jak to odebrałem.
Nie pamiętam, kto tak mówił, ale wątpliwości będą towarzyszyć nam aż do osiągnięcia wyzwolenia. U niektórych zanikają pod wpływem 'przebłysków', stanów, w których na chwilę doznajemy uczucia wyzwolenia (lub tylko tak nam się zdaje )Ras pisze:niektórzy ludzie mogą nam namieszać nieźle w głowie i wtedy sami we wszystko zwątpimy
Na moim przykładzie: wdaję się w masę dyskusji i, choć moją motywacją jest na zasadzie uczciwej argumentacji ukazanie dyskutantom czegoś, najczęściej kończy się to moim intelektualnym i psychicznym wyczerpaniem . Niestety, nad sztukę dyskusji większość ludzi stawia własne uprzedzenia i przekonywanie innych do swojej prawdy pozamerytorycznymi argumentami. Nie chcą weryfikować swoich poglądów, chcą samopotwierdzenia. Niekiedy zastanawiam się, na ile to tyczy się również mnie... Z jednej strony wiem, że jakiś pożytek przyniosły moje aktywności, a z drugiej... Sam nie wiem. Niektóre dyskusje są przez to jałowe i ostatecznie prowadzą do pomieszania, zdenerwowania, wypalenia (przynajmniej ja to tak odczuwam). Jednak jak widzę lub słyszę, co niektórzy wygadują, nie mogę się powstrzymać, żeby się nie wtrącić. Może to źle.highersense pisze:A prawo do rozmawiania o zenie czy buddyzmie masz zawsze,tylko w pewnym momencie się zaczynasz zastanawiać po prostu czy to ma jakikolwiek sens...?
- stepowy jeż
- Senior User
- Posty: 1852
- Rejestracja: pn paź 23, 2006 18:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Dzogczen, Zen
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Mnie się zdaje, że dyskusje są o tyle konstruktywne o ile dają nam impuls do praktyki, postępowania w zgodzie z dharmą itp. Gdybym kiedyś dawno nie prowadził długich rozmów z przyjacielem, pewnie nie spotkałbym dharmy. Gdybym tylko poprzestał na rozmowach i nie praktykowałbym - mały z tych rozmów byłby pożytek.karmadorje pisze:Na moim przykładzie: wdaję się w masę dyskusji i, choć moją motywacją jest na zasadzie uczciwej argumentacji ukazanie dyskutantom czegoś, najczęściej kończy się to moim intelektualnym i psychicznym wyczerpaniem . Niestety, nad sztukę dyskusji większość ludzi stawia własne uprzedzenia i przekonywanie innych do swojej prawdy pozamerytorycznymi argumentami. Nie chcą weryfikować swoich poglądów, chcą samopotwierdzenia. Niekiedy zastanawiam się, na ile to tyczy się również mnie... Z jednej strony wiem, że jakiś pożytek przyniosły moje aktywności, a z drugiej... Sam nie wiem. Niektóre dyskusje są przez to jałowe i ostatecznie prowadzą do pomieszania, zdenerwowania, wypalenia (przynajmniej ja to tak odczuwam). Jednak jak widzę lub słyszę, co niektórzy wygadują, nie mogę się powstrzymać, żeby się nie wtrącić. Może to źle.
- GatoNegro
- Posty: 503
- Rejestracja: śr lis 24, 2010 19:07
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Szkoła Zen Kwan Um
- Lokalizacja: Bielsko-Biała
- Kontakt:
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Otóż to. Zgadzam się ze stepowym jeżem. Podobnie jak w przypadku naszego forum.stepowy jeż pisze: Mnie się zdaje, że dyskusje są o tyle konstruktywne o ile dają nam impuls do praktyki, postępowania w zgodzie z dharmą itp. Gdybym kiedyś dawno nie prowadził długich rozmów z przyjacielem, pewnie nie spotkałbym dharmy. Gdybym tylko poprzestał na rozmowach i nie praktykowałbym - mały z tych rozmów byłby pożytek.
Jest to miejsce gdzie można podyskutować o Dharmie, swojej praktyce, można również poruszyć inne tematy.
Można zadać pytanie jak i znaleźć odpowiedź w poprzednich wątkach. Ale wraz z praktyką (o ile jest systematyczna) pytań powstaje coraz mniej i mniej.
Więc rozmowy na Buddyjskie tematy są ważne o ile dają paliwo do praktyki.
Pozdrawiam.
GN
Kwan Seum Bosal
- shingnya
- użytkownik zbanowany
- Posty: 248
- Rejestracja: pn sty 28, 2013 23:04
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: offline
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
A mnie właśnie to zraziło do zen, oprócz pseudo mistrzów - antagonizowanie praktyki i wiedzy o buddyzmie.
Właśnie taka niewiedza jest na rękę samowolnym roshim.
Dlatego właśnie wolę vajrajanę, ale nie DD bo tam też dają mało wiedzy jak na moje oczekiwania.
Już wolę Gelugpę albo inną szkołę ze szczerym do bólu i tradycyjnym podejściem do tego jakimi rzeczy są.
btw. w czasie dwóch lat w miarę intensywnego domowego zazen czułem się jakbym sobie amputował intelekt i czasami chodziłem "jak śnięta ryba".
Teraz tego nie mam, więc nie czytanie książek o praktyce to skrajność.
Ująłbym to tak, że na początkowym etapie praktyki można tylko siedzieć, żeby się przekonać czym jest praktyka zamiast o tym tylko czytać.
Powiedzmy po roku można już czytać i praktykować, żeby się uwarunkować też intelektualnie i wyobrażeniowo. Każda religia w tym buddyzm jest osadzona kulturowo, filozoficznie, intelektualnie i błędem jest uważać inaczej bo grozi to powierzchownością, synkretyzmami albo infantylizmem, co jest w istocie strzałem w stopę w naszą własną nową duchowość i religijność i może to powodować niezbyt poważne postrzeganie przez innych członków społeczeństwa naszych przekonań.
Pozdrawiam,
Właśnie taka niewiedza jest na rękę samowolnym roshim.
Dlatego właśnie wolę vajrajanę, ale nie DD bo tam też dają mało wiedzy jak na moje oczekiwania.
Już wolę Gelugpę albo inną szkołę ze szczerym do bólu i tradycyjnym podejściem do tego jakimi rzeczy są.
btw. w czasie dwóch lat w miarę intensywnego domowego zazen czułem się jakbym sobie amputował intelekt i czasami chodziłem "jak śnięta ryba".
Teraz tego nie mam, więc nie czytanie książek o praktyce to skrajność.
Ująłbym to tak, że na początkowym etapie praktyki można tylko siedzieć, żeby się przekonać czym jest praktyka zamiast o tym tylko czytać.
Powiedzmy po roku można już czytać i praktykować, żeby się uwarunkować też intelektualnie i wyobrażeniowo. Każda religia w tym buddyzm jest osadzona kulturowo, filozoficznie, intelektualnie i błędem jest uważać inaczej bo grozi to powierzchownością, synkretyzmami albo infantylizmem, co jest w istocie strzałem w stopę w naszą własną nową duchowość i religijność i może to powodować niezbyt poważne postrzeganie przez innych członków społeczeństwa naszych przekonań.
Pozdrawiam,
- GatoNegro
- Posty: 503
- Rejestracja: śr lis 24, 2010 19:07
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Szkoła Zen Kwan Um
- Lokalizacja: Bielsko-Biała
- Kontakt:
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Być może problem leżał właśnie w tym domowym zazen. Samodzielna praktyka jest bardzo trudna i w niektórych przypadkach może prowadzić nawet do skręcenia ze ścieżki.shingnya pisze: btw. w czasie dwóch lat w miarę intensywnego domowego zazen czułem się jakbym sobie amputował intelekt i czasami chodziłem "jak śnięta ryba".
Wiem jak jest z autopsji. Ja również praktykuję w domu, lecz miałem to szczęście że udało mi się chociaż raz pojechać do ośrodka Zen gdzie otrzymałem wprowadzenie do praktyki, z tą wiedzą praktykuję już od prawie dwóch lat samotnie. Również czasem zasięgam porady nauczyciela Zen via Internet.
Sytuacja się powoli zmienia (rozpocząłem pracę) i już niebawem będę w stanie pokryć koszty częstszych wyjazdów do ośrodka, również niebawem oficjalnie dołączę do Szkoły Kwan Um.
Tak że chociaż potwierdzam że samotna praktyka jest bardzo ciężka, to według mnie prawidłowo wykonywana może prowadzić do dobrych rezultatów. W moim przypadku jest to ogarnięcie się życiowo, trzeźwe spojrzenie na świat i możliwość pomocy innym. A wszystko to dzięki praktyce Zen. Więc nie mogę się zgodzić z tym że mój intelekt osłabł, wręcz przeciwnie dostał solidny zastrzyk trzeźwego postrzegania.
Pozdrawiam.
GN
Kwan Seum Bosal
-
- Posty: 39
- Rejestracja: wt maja 17, 2011 12:46
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Karma Kagyu
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Nie wiem, jak jest w gelugpie, ale w DD na "publicznych" wykładach zazwyczaj jest dużo ogólnej wiedzy o buddyzmie, na takich wykładach zawsze jest dużo nowych osób, które chcą się czegoś dowiedzieć. W Kucharach jest trochę inaczej . Podobnie na innych kursach z Lamą Ole czy kiedy przyjeżdżają różni Rinpocze. Tak samo z literaturą, kto szuka, ten znajdzieshingnya pisze:DD bo tam też dają mało wiedzy jak na moje oczekiwania.
- shingnya
- użytkownik zbanowany
- Posty: 248
- Rejestracja: pn sty 28, 2013 23:04
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: offline
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Spoko, nic nie mam do DD i do Olego, ale mnie do nich nie ciągnie jakoś. A wykłady z neta to jedyny mój kontakt z DD, więc się nie dziw mojej opinii.
Dziękuję za wyjaśnienie. Ole odwalił kawał dobrej roboty w swoich książkach i w popularyzacji buddyzmu w mediach.
Ciekaw jestem kiedy wyda nowa zaktualizowaną wersję "Dosiadając Tygrysa", tak jak wydał nową wersję "Moja Droga do Lamów" pod nazwą "Buddowie dachu Świata".
Myślę, ze to by był dobry pomysł gdyby w tej książce opisał swoje przygody do czasów współczesnych i po nowemu spojrzał na stare.
Pozdrawiam
Dziękuję za wyjaśnienie. Ole odwalił kawał dobrej roboty w swoich książkach i w popularyzacji buddyzmu w mediach.
Ciekaw jestem kiedy wyda nowa zaktualizowaną wersję "Dosiadając Tygrysa", tak jak wydał nową wersję "Moja Droga do Lamów" pod nazwą "Buddowie dachu Świata".
Myślę, ze to by był dobry pomysł gdyby w tej książce opisał swoje przygody do czasów współczesnych i po nowemu spojrzał na stare.
Pozdrawiam
- vegettazen
- Posty: 4
- Rejestracja: ndz mar 03, 2013 22:45
- Płeć: kobieta
- Tradycja: buddyzm zen
Re: Nic już nie wiem! - czyli moja rozmowa z buddystą zen
Czytam sutry, to nawet nie legenda, a prawda.iwanxxx pisze:W mahajanie jest taka tradycja, że Budda nigdy nie nauczał nie poproszony. Co więcej, nie nauczał nie poproszony wyraźnie trzy razy - wiele sutr zaczyna się od takiej trzykrotnej prośby.
Warto o tym pamiętać, nawet jeśli to legenda.
Pozdrawiam,
Vegeta